Wulgaryzmy, +18
Przed identyfikatorem stał wysoki mężczyzna. Długie, czarne włosy, związane ciemną wstążką, opadały na ramiona i plecy. Jego garnitur i spodnie zlewały się z mrokiem nocy. Nieskazitelnie biała koloratka pod szyją oraz bladość jego twarzy były jedynymi rzeczami kontrastującymi z otoczeniem. Jego oczy nie miały tęczówek, źrenice rozlewały się na całą powierzchnię rogówki.
Stał tak, czekając na identyfikację. Jego splecione w uścisku ręce były coraz bardziej mokre od potu, strój zdawał się mocniej przylegać do ciała.
Jest coraz mniej czasu, a ja muszę czekać na pierdolonego bota. Szybciej, idioto...
Gdy miał już uderzyć dłonią w ekran, usłyszał długo oczekiwany głos komputera.
- Identyfikacja zakończona. Najwyższy Inspektor Królewskiej Rady, Pan Dante Verril. Proszę podać numer dopuszczenia i planetę.
- Czy nie możesz mnie po prostu, kurwa, wpuścić? - mówił przez zaciśnięte zęby. - I tak wiesz, kim jestem, więc wpuść mnie do jasnej cholery!
- Przykro mi, Panie Inspektorze. Procedura jest niezmienna. Należy przestrzegać przepisów. Proszę podać numer dopuszczenia i planetę.
- Pierdolę was. Numer dopuszczenia: 6770-77. Planeta Agesandros. A teraz wpuszczaj mnie! - ludzie przechodzący obok wejścia do budynku odwrócili się na dźwięk uderzenia w ekran komputera.
Mężczyzna nie ukrywał już zdenerwowania i roztargnienia. Wiedział, że sekundy grają tu istotną rolę.
- Panie Dante, detektor wyczuł oznakę agresji. Proszę się uspokoić i zniwelować wulgaryzmy w języku. Rada Królewska zarządziła...
- Chuj mnie obchodzi! Wpuszczaj mnie, kurwa!
- … że przedstawiciele wysokich rang społecznych nie mogą używać przymiotów warstw niższych... - mężczyzna westchnął z rezygnacją, podczas gdy komputerowy głos kontynuował swoją przemowę. - Rada Królewska i jej podwładni muszą dawać przykład ludowi. Numer dopuszczenia i planeta poprawne. Dostęp udzielony. Witamy w Instytucie Królewskim, Panie Inspektorze.
Pan Inspektor wbiegł przez jeszcze nie do końca otworzone drzwi. Nie uważał na przechodzących obok ludzi, potrącił każdego, kto stał mu na drodze. Wszyscy spoglądali na niego z przerażeniem, gdy przemierzał kolejne wydziały Instytutu. Nikt nawet nie próbował się do niego odezwać. Słychać było tylko mruczenie pod nosem, które jednoznacznie wskazywało, gdzie ma on przepisy i zarządzenia Rady. Gdy w końcu dotarł do teleportu, wszyscy którzy stali w kolejce, ustąpili mu miejsca, widząc jak bardzo jest rozwścieczony. Był tutaj jedną z najwyżej postawionych osób i nikt nie chciał mu się narazić.
Dante wszedł w kamienny okrąg i wypowiedział formułkę.
Cel: Główne Więzienie Królewskie. Po chwili poczuł zimne mrowienie w okolicy skroni. Zamknął oczy, pokonał mdłości i zawroty głowy, które nagle go ogarnęły.
Uspokój się. Zdążysz na czas.
Po kilku sekundach znalazł się w innym pomieszczeniu. Było nieskazitelnie białe i nie było w nim nic oprócz robota w kształcie wilka. Mężczyzna wystąpił poza krąg wypalony na podłodze.
- Nawet mi kurwa nie mów o żadnym numerze. Prowadź do więźnia. - skierował się do bota i podążył szybko w stronę wyjścia.
