16

Latest post of the previous page:

TadekM pisze:
90% tekstów można odsiać po przeczytaniu pierwszej strony lub dwóch, kolejne kilka % po przeczytaniu 10 stron. Pozostałe 2-3% można przeczytać do pięćdziesiątej lub setnej strony i do końca przeczytać 1%.
Argument niecelny. Dlaczego wiele dużych zachodnich agencji literackich wprowadziło opłaty za czytanie nadsyłanych tekstów?
Nie widzę sprzeczności. Będąc agentem z renomą w Polsce również można wprowadzić taki zwyczaj, szczególnie skoro zdarzają się ludzie, którzy wydają książki za własne pieniądze.
TadekM pisze:Pisze o tym R. Curtis w "How to be your own literary agent", gość z wieloletnim doświadczeniem jako agent literacki. Jeśli masz lepsze pojęcie o biznesie od niego, to przepraszam.
Jeśli chcesz, to odgrzebię listę dziesiątek nietrafionych projektu Apple, Microsoftu, Google z uzasadnieniami - nie znaczy to, że te firmy mają gorsze pojęcie o biznesie od kogoś, kto robi swoje i nie poniósł żadnej porażki. Wspomnianego przez Ciebie pana nie ma na polskim rynku wydawniczym, gdyż biznesmenem jest zapewne niezłym i ma takie podejście do bycia agentem w Polsce, jak Ty, czyli wchodzę z pieniędzmi i czekam na rezultaty i tu jak rozumiem się zgadzamy, ma to wszelkie podstawy do bycia interesem nietrafionym
TadekM pisze:I po trzech (czterech?) miesiącach od początku akcji, nie skończono czytać żadnego tekstu. Nie zrozum mnie źle, moim zdaniem ta akcja to wspaniała inicjatywa, ale - chcąc nie chcąc - obrazuje moją tezę. Jeśli to nie Twoja jedyna robota, to nie zajmiesz się nią właściwie.
Wrzuciłeś do jednego worka niekomercyjną społeczną inicjatywę z interesem, na którym można zarobić i w który wkłada się pieniądze i czas. Znam wiele osób, które zajmują się stale różnymi rzeczami. Mniejsza o to, rzeczywiście sprawa rozbija się o pieniądze i nasz niewielki rynek.

Widocznie jednak brali się za to nieodpowiedni ludzie, skoro:
Navajero pisze:znam paru pisarzy mających obecnie, bądź korzystających kiedyś z usług agentów. Osiągnięcia owych agentów były - co najwyżej mierne. Albo żadne.
Przyjmuję do wiadomości te fakty oraz Twoje ogólne stanowisko, natomiast chciałbym wierzyć, że nie jest tak, że "się nie da" w Polsce. Natomiast na większych (bardziej rozwiniętych) rynkach agenci są normą i pisarze mają powody, aby z ich usług korzystać.
Navajero pisze:Zobaczcie np. ilu polskich autorów jest drukowanych na Zachodzie czy w Rosji...
Chcesz przez to napisać, że jesteśmy w literaturze gorsi? Abstrahując od nobli, dlaczego jest tak, jak napisałeś?
TadekM pisze:Zresztą, dlaczego w wydawnictwach czeka się po 9-10 miesięcy? Muza odpowiedziała mi po 10 miechach, mimo że tekst im się spodobał. Mogli przecież odsiać te wszystkie kiepskie, nie?
Może mają problemy nawet z tym niewielkim procentem do przeczytania, może spodziewali się opóźnień u innych autorów i mieliby wtedy coś na zastępstwo. A może zwyczajnie nie są zawodową agencją i skupiają się na wydawaniu.
TadekM pisze:Ty operujesz argumentami z Hollywood. To o czym mówisz jest realne w przypadku piętnastu - dwudziestu pisarzy w tym kraju.
Myślami bliżej mi do polskich agentów muzycznych, aktorów a nawet celebrytów. Im agenci się przydają. Dwie różnice: takie osoby mają więcej papierkowej roboty (umowy o występy itp.) oraz chodzi o inne pieniądze. Natomiast są takimi samymi artystami jak pisarze. Pozostaje kwestia, czy na rynku jest tych pieniędzy tyle, aby wystarczyło dla agentów.
TadekM pisze:A reszta to podejmowanie decyzji za pisarzy, tylko tyle. To równie dobrze może robić żona, za darmo.
O ile żona jada kręci się w świecie wydawniczym, zna właścicieli i kilkoma telefonami jest w stanie załatwić pisarzowi innego wydawcę.
Navajero pisze:A wydawnictwo rzuca się jak jastrząb na autora któremu nie chciało się poczekać dwa tygodnie na forsę... To jest dopiero fantastyka.
Zmianę wydawnictwa radzi mi agent i za mnie to załatwia, równie dobrze może poradzić mi poczekanie na pieniądze. Ale on kieruje się czystym interesem, w odróżnieniu od autorów, którzy bywają sentymentalni.
Navajero pisze:A oferowane autorom warunki to dość szeroka strefa. Co z tego, że np. dostaniesz ( na papierze) więcej, jak nowe wydawnictwo jest mało znane, nie ma rozpoznawalnej marki, ani dobrego maretingu?
O wybór wydawnictwa dba agent, który jest na procencie od sprzedaży i robi we własnym interesie tak, aby sprzedaż była.
Navajero pisze:
Tony pisze: W tym momencie autor nie jest zablokowany przez niemoc decyzyjną
Jaką niemoc?
Miałem na myśli tę nieszczęsną Fabrykę z ich wodzeniem za nos niektórych wydających u nich autorów jeśli chodzi o płatności. Ale oczywiście masz rację, nie powinienem generalizować. Więc zakładając, że taka sytuacja jest wyjątkiem, to w tym wypadku agent nie jest potrzebny.

17
Nie widzę sprzeczności. Będąc agentem z renomą w Polsce również można wprowadzić taki zwyczaj, szczególnie skoro zdarzają się ludzie, którzy wydają książki za własne pieniądze.
Widzisz, to nie jest tak, że agencja na zachodzie na tym zarabia. Oni minimalizują straty. Bo gość, którego pracą jest wstępne czytanie tekstów też kosztuje. Przy dużej ilości tekstów, zwykle słabej jakości, brak jest jakiegokolwiek odsiewu. Teoria mówi więc, że opłaty za czytanie pokryją część honorarium "czytacza", co pozwoli mieć takich ludzi więcej i dzięki temu sprawniej przesiewać teksty.
U nas istnieje - jak już mówiłem - parę agencji literackich, w tym takie, których polityka jest podobna.
Tylko że u nas jest tradycja bezpośredniego kontaktu z wydawcą (niektóre wydawnictwa zachodnie w ogóle nie rozmawiają z ludźmi bez agentów), dlatego na przykład ja nigdy nie zapłaciłbym choćby złotówki za przeczytanie mojego tekstu, bez żadnej pewności co stanie się z nim potem - skoro mogę wysłać tekst sam, bez pośredników i za darmo.
Wrzuciłeś do jednego worka niekomercyjną społeczną inicjatywę z interesem, na którym można zarobić i w który wkłada się pieniądze i czas. Znam wiele osób, które zajmują się stale różnymi rzeczami.
Nie zrozumiałeś. Na mój argument o ilości pisarzy-klientów potrzebnych do sensownego utrzymywania się agenta odpowiedziałeś, że przecież może robić to "przy okazji" a potem rozwinąć interes. Pokazałem Ci więc jak wygląda robienie czegoś przy okazji.
(tu znów bez obrazy dla zajebistego moim zdaniem "Niech się wyda"!)
Może mają problemy nawet z tym niewielkim procentem do przeczytania, może spodziewali się opóźnień u innych autorów i mieliby wtedy coś na zastępstwo. A może zwyczajnie nie są zawodową agencją i skupiają się na wydawaniu.
A Naszedebiuty? Koncentrowali się tylko na szukaniu nowych rzeczy, ludzie z doświadczeniem (taki, czy innym), a sami przyznawali, że ilość tekstów ich przerosła.
Poza tym w Polsce nieodłączną funkcją wydawnictwa jest szukanie nowych autorów.
Stary, to są fakty. Twoje teorie z kolei to pobożne życzenia.
Myślami bliżej mi do polskich agentów muzycznych, aktorów a nawet celebrytów. Im agenci się przydają. Dwie różnice: takie osoby mają więcej papierkowej roboty (umowy o występy itp.) oraz chodzi o inne pieniądze. Natomiast są takimi samymi artystami jak pisarze. Pozostaje kwestia, czy na rynku jest tych pieniędzy tyle, aby wystarczyło dla agentów.
Właśnie takie odniosłem wrażenie. Wpada ktoś pełen pomysłów, ale bez rzetelnej wiedzy na temat realiów i jest przekonany, że da się zmienić świat, ot tak.
Rynek muzyczny to zupełnie inna rozmowa. Co do literackiego - odsyłam do mojego pierwszego posta w tym temacie.

To nie jest tak, że się "Nie da". Napisałem mniej-więcej o warunkach jakie spełniać musiałby agent.

Dodam też, że w tej chwili szansę na ewolucję w tym kierunku widzę dla Niech się wyda.
Robią to osoby z dużym doświadczeniem z pracą z mało doświadczonymi autorami, jednocześnie tacy którzy za sobą mają już przeróżne perypetie wydawnicze, więc znają ten "ból". No a poza tym mają realny kontakt z wydawnictwem. Tylko jednym, ale to jest taki kontakt, który daje potencjalnie nadzieję.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

18
[quote="TadekM"][quote]
Poza tym w Polsce nieodłączną funkcją wydawnictwa jest szukanie nowych autorów.
Stary, to są fakty. Twoje teorie z kolei to pobożne życzenia.

Tadeusz - nie wiem skąd wziąłeś takie twierdzenie, bo ja odczuwam zupełnie coś innego - w każdym razie wobec większości Wydawców. Oni nie szukają nowych autorów, zauważ że w gruncie rzeczy nie są zainteresowani wyszukiwaniem nowych twarzy, oni czekają aż nowi przyjdą do nich z łaskawą prośbą o wydrukowanie ich książki. Wtedy się zastanawiają

19
Tadeusz - nie wiem skąd wziąłeś takie twierdzenie, bo ja odczuwam zupełnie coś innego - w każdym razie wobec większości Wydawców. Oni nie szukają nowych autorów, zauważ że w gruncie rzeczy nie są zainteresowani wyszukiwaniem nowych twarzy, oni czekają aż nowi przyjdą do nich z łaskawą prośbą o wydrukowanie ich książki. Wtedy się zastanawiają
No dobra, to też jest fakt. Tylko że Ty mówisz o traktowaniu - i z tym się zgodzę - a ja o konstrukcji wydawnictwa. Bądź co bądź w każdym jest człowiek odpowiedzialny za czytanie tekstów (tak, wszyscy mam wrażenie, że - niemal bez wyjątków - jest to ktoś, kto bezwarunkowo nienawidzi świata).
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

20
Tony pisze:
Navajero pisze:Zobaczcie np. ilu polskich autorów jest drukowanych na Zachodzie czy w Rosji...
Chcesz przez to napisać, że jesteśmy w literaturze gorsi? Abstrahując od nobli, dlaczego jest tak, jak napisałeś?
Chodzi mi o to, że gdyby agenci byli skuteczni, Polacy byliby drukowani i na Zachodzie i w Rosji. Bo część polskich pisarzy jednak ma tych agentów.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

21
Tadeusz - uściślę swoją poprzednią wypowiedź. Zgadzam się, że Wydawcy powinni tak działać, ale nie zauważyłem aby ktokolwiek z nich szukał nowych talentów, przeglądał prace z różnych konkursów, zaglądał na blogi (których nie lubię, bo uważam je za stratę czasu - w tym czasie spokojnie można napisać książkę), bywał na konwentach (Tu zaraz mnie zakrzyczycie, ale chodzi mi o jakieś korzyści z tego faktu, bo większość traktuje te wizyty wyłącznie jako PR swojej firmy i swoich piszących ludków). Nie robią nic aby samemu znaleźć jakiś talent, zadowalają się przeglądaniem przesłanych prac - zresztą z marnym skutkiem. Rozumiem, że mają nadwyżkę zgłoszeń od mocy przerobowej, ale jeśli chce się złowić w swoje sieci perłę, to trzeba się trochę napracować, bo sama na plażę rzadko wypłynie. Zgodnie z założeniem, wszyscy dążymy do szczęśliwego życia, ale ilu z nas jest w chwili odejścia powiedzieć, że rzeczywiście był szczęśliwy?
Navajero - zgadzam się, że to efekt złej pracy agenta, ale na to są różne sposoby. Trzeba chcieć... a skoro im się nie chce, trzeba szukać innych. Jedynym wykładnikiem ich dobrej pracy są efekty....

22
TadekM pisze:Hm, myślę że często lekceważonym i z początku wręcz śmiesznym powodem dla którego sprzedawanie polskich książek za granicą może być trudne są... nasze nazwiska..
nasze nazwiska nie mają tu nic do rzeczy.

Po prostu maja w )*( nas i naszą prozę,
tak jak my mamy w )*( literatów z wyspy Tobago
i całą - być może genialną - prozę wschodniokaraibską.

Polacy to dla zachodnikaów ci którzy sprzątają i tyrają w restauracjach w gorszych dzielnicach. I tyle. Sorry - jadacie u Wietnamczyków? Jadacie kebab? Kojarzycie czym sie różni Wietnamczyk od Turka? Ok. No to pytanko. Jakich wietnamskich pisarzy znacie i lubiecie? Ok. Za trudne... A może wymienicie pięciu tureckich (poza Orchanem Pamukiem).

Bywalisciie na Stadionie X lecia w Warszawie? Widzieliście Ormian i Gruzinów? Klasyczna literatura Ormiańska powstała mniej wiecej wtedy gdy Mieszko I przyjmował chrzest bo liczył że mu biskup umiejacy pisać poprowadzi kancelarię. Czytaliście "Ksiegę dziejów" Arakela z Tebryzu? Wiersze Szoty Rustaweli? Wertowaliście "Kebra Nagast" szukając zrozumienia ducha Etiopii? No właśnie.

I tak samo patrzą na nasz Szkopy, Angole, Francuzy, Amerykańce.
Kolesie ze zmywaka coś tam czytają? Mają własną literaurę? Zdumiewające.
I tyle.

Europa Środkowa to dla nich trzeciorzędny rynek zbytu
produktów literackich. Tubylcy się zgłaszają po licencje i
płacą wymienialna walutą ok. ale zaden zachodni agent
nie jeździ po Polsce proponując maszynopisy.

to się może zmienić. Tzn. może się pojawić przelotna moda
na prozę środkowoeuropejską.

(w USA 80 lat temu po sukcesach geniusza pióra Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego amerykańce poczuli zapach kasy i wydali jakichś tam Prusów i Sienkiewiczów). Projekt zrobil generalnie klapę i tyle było tej ekspansji.

Jesli moda się pojawi zgarną kilkunastu z czołowych miejsc list bestselerów wydadzą w USA i po 5 latach zapomną na kolejne 80 lat o naszym istnieniu.

Sorry. Życie
Ostatnio zmieniony wt 09 lut 2010, 23:41 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 1 raz.

23
Navajero pisze: Chodzi mi o to, że gdyby agenci byli skuteczni, Polacy byliby drukowani i na Zachodzie i w Rosji. Bo część polskich pisarzy jednak ma tych agentów.
ja wydrukowałem w czechach - teraz mój agent usiłuje wydrzeć choćby zaliczki za to c o wydrukowali...

wydałem parę opowiadań w Rosji i może uda mi się wydać książkę. Ci dla odmiany płacą choć nie muszą (nie podpisali miedzynarodowych umów o prawach autorskich) i nie mam tam agenta...

25
Andrzej Pilipiuk pisze:Mi się jeszcze nie opłaca i nie widzę specjalnie perspektyw dla tego zawodu w Polsce.
Ja też nie widzę takich perspektyw :) Jakby nie to, że dowiedziałem się o pewnych rzeczach sub rosa, opowiedziałbym parę uciesznych historyjek o działalności polskich agentów... Z doświadczeń pisarzy którzy chcieli być w awangardzie i wprowadzać nowoczesność w domu i zagrodzie :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

26
Aby agent mógł działać potrzeba:

a) zawodowych pisarzy. Takich którzy wydają dwie książki rocznie i sprzedają nakład powiedzmy 75-100 tyś każdej.

takich nie ma. (ewentualnie Chmielewska). Po prostu nie ma. za dziesięć lat może będą. Może i raczej kilkunastu - nie więcej.

b) silnych kapitałowo wydawnictw aktywnie walczących ze sobą o opanowanie sketorów runku. Takich nie ma. nurt głowny to gówno, w fantatyce jest w zasadzie monopol Fabryki.

c) rozwiniętego rynku - wielu nadzianych czytelników polskiej prozy. Rynku nie będzie bo panstwo go niszczy. Czytelnicy może by się znaleźćli ale zarobiki za niskie.

d) zainteresowania polską litaraturą ze strony filmowców. (Większość najpierw musiałaby się nauczyć czytać).


zamiast dywagowac o agentach napierw napiszmy coś co w ogóle da sie sprzedać ;)

27
Niestety do kubła pełnego żalu dorzucę jeszcze swoje własne doświadczenia. Ponad pół roku temu chciałem uruchomić taką agencję wydawniczą, której głównym zadaniem miał być eksport polskiej literatury SF na rynki aglosaskie. Opracowałem dość efektywną strategię marketingową, pod którą zbudowałem całkiem niezły zespół na zasadach bezpiecznego outsourcingu. Testowałem bezlitośnie tłumaczy i wyselekcjonowałem dwie osoby, siedzące na stale w UK wraz z niewielkim zespołem testerów - free style native speakers. Znalazłem też grant unijny wspierający takie działania na rynku europejskim. Wstępnie dogadałem się z jednym znanym i stabilnym wydawnictwem polskim. Po omówieniu szczegółow umowy okazało sie, ze i owszem, ale poniewczasie...rozstalismy się, ponieważ nie zaakcetowałem zbyt asymetrycznych warunków umówy. Mogę tylko zdradzić, że kością niezgody były licencje oraz nieprzystające do rzeczywistości wyobrażenie o wejściu na tak wymagający rynek.
Zniechęciłem sie całkowicie do współpracy z polskimi wydawcami. Poziom oczekiwań do poziomu kompetencji jest żenująco wysoki. Nie wspomnę o reputacji, zagraniczni partnerzy pokiwali tylko głowami..."no tak..." Dla mnie EOT, szkoda czasu.
skazany na potępienie...

28
Moffiss może rozmawiałeś nie z tymi ludźmi, a i tematyka SF nie jest dla każdego...
Andrzej - wiem jakie masz doświadczenia, ale uważam że o takich sprawach jak wzajemna lojalność, promocja i praca agenta (poza granicami naszego kraju) powinna być poruszana w naszych dyskusjach. Jak dobrze wiesz, można gadać i robić swoje.

29
moffiss pisze:Niestety do kubła pełnego żalu dorzucę jeszcze swoje własne doświadczenia. Ponad pół roku temu chciałem uruchomić taką agencję wydawniczą, której głównym zadaniem miał być eksport polskiej literatury SF na rynki aglosaskie.
powiem brutalnie ale szczerze: wydaje mi się że miałeś fart że projekt zdechł zanim wtopiłeś w to większą kasę.

Głęboko żałuję że zdechł - ale wydaje mi się że musiał zdechnąć.

wydaje mi się że anglosasów po prostu nie interesują produkty nieanglosaskie.

Popatrz na ich rynek: czy w ofercie amerykańskich wydawnictw jest fantastyka rosyjska, niemiecka, francuska, hiszpańska?

Michael Kandel - wieloletni tłumacz i agent St.Lema próbował promować Polaków. Szukał możliwości wydania najlepszych dokonań naszych najlepszych autorów. I lubi nas i zarobić chciał i doświadczenie posiada i miliony na tym zarobił. I zna osobiście masę ludzi z tamtejszego światka wydawniczego.

Z całym szacunkiem jest to człowiek lepiej zorientowany w realiach i o wiele lepiej znany w USA niż "moffiss" z Polski. Sorry - życie.

Zatem: przyszedł fachowieć z plikiem maszynopisów najlepszych pozycji polskich top-autorów. I co? I nic. Kompletnie nic.

30
A, po co tyle złośliwości pod moim adresem. Zapewniam Cię, że moffissa [nick] tam nie znają :) i na e-peeny nie odpowiadam. :P
Problem leży gdzie indziej. Po prostu inaczej widzimy rynek.
skazany na potępienie...

31
Sorry Andrzeju, ale czy to znaczy, że mamy się na nich obrazić? Według mnie - NIE. Mamy tak długo zawracać im głowę, aż wreszcie stwierdzą że dla świętego spokoju zajrzą do środka. Nie mówię, że wtedy będziemy odkryciem, ale coś się ruszy.
Człowiek takiej daty jak ty, zdaje sobie przecież sprawę, że "Rzym nie od razu zbudowano". Może dobrą metodą jest drążenie tematu kropelką wody.
Moffiss - rób swoje i niczym się nie przejmuj. Gdyby wszyscy rezygnowali po pierwszych niepowodzeniach, to nikt by nie wszedł na Rysy, nie mówiąc już o innych górach i nie tylko. A tak między nami, skoro nie SF, to może trzeba do nich wyjść z innym tematem? Kontak do mnie jest poniżej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron