Latest post of the previous page:
Hmm... a czy to czasem nie było tak, że zanim książka pojawiła się na rynku, najpierw wyszła gra Metro 2033? Przynajmniej tak zasłyszałem od znajomych. : |47
Wyższe nakłady Rosjan nie wynikają wyłącznie z tego że jest ich więcej.
Rosyjski rynek jest podwójnie głębszy.
I
1) faktycznie jest ich więcej. 140-180 milionów "czystych etnicznie" W Rosji, WNP, UE, USA
2) a jakby było mało mają obok 60 milionów Ukraińców z czego 90% nadal czyta swobodnie po rosyjsku a władza walczy dotacjami by choćiaż 75% oferty księgarń było w jezyku ukraińskim.
3) Po rosyjsku czytają niemal wszyscy Gruzini, Ormianie etc.
4) po rosyjsku czyta masa Bułgarów (to jedyny w hisotrii naród który naprawdę lubi Ruskich
(inna rzecz że mają powody: Aleksander II i generał Hurko ktorzy dla nas są katami powstania Styczniowego im dali niepodległość).
wikipedia podaje ze 250 milionów ludzi zna rosyjski. Możnaby dorzucić z 10 milionów Polaków - bo rozumiemy nieźle (zwałszcza moje pokolenie) tylko nam sie nie chce czytać cyrylicą.
II
w b. ZSRR fantastyka była bardzo popularna. tam nie katowano dzieci w szkołach Lemem tylko czytały "Podróże Alicji" Bułyczowa.
Była to literatura niemal od początku pełnoprawna - Bułyczow czy Strugaccy normalnie należeli do związku pisarzy etc. jeździli na wycieczki zagraniczne i mieli normalne przywileje wydzielane innym pisarzom (poczytajcie wspomnienia Bułyczowa).
Podczas gdy u nas z ekranizacji fantastyki da się oglądać wyłącznie "Seksmisję" i ubożuchną "Paradyzję" zrobioną przez teatr telewizji (ewentualnie jeszcze z bólami "Astronautów" i "Test pilota Pirxa") oni nakręcili kikadziesiąt filmów. Do tego młodzieżowe i animowane. I kręcą je nadal. w tym komedie SF jak "nieziemska delegacja".
To do dziś przekłada się na zupełnie inny odbiór fantastyki i szerzej: literatury.
taki np. Bielanin sprzedaje spokojnie po 250 tyś egzemplarzy.
*
W Polsce trudno sprzedać książkę Sf w nakładzie 50 tyś egz. Tę poprzeczkę przeskoczyło zaledwie kilku naszych autorów i to przeważnie jednorazowo.
Ale z drugiej strony: 10 lat temu przeciętny nakład polskiej książki fantastycznej wynosił 2 tyś egzemplarzy i ukazywałó się ich np 5 rocznie. Dziś na lisicie głosowań do Nautilusa jest ponad 60 polskich powieści. Dajmy sobie jeszcze dekadę ciężkiej pracy a może przestaniemy być 20 lat w tyle za Ruskimi.
Potrzebne są tylko KADRY. Zatem wyłączcie ten głupi internet i do roboty!
Rosyjski rynek jest podwójnie głębszy.
I
1) faktycznie jest ich więcej. 140-180 milionów "czystych etnicznie" W Rosji, WNP, UE, USA
2) a jakby było mało mają obok 60 milionów Ukraińców z czego 90% nadal czyta swobodnie po rosyjsku a władza walczy dotacjami by choćiaż 75% oferty księgarń było w jezyku ukraińskim.
3) Po rosyjsku czytają niemal wszyscy Gruzini, Ormianie etc.
4) po rosyjsku czyta masa Bułgarów (to jedyny w hisotrii naród który naprawdę lubi Ruskich

wikipedia podaje ze 250 milionów ludzi zna rosyjski. Możnaby dorzucić z 10 milionów Polaków - bo rozumiemy nieźle (zwałszcza moje pokolenie) tylko nam sie nie chce czytać cyrylicą.
II
w b. ZSRR fantastyka była bardzo popularna. tam nie katowano dzieci w szkołach Lemem tylko czytały "Podróże Alicji" Bułyczowa.
Była to literatura niemal od początku pełnoprawna - Bułyczow czy Strugaccy normalnie należeli do związku pisarzy etc. jeździli na wycieczki zagraniczne i mieli normalne przywileje wydzielane innym pisarzom (poczytajcie wspomnienia Bułyczowa).
Podczas gdy u nas z ekranizacji fantastyki da się oglądać wyłącznie "Seksmisję" i ubożuchną "Paradyzję" zrobioną przez teatr telewizji (ewentualnie jeszcze z bólami "Astronautów" i "Test pilota Pirxa") oni nakręcili kikadziesiąt filmów. Do tego młodzieżowe i animowane. I kręcą je nadal. w tym komedie SF jak "nieziemska delegacja".
To do dziś przekłada się na zupełnie inny odbiór fantastyki i szerzej: literatury.
taki np. Bielanin sprzedaje spokojnie po 250 tyś egzemplarzy.
*
W Polsce trudno sprzedać książkę Sf w nakładzie 50 tyś egz. Tę poprzeczkę przeskoczyło zaledwie kilku naszych autorów i to przeważnie jednorazowo.
Ale z drugiej strony: 10 lat temu przeciętny nakład polskiej książki fantastycznej wynosił 2 tyś egzemplarzy i ukazywałó się ich np 5 rocznie. Dziś na lisicie głosowań do Nautilusa jest ponad 60 polskich powieści. Dajmy sobie jeszcze dekadę ciężkiej pracy a może przestaniemy być 20 lat w tyle za Ruskimi.
Potrzebne są tylko KADRY. Zatem wyłączcie ten głupi internet i do roboty!
49
W takim razie mamy dwóch czytelników, którzy zakupili książkę Kinga. Fajnie. A jakiś morał z tego? Nie ma żadnego. No, chyba żeby zauważyć, iż z wersji elektronicznej pan King pewnie dostał nieco więcej kasy. Może tylko parę cenciaków, ale zawsze.TadekM pisze:- Staaaaary, Trzydzieści trzy złote demony Kinga wyszły wczoraj! Kupiłem ebooka przed premierą, za pięć dolców.
- Spoko, zaczekam. Wolę mieć książkę na półce.
- Dude, zabulisz trzy razy tyle.
- Trudno.
Zgadzam się z tym. Również uwielbiam trzymać książkę w ręku. Nie widzę jednak problemu w czytaniu wersji elektronicznej (chociaż pomysł z tymi wszystkimi czytnikami jest poroniony). Tym bardziej, jeśli chodziłoby o młodego autora. Wolę zapłacić te 5 dolców za jego powieść niż 30. Jeśli natomiast utwory danego autora okażą się wspaniałe i zapragnę je mieć na swojej półce, wówczas mogę się szarpnąć na wydanie papierowe. Ponieważ taka książka będzie miała dla mnie większe znaczenie.TadekM pisze:Przeszkodami są brak klimatu czytania w formie elektronicznej
Hej, a jeśli przeszkadzają wam niskie nakłady i (stosunkowo) niewielka liczba potencjalnych czytelników w Polsce, mam bardzo proste rozwiązanie. Uczmy się języka angielskiego. Potem wystarczy napisać swoją powieść po angielsku, opublikować ją w formie eBooka i kasa leci. Jak już ktoś wspomniał wyżej, na zachodzie ebooki sprzedają się świetnie. A jak wasze książki odniosą jakiś sukcesik w Sieci, z pewnością znajdzie się zachodni wydawca, który zechce wydrukować.
Jako dowód na to mogę podać swój własny przykład. Przetłumaczyłem w zeszłym roku "Tao Te Ching". Nie robiłem tego dla pieniędzy ani sławy (ta książka jest z Polsce za mało znana, by zbudować na niej karierę). Trzymałem ją jakiś czas na dysku w swoim kompie, ale potem zdecydowałem się na stworzenie stronki internetowej i udostępnienie internautom. Całkowicie za darmo. Wiecie, jaki był skutek? Dokładnie 3 miesiące później, otrzymałem propozycję od wydawnictwa. Chcieli opublikować moją wersję na papierze. Ok, przyznaję - pieniędzy z tego nie będzie, ale nie po to tłumaczyłem tę książkę. Fakt pozostaje faktem: debiut elektroniczny, potem wydruk. Powyższy przykład jest miniaturką tego, co dzieje się na zachodzie.
Zatem, koledzy i koleżanki, uczcie się języka angielskiego! Oto mój przepis na sukces

Zapraszam na stronę: Cała prawda o Rozwoju Osobistym
oraz stronkę z polskim tłumaczeniem Tao Te Ching
oraz stronkę z polskim tłumaczeniem Tao Te Ching