Główne Więzienia to miejsce, w którym Najwyższy Inspektor przebywał stosunkowo rzadko, jednak ostatnie wydarzenia sprawiły, że wszystkie zabezpieczenia, iluzje i pułapki znał już na pamięć. Mechaniczny wilk z gracją niepodobną do robota poprowadził Dantego przez długi korytarz, po czym wstąpili do głównej sali siedziby. Ich oczom ukazały się miliony szklanych korytarzy, przejść i mostków, a wszystko to nie miało końca. Przynajmniej się tak się wydawało, ponieważ nieważne, czy obserwator patrzył w dół, czy w górę, nigdy nie widział kresu tej wieży. Perfekcyjnie nałożona iluzja. Ktoś nieobyty z tym miejscem nie mógłby się tu odnaleźć. Jednak maszyny wspomagane magią miały większą orientację w terenach okrytych iluzją. Gdy Dante przybył tu po raz pierwszy, myślał, że jego wędrówka nigdy się nie skończy. Jednak był to efekt wspomnianego wcześniej czaru. Po trzydziestu sekundach wilk doprowadził go do odpowiedniej celi. Przed nim stało dwóch mężczyzn. Magowie-strażnicy. Potężni, silni i zwinni. Nic nie mogło ich oszukać.
Dante stanął przed drzwiami, które otworzyły się po ułamku sekundy. Wszedł szybko do środka, już bardziej spokojny niż wcześniej. Zauważył kilku znajomych ludzi, stojących przed szybą. Byli to niższej rangi Inspektorowie Królewscy. Zaśmiał się pod nosem.
Jak to możliwe, że wszystko jest królewskie, skoro Króla nie ma już od ponad dwóch wieków?
Podszedł do szkła. Za nim znajdował się biały pokój, nieskazitelnie biały, tak jak tamten, do którego się teleportował. Nieskazitelność tą burzyła tylko przybita gwoźdźmi do metalowego stołu naga kobieta i krew ściekająca na podłogę.
- Wyatt. Raport. - zwrócił się do towarzysza stojącego najbliżej.
- Znaleźliśmy ją w jednej z sal Pałacu Rady. - stanowczo odpowiedział mu niski brunet. - Była pokojówką, sprawdzaną wiele razy przez systemy. Czyściuteńka. W niczym nie przypomina poprzednich. No, może tylko tyle, że młoda i ładna. Ineli Shizuko, 24 lata, studentka Wydziału Teleportacji na Uniwersytecie Darwina. Mieszkała sama, dorabiała sobie jako pokojówka w salach niższych urzędników. Rodzina pozostała w Nowych Chinach, skąd ona przybywa. Raczej nie mają z tym nic wspólnego. Przyjaciele nic nie wiedzą. Chłopaka czy męża brak. Zdrowa, brak żadnych powikłań, przeciętna. To tyle.
Dante stał jeszcze chwilę wpatrując się w podłogę. Nie chciał patrzeć na tę kobietę. Nienawidził tego etapu swojej pracy. Ginęli przez to niewinni ludzie.
- Wyatt, dziękuję za raport. Teraz wpuśćcie mnie do niej. - odpowiedział, ściągając marynarkę i rzucając ją na najbliższe krzesło.
- Ale, Panie Inspektorze, to niebezpieczne... - wszyscy, w tym Wyatt, patrzeli się na niego z przerażeniem w oczach.
- Czy myślisz, że Rada wybrała na Najwyższego Inspektora jakieś pierwszego lepszego wymoczka z psiej dupy? Wpuszczaj mnie. Nie chcesz, żebym się porządnie wkurwił.
Podszedł do drzwi dzielących go od białego pomieszczenia. Gdy po chwili nadal nie ustępowały, spojrzał się na zastygłych w bezruchu podwładnych. Jego spojrzenie wystarczyło, by wzięli się do roboty. Przeszedł przez próg i szybkim krokiem ruszył w stronę kobiety. Stanął przed nią i oparł się o ścianę. Wypowiedział krótką inkantację i w jego dłoni pojawiła się różdżka. Czarna, aksamitna, z czerwonymi refleksami i bogatymi zdobieniami, wskazującymi na jego wysoką pozycję. Kobieta ocknęła się i spojrzała na nią.
- Ohoho, proszę, proszę... - roześmiała się głośno. - Trafił nam się Wielki Pan Inspektor! Najwyższy z Najwyższych, Najlepszy z Najlepszych! Kochanie, może moglibyśmy... No wiesz... Oddalić się gdzieś na chwileczkę... Pokazałabym ci, co potrafi młoda studentka...
Mimo wszechobecnej krwi, pochodzącej z ran kobiety, nie zdawała się ona odczuwać bólu. Wręcz przeciwnie. Metalowe pręty i gwoździe wbite w jej dłonie, stopy, brzuch i gardło nie przeszkadzały jej w niczym. Tak, jakby ich nie było. Nie powinna żyć, jednak do śmierci nie było jej śpieszno.
- Wiemy, że nie jesteś studentką. Myślisz, że w Królewskich służbach pracują idioci? Teraz Ineli. A kto był wcześniej? Sarai? Jenn? Naida? Mógłbym wymieniać te imiona jeszcze długo...
Uśmiech zszedł z twarzy kobiety, co nie uszło uwadze Inspektora. Teraz to on się uśmiechał.
- W końcu mamy cię żywą... Kim jesteś? Dlaczego to robisz? I jaki jest twój cel? - zbliżał się do niej i wyciągał w jej stronę różdżkę. Patrzyła się na nią z przerażeniem, ale nie zmieniła swojego nastawienia.
- Kochanie... Może jednak zmienisz zdanie? Twoi koledzy z Instytutu byli raczej zadowoleni... No wiesz, skarbie... Mam raczej pojemne wnętrze... – odchyliła głowę od stołu, przez co krew spływała jeszcze mocniej. Miała potarganą całą aortę, która już wcześniej wypompowała większość krwi z ciała. Krtań była zgnieciona całkowicie, jednak głos nie zmieniał się jej ani trochę.
Wygięła usta w uwodzicielskim uśmieszku. Dante podszedł bliżej i zaczął wodzić różdżką po jej ciele. Zaczął od policzka, potem zszedł niżej, do ramion, okrążył nią piersi, zatrzymując na nich również wzrok. Musiał to przyznać - była bardzo atrakcyjną kobietą. Gdyby zobaczył ją gdzieś na ulicy, z pewnością odwróciłby za nią głowę. Drugą ręką zaczął gładzić jej uda, po czym zaczął wodzić palcami po jej wzgórku łonowym. Różdżkę skierował między piersi. Kobieta pojękiwała cicho i co chwilę chichotała, będąc najwyraźniej zadowolona z „tortur”, jakich doświadczał na niej Inspektor.
Przybliżył się do niej, nie zważając na krew wsiąkającą w jego ubranie. Przyłożył usta do jej ucha.
- Ineli... Jeśli tam jesteś... - przycisnął różdżkę mocniej w jej klatkę piersiową. - Powiedz dziwce, że ją dorwę.
Różdżka zaczęła wysysać z kobiety życie, zostawiając po sobie czarne smugi na ciele. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Dante wiedział, że czuje ból, nawet jeśli to nie było jej ciało. Wkładał w zaklęcie tyle siły, ile tylko mógł z siebie wyciągnąć. Chciał, by cierpiała. Próbowała coś powiedzieć, jednak zanim zdążyła to zrobić, czarna trucizna śmiercionośnej magii dotarła do jej ust, zamieniając je w martwą i gnijącą tkankę. Po kilku sekundach śmierć pochłonęła jej całe ciało.
Do sali wbiegł Wyatt, a za nim kilku innych Inspektorów.
- Panie Verrill! Co Pan zrobił! - krzyczał na niego, jednak nie odważył się podejść bliżej. - Pierwszy raz dorwaliśmy ją, a Pan ją zabił!
Dante nie przejął się nim zbytnio. Wytarł różdżkę w koszulę, wypowiedział inkantację, po czym rozpłynęła się ona w powietrzu. Ominął wszystkich i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Przed celą czekał na niego wilk. Pogłaskał go po łbie i ruszył za nim do teleportu.
"EDEN"; [science fiction] (rozdział pierwszy)
1
Ostatnio zmieniony wt 24 cze 2014, 22:18 przez Ceallach, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin
Dr Bąbelek
David Martin
Dr Bąbelek