16

Latest post of the previous page:

Marek Falzmann pisze:Nie czarujmy sie, Andrzeju, gdyby wydawnictwa tracily forse, to nigdybysmy nie zobaczyli tylu cwaniaczkow dojacych rynek.
Gratulacje, podzieliłeś właśnie przez zero.
"Wow wow wow est"

17
Marek Falzmann pisze:Masz cos do dodania z osobistego bagazu doswiadczen?
Nie bardzo wiem czy ma to sens? Ty zanalizowałeś bez nijakiego bagażu i tyż piknie :D O zysku na jaki może liczyć autor pisano tu już wielokrotnie, IMO nie ma potrzeby powtarzać. O tym, że aby osiągnąć takowy zysk trzeba być lepszym od wielu innych, że nie wystarczy twarde przekonanie o własnym mistrzostwie literackim - także. Mam może wyjawić straszny sekret, że wydawnictwa mają swoje wydatki, że to one finansują druk, redakcję, korektę, marketing, dystrybucję, ponoszą ryzyko finansowe ( a co za tym idzie straty)? Nie chce mi się. To naprawdę sprawy oczywiste.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

18
Może wrodzona skłonność do kładzenia głowy na torach mnie ponosi i zaraz wybuchnie tu flamewar, ale...
Pan FM był publikowany w Nowej Fantastyce i SF, skąd więc aż tak rozbieżne wizje?
"Wow wow wow est"

19
Mowa o wydawnictwach, nie czasopismach. Jeśli ma jakieś doświadczenia z wydawnictwami ( znaczy książki w dorobku) to poproszę o konkrety odnośnie tych wrednych wydawnictw które go oszukały. On przecież nie boi się krytykować... Wtedy możemy wymienić poglądy. Ja zresztą nie twierdzę, że w wydawniczym światku wszystko jest ok, ale to co on pisał to gruba generalizacja, aby nie powiedzieć więcej.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

20
Może to cholernie bezczelne z mojej strony prześwietlać dyskutanta, ale w końcu z Google może skorzystać każdy i znaleźć to co ja. Wyszukiwarka nie wypluła mi żadnej konkretniejszej notatki biograficznej, za to znalazłem to:

http://groups.google.com/group/pl.rec.f ... 613d819d16

http://www.grupy.otopr.pl/marek-falzman ... 64958.html

http://grono.net/fantastyka/topic/18264 ... -falzmann/

http://www.nntpnews.info/threads/11998562-Cybercop

http://www.nntpnews.info/threads/171042 ... ac74d959c2

I w tym momencie doznaję tzw. uczuć ambiwalentnych.
"Wow wow wow est"

21
Nie bardzo wiem na czym polega ta ambiwalencja, sądzę za to, że dyskusja nam trochę zboczyła z toru. Bo było o wydawnictwach. Odezwał się Andrzej i obiecał coś napisać, więc pewnie wypowie się obszerniej, ja nie mam czasu ( ani specjalnej ochoty, bo wiele rzeczy można znaleźć na tym forum, a nie lubię przelewać z pustego w próżne). Ale skoro się odezwałem, to pokrótce: istnieją rzecz jasna różne wydawnictwa, niektóre z nich robią wałki, ale są i uczciwe. Nie mam zamiaru się nadymać, nie jestem wszechwiedzący, osobiście miałem do czynienia z dwoma, żadne z nich mnie nie oszukało. Oczywiście były pewne zgrzyty, ale wszystko dało się wyjaśnić i wyprostować. Nie zawsze zresztą problemy na linii wydawca - autor są winą wydawnictwa. Czasem powoduje je dystrybutor, czasem monopolista w rodzaju empiku. No i polski rynek jest dość specyficzny. Ilość osób które cokolwiek czytają, malejąca liczba tych, których stać na kupowanie... Konkludując - nie uważam wydawców za wyzyskiwaczy i oszustów. Jeśli MF tak uważa, jego sprawa. Nb. rozbawił mnie zarzut, że Andrzej nie krytykuje FS ze strachu :) Status Andrzeja w FS przypomina pozycję pewnego rosyjskiego arystokraty który po pijanemu stwierdził, że ma cara w d.pie ( za obrazę rodziny carskiej groziła niezła odsiadka). Rzecz miała miejsce publicznie, było kilkuset świadków. Arystokratę trzeba było ukarać. No to ukarano - groszową grzywną za "rozpowszechnianie nieprawdziwych plotek o miejscu pobytu Najjaśniejszego Pana"... Dopóki Andrzej odnosi takie sukcesy jakie odnosi, nic więcej ze strony Fabryki mu nie grozi. Choćby ją krytykował na okrągło.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

22
Niniejszy elaborat jest długi i nudny. Zawarte tezy zaakceptuje może 20%. a zastosuje praktycznie 1%. Zakładam że warto było poświęcić czas dla tego 1%.

aha – głupie komentarze mile widziane. Mam doła – walnę sobie piwo poczytam i się uhecuję ;)

*

1) wydawcy to tacy kolesie którzy wydają książki. 99% z nich robi to żeby zarobić pieniądze. Z takimi będziecie mieli do czynienia. (o ile hłe hłe cokolwiek napiszecie)

Pozostały 1% wydaje książki w celu odwrotnym - żeby wydać pieniądze. W publikacjach tych oficyn dominują dzieła nastawione np. na propagowanie zboczeń płciowych, gloryfikację sekt religijnych i rozkładanie tradycyjnego społeczeństwa lub usprawiedliwianie szaleństw gospodarczych.

Ta druga grupa to świry lub łajdacy zatem skupmy się na tych pierwszych.

2) Żeby być wydawcą trzeba mieć kapitał i trochę oleju w głowie. (nie za dużo – bo kto ma go dużo nigdy nie wpakuje się w tak niepewny interes!). Wydawca w zasadzie nie musi znać się np na fantastyce, nie musi umieć redagować, nie musi znać się na druku – póki jest w stanie wyszukać i zatrudnić ludzi którzy się znają. Jak nie znajdzie odpowiednich, albo zatrudni kretynów firma szybko przestaje istnieć i tyle. (a ci którzy tam wydali widzą swoje ksiązki w jatkach ale honorarium z tego nie ma...).

Wydawca nie jest idiotą który szcza do własnej zupy. Czasem jednak każdy popełnia błędy. Czasem wyda gniot sądząc że będzie to bestseller. Czasem odrzuci bestseller sądząc że to gniot. Jeśli jednak wasz maszynopis odrzuci dziesięciu wydawców to prawdopodobnie jest to gniot. 1-2-5-7 może się pomylić. 8-9-10-15 raczej nie.

3) wydawanie książek wbrew temu co sądzicie jest pracą. Pisanie książek też jest pracą.

4) fakt że ktoś za swoją pracę chce uzyskać kasę jest NORMALNY i NATURALNY. I nie ma się o co obrażać. Lubicie robić za friko? Nie? To czemu się dziwicie że inni też nie lubią!? Lubicie mieć parę groszy? Wydawca też lubi. I księgarz i hurtownik. I zarząd budynków komunalnych który żada od księgarni paskarskiego czynszu. I kolesie z ZUS etc.

ergo: każdy lubi kasę. (wyjątek stanowią święci i wariaci).

5) Podział pracy we wszystkich branżach wygląda tak że jeden robotę organizuje a drugi wykonuje, zaś zyskiem muszą się jakoś rozsądnie podzielić. Rzecz jasna pisarz mógłby sam zredagować albo zatrudnić redaktora, sam gadać z drukarnią wreszcie sam „pod chmurką” sprzedawać swoje książki. W praktyce musiałby poświęcić na to masę czasu i zaczęło by mu brakować na pisanie...

Zasadniczą robotą pisarza jest pisanie. Tak jak zasadniczą robotą lotnika jest latanie samolotem. Od tankowania maszyny, mycia skrzydeł, poprawiania pasów startowych, etc jest personel.

6) efektywność produkcji czy to w kapitalizmie czy w socjalizmie sprowadza się do specjalizacji. Jeden pisze, inny redaguje, korektuje, składa, kto inny gada z drukarnią, ktoś jest drukarzem, ktoś hurtownikiem, księgarz wykłada towar na półki etc. Póki każdy sumiennie wykonuje swoje zadanie maszynka działa. Jak ktoś zaczyna cwaniaczyć cierpią wszystkie ogniwa łańcucha.

Książka którą bierzecie do reki to efekt pracy pisarza, wydawcy, redaktora głównego, redaktora sprawdzającego, korektora, składacza, drukarza, hurtownika, księgarza. Czasem też ilustratora.
Jeden pisze dziesięciu z tego żyje. Jeden leci samolotem, dziesięciu dba by wylądował. Proste?

7) Wyzysk jest możliwy w warunkach niedostatecznego rozwoju kapitalizmu. W normalnych warunkach podział wypracowanego zysku między kapitalistę i robola znajduje się w stanie równowagi. Jak robol poczuje że jest dojony pluje kierownikowi pod nogi i idzie do innej fabryki. Jak kapitalista widzi że mu konkurencja podbiera kadry podnosi płace u siebie by zatrzymać fachowców.

Czynnikiem bezwzględnie koniecznym do zaistnienia wyzysku jest bezrobocie. Uniemożliwia ono lub utrudnia ucieczkę niezadowolonych.

Za rządów SLD-PSL mieliśmy bezrobocie rzędu 18-22%. Cóż tak działa socjalizm. Za „krwawego kaczyzmu” spadło szczęśliwie o połowę. Ten czarny dół był niespełna dekadę temu – powinniście pamiętać jak Wasi Rodzice zapieprzali byle tylko zębami i pazurami utrzymać robotę, albo jak jej miesiącami szukali godząc się na bandyckie stawki. To epoka gdy ludzie tyrali za darmo w nadgodzinach a byle kierownik zmiany z hipermarketu mógł bezkarnie klepać dziewczyny po tyłkach. A jak kto nie pamięta niech zapyta starszych.

8) Ergo: Jak robolowi zależy na danej robocie można go doić. Jak kapitaliście zależy na konkretnym robolu to on będzie przez robola dojony.

Mało ludzi kupuje książki – ogranicza się liczbę tytułów. Koniunktura się poprawia, każdy kto umie szybko i w miarę dobrze dobrze pisać jest na wagę złota.

9) wszystkim nam wbijano od dziecka frazesy o powszechnej równości. Większość z Was w to uwierzyła i wszelkie nierówności traktuje jako osobistą zniewagę.

Jedyną dopuszczalną formą równości jest równość wobec prawa a w szerszym rozumieniu równa podległość przepisom prawa. (tzn. np. pan minister za prowadzenie auta po pijanemu powinien odpowiadać jak zwykły człowiek...). Reszta to socjalistyczne/komunistyczne/nazistowskie mrzonki. Im szybciej z nich wyrośniecie tym lepiej.

Cierpicie na czerwony syndrom równości i jesteście genetycznie predysponowani do warcholstwa. kozackomu rodu ni ma pieriewodu. Objawia się to w tym że macie w )*( wszelkie rady, a myśl że ktoś może wiedzieć coś lepiej działa na Was jak płachta na byka. I oczywiście uważacie że wasze wydumane teorie są w oczywisty sposób doskonalsze niż tezy płynące z wieloletniego doświadczenia takich kolesi jak ja co to ponad 40 książek opublikowali...

Równość to tylko wabik którym komuchy przywabiały w swoje szeregi leserów i nierobów.
Ne ma nic wspólnego z prawdziwym życiem.

