121

Latest post of the previous page:

Natasza pisze:Oczywiście nie chodzi mi o lożę leśnych dziadków krytyki, ale o kompetentnego przewodnika wśród dżungli publikacji. O nomen omen weryfikację - niejako wyrażającą świadomość wydawnictwa we własnych zasobach
Problem polega na tym, że w tym kraju nawet papierowe powieści nie mogą na to liczyć, a co dopiero ebooki. ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

122
padaPada pisze:Problem polega na tym, że w tym kraju nawet papierowe powieści nie mogą na to liczyć, a co dopiero ebooki. ;)
A właśnie dlatego to jest szansa i tu tkwią możliwości. Moim zdaniem. Poszukać by trzeba tylko sposobu finansowania kampanii. No... jakieś paliwko musi napędzać motorek. Chyba że to perpetuum mobile ma być...

[ Dodano: Czw 08 Lis, 2012 ]
Tak sobie myślę: co może zaofiarować wydawnictwo potencjalnemu górnik.. tfu krytykowi za fedrowanie w hałdach wydanych ebooków? Poza oczywiście szerokim frontem robót (z dobrodziejstwem inwentarza pojęcia FRONT). W ogóle - z jednej strony krytyka bleee, bo to subiektywne, i akademickie, i "nieomylne" ;P, z drugiej - paląca potrzeba przewodnika w gąszczu eboków.

Ja bym chyba jednak stawiała na snobizm. Na półkę vipowską, z markowymi winami, kilkakrotnie przepłaconymi krewetkami, z obsługą i bajerami. Elitarność.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

123
Ja wcale nie życzę źle rynkowi ksiązki elektronicznej. Nie zamierzam z powodu jego rozwoju przykuwać się do bram sejmu czy skoczyć w przepaść z dramatyczną odezwą w kieszeni. Może sam kiedyś skorzystam. Ale uważam, że w chwili obecnej z różnych powodów jest to nisza, w którą najczęściej uciekną dzieła nie reprezentujące większej wartości. Nie zawsze, ale najczęściej. Dlaczego?
Rynek czytników może się zwiększać. Rynek książek też. Tylko jeżeli z 17 użytkowników zrobiło się 2100 to niby wzrost o 12300%. Gdyby polskie górnictwo węgla kamiennego miało taką dynamikę wzrostu to usypalibyśmy w kraju największą górę świata. A obok niej byłby najgłębszy dół świata. Tylko co z tego? Jeśli ktoś opublikuje tam dobrze napisany i zredagowany materiał to nawet przy chyba nierealnym założeniu, że zainteresuje się nim 100% użytkowników ma szanse dotrzeć do paru tysięcy osób. W praktyce do paru setek. Można powiedzieć, że przecież mamy umowy na dystrybucję z największymi księgarniami. I znów okazuje się, że to daje zdecydowanie większy rynek klientów ale wciąż zmienia niewiele. Odsyłam do statystyk sprzedaży woluminów papierowych i elektronicznych niejakiego Andrzeja P. Poczytnego autora ponad dwudziestu książek.
Wciąż w masowej świadomości źródłem książki jest biblioteka i księgarnia. Książka to taka cegłówka na półce. Pewnie, że kiedyś się to zmieni. Nie ma innego wyjścia. Pytanie tylko kiedy? Nie będę dryfował w socjologię, żeby ustalać czemu tak jest. Ale na razie tak jest. I nie ma co udawać, że jest inaczej. Skutek jest taki, że książka elektroniczna przynosi niewielki dochód wydawcy. A w związku z tym tenże wydawca musi oszczędzać na elementach wpływających na jej jakość. Albo podobnie jak Maciek i jego wspólnicy zainwestować swój czas obecnie, licząc że kiedyś w przyszłości się zwróci. Oby. Ale na razie niesie ich wiara i pasja. Swoją drogą to wkładają w to tyle pracy dla idei, że cieszę się, że nie są stereotypowymi islamistami naszych czasów;).
A dlaczego nie ma wystarczających pieniędzy dla fachowców od redakcji, składu i ładu (znów proszę o wybaczenie ale polonista to jeszcze nie wykwalifikowany redaktor)? Bo nie ma wystarczającej sprzedaży. A dlaczego nie ma? Bo nie ma klientów! Nie ma odpowiedniej objętości rynku. Próbuje się zaspokoić potrzebę, która aktualnie występuje w niewielkiej ilości.
Tę potrzebę może rzeczywiście poszerzyć jakiś znany autor, który zdecyduje się na wydanie w pierwszej kolejności ksiązki elektronicznej. Albo nawet wyłącznie. Ale wydaje mi się, że z tym nie będzie łatwo. Znając odrobinę realia internetowe, a także mentalność niektórych grup społecznych niechętnie godzących się na ochronę praw autorskich potrafię zrozumieć obawę autorów. Gdybym to ja napisał i wydawał ostatnią część Pottera to jestem niemal pewien, że wydanie go dzień wcześnie w wersji elektronicznej znacznie zmniejszyłoby wpływy. Chociaż zdecydowanie mogłoby zwiększyć ilość czytelników;) Może już lepszy skutek dałoby wydanie tylko w wersji elektronicznej. Ale przecież nie wszyscy mają czytniki więc czy na pewno? Czy już dziś?
Ktoś to kiedyś zrobi po raz pierwszy. Ktoś to kiedyś zrobi po raz pierwszy skutecznie. Ale mała szansa, że to debiutant pociągnie rynek. A autor z ustaloną pozycją (i mam tu na myśli nazwisku funkcjonujące w powszechnej świadomości społecznej, a nie tylko czytelniczej), który mógłby to załatwić pewnie trochę się jeszcze będzie zastanawiał. I raczej znów będzie potrzeba pasjonata pokroju Maćka, żeby wierzył, chciał i zaryzykował. Żeby poświęcił kawałek swojej twórczości na stworzenie rynku.
I nie zaszkodzi jak czytniki będą rozdawane jak telefony komórkowe. Komplet dzieł Lenina plus czytnik gratis. Tylko u nas w promocji. Te ostatnie lata „dynamicznego” rozwoju to wciąż tylko pasjonaci. To nie jest odbiorca masowy. To nawet nie jest literatura masowa.
Książki w wersji audio nie pokonały papieru, a pamiętam bajki z magnetofonu jakieś trzydzieści lat temu. Teraz odtwarzacze mp3 można mieć w breloczku do kluczy, a ludzie i tak wytrzeszczają gały w te małe czarne robaczki na pożółkłych kartkach.
Dla mnie wciąż nie jest pytaniem jak wydawać tylko jak dotrzeć do potencjalnych czytelników. Zwłaszcza jako debiutant nie chciałbym wypychać swojej książki w jakikolwiek sposób jak niechcianego ciała obcego tylko chciałbym ją pokazać jak największej grupie potencjalnych odbiorców. I mieć nadzieję, że im się to spodoba. A żeby zmaksymalizować szansę powinienem zadbać o jak największy poziom literacki (to powinno być zależne ode mnie) i wydawniczy. A tu bardzo potrzebuję pomocy wydawnictwa w zakresie korekty i redakcji. I to jest dla mnie osobiście tak naprawdę kluczowy problem. Rynek i jakość. To pierwsze jest wciąż małe. Co do tego drugiego w przypadku „łatwego wydawania” też można mieć wątpliwości poparte przykładami.
Przyszło mi kiedyś do głowy, że może jakiś stały recenzent literacki od czasu do czasu mógłby skrobnąć recenzję powieści wydanej tylko elektronicznie. Ale nie ambitny bloger tylko dziennikarz jakiegoś serwisu literackiego albo gazety o większym zasięgu. Może to by pomogło? Ale to wymagałoby jednak od wydawnictwa poważnej selekcji treści. A to z drugiej strony zmniejsza wolumin publikacji. A to z trzeciej strony zmniejsza dochody. Czyli znów mało kasy na autorów i redaktorów. Czyli znów pozostaną pasjonaci. Czyli jakby się nie odwrócić i tak plecy z tyłu.
Niby jest coraz lepiej, niby coraz więcej, a wciąż zmienia to niewiele. Jak z piciem piwa na czas. Prawie każdy facet to lubi, ale eurosport transmisji z zawodów nie pokazuje. A rynek jeszcze większy;)
PS.
Można by oczywiście szukać jeszcze innych czynników mających rozpędzić rynek książki elektronicznej tylko... tak się zastanawiam... właściwie to... Po co?

124
A biblioteka ebooków? Jest możliwa? Technicznie pewnie tak (kasowanie dostępu, zamiast zwrotu, abonament czytelniczy...) Tak sobie dywaguję... Bo jak mam koszmarka kupić za dychę to wolę abonament miesięczny, czy jaki. Wtedy "zatrudniam bibliotekarza, który coś tam coś tam o książce wie... i do biblioteki wybierze, czytelnikowi powie. Albo jak w totka - można trafić perełkę...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

128
Muszę uderzyć się w pierś; jeszcze za słabo odróżniamy dwie marki, czyli serwis self-publishing rw2010.pl i Oficynę Wydawniczą RW2010.
Fakt, dobrze zatem, że coś się zmieni w tej kwestii.

W samym serwisie być może warto rozdzielić pulę materiałów darmowych od niedarmowych (ale domyślam się, że taka opcja była rozważana i zapadła decyzja na "nie"). Jest też kwestia "samizdatów" czyli plików, które autorzy przygotowali i zamieścili samodzielnie, a które od strony samego składu są wyraźnie gorszej jakości niż standard ebooka z RW2010 (na razie natrafiłam na jeden taki pdf, było to opowiadanie darmowe, nie wiem, czy to jednorazowa wpadka kontrolera jakości). Przyznaję, że nie buszowałam po serwisie bardzo intensywnie, ale tyle mi się rzuciło w oczy tak na szybko.

Z reklamą może warto pójść w stronę podkreślania niszowości i niekomercyjności. Są książki, o których wiadomo, że nie sprzedadzą się w nakładzie większym niż powiedzmy 1000 egzemplarzy - dla papierowego wydawcy wydać coś takiego to zabawa na granicy opłacalności, ale takie niszowe książki znajdują swoich (entuzjastycznych) czytelników, tylko właśnie w niedużej liczbie. Wiem o co najmniej jednym ambitnym projekcie antologii, która dotąd nie ukazała się drukiem, bo wydawca uznał przedsięwzięcie za nieopłacalne, podczas gdy np. n-ta książka Trudi Canavan sprzedaje się świetnie.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

129
Przy okazji aplikacja Push To Kindle jest niezła. Tym bardziej że robi także Push to epub!
Jedyny kłopot, w przypadku esensji, że trzeba ściągać artykuł po artykule, nie ma szans pobrać całości.
Więc, DROGA ESENSJO, nadal czekam na pomysły :)

[ Dodano: Czw 08 Lis, 2012 ]
padaPada pisze:Hikikomori można przeczytać w taki sposób choćby na Amazonie.
opcja Borrow this book for free - nieaktywna. :(
http://ryszardrychlicki.art.pl

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron