Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy od samego początku to nadprzymiotnikoza. Łączę się w bólu, bo sama też cierpię na tę chorobę i czasami dopiero po wielu miesiącach odpoczynku od tekstu dostrzegam, jak bardzo tekst grzęźnie i się rozmiałcza przez doklejanie przymiotnika do każdego rzeczownika.
Wiem, że chcesz jak najbardziej obrazowo opisać przedstawioną scenę, a przymiotniki wydają się najlepszym środkiem do osiągnięcia tego celu, jednak przez nie tekst zmienia się w papkę.
Jak temu zaradzić? Szczerze mówiąc nie wiem. Sugerowałabym coś w stylu "bladość rąk cośtam robiła, złoto otomany szmośtam robiło" zamiast "blada babeczka leżała na ciemnozłotej otomanie", ale nie upieram się, że to dobre wyjście.
Warto też popracować nad zróżnicowaniem długości zdań. Tutaj na dzień dobry dostajemy cztery kobyły pod rząd. A wystarczyło popracować z interpunkcją, choćby:
Za oknem szalała ulewa.
Mroźny wiatr ciskał się po ogrodzie, okalającym późnorenesansowy dworek, którego biały, podparty kolumnami ganek widoczny był już od początku wiodącej w głąb parku alei.
Tak swoją drogą z oknem też jest problem. W drugiej części zdania punkt widzenia wyraźnie stoi w parku na zewnątrz dworku, a zatem za jakim oknem szalała ta ulewa? Potem punkt widzenia znów przeskakuje do korytarzyka. Obrałabym pierwsze zdanie z wszelkich wzmianek o kolumienkach, alejkach i późnorenesansowości. Wiem, że miało to oddawać klimat... ale o tym później.
Czarna Emma pisze:Source of the post Ze względu na późną porę palił się tam tylko jeden, wiszący nad złotą ramą lustra, kinkiet
Jeśli kinkiet się palił, to chyba niedobrze.
Czarna Emma pisze:Source of the post Ujęty w gustowny prostokąt koloru starego złota obraz przedstawiał dzieło Moneta - namalowane kilkoma pociągnięciami ciemnej farby korpusy statków unosiły się na pofalowanej powierzchni srebrzącego się w księżycowej poświacie morza.
Raz: Pofalowana powierzchnia srebrzącego się w księżycowej poświacie morza. Trzy epitety pod rząd i to jeden w dodatku "na kanapkę".
Dwa: Wiem, że była rama i teraz trzeba ten wyraz zastąpić innym, by uniknąć powtórzenia, ale wyrażenie "gustowny prostokąt" jest trochę niezgrabne. Prostokąt to prostokąt, nie ma mniej i bardziej gustownych.
To tyle, jeśli chodzi o styl - dalej jest podobnie. Poza tym płonącym kinkietem nie zauważyłam jakichś ewidentnych błędów językowych, choć mogły mi umknąć. Pojawiają się też bardzo udane zdania.
Mamy jednak drugi, poważniejszy problem: kiedy rozgrywa się akcja?
Dworek, hrabina, buduar, ruble, pince nez, dług, żydowskie nazwiska i pistolet, to wszystko aż krzyczy: XIX wiek. To jednak niemożliwe, bo mamy piżamę, pomalowane paznokcie, zachwycanie się klamką z czasów Napoleona, która dla rówieśników Prusa byłaby nie zabytkiem, a rupieciem po dziadku, no i przede wszystkim przyjmowanie petenta po nocy, co nawet dzisiaj jest nieco szokującą poufałością.
I OK, fajnie, rozumiem przewrotność pomysłu - oddajemy niby dawny klimacik, a tak naprawdę wała, bo to się dzieje współcześnie. Jednak skoro tak, to mamy kolejne pytania: Dlaczego oni tak śmiesznie mówią? Dlaczego w dworku mieszka hrabina, a nie żona jakiegoś Tygrysa Europy, ewentualnie pani Alutka? Dlaczego na służbę dzwoni, a nie wysyła SMS? Skąd młody wziął broń i czemu nie była w sejfie? Wszak w XXI wieku z pistoletami po dworkach biegają raczej ochroniarze, a panicza przy zabawie z bronią widziałabym raczej na strzelnicy lub paintballu. No i czemu dług w rublach?
Rozumiem chęć namotania. Dobra zagadka to taka, którą da się rozwiązać, a ja tutaj rozwiązania nie widzę. Być może w tekście jest jakiś klucz, a tylko ja jestem kaczanem i coś przeoczyłam. Zdarza mi się. Myślę, że będziesz w stanie sama to ocenić.