136

Latest post of the previous page:

hmm... Czy znacie opowiadanie Grzegorza Janusza "Moje pierwsze dziełó"?

to właśnie utwor o szkole i to szkole... Nie, nie zdradzę jakiej.

jest w antlogii "miłosne dotknięcie nowego wieku" (do zdobycia na allegro).
Polecam zakup nawet tylko dla tego jednego tekstu.

137
Chyba zboczyliśmy mocno z tematu :) Może by tak powrócić? :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

138
Czy tak bardzo? W temacie jest o wykształceniu, cały czas rozmawiamy o szkole, a to jakby nie patrzeć jest dość mocno powiązane ;)
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

139
[quote=sol]A z Twojego podsumowania wynika, że przyszły pisarz ma generalnie przerąbane - no cóż, chce się być kimś, to trzeba się starać ;)[/quote]

No i właśnie.
Nie wiem skąd to ciśnienie na zostawanie pisarzem. Tylu ludzi pisze sobie do szuflady albo dla frajdy, żyjąc z czegoś innego i bywają nawet względnie szczesliwi.
W rozumieniu statystycznym pisarze to elita. I wszyscy chyba wiemy, że tak zostanie.
Bo i powinno.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

141
Eee... ja tu widzę spory potencjał. Np. piszący mogliby się wypowiadać na ile ich zawód pomógł im w pisaniu itp.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

142
dobra. Tak wiec przemęczywszy się 12 lat w szkołach różnych stopni trafilem na archeologię. ;)

jako ubogi student pracowałem w wielu róznych zawodach za wyjątkiem wyuczonego ;)

zdobyłem dzieki temu. m.in. doświadczenie w sitodruku, dogłębną (tzn. wziewną) znajomość farb temoutwardzalnych, rozpuszczalników, technologii oraz wszelakich materiałów tkanych i części stroju XVI wiecznych Włoch. Doświadczenie mi się jak do tej pory nie przydało ale poznałem nieco (tzn. na tyle by trafić z portierni do miejsca pracy) gmach Teatru Wielkiego w Warszawie - co wykorzystałem pisząc "Teatralną Opowieść" (zbiorek "Rzeźnik Drzew").

Jako student archeologii zajmowałem sie też wykopaliskami (przeważnie za bezdurno)(choć dwa razy zapłacili aż 10 zł/dzień)(czóż 250 zl piechotą nie chodzi - a jedząc przez miesiąc sam chleb nawet coś odłożyłem). Zdobyte doświadczenia w machaniu łopatą wykorzystałem tworząc postać arheologia-świra-sadysty-alkoholika Tomasza Olszakowskiego który grasuje w niektórych moich opowiadaniach głosząc maksymę która spłynęła z ust jednego z moich wykładowców: "jeden obiekt jeden litr!"

cdn.

143
Ja skończywszy geografię nie mam praktycznie żadnego wyuczonego zawodu (ale mimo to pracuje w branży, z czego się niezwykle cieszę).
Wykształcenie geograficzne bardzo pomaga przy kreowaniu własnych światów, choć z drugiej strony bardzo łatwo popaść w przesadę, bo człowiek zaczyna czepiać się różnych nieistotnych, z punktu widzenia czytelnika, szczegółów.
Natomiast moja nader zabawna praca, pomaga może nie tyle merytorycznie, ale przy tworzeniu postaci, gdyż moi współpracownicy to niezwykłe grono dziwaków. :D
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

144
TadekM pisze:
sol pisze:A z Twojego podsumowania wynika, że przyszły pisarz ma generalnie przerąbane - no cóż, chce się być kimś, to trzeba się starać ;)
No i właśnie.
Nie wiem skąd to ciśnienie na zostawanie pisarzem. Tylu ludzi pisze sobie do szuflady albo dla frajdy, żyjąc z czegoś innego i bywają nawet względnie szczesliwi.
W rozumieniu statystycznym pisarze to elita. I wszyscy chyba wiemy, że tak zostanie.
Bo i powinno.
Cóż, pisać uwielbiam. A raczej kreować historie. Z tym, że dla samej siebie nie potrzebuję ich zapisywać, zawsze snuję w myślach co najmniej 2, 3 równolegle, odkąd pamiętam. A skoro już spędzam czas nad tym, żeby je przenieść na papier to chciałabym, żeby inni mieli szansę je poznać.
No i fajnie byłoby zarabiać w życiu na czymś, co się lubi, zamiast się gdzieś męczyć wyłącznie dla kasy
"I learned to listen.
In my dark, my heart heard music."

145
Nie wiem skąd to ciśnienie na zostawanie pisarzem
Bo chcę i już :D Mnóstwo pracy w to włożyłam, nie mam zamiaru schodzić z tej ścieżki.

A co do właściweg tematu - Łasic swoim zwyczajem robi wszystko na odwrót. Więc najpierw nauczyłam się pisać porządnie, teraz polazłam na studia. Na filologię polską. Strasznie chciałam na edytorstwo/redaktorstwo ale z całej grupy pisałały się na to tylko dwie osoby, więc nie wyszło. Trudno, uciakać nie będę z tego powodu. Mnóstwo ludzi się pyta, po co mi to teraz, kiedy wyższe wykształacenie całkiem straciło prestiż? Ano po to, że lepiej jednak mieć te wykształcenie, niż nie mieć, dla siebie, dla własnego widzimisię. Może praktyki gdzieś jakieś fajne się wyhaczy? Kto wie, ko wie...?
Nie sądzę, by mi to jakoś w pisaniu pomogło, zaszkodzić też nie powinno. Ostatecznie, będę miała wyuczony zawód, lepiej do szkoły niż do szwalni. Chyba :P Niespecjalnie wierzę w porządną robotę w Koszalinie. Nawet z papiórkiem. Wolny zawód, wolny zawód... nic innego mi do szczęścia nie trzeba :D

Co do szkolnictwa to po części zgadzam się z Andrzejem. Dużo zależy od jednostki, właściwie wszystko. Jak pamiętam liceum, to była jakaś parodia szkoły, cyrk. Nauczyciele mieli władzę absolutną, wybierali sobie pupilków, którzy zgarniali dobre oceny za bycie sobą i siedzenie w pierwszej ławce. Chłopacy, którzy pasjonowali się historią mieli gorsze oceny od dziewczyn z pierwszej ławki. Walczyć nie było sensu.
Nie była to jakaś trauma, osobowości nikt mi nie zabrał, tylko strasznie wkurzające poczucie bezradności.
Ale czego się złego nie mówi na szkoły prywatne - różnica między państwową a wieczorówką ( czwartą klasę już musiałam tak skończyć ) była niesamowita. Kosmos. Uczyłam się tak samo, tyle samo i tego samego - na wieczorówce dostawałam oceny za to co wiem, nie za to, jak wyglądam i nie jestem lizusem. Pani od fizyki kiedyś, po trzech latach "wspólnej nauki" nie kojarzyła mnie, nie mówiąc już o nazwisku. Zwracała się do mnie "ta z ostatniej ławki w czarnym sweterku" :P Nie, nie przez wagary :P

Córka teraz zaczęła pierwszą klasę, na razie wygląda to różowo :D
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

146
Łasic pisze: Niespecjalnie wierzę w porządną robotę w Koszalinie. Nawet z papiórkiem. Wolny zawód, wolny zawód... nic innego mi do szczęścia nie trzeba :D
jest to tobre dodatkowe źrodło dochodów. Przy odrobinie szczęscia podstawowe źódlo dochodów.

Trzeba tylko zainwestować kilka lat orki no i potrzeba trochę szczęścia...

147
Andrzej Pilipiuk pisze:Trzeba tylko zainwestować kilka lat orki
Dlaczego pan wyklucza sukces w kilka miesięcy (mówię tu o okresie od wydania pierwszej powieści, nie o wprawki).
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

148
BMF pisze:
Andrzej Pilipiuk pisze:Trzeba tylko zainwestować kilka lat orki
Dlaczego pan wyklucza sukces w kilka miesięcy (mówię tu o okresie od wydania pierwszej powieści, nie o wprawki).
ok. napisałeś bestseler. I...

czy masz powiedzmy milion złotych (no, nie przesadzajmy, ćwierć miliona) na reklamę swojej pierwszej książki?

A może dysponujesz choć z 50 tysiączkami funduszu łapówkowego i numerami telefonów do redaktorków z co ważniejszych gazet?

a może znasz potencjalnego wydawcę który wytoczy takie działa by przebić drogę powieśći debiutanta?

nie masz
nie dysponujesz
nie znasz. (i nie szukaj w ogóle takich nie ma)

a może chlasz z krytykami? (tzn. stawiasz krytykom wódę w modnych lokalach).
Też nie.

sorry. czyli musisz szarpać się tradycyjnie. ;)

wiesz dlaczego ja wygrałem? Bo Fenix w kórym puścilem pierwsze "wędrowycze" miał ok 20 tyś nakładu. Bo w chwili gdy ukazała się pierwsza książka było ze 20 tyś Kolesi i Koleżanek którzy to kiedyś przeczytali. Z nich połowie się spodobało. 1/4 skojarzyła nazwisko. Jakies 15% zdecydowało się kupić.

Jednym się spodobało reszta puściła książki kumplom którym sie spodobało. Ktoś potrzebował prezentu dla przyjaciela i poszedł do księgarni. Ktoś opowiedział kumplom. Ktoś przeczytał pożyczoną i stwierdził - warto mieć własny egzemplarz. I się potoczyło. Szybko dobiliśmy kolejnymi książkami i wątły płomyk zaintersowania udało się delikatnie rozdmuchać.

I wcale nie toczyło się szybko. Sporo czasu upłynęło zanim mogłem rzucić pisanie samochodzików. Na początku miałem ok. 3 tyś czytelników. Obecne nakłady to tajemnica handlowa ale po wydaniu 20 książek pod nazwiskiem i 8 latach dzikiej harówy do Sapkowskiego brakuje mi jeszcze co najmnieje połowy dystansu. ok. ja to ja.

*

Napiszesz arcydzieło. Ok. znajdziesz sensownego wydawcę. Ok. Walną Ci śliczną grafikę na okładkę. Ok. Z tyłu książki jakis tam Pilipiuk napisze parę słów. I...

Wóz albo przewóz.
Zazwyczaj przewóz.
I pod-wóz... no może bez tratowania kopytami.

Jesteś Ty i Twoja książka. Być może genialna. Ale z punktu widzenia czytelnika nie istniejesz. Z punktu widzenia księgarza nie istniejesz. Z punktu widzenia krytyka czyredaktora którzy dostali egzemplarz pocztą jesteś ostatni w kolejce do czytania.

Za 10 lat ktoś znajdzie Twoje dzieło w jatkach kupi za dwa złote i się zachwyci. Dekadę za późno.

Czasem księgarze mają do danego wydawnictwa tyle zaufania że biorą jego nowości jak leci. Czasem życzliwy redaktor sięgnie po książkę nadesłaną przez wydawcę do redakcji i napisze dobrą recenzję. Czasem dadzą nagrodę. Może ktoś się zainteresuje i sięgnie. Czasem pójdzie fama po sieci i jakoś załapie. Czasem pomoże zwyczajnie bezinteresownie życzliwy krytyk zakumplowany z wydawcą. I suma drobiazgow złoży się na jakiś tam skromny ale stabilny efekt.
(to jak sądzę przypadek "domu na wyrębach" St. Dardy). Dobra książka fama w srodowisku, jedni czytelnicy polecą drugim.

A czasem nie.

kojarzycie powieść "Sotnie Łysego Iwanki" Romana Danaka?
Arcydzieło. Nakład śladowy, autor nie żyje, następnych książek nie będzie.
Koniec.

a szkoda. cholernie szkoda...
jeszcze gorzej gdy dobra ksiazka robi klapę a autor żyje i na to patrzy...

*

Ja? wygrywam dzisiaj bo mam 20 tytułów. Jeśli księgarnia ma w ofercie 20% moich ksiażek to już te cztery widać na półce. Sa recenzenci którzy widząc moja nową pozycję ulóża ją sobie gdzieś blisko początku kolejki. Którzy napiszą parę dobrych słow. A jak skiepszczę to litościwie nie napiszą. Żadnemu nie płacę, wiekszości nie znam nawet ;)

Powtórzę: dzisiaj.

w lutym

24 rocznica początku prac na Norweskim Dziennikiem i
14 rocznica debiutu.

wiosną

11 rocznica pierwzych żałosnych prób życia z pisania

w listopadzie

8 rocznica wydania pierwszej książki pod nazwiskiem.

to jest ta skala.
to moja droga.
życzę każdemu by przeszedł ją szybciej.
tyle czasu przy odrobinie fartu idzie się od zera do khm... no może nie bohatera.

Sapkowski? nie był dużo szybszy.
Pierwsze opowiadanie 1986
Pierwszy zbiór 1990
wydawca w podziemiu zakumplowany z oberedaktorem michnikiem.
A na dobre jego gwiazda zalśniła trochę wcześnij niż ja debiutowalem.

8 lat od pierwszego opowiadania koronowal sie na króla polskiej fantastyki. Inna sprawa że w zasadzie nie było konkurencji...

mi było i trudniej i łatwiej i też 8 lat.

Wam? Pewnie bedzie łatwiej.
5 lat? Jeśli nie skiepścicie i nie odpuścicie sobie to powinniście w takim czasie po debiucie książkowym być tu gdzie teraz jestem ja.

20 tytułów to przy wyrwaniu z siebie żył 5 lat dzikiej orki.

149
Andrzej Pilipiuk pisze:
kojarzycie powieść "Sotnie Łysego Iwanki" Romana Danaka?
Arcydzieło. Nakład śladowy, autor nie żyje, następnych książek nie będzie.
Koniec.
Można to gdzieś dostać?

Wszystko to pewnie prawda, doświadczenie przez Waści przemawia i nie nam przeczyć. Ale chyba są przyspieszacze. Pierwszy to fuks. Kto chce, niech na to liczy... Drugi przykład to myk, jaki zrobiła Gretkowska- wysłała swoją pierwszą książkę (My zdieś emigranty) Miłoszowi do oceny i poprosiła o przedmowę. Warszawka była załatwiona, nie wypadało tego nie kupić... Trzeci przykład to rejwach, jaki dokoła swojego debiutu (Demony)zrobił Śmigiel. Nie wiem, co prawda, ile go to kosztowało...
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim

150
Dziękuję za odpowiedź. Wnioski wyciągnięte. Wracam nad mapę szykować plany dalszej ofensywy ;)
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

151
emigrant pisze: Można to gdzieś dostać?
od ładnych 2-3 lat nie widziałem.
emigrant pisze: . Ale chyba są przyspieszacze. Pierwszy to fuks. Kto chce, niech na to liczy... Drugi przykład to myk, jaki zrobiła Gretkowska
teoretycznie możliwe. bardziej prawdopodobne jest że taki mistrz po prostu rzuci maszynopis na stos podobnych ook kominka...

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”