W fabryce mamy różne rodzaje pracowników. Na dole drabiny są robole kiepsko wykwalifikowani. Przynieś-podaj-pozamiataj-umyjkible. Jak się taki obija, pije, ma nieprzyjemny wyraz twarzy, jest gejem, rudym, zezowatym lub podpadnie majstrowi w dowolny inny sposób to się go wymienia od ręki na lepszego prosto z ulicy.

Wyżej w hierarchii są robole otrzaskani z robotą. Pracuje taki kilka lat, zna maszyny i surowce, nie myli kanwy, jak coś się psuje wie komu zgłosić usterkę etc. Takiego żal się pozbywać. Trzeba mu płacić trochę lepiej, czasem przymknąć oko że dał majstrowi w mordę za uwagi odnośnie koloru włosów.

Jeszcze wyżej są ślusarze narzędziowi. Elita fachu. Umieją czytać rysunki techniczne, potrafią w biegu dorobić brakującą część maszyny. I psia ich mać są potrzebni. Gorzej są niezbędni. Mogą mieć zeza, obmacywać innych roboli, pić piwo na przerwie – ale wywalić ich nie można bo o takich trudno. I jak zaczną pyszczyć to trzeba im dać te cholerne podwyżki... A jak im się majster nie podoba bo rudy, gej lub zezowaty to się im wymienia majstra na innego.

10) w literaturze jest tak samo. Debiutant to robol który zaczyna robotę. Strach takiego postawić koło maszyny. Pal diabli że go wciągnie i rozkwasi na miazgę ale ile przy okazji cennego surowca zmarnuje ;) Debiutant skiepści książkę, jest rudy, gej lub ma zeza to musi uważać bo jest pierwszy na liście do wykopania za bramę. (majstrem-nadzorcą jest tu redaktor).

Autor który pokazał że umie – napisał kilka dobrych książek to już inny sort robola. Z takim trzeba się liczyć. Przymknąć oko że strzelił focha redaktorowi za uwagi o kolorze włosów bohatera. Albo że zawalił termin o tydzień.

Czasem w fabryce strzeli wał obrabiarki. Carska jeszcze maszyna części zamiennych brak. Każdy dzień przestoju taśmy to straty. Wzywa się narzędziowca. Popatrzy pomarudzi i wreszcie powie inżynierowi z łaski: dobra zrobi się, ale to nietypowa część zapłacicie podwójnie. W wydawnictwie też może się pojawić podobny problem. I dobrze mieć wtedy fachowca który rudy, zezowaty i gej ale napisze książkę na zadany temat w miesiąc. I to zaledwie za podwójną stawkę.

A jak taki da redaktorowi w mordę to się redaktora pociesza, przytula i pospiesznie przenosi do pracy z innym autorem.

Nie ma ludzi niezastąpionych ale z narzędziowcem jest problem. Można go zastąpić tylko innym. Można wezwać J.Piekarę i powiedzieć: od jutra będziesz pisał o Wędrowyczu, a twojego Inkwizytora opisze Grzedowicz. Tylko że to zawsze kłopot. Fabryka pracuje wedle pewnego rytmu i nagła utrata kadr fachowych ten rytm zakłóca.

wsjo paniali? charaszo...

Aha – nie boję się wydawców. Strzelałem w redakcji Fenixa ze straszaka w sufit i musieli użyć siły by mnie wypchnąć za drzwi. A poszło o ilustracje od opowiadania... Obecnych się nie boję ale szanuję ;)

11) chęć pomnażania kasy jest dobra. Problem zaczyna się w chwili gdy staje się obsesją na tyle silną że odrzuca się etykę. Jestem zwolennikiem kapitalizmu budowanego z Biblią w ręku. Dlatego obrzydzeniem napawają mnie nieczyste zagrania w rodzaju prób podkupienia autorów konkurencji.

Rozumiem chęć stworzenia jak najsilniejszej stajni, podobnie jak wzmacnianie drużyn piłkarskich przez zakup zagraniczniaków – ale moim zdaniem jest to zaprzepaszczenie podstaw etycznych tak sportu jak i literatury. Uważam że stajnie należy budować od podstaw – tytanów klawiatury szkoląc z grona debiutantów.

Nie każdy tak myśli. Propozycje porzucenia Fabryki na rzecz większych i poważniejszych wydawnictwa dostaję co parę miesięcy. Jedni – dziś dołujący – proponowali mi napisanie trylogii i zaliczkę w wysokości takiej że wszedłbym do salonu opla i poprosił o fioletowy samochód. Nieważna marka, model i cena – chcę filoletowy, dajcie ten który jest na stanie.

Z drugiej strony takie tendencje dają ochronę przed wyzyskiem – ten kto dostaje takie propozycje wie że jest ciekawy dla potencjalnego innego wydawcy.

U schyłku lat 90-tych w polskiej fantastyce działo się tragicznie. Liczyło się jedno dychawiczne wydawnictwo które wykorzystywało bezrobocie pisarzy tzn. nadprodukcję maszynopisów. W chwili gdy na rynek weszły „Runa” i „Fabryka Słów” nastąpiła zmasowana ucieczka niewolników. Pisałem o tym.

Z trzeciej strony propozycje transferu mogą stanowić pokusę dla słabych duchem pisarzy.

Ergo: uważam że etyczne jest porzucenie wydawcy który nas ewidentnie ożyna, kantuje etc. Porzucenie wydawcy który ma przejściowe kłopoty jest niehonorowe. (honor – to taki archaizm, sprawdźcie w słowniku). Porzucenie uczciwego wypłacalnego wydawcy na rzecz innego który da 50 gr/egz więcej to nie tylko s...syństwo ale i głupota.

Jestem zwolennikiem feudalizmu dlatego sytuacja w której patron zapewnia opiekę i wymaga lojalności oraz walki w swoich szeregach odpowiada mi.

12) Ludzie lubią iść na skróty. Ale droga na skróty nie zawsze jest dobra i właściwa. Wy kochacie drogę na skróty. Marzycie o niej. Chcecie być od razu sławni i bogaci a zamiatanie hali czy mycie fabrycznych kibli w ogóle nie mieści się Wam w światopoglądzie.

Głęboko szanuję Wasze marzenia o sławie i bogactwie ale jak czytam te - sorry - brednie o e-bookach & e-czytnikach, „rozwalaniu systemu”, wydawaniu w POD, o konieczności wydawania od razu w USA, o tym jak w Polsce jest źle, jacy krwiopijcy z tych wydawców (których 90% z Was nigdy nie widziała na oczy) etc. To mi się chce nawet nie śmiać ale żygać.

Wybaczcie dosadność.

13) Gdy byłem w liceum wierzyłem ze w kilka lat dogonimy zachód. Byłem przekonany że skończę studia dostanę dobrą pracę jako archeolog, będę zarabiał po kilka tysięcy zielonych miesięcznie etc. Na szczęście w porę uświadomiłem sobie że nic z tego nie będzie. Że zachód dogonią jedynie nieliczne jednostki które wezmą się do roboty na ostro.

14) Jestem kozackim dżinem który 15 lat temu wyskoczył z butelki po horyłce jako kara za grzechy fandomu...

Przyszedłem z nikąd. Z blokowiska warszawskiej Pragi i z wiochy gdzie diabeł się boi powiedzieć dobranoc. Byłem wariatem który w 1996 roku ogłosił że chce żyć z pisania fantastyki (Romek Pawlak może poświadczyć jak szaloną wesołość zawodowców wzbudzały wówczas te deklaracje).

Albo jak wesołkom szczęki opadły gdy poszła fama że piszę na fuchę 4 samochodziki rocznie...

Żeby jeździć na konwenty malowałem ludziom mieszkania. Docierałem na własny koszt z doskoku, wszędzie tam gdzie organizatorzy zgodzili się zorganizować mi spotkanie autorskie. Dawałem opowiadanie gratis do informatorów konwentowych i fanzinów. Budowałem markę. Poznawałem środowisko.

Zasypywałem redakcje tekstami. W „Fenixie” leżało po 5-8-10 moich opowiadań. (red. Grzędowicz świadkiem). W „Fantastyce” 3-4. Pisałem do szuflady i pchałem kierat. Kazali napisać opowiadanie na hallowen – pisałem. Kazali świąteczne – było na czas, przed czasem. I to jeszcze nadające się do druku. Grafoman do wynajęcia.

Przez pierwsze lata pisałem na komputerze z procesorem 386 (zobaczcie sobie w muzeum techniki). długo by o tym opowiadać.

15) Przeszedłem całą drogę – od zamiatacza fabrycznej hali do ślusarza narzędziowego. Mi to zajęło 15 lat. Ktoś bystrzejszy, pracowitszy, etc. przeszedłby w dziesięć. Tylko trzeba postawić ten pierwszy krok. A potem konsekwentnie kolejne 2586... Walić głową w mur aż się przewróci.

16) I jeszcze jedno. Proponuję nowy punkt w regulaminie. Opluwać „Zmierzch” mają prawo tylko ci użytkownicy którzy udowodnią że napisali tekst równy choćby 10% objętości wampirzej sagi.

Meyer jest grafomanką? Nie neguję. Ale popatrzcie na swoje dokonania. Porównajcie się z nią. Kto z Was napisał cykl 2163 strony druku? Nie pytam czy wydał. Kto coś podobnej objętości choćby napisał?

To umówmy się: kto ma napisane 216,3 strony może się śmiać z romansu „Belli & Eduarda”. A reszty niech nie świerzbią palce do klawiatury.

17) Dobra drodzy Robole. Koniec pogadanki BHP. A teraz miotły w garść i zamiatać halę. Potem wyszorujecie kible. A za dziesięć lat zobaczymy kto z Was zastąpi mnie jako ślusarz narzędziowy.

23
To wracając do tematu wydawców: brałem kiedyś udział w wydawaniu "chałupniczego" czasopisma z nakładem rzędu kilkuset egzemplarzy. Zaczynając od zera, bez większych umiejętności, przerobiliśmy cały proces od selekcji nadesłanych tekstów do dystrybucji i promocji. I tak przez dwa lata.

Polecam każdemu spróbować, do tego nie trzeba szczególnego kapitału, wystarczy zebrać ekipę wariatów gotowych poświęcić temu większość wolnego czasu. Zaczyna się patrzeć na wszystko nieco inaczej. To co robiliśmy to była taka piaskownica, zabawa w skali mini, a i tak trudności była cała masa.

Przekonałem się w niewielkim chociaż stopniu jak wygląda rzeczywistość z perspektywy wydającego a nie wydawanego. Kosztowało mnie to mnóstwo nieprzespanych nocy. Dlatego burzę się, kiedy ktoś z góry opisuje wydawcę jako złodzieja i kombinatora, bo po prostu nie dostrzega wysiłku drugiego człowieka, nieraz podejrzewam olbrzymiego.

Pisarz może zarobić bo ktoś go składa, poprawia, użera się z drukarnią, detalistami, którzy też zapewne napotykają co dzień 100x więcej problemów niż to widać z boku etc.

edit: wysłałem nie widząc jeszcze postu Andrzeja,
"Wow wow wow est"

24
mdrv pisze:To wracając do tematu wydawców: brałem kiedyś udział w wydawaniu "chałupniczego" czasopisma z nakładem rzędu kilkuset egzemplarzy.
Paweł Rodan, "Łowca wyobraźni" tyżeś to? ;)

25
Andrzej Pilipiuk pisze:Paweł Rodan, "Łowca wyobraźni" tyżeś to?
Niestety nie ;).
http://czasopismooffside.wordpress.com/ <- tutaj są ostatnie numery w PDF-ach. Pieniądze na druk były, ale drukarnia oferowała fatalne terminy, a dystrybucja papierowych egzemplarzy na mieście nastręczała ogromu problemów.

Początkowe wydania na szczęście są raczej nie do zdobycia- bardzo mnie to cieszy, bo poziom tekstów ocierał się o dno. Nie mówię, że potem były jakieś wyżyny, ale sama walka przy wydawaniu kolejnych numerów to doświadczenie dające dużo do myślenia.

edit: Aha, to nie ja byłem naczelnym.
"Wow wow wow est"

26
Odnośnie krytyki serii pani Meyer - mam 207 stron - zostało mi dwa rozdziały do napisania....

Już za niedługo będe mógł krytykować autorkę "Zmierzchu".

Szkoda tylko, że nie czytałem. Ale jak dowodzą krytycy, do recenzji książki jej przeczytanie nie jest konieczne. :-)

Pozdrawiam.

27
Co do krytyki p. Meyer nigdy tego nie robiłam, ale pocieszył mnie Pan, Panie Andrzeju, bo skoro za sobą mam już trzytomową sagę (1500 stron) i jeszcze jakieś 300 stron innych bzdur w zapasie, to miło pomyśleć, że wg. Pana już coś o pisaniu wiem, przynajmniej na tyle, aby krytykować (z czego i tak nie skorzystam).

Co do tytanicznej pracy na początku zgadzam się absolutnie i mam nadzieję, że będę wśród tego odsetka, który wytrwa. Pocieszam się tym, że potrafię pracować sama, bez poklasku. Jednak zdaje mi się, że jest coraz więcej ludzi, którzy chcą wziąć się za pisanie "od zaraz", bez ćwiczeń, po prostu siądę i napiszę książkę! A zanim napiszą, jeszcze popsioczą na rynek, że ciężki...

Sama nic o rynku nie wiem, więc nie będę się mądrzyć, ale Pana wypowiedzi są pochwałą pracowitości i to budujące, bo stwarza nadzieję, że jeśli człowiek sam kopnie się w wiadomą część ciała i weźmie do roboty to tak źle nie będzie i wszystko zależy tak naprawdę od nakładu własnej pracy...a potem od uporu i piekielnej konsekwencji.

28
I potem rodza sie bzdury co to ludzie nie wiedza co to folgowanie, czapraki, kropierze, jak wyglada fologowanie albo jak kuje sie zbroje :)
Oj - jakkolwiek fantasy to wymysl - ale pewne podstawowe informacje sa wazne :P

chocby umijetnosc opisywania herbu, co wielokrotnie cierniem wlazilo mi w tylek.


No niestety, "B', zabierajac sie do pisania nie wystarczy kunszt i slownictwo (ba sa ludzie, ktorych oczytanie tak rzezbi), jest jednak potrzebna pewna wiedza z zakresu zycia spolecznego, politycznego, kulturalnego no i niestety (o ile ktos ma takie checi) znajomosc fizyki, mechaniki itp.

W sensie ja odczuwalem taka wewnetrzna potrzebe.
Kiedy opisuje pojedynek - to jasne ze moj wojownik walczac z plytowka nie bezie cioal ostrzem tylko plazem :) (o ile ktos wie o jaka analogie chodzi).

Edit.
Andrzeju kochany - o ile Twoja wypowiedz jest - jak najbardziej realna - o tyle drodzy mlodzi, przysli debiutanci pamietajcie o jednym - jezeli znajdziecie wydawce - pamietajcie, ze on liczy na sprzedac, wiec zawczasu warto pomyslec o kanalach autoreklamy. Tak moi mili - warto miec jako debiutant tych 200-300 osob ktore kupia wam ta ksiazke.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron