Latest post of the previous page:
Nie widzę sprzeczności. Będąc agentem z renomą w Polsce również można wprowadzić taki zwyczaj, szczególnie skoro zdarzają się ludzie, którzy wydają książki za własne pieniądze.TadekM pisze:Argument niecelny. Dlaczego wiele dużych zachodnich agencji literackich wprowadziło opłaty za czytanie nadsyłanych tekstów?90% tekstów można odsiać po przeczytaniu pierwszej strony lub dwóch, kolejne kilka % po przeczytaniu 10 stron. Pozostałe 2-3% można przeczytać do pięćdziesiątej lub setnej strony i do końca przeczytać 1%.
Jeśli chcesz, to odgrzebię listę dziesiątek nietrafionych projektu Apple, Microsoftu, Google z uzasadnieniami - nie znaczy to, że te firmy mają gorsze pojęcie o biznesie od kogoś, kto robi swoje i nie poniósł żadnej porażki. Wspomnianego przez Ciebie pana nie ma na polskim rynku wydawniczym, gdyż biznesmenem jest zapewne niezłym i ma takie podejście do bycia agentem w Polsce, jak Ty, czyli wchodzę z pieniędzmi i czekam na rezultaty i tu jak rozumiem się zgadzamy, ma to wszelkie podstawy do bycia interesem nietrafionymTadekM pisze:Pisze o tym R. Curtis w "How to be your own literary agent", gość z wieloletnim doświadczeniem jako agent literacki. Jeśli masz lepsze pojęcie o biznesie od niego, to przepraszam.
Wrzuciłeś do jednego worka niekomercyjną społeczną inicjatywę z interesem, na którym można zarobić i w który wkłada się pieniądze i czas. Znam wiele osób, które zajmują się stale różnymi rzeczami. Mniejsza o to, rzeczywiście sprawa rozbija się o pieniądze i nasz niewielki rynek.TadekM pisze:I po trzech (czterech?) miesiącach od początku akcji, nie skończono czytać żadnego tekstu. Nie zrozum mnie źle, moim zdaniem ta akcja to wspaniała inicjatywa, ale - chcąc nie chcąc - obrazuje moją tezę. Jeśli to nie Twoja jedyna robota, to nie zajmiesz się nią właściwie.
Widocznie jednak brali się za to nieodpowiedni ludzie, skoro:
Przyjmuję do wiadomości te fakty oraz Twoje ogólne stanowisko, natomiast chciałbym wierzyć, że nie jest tak, że "się nie da" w Polsce. Natomiast na większych (bardziej rozwiniętych) rynkach agenci są normą i pisarze mają powody, aby z ich usług korzystać.Navajero pisze:znam paru pisarzy mających obecnie, bądź korzystających kiedyś z usług agentów. Osiągnięcia owych agentów były - co najwyżej mierne. Albo żadne.
Chcesz przez to napisać, że jesteśmy w literaturze gorsi? Abstrahując od nobli, dlaczego jest tak, jak napisałeś?Navajero pisze:Zobaczcie np. ilu polskich autorów jest drukowanych na Zachodzie czy w Rosji...
Może mają problemy nawet z tym niewielkim procentem do przeczytania, może spodziewali się opóźnień u innych autorów i mieliby wtedy coś na zastępstwo. A może zwyczajnie nie są zawodową agencją i skupiają się na wydawaniu.TadekM pisze:Zresztą, dlaczego w wydawnictwach czeka się po 9-10 miesięcy? Muza odpowiedziała mi po 10 miechach, mimo że tekst im się spodobał. Mogli przecież odsiać te wszystkie kiepskie, nie?
Myślami bliżej mi do polskich agentów muzycznych, aktorów a nawet celebrytów. Im agenci się przydają. Dwie różnice: takie osoby mają więcej papierkowej roboty (umowy o występy itp.) oraz chodzi o inne pieniądze. Natomiast są takimi samymi artystami jak pisarze. Pozostaje kwestia, czy na rynku jest tych pieniędzy tyle, aby wystarczyło dla agentów.TadekM pisze:Ty operujesz argumentami z Hollywood. To o czym mówisz jest realne w przypadku piętnastu - dwudziestu pisarzy w tym kraju.
O ile żona jada kręci się w świecie wydawniczym, zna właścicieli i kilkoma telefonami jest w stanie załatwić pisarzowi innego wydawcę.TadekM pisze:A reszta to podejmowanie decyzji za pisarzy, tylko tyle. To równie dobrze może robić żona, za darmo.
Zmianę wydawnictwa radzi mi agent i za mnie to załatwia, równie dobrze może poradzić mi poczekanie na pieniądze. Ale on kieruje się czystym interesem, w odróżnieniu od autorów, którzy bywają sentymentalni.Navajero pisze:A wydawnictwo rzuca się jak jastrząb na autora któremu nie chciało się poczekać dwa tygodnie na forsę... To jest dopiero fantastyka.
O wybór wydawnictwa dba agent, który jest na procencie od sprzedaży i robi we własnym interesie tak, aby sprzedaż była.Navajero pisze:A oferowane autorom warunki to dość szeroka strefa. Co z tego, że np. dostaniesz ( na papierze) więcej, jak nowe wydawnictwo jest mało znane, nie ma rozpoznawalnej marki, ani dobrego maretingu?
Miałem na myśli tę nieszczęsną Fabrykę z ich wodzeniem za nos niektórych wydających u nich autorów jeśli chodzi o płatności. Ale oczywiście masz rację, nie powinienem generalizować. Więc zakładając, że taka sytuacja jest wyjątkiem, to w tym wypadku agent nie jest potrzebny.Navajero pisze:Jaką niemoc?Tony pisze: W tym momencie autor nie jest zablokowany przez niemoc decyzyjną