Kiedy chodzę ulicami tego starego, zmarnowanego miasta czuję jednocześnie zachwyt i przygnębienie. Miasto jest dosyć pokaźnych rozmiarów, ale zamiast malowniczych uliczek i wspaniałych zabytków można tu jedynie zobaczyć zaśmiecone, dziurawe drogi czy popękane ściany obskurnych, opuszczonych budynków, a zamiast przyjemnego gwaru i śmiechu mieszkańców usłyszeć wyłącznie martwą ciszę przerywaną złowrogim echem dawnej tragedii, która raz na jakiś czas lubi o sobie przypomnieć. Bo ci, którzy tutaj zostali nie pamiętają o niczym, nawet o sobie nawzajem.
Kiedyś to miasto było pięknym ośrodkiem turystycznym. Ludzie zjeżdżali się tłumnie chcąc podziwiać średniowieczne kościoły i olbrzymie pomniki upamiętniające czyjeś wielkie zasługi, odpocząć, choć przez chwilkę, od stresów codzienności i zawrotnej szybkości życia, zatrzymać się właśnie tutaj i poczuć tę charakterystyczną dla miasta atmosferę tajemniczego spokoju. Ale po wojnie nikt nie odbudował zniszczonych budynków i ulic i teraz z dawnej świetności pozostała tylko ta magiczna atmosfera. Miasto zostało spisane na straty. Jest martwe. A kto zechce podziwiać martwe miasto? Chyba tylko duchy. Zdrowi na umyśle, rozsądni ludzie już dawno stąd wyjechali, bo tu nie ma jak żyć, można jedynie trwać niezauważonym, wegetować i patrzeć jak przez palce ucieka wszystko, co najlepsze mogłeś mieć od życia, gdybyś stąd uciekł.
Ale ja nigdy tego nie zrobię. Przyjechałem tutaj już po wojnie, dwadzieścia lat temu. Byłem wtedy cwanym, nieustraszonym młodzieniaszkiem, skończyłem szkołę i podróżowałem do różnych miast szukając przygody i guza. Nigdzie nie zabawiłem dłużej niż dwa tygodnie. Dopiero to miasto mnie przyciągnęło. Już idąc tutaj, czułem coś tak dziwnego i niewyraźnego, że nie potrafiłem tego nazwać, a gdy postawiłem tu swój pierwszy krok wiedziałem, że już nigdy się stąd nie uwolnię. Byłem jak zahipnotyzowany, zaślepiony, bezwolny. Przyjechałem tu na zawsze po to, aby w tym zrujnowanym mieście przeżyć najpiękniejsze lata swojej młodości i cieszyć się trwającą w nieskończoność beztroską i brakiem odpowiedzialności, aż w końcu umrzeć. Przyjechałem tu po najgorszą śmierć, podczas gdy inni wyjeżdżali stąd niemal w popłochu, aby jej uniknąć, zapomnieć i żyć błogo gdzieś daleko, modląc się, by kiedyś umrzeć lepiej.
Wiem, co mnie czeka. Najgorsza śmierć to samotność, pustka, nicość. Tutaj nikt nie odchodzi spełniony i opłakiwany. Kiedy przyjdzie na kogoś czas, ludzie rzucą na ten temat dwa obojętne słowa, zbiorą się i zakopią go na prowizorycznym cmentarzu i nawet postawią krzywy krzyż na bezimiennym grobie. A potem wracają do zapchlonej knajpy, z której wyszli i już nic nie pamiętają. Tak jest zawsze. Przez dwadzieścia lat uczestniczyłem w wielu takich pochówkach i nie pamiętam ani jednego nazwiska, ani jednej twarzy, a przecież to byli kiedyś żywi ludzie, których codziennie widywałem na tych zaśmieconych ulicach, z którymi grałem w karty i piłem. Już nie wiem kim oni byli. Zupełnie tak, jakby nigdy nie istnieli. Kiedyś znalazłem w zaułku małego chłopca, co jest rzadkością, bo tu umierają głównie starzy ludzie, i pamiętam jedynie, że miał strasznie znoszone granatowe tenisówki, nawet już nie wiem dlaczego odszedł.
Najlepsze w tym mieście jest to, że nikt mnie tu nie znajdzie. Dlatego tu jestem. Przyjeżdżają tu tylko ci, którzy, tak jak ja, chcą się ukryć przed światem. Idealne miejsce dla samotnych nieszczęśników, przyszłych samobójców, dziwolągów i poszukiwanych przestępców. Najwięcej tutaj tych pierwszych. Czasem zdarzy się też samobójca szukający potwierdzenia, że świat jest beznadziejny i nie ma po co żyć, ale takiego to nawet przy pochówku nikt nie pamięta, bo za szybko ze sobą kończy. Dziwolągów teraz tu nie ma. Kiedyś był. Opowiadał mi o nim jeden staruszek, ale nie pamiętam już ani jego, ani tej opowieści. Ilu zaś przestępców – tego nie wiem, bo nikt się z tym nie afiszuje. Ja też nikomu nie powiedziałem, że jestem mordercą, że w czasie moich szalonych podróży zgwałciłem i zabiłem sześć młodych kobiet. Może jakbym powiedział zapamiętaliby mnie na dłużej. Wyróżniałbym się na tle tych nieszczęśników, tak jak tamten mały chłopiec czy dziwoląg zapomnianego staruszka. Może ktoś na zawsze zapamiętałby moje granatowe tenisówki? Muszę się nad tym zastanowić. Bo to miasto cierpi na straszliwą amnezję.
Re: "Niepamięć" [obyczaj]
2Jak zwykłem mawiać w takim kontekście: cogito, e(r)go sum.carrie pisze:Kiedy chodzę ulicami tego starego, zmarnowanego miasta
To "jednocześnie" budzi moje wątpliwości. Jest kwestią do interpretacji, czy uznać to słowo za niezbędne. Jeżeli nie jest niezbędne - usunąć.czuję jednocześnie zachwyt i przygnębienie
Brrrr... Ne dość, że to zdanie jest obłędnie długie, to jeszcze stylem przywodzi na myśl raczej przewodnik turystyczny, a w najlepszym razie reportaż, ale na pewno nie prozę. Przede wszystkim za dużo tu przymiotników, a za mało metafor. Jest tylko jedna, "martwa cisza", która do tego jest metaforą, nomen omen, martwą, to jest niebudzącą w odbiorcy wrażenia metaforyczności. Opis nie musi być dynamiczny, ale musi być plastyczny.Miasto jest dosyć pokaźnych rozmiarów, ale zamiast malowniczych uliczek i wspaniałych zabytków można tu jedynie zobaczyć zaśmiecone, dziurawe drogi czy popękane ściany obskurnych, opuszczonych budynków, a zamiast przyjemnego gwaru i śmiechu mieszkańców usłyszeć wyłącznie martwą ciszę przerywaną złowrogim echem dawnej tragedii, która raz na jakiś czas lubi o sobie przypomnieć.
Bo ci, którzy tutaj zostali, nie pamiętają o niczym, nawet o sobie nawzajem.
I znowu robisz z tekstu przewodnik Pascala. To nie są złe przewodniki, oczywiście, ale nijak mają się do prozy. Nawet jeżeli piszesz prozę obyczajową, musisz od czasu do czasu pokazać jakiś dynamizm w tej czy owej scenie, a przede wszystkim musisz pokazać emocje. Mało tego, musisz dać je poczuć (obyczaj, no nie?), ograniczanie się do wyliczanki takiej jak tu (niezależnie od tego, co tak naprawdę inwentaryzujesz) to zbrodnia popełniona na własnym tekście.Kiedyś to miasto było pięknym ośrodkiem turystycznym. Ludzie zjeżdżali się tłumnie chcąc podziwiać średniowieczne kościoły i olbrzymie pomniki upamiętniające czyjeś wielkie zasługi, odpocząć, choć przez chwilkę, od stresów codzienności i zawrotnej szybkości życia, zatrzymać się właśnie tutaj i poczuć tę charakterystyczną dla miasta atmosferę tajemniczego spokoju.
Miasto spisano na straty. Ale poza tym to jest pierwszy tutaj naprawdę dobry fragment.Miasto zostało spisane na straty. Jest martwe. A kto zechce podziwiać martwe miasto? Chyba tylko duchy.
Źle. Tobie nie chodzi o zdrowych na umyśle w sensie dosłownym (niechorych psychicznie), ale o trzeźwo i rozsądnie myślących. Taki kolokwializm jak "zdrowi na umyśle " nie pasuje do prezentowanego tu stylu.Zdrowi na umyśle, rozsądni ludzie już dawno stąd wyjechali
O, tutaj pojawia się namiastka prawdziwie odczuwalnych emocji. Tylko namiastka. I dopiero tutaj.Ale ja nigdy tego nie zrobię.
podróżowałem do różnych, miast szukając przygody i guza
Policz zaimki.Dopiero to miasto mnie przyciągnęło. Już idąc tutaj, czułem coś tak dziwnego i niewyraźnego, że nie potrafiłem tego nazwać, a gdy postawiłem tu swój pierwszy krok wiedziałem, że już nigdy się stąd nie uwolnię.
To jest poprawka minimalna, daleka od tego, co należałoby zrobić z tym zdaniem, ale śmiem twierdzić, że to ruch we właściwą stronę. Gdy narrator opowiada o decyzjach i wydarzeniach, które zaważyły na jego dalszym życiu, musi to czynić dynamicznie, sugestywnie, z mocą.Przyciągnęło mnie dopiero to miasto. Nie potrafiłbym nazwać tego, co czułem, zbliżając się do niego. Gdy postawiłem tu pierwszy krok, wiedziałem, że już nigdy się nie uwolnię.
To już nawet nie o dwa, ale o trzy imiesłowy za dużo. Metafory, pani autorko, metafory!Byłem jak zahipnotyzowany, zaślepiony, bezwolny
Porównaj:Przyjechałem tu na zawsze po to, aby w tym zrujnowanym mieście przeżyć najpiękniejsze lata swojej młodości i cieszyć się trwającą w nieskończoność beztroską i brakiem odpowiedzialności, aż w końcu umrzeć.
Przyjechałem tu na zawsze, aby w tym zrujnowanym mieście przeżyć najpiękniejsze lata młodości, cieszyć się trwającą w nieskończoność beztroską [brak odpowiedzialności jest poniekąd tożsamy z beztroską], a w końcu umrzeć.
A może:Przyjechałem tu po najgorszą śmierć, podczas gdy inni wyjeżdżali stąd niemal w popłochu
Lepiej?Przyjechałem po najgorszą śmierć, podczas gdy inni wyjeżdżali niemal w popłochu
Dobra, podsumujmy.
Problem 1. Masz tendencję do rozwlekania zdań, co sprawia, że czytanie staje się męczące.
Problem 2. Zbyt często piszesz stylem dziennikarsko-popularnonaukowym; efekt jak wyżej.
Problem 3. Źle dawkujesz emocje, czasami powinnaś złapać czytelnika za gardło i wytarmosić.
Problem 4. Masz drobne problemy z interpunkcją.
Problem 5. Nadużywasz zaimków.
Lekarstwo, panaceum wręcz, znajdziesz tutaj: http://kres.mag.com.pl/kaciki.php
Przeczytaj WSZYSTKIE te artykuły, dokładnie, po kilka razy. Przemyśl, wyciągnij wnioski.
Natomiast obraz, jaki nakreślasz, jest zdecydowanie obrazem ciekawym. Trzeba by go "tylko" inaczej opisać.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
3
Może: przechadzam się, spaceruję? Spacer coś oznacza, a takie chodzenie oznacza wszystko i nic.Kiedy chodzę ulicami tego starego, zmarnowanego miasta czuję jednocześnie zachwyt i przygnębienie.
Zamiast śmiechu mieszkańców jest cisza. Coś ją przerywa - przydałoby się to coś nazwać, bo jest rzucone w powietrze i pozostawione samemu sobie i – jak cytat wyżej – może oznaczać wszystko.Wiemy tylko, że tragedia od czasu do czasu o sobie przypomina, a l e jak to robi (że złowrogo niewiele mówi).zamiast przyjemnego gwaru i śmiechu mieszkańców usłyszeć wyłącznie martwą ciszę przerywaną złowrogim echem dawnej tragedii, która raz na jakiś czas lubi o sobie przypomnieć.
Narrator troszkę zboczył z kursu.Ludzie zjeżdżali się tłumnie chcąc podziwiać średniowieczne kościoły i olbrzymie pomniki upamiętniające czyjeś wielkie zasługi, odpocząć, choć przez chwilkę, od stresów codzienności i zawrotnej szybkości życia, zatrzymać się właśnie tutaj i poczuć tę charakterystyczną dla miasta atmosferę tajemniczego spokoju.
Chodzi o to, że miasto posiadało atmosferę spokoju, która ściągała turystów. Ale tutaj głównym "bohaterem" stali się owi turyści. Próbujesz pokazać dawny klimat tego miejsca od tyłu.
Wyciąć.Ale po wojnie nikt nie odbudował zniszczonych budynków i ulic i teraz z dawnej świetności pozostała tylko ta magiczna atmosfera.
Źle. Przyciągały go wszystkie miasta, skoro podróżował do nich szukając przygody. Ale tylko to miało coś, co sprawiło, że w nim pozostał – bo tak wynika z treści.podróżowałem do różnych miast szukając przygody i guza. Nigdzie nie zabawiłem dłużej niż dwa tygodnie. Dopiero to miasto mnie przyciągnęło.
A jeśli bohater chciał powiedzieć, iż miasto to działało na niego jak magnes, jakby przyzywając go z daleka, to się z tym rozminął.
Jeśli tego nie nazwiesz, narratorze, to ja tego też nie poczuję. Niewyraźne, dziwne uczucie, może oznaczać... wszystko. I tym sposobem powstało zdanie o emocjach, pozbawione emocji.Już idąc tutaj, czułem coś tak dziwnego i niewyraźnego, że nie potrafiłem tego nazwać
1. Jakby chcieli zatupać nogą, żeby pokazać tę obojętność. Tyle, że tupanie nogą z obojętnością nic wspólnego nie ma.Kiedy przyjdzie na kogoś czas, ludzie rzucą na ten temat dwa obojętne słowa, zbiorą się i zakopią go na prowizorycznym cmentarzu [1]i nawet postawią [2]krzywy krzyż na bezimiennym grobie.
A potem [3]wracają do zapchlonej knajpy, [4]z której wyszli i już nic nie pamiętają.
2. Krzywy krzyż niekoniecznie musi oznaczać bylejakość.
3. Błędny czas.
4. Zbędne. Jeżeli wracają, to logiczne, że już tam byli.
Zdanie jest też za długie:
Kiedy przyjdzie na kogoś czas, ludzie tylko wzruszą ramionami. Złożą go w bezimiennym grobie, byle jak stawiając krzyż, a potem wrócą do zapchlonej knajpy i o wszystkim zapomną.
Brzmi, jakby bohater nie pamiętał, dlaczego chłopiec zdecydował się umrzeć, a chodziło raczej o to, że nie pamięta przyczyny jego śmierci.Kiedyś znalazłem w zaułku małego chłopca, co jest rzadkością, bo tu umierają głównie starzy ludzie, i pamiętam jedynie, że miał strasznie znoszone granatowe tenisówki, nawet już nie wiem dlaczego odszedł
Tu, tutaj, tu...Najlepsze w tym mieście jest to, że nikt mnie tu nie znajdzie. Dlatego tu jestem. Przyjeżdżają tu tylko ci, którzy, tak jak ja, chcą się ukryć przed światem. Idealne miejsce dla samotnych nieszczęśników, przyszłych samobójców, dziwolągów i poszukiwanych przestępców. Najwięcej tutaj tych pierwszych. Czasem zdarzy się też samobójca szukający potwierdzenia, że świat jest beznadziejny i nie ma po co żyć, ale takiego to nawet przy pochówku nikt nie pamięta, bo za szybko ze sobą kończy. Dziwolągów teraz tu nie ma.
Masz garść elementów, którymi możesz zbudować klimat, ale rozrzuciłaś je tak, że ciężko je pozbierać, one gdzieś tam przemykają co kilka zdań, jednak nie tworzą spójnego obrazu.
Najpierw opisujesz brzydotę miasta i napomykasz o obecnych mieszkańcach. Potem piszesz o przeszłości i turystach. Potem znów mamy opis martwego miasta, a potem dawnych mieszkańców, którzy z niego uciekli – dość chaotyczne. Przydałoby się trochę te informacje przetasować:Kiedy chodzę ulicami tego starego, zmarnowanego miasta czuję jednocześnie zachwyt i przygnębienie. Miasto jest dosyć pokaźnych rozmiarów, ale zamiast malowniczych uliczek i wspaniałych zabytków można tu jedynie zobaczyć zaśmiecone, dziurawe drogi czy popękane ściany obskurnych, opuszczonych budynków, a zamiast przyjemnego gwaru i śmiechu mieszkańców usłyszeć wyłącznie martwą ciszę przerywaną złowrogim echem dawnej tragedii, która raz na jakiś czas lubi o sobie przypomnieć. Bo ci, którzy tutaj zostali nie pamiętają o niczym, nawet o sobie nawzajem.
Kiedyś to miasto było pięknym ośrodkiem turystycznym. Ludzie zjeżdżali się tłumnie chcąc podziwiać średniowieczne kościoły i olbrzymie pomniki upamiętniające czyjeś wielkie zasługi, odpocząć, choć przez chwilkę, od stresów codzienności i zawrotnej szybkości życia, zatrzymać się właśnie tutaj i poczuć tę charakterystyczną dla miasta atmosferę tajemniczego spokoju. Ale po wojnie nikt nie odbudował zniszczonych budynków i ulic i teraz z dawnej świetności pozostała tylko ta magiczna atmosfera. Miasto zostało spisane na straty. Jest martwe. A kto zechce podziwiać martwe miasto? Chyba tylko duchy. Zdrowi na umyśle, rozsądni ludzie już dawno stąd wyjechali, bo tu nie ma jak żyć, można jedynie trwać niezauważonym, wegetować i patrzeć jak przez palce ucieka wszystko, co najlepsze mogłeś mieć od życia, gdybyś stąd uciekł.
Niegdyś piękne miasto umarło. Mieszkańcy uciekli. Pozostały tylko popękane mury, zaśmiecone ulice i straszące pustką budynki. I ludzie, którzy przybyli tutaj, by ukryć się przed światem.
Informacja o gwałtach i morderstwach na końcu powinna uderzyć jak dzwon, tymczasem ona jest rzucona tak beznamiętnie i od niechcenia, że dopiero po chwili dotarło do mnie, że w ogóle coś było tutaj powiedziane. Źle przygotowałaś grunt pod to, pisząc rozwlekle i w sposób pozbawiony emocji. Trzeba by poskracać te zdania, przetasować informacje, wrzucić trochę emocji. Warto, bo może wyjść z tego coś bardzo ciekawego.
4
Spodobał mi się pomysł. Pomysł tła dla jakiegoś dobrego opowiadania, może nawet powieści. Ale takiej, która nie powtarza w kółko o tej niepamięci, amnezji i zapominaniu, tylko w której czytelnik dostrzega te luki, a narrator jakby sam o nich nie pamiętał.
Taka wizja mi się rzuciła po przeczytaniu tekściku, więc się nią dzielę.
Bo ogólnie, niestety, w opowiadaniu zabrakło mi wielu rzeczy: stylu, fabuły, EMOCJI (w bohaterze, bądź tych wzbudzanych w czytelniku). Spodobało mi się coś, co najbliżej mogłabym określić klimatem i potencjałem pomysłu - bo jego realizacja wyszła Ci dość słabo.
Zarzut a propos stylu. Jest dość nudny. Monotonne, rozwlekłe zdania, dużo przymiotników, żadnych zmian tempa, podkreśleń, uderzeń, wykrzykników.
Dla mnie to chyba było najgorsze.
Poza tym błędy warsztatowe, których jednak, po wnikliwej analizie Wolfa i Mamiki, nie będę powtarzać.
Co do emocji, których ja w opowiadaniach poszukuję, to taki naświetlający całą sprawę aspekt podała mamika. Informacja o przeszłości bohatera - tych morderstwach. Jest w tonie całej narracji.
Jeszcze raz powtórzę: pomysł z potencjałem, ale trzeba by go jeszcze raz napisać. Może nawet nie tyle "jeszcze raz", co "w ogóle" napisać. Bo na razie to jest taka podstawa, pozwalająca chyba bardziej autorowi wkręcić się w klimat i rozpocząć prawdziwą pracę.
Oby owocną
Pozdrawiam,
Ada
Taka wizja mi się rzuciła po przeczytaniu tekściku, więc się nią dzielę.
Bo ogólnie, niestety, w opowiadaniu zabrakło mi wielu rzeczy: stylu, fabuły, EMOCJI (w bohaterze, bądź tych wzbudzanych w czytelniku). Spodobało mi się coś, co najbliżej mogłabym określić klimatem i potencjałem pomysłu - bo jego realizacja wyszła Ci dość słabo.
Zarzut a propos stylu. Jest dość nudny. Monotonne, rozwlekłe zdania, dużo przymiotników, żadnych zmian tempa, podkreśleń, uderzeń, wykrzykników.
Dla mnie to chyba było najgorsze.
Poza tym błędy warsztatowe, których jednak, po wnikliwej analizie Wolfa i Mamiki, nie będę powtarzać.
Co do emocji, których ja w opowiadaniach poszukuję, to taki naświetlający całą sprawę aspekt podała mamika. Informacja o przeszłości bohatera - tych morderstwach. Jest w tonie całej narracji.
Mamy taki ciąg, w którym pada ważna i dość wstrząsająca wiadomość. I nic się z nią nie łączy? Żadnego wspomnienia bohatera, odczucia, obrazu rzucającego się przed oczy jak taka złośliwa mara?Ilu zaś przestępców – tego nie wiem, bo nikt się z tym nie afiszuje. Ja też nikomu nie powiedziałem, że jestem mordercą, że w czasie moich szalonych podróży zgwałciłem i zabiłem sześć młodych kobiet. Może jakbym powiedział zapamiętaliby mnie na dłużej. Wyróżniałbym się na tle tych nieszczęśników, tak jak tamten mały chłopiec czy dziwoląg zapomnianego staruszka.
Jeszcze raz powtórzę: pomysł z potencjałem, ale trzeba by go jeszcze raz napisać. Może nawet nie tyle "jeszcze raz", co "w ogóle" napisać. Bo na razie to jest taka podstawa, pozwalająca chyba bardziej autorowi wkręcić się w klimat i rozpocząć prawdziwą pracę.
Oby owocną

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"