16

Latest post of the previous page:

U mnie nie leci... albo juz lecial ;>



Manta - Ok - zbieg okolicznosci, skoro szczescie ci nie pasuje... ;)




Addy pisze:Ja tam przeciw rzemieślnikom nic nie mam. Nie można podchodzić do sprawy w ten sposób, że książka, która zarabia pieniądze jest do niczego, a już napewno nie do czytania. Tak, jak tekst lądujący w szufladzie, nie musi być od razu arcydziełem, którego nikt nie rozumie, po za autorem oczywiście.


A czy ja mowie, ze cos mam? ;> Nie uogolniaj mojej wypowiedzi... Nie napisalem, ze tak jest zawsze... Ksiazka, ktora zarabia pieniadze na pewno nie jest zla... ale ja tam literaturze popowej mowie precz... Oczywiscie, ze sa tez dobre i wybitne bestsellery, ktore sobie zasluzyly na swoja opinie. ;>



A tekst ladujacy w szufladzie moze byc arcydzielem czesciej, niz by sie moglo wydawac... Wystarczy spojrzec na najznakomitszych pisarzy... Prawie kazdy pisal do szuflady... Malo ktory artysta byl od razu doceniany... ;>



Ja tam sie nie trzymam zadnych norm... Czy to, czego sie kaza dzieciom uczyc w szkolach, to zrozumiale teksty? - raczej nie.

Kto powiedzial, ze ktos to musi rozumiec? Kazdy zrozumie na swoj sposob i tak ma byc... A jak nie rozumie, niech siegnie po inna lekture - latwiejsza... Autor z reguly nie zastanawia sie nad tym, jak jego tekst ma byc interpretowany...



To inni wymyslaja interpretacje za niego - ta jedna, jedyna i sluszna...

I wtedy tekst staje sie nagle wartosciowym dzielem, bo krytycy uznali, ze jest taki gleboki i wspanialy... Jasne... ;>



Normowac mozna prawo albo pisownie... ale nie sztuke...



Autorytetami dla mnie sa: K.K. Baczynski, M. Bialoszewski, Gao Xingjian...



Dziekuje, skonczylem... ;>
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

17
Brawo. Nienawidzę pytań w stylu "co autor chciał przez to powiedzieć?"

skąd my mamy to wiedzieć? Skąd wie pytający? Trzeba o to spytać autora, a w przypadku wielu tekstów jest to nie możliwe (no... chyba, że uwzględnimy egzorcyzmy :D )



Rzemieślnicy też są potrzebni - nie wszystkie książki muszą mieć głęboki przekaz, bo nie wszyscy ludzie tego potrzebują...
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

18
Az zacytuje brode kota : "Dziękuję ślicznie. Kocham Cię." :P



A tak powaznie... milo, ze sie ze mna zgadzasz, Lan. ;)



W przypadku zyjacych autorow tez jest to czesto niemozliwe... bo sami nie wiedza... ;) Czesto chce sie po prostu odkryc czesc siebie... zrozumiec siebie... Wysluchac swojej podswiadomosci, probujac np. rozszyfrowac wlasny wiersz... Przynajmniej ja tak mam. I to jest ta pierwsza interpretacja - dokonana przez tworce tekstu, ale nie znaczy, ze jedyna... Kazdy moze znalesc lub odkryc cos nowego... cos czego potrzebuje. ;) Autor na pewno nikomu by nie narzucil jakiejs interpretacji... To robia tylko ci, ktorzy decyduja o losach literatury... Znawcy... subiektywni znawcy. ;)


Addy pisze:Inna sprawa, że to dzięki takim "gniotom" ludzie nie mający ksiażek w rękach od lat szkolnych, zaczynają czytać.


Wlasnie, rzemieslnicy tez sa potrzebni - chocby po to. :)
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

19
Ja tam uważam, że nasze społeczeństwo się tak uprościło pod względem odboiru życia, że wystarczy dobra kampania reklamowa z dopiskiem "zagraniczny autor" i wszystko kupią.



Pamiętam, BARDZO dawno temu, pewien angielski publicysta napisał, że zaobserwował dziwne zjawisko zainteresowania pewną książka zupełnie nieznanej autorki, pani Rowling. Pisał on wtedy o tym, że książa ani ciekawa nie jest, ani dobra, ale dzieci to kupują bo maja potrzebę siegania po cos nowego i łatwego w odbiorze. Ponieważ H.Potter wtedy nie był w ogóle znany, przewidzał ów publicysta, że ta "chęć" może stworzyć zapotrzebowanie na takie ksiązki, a sam "Potter" stał się bestselerem dopiero po... masowej reklamie w Stanach.





Sa dobre ksiązki, bardzo dobre i złe. Ale z moich obserwacji wnioskuję, że najchętniej czytane są te rozreklamowane. Każde dziecko chyba posiada w swojej biblioteczce Poterra, ale nie każde wie, co to takiego "Szybkobiegacze" :)
Ostatnio zmieniony sob 22 kwie 2006, 18:38 przez Martinius, łącznie zmieniany 1 raz.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

20
King napisał, żę są dwa rodzaje. Te, które czyt się dla

fabuły i te, które czyta sie dla języka, jakim zostały napisane.

I nigdzie nie jest powiedziane, żę książka z głebokim przekazem nie może, stać się komercyjnym sukcesem. Chyba, że po ilości sprzedanych egzemplarzy, można rozróżnić, jak to książka :lol: [/i]
Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie.

http://wlasnadroga-addy.blogspot.com/

21
Wiekszosc bestsellerow jednak tego przekazu nie ma, bo pisano je dla kasy i skupiono sie na tym, czego ludzie chca... Ksiazka ma byc prosta i przyjemna, spojna, ma nie wprowadzac w blad itd. A ja tam wole odwrotnie i koniec... ;>



Po ilosci sprzedanych egzemplarzy mozna jedynie stwierdzic, jak dobrze zostala zareklamowana... ;>



Zgadzam sie z Martiniusem:


Martinius pisze:Ja tam uważam, że nasze społeczeństwo się tak uprościło pod względem odboiru życia, że wystarczy dobra mapkania reklamowa z dopiskiem "zagraniczny autor" i wszystko kupią. [...] Sa dobre ksiązki, bardzo dobre i złe. Ale z moich obserwacji wnioskuję, że najchętniej czytane są te rozreklamowane.
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

22
Nie do końca zgadzam się z przedmówcami - zwłaszcza z Nefayuki.



W Polsce - w tematach artystycznych - rzemiosło zdaje się być niedoceniane, czy być wręcz w pogardzie - co zaobserwowałem mając kiedyś dziewczynę z ASP.



Bardzo dużo osób z tamtych klimatów dostawało artystycznych orgazmów, skupiając się do tego stopnia na własnej rzekomej awangardzie - że lekceważyło często warsztat.



Między innymi o tym traktuje "Sinobrody" Vonegutta.



Warto poczytać cykl rozmów z Ziemkiewiczem (dostępny na Esensji) o literaturze popularnej jej funkcjach i zaletach. Ziemkiewicz wykłada tam tezę, że literatura popularna jest wręcz niezbędna do tego, żeby mogła zaistnieć, znaleźć swoich odbiorców literatura "wysoka". Chyba że przyjmiemy, że jej funkcjonowanie powinno być utrzymywane z podatków pod postacią nagród przyznawanych sobie przez wąskie z reguły gremia.



Co do rzemiosła - to na "zachodzie" jest to kwestia absolutnie podstawowa - każda rzecz musi być dobrze napisana, żeby miała szansę w ogóle zaistnieć.



Ja tam, nie uważam, że czymś nagannym jest zarabianie na książkach uważam wręcz, że jest to sprawa całkowicie naturalna i niezbędna do tego żeby powstawały naprawdę dobre kawałki - bo jest to przecież ciężka praca inetelektualna. Ta kwestia pojawiła się praktycznie od momentu wymyślenia nowoczesnej prasy drukarskiej i za zarobkiem biegali bez żenady od XIX w. najwięksi z największych. W innych warunkach na pisanie, publikowanie pozwoilić mogłyby sobie wyłącznie osobniki próżniacze a wiele talentów by przepadło. W czasach antycznych z tego żyli poeci - z mecenatu - Horacy itp.



Inną kwestią jest nadmierna już komercjalizacja rynku wydawniczego, w wyniku przejącia jego znacznej części przez korporacje, rozliczane przez anonimowych akcjonariuszy wyłącznie z zysku - ale cóż takie czasy.



Ja nabrałem do tych spraw pokory przeczytawszy ostatnio nieautoryzowaną biografię Dana Browna - za którego książkami nie przepadam (żadnej jeszcze nie skończyłem - styl mnie mierzi). Gość na sukces pracował 8 mozolnych lat - przy czym 3 pierwsze powieści początkowo nie zrobiły furory. Co ciekawe mimo iż za wszystkie dostał zaliczki - reklamