Wywiad z Ignacym Karpowiczem

1
W tygodniku Polityka znowu ciekawostka związana z pisarstwem. Tym razem nie poczekam tych 10-ciu dni, aż artykuł pojawi się w sieci, bo przy lekturze ubawiłem się setnie i chcę zapodać tu to i owo na gorąco.

Wywiad z Ignacym Karpowiczem z okazji nowej książki "Balladyny i romanse" (nota wydawcy, krótkie recenzje). Przyznaję, że autora nie kojarzyłem, mimo że jego "Gesty" były nominowane do zeszłorocznej Nike.
- Mieszka pan bez ciepłej wody, ze studnią i sławojką. A co, dajmy na to, z kąpielą?
- Najpierw sprawdzam w necie prognozę pogody. Przelotne opady źle rokują, ale już deszcze są w sam raz, burze zaś bywają przesadzone, takie bizantyjskie, z fleszem i grzmotem. Gdy już wiem, że coś spadnie z nieba, to biorę gripex. Z doświadczenia wiem, że nie warto być czystym i przeziębionym. Warto być czystym i zdrowym. Po zażyciu gripeksu czekam na deszcz. Deszcz spada, namydlam się i biegam po trawie, omijając psie kupy, w tym deszczu, i voila! Po jakimś czasie jestem wykąpany. Jedyny feler to temperatura. Deszcze bywają kwaśne, ale nigdy ciepłe. Niby klimat się ociepla, ale nie na mojej wsi.
Tu moja dygresja - temat zgłębiłem na potrzeby mojego bloga o głupich reklamach: Gripex nie leczy grypy ani przeziębienia, jedynie łagodzi objawy. Dodatkowo producent nic nie wspomina o stosowaniu profilaktycznym, w przeciwieństwie np. do leków zawierających rutozyd skojarzony z witaminą C (np. Rutinoscorbin), które mogą działać profilaktycznie. Dlatego przyjmuję, że w w/w przypadku przyjęcie leku działa efektem placebo :) Wyobrażacie sobie, czekać na deszcz i przyjmować leki przed każdym prysznicem? Nie, żebym traktował tę wypowiedź jako zupełnie poważną, ale sam pomysł rozłożył mnie na łopatki :D Czyli składniki potrzebne do kąpieli, według wazności: internet, lek przeciw grypie, mydło :D

Gdy zima trwa od pewnego czasu bez odwilży, wtedy z przyczyn oczywistych, pan pisarz nie przyjmuje gości aż do pierwszego wiosennego deszczu :mrgreen:

Wygląda to pewnie z mojej strony jak czysta drwina, ale jest ona pomieszana ze szczerym podziwem. Nawet filozofom się nie śniło w jaki sposób ludzie wykorzystają zdobycze cywilizacyjne. A większość ludzi z takich czy innych powodów mieszka w blokach, gdzie nie muszą się martwić o ciepłą wodę ani przejmować zbytnio pogodą, ale też najbliższe miejsce, gdzie mogliby pobyć sami poza mieszkaniem oddalone jest często o dziesiątki kilometrów. Ten pan poświęcił wygodę na rzecz życia poza takim mrowiskiem. To robi wrażenie i budzi podziw, choć oczywiście wygląda też dziwacznie z wielkomiejskiego punktu widzenia.
- Jak wygląda pana dzień?
- Budzi mnie pies. Psa wypuszczam na podwórko, potem psa karmię. Parzę kawę i wypalam papierosy. Pracuję. Około południa zjadam śniadanie. Potem coś tam się krzątam jak gospodarz w zagrodzie. Potem czytam, oglądam, tak zwana kultura, trochę szczęścia i cierpienia, żeby nie wyjść z wprawy. Potem psa karmię. W okolicach dwudziestej jem obiad. Po obiedzie znowu pracuję. W okolicach drugiej, trzeciej nad ranem idę spać. Spać muszę szybko i intensywnie, bo pies mnie obudzi o siódmej. Psa wypuszczam na podwórko, potem psa karmię. Parzę kawę i wypalam papierosy. Generalnie super-życie, tylko doba trochę krótka. Jeśli będę miał szczęście, za 20-30 lat obudzę się w szpitalu z rakiem czy innym choróbskiem i umrę. Jest super. Nie narzekam.
- Bez telefonu, bez telewizora, ale na bieżąco z popkulturą.(...)
- Bardzo lubię popkulturę, mam Internet, czytam Pudelka i Lacana. Jestem na bieżąco, rękę trzymam nie na kołderce ale - powiedzmy z przesadą - na pulsie świata. A przez to, że w tym świecie w ogóle nie uczestniczę, jest on dla mnie interesujący. Zdarza mi się nie widzieć żadnych nowych ludzi przez miesiąc czy więcej i wtedy zaczynam podejrzewać, że ludzie są fajni i dobrzy. Po prostu zaczynam kochać ludzi. Ludzie wydają mi się szlachetni, zaczynam w ludzi wierzyć. Jedni cierpią, inni pokonują własne ograniczenia, jedni walczą o słuszne sprawy, inni ponoszą piękne klęski, jedni stoją na Krakowskim Przedmieściu, inni stoją przeciwko tym pierwszym, ale przecież wszyscy są ludźmi, wszyscy pragną szczęścia, miłości, lepszego świata. I kiedy już tak bardzo ludzi kocham, że gazetowa reklama 19-procentowej obniżki cen w salonach samochodowych doprowadza mnie na granicę łez, ba!, gotów jestem zrobić jakąś przyjemność Jarosławowi Kaczyńskiemu, żeby poczuł, że ktoś go kocha, wtedy wiem, że muszę pilnie pojechać do miasta, bo straciłem kontakt z rzeczywistością [ :mrgreen: - emotikon mój]. Że muszę zobaczyć prawdziwych ludzi. Wystarczą dwa dni w Warszawie i już wiem, jacy ludzie są naprawdę. Podłość, zawiść, małość, głupota, co za szczęście, że one nie zniknęły i nie znikną. Wracam z ulgą do siebie. Reklama samochodu już mnie nie wzrusza, pozwalam Kaczyńskiemu, żeby toczyły go nienawiść i nieszczęście. Jestem wyleczony z miłości do ludzi, to jest na jakiś czas, na miesiąc czy dwa, bo miłość do ludzi cholernie uzależnia.
(...)
Mój sprzeciw wobec instytucji rodziny bierze się z utożsamiania jej z jednym wariantem [kobieta+mężczyzna+dzieci+dom - przyp. mój]. Jest to wariant rzymskokatolicki. Swoją drogą to zabawne, że wykładnię rodziny przedstawia grupa mężczyzn w sukienkach, którzy nigdy nie uprawiali seksu, nie mieli dzieci, żon. Którzy, gdy się zakochają w kobiecie, to pójdą do czyśćca, a jak w mężczyźnie - to chyba do piekła, a jak pomolestują dziecko - to do pierdla, o ile biskup nie zdoła zamieść sprawy pod dywan. I to oni uczą, czym jest rodzina. Dziwny jest ten świat, śpiewał Niemen, a ja się pod Niemena podłączam.
(...)
- (...) czytelnik, im bliżej końca [książki "Gesty" - przyp. mój], też czuje rozczarowanie i gorycz, bo życie bohaterów zamienia się w jakąś telenowelę, a popkultura zastępuje religię.
- Zaryzykuję i powiem, że popkultura to jest wynalazek chrześcijański. Popkultura, czyli zaspokajanie prawdziwych potrzeb w fałszywy sposób. Chrześcijaństwo jest bardzo skomplikowanym systemem i może na tym subtelnym i wysokim poziomie jest prawdziwe, ale musiała powstać również wersja uproszczona chrześcijaństwa dla ludzi, którzy pracują, czują, nie mają za wiele czasu na zgłębianie dogmatycznych niuansów. I to tłumaczenie z wyższego na niższe było właśnie taką proto-popkulturą.
W wywiadzie jest jeszcze mowa o rozczarowaniu podróżowaniem i o wielu wątkach z najnowszej książki. Gdybym miał się czepiać, to powiedziałbym, że branie leku działającego na objawy przed zachorowaniem nie jest szczytem mądrości, a w innym miejscu wywiadu pisarz narzeka na głupotę ludzką. Cóż, łatwiej w oku bliźniego zobaczyć drzazgę... :) Mimo tego czyta się bardzo ciekawie. Gorąco polecam lekturę wywiadu, choć najciekawsze smaczki o życiu pisarza przeczytacie powyżej.

2
Tony pisze:Gdybym miał się czepiać, to powiedziałbym, że branie leku działającego na objawy przed zachorowaniem nie jest szczytem mądrości, a w innym miejscu wywiadu pisarz narzeka na głupotę ludzką.
Jestem pewien, ze facet żartował. :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

3
Może. Ale o tej kąpieli jest na początku wywiadu, w takim układzie cała reszta tekstu również miałaby mieć zabarwienie żartobliwe. I kto wie, może o to chodziło, ale później poruszone są bardzo poważne tony. Kolejny fragment, bardziej z pisarskiego niż życiowego czy światopoglądowego podwórka autora:
Chciałbym założyć skórę bohatera, który jest szczęśliwy od początku do końca. Nie ma trudniejszego tematu niż szczęście. Oczywiście, takie historie szczęśliwe zostały napisane, ale zwykle jest to lekka półka, popkulturowy badziew, harlequinowy rzyg. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się temat szczęścia i spełnienia unieść. Kiedy przychodzi mi pomysł na książkę, staram się, żeby to był pomysł, który będzie dla mnie wyzwaniem i z którego może wyjść kompletna klapa. Kiedy nie ma tego ryzyka, to pisanie nie jest interesujące. Mam takie zarzucone projekty, które umarły, bo napisałem 100 stron i straciłem zainteresowanie bohaterami, widziałem koniec i nie wiedziałem, po co mam dalej pisać. W powieści jest tyle możliwości, żeby się wywrócić, tyle pułapek, wręcz nie można napisać jej dobrze. I to mnie napędza.
Cały wywiad: Piszę swoją klęskę

4
Za "Balladyny i romanse" Karpowicz otrzymał Paszport Polityki. Tutaj można przeczytać najnowszy wywiad. Spodobał mi się ten fragment:
Przez dwa dni sam z siebie robiłem małpę i próbowano ze mnie robić małpę. Jeszcze przez tydzień mógłbym siedzieć i odrabiać pańszczyznę medialną, ale wyjechałem. Było kilka zabawnych sytuacji np. jest taka Kinga Rusin. Mówię, że nie przyjdę do jej „Kawy na ławę” czy „Pytania na śniadanie”, nie wiem. I ona oburzona, że jak to, jak mogę nie chcieć do niej przyjść? Nagle te wszystkie telewizje, w ogóle nie mające nic wspólnego z kulturą, rzucają się biednego człowieka, żeby zająć 15 minut swego programu.
(...)
Staram się uczestniczyć w tym medialnym cyrku w miarę sensownie, czyli nie chodzić do tych debilnych programów. Problem polega na tym, że dawanie odporu bardzo mnie męczy. Mówię nie i próbuję wytłumaczyć, żeby ten ktoś pojął dlaczego nie przyjdę. Nie dlatego, że jestem bufonem, ale dlatego, że to jest bez sensu. To są dwa światy, które się omijają. Druga strona w ogóle tego nie rozumie.
Przytoczę jeszcze wypowiedź z innego wywiadu, która mnie lekko zaskoczyła:
Co tu ukrywać, miałem trochę szczęścia z pierwszą książką, która się spodobała sporej grupie czytelników i nieźle się sprzedała. Stąd też co jakiś czas odzywają się do mnie m.in. instytucje unijne, które organizują stypendia pisarskie w całej Europie. Ostatnio byłem na takich stypendiach w Niemczech i w Czechach. Miałem ciszę i spokój. Mogłem oddać się pracy nad książką.
Nie wiedziałem, że w Polsce coś takiego się praktykuje... Czy to znaczy, że pisarz wyjeżdża sobie w ustronne miejsce, by w spokoju mógł pracować nad nową książką - wszystko na koszt państwa? Wie ktoś, na jakiej zasadzie to dokładnie działa?
Bowling is a man's sport.
If God had wanted women to bowl,
he would have put their breasts on their backs
so we would have something to watch while waiting our turn.

- Al Bundy

5
Musisz napisać z dwie zajebiste książki i jedną w miarę dobrą. Reszta zrobi się sama jeśli masz bordowe szczęście.
Obrazek

6
Opis kąpieli genialny! Dzień z życia autora też przedstawiony z poczuciem humoru i dystansem do siebie ;)
Jednak sylwetka autora przedstawiona w artykule niezbyt mi się podoba. Wyczuwam za dużo zgorzkniałości w jego poglądach. Jak ja bym mieszkał na jakimś zadupiu, karmiony wiadomościami z serwisów www (mam nadzieje, że pudelek to był żart xD) to też pewnie taki bym się stał ;) Ciekawe jak pisze, może coś się trafi w miejskiej bibliotece :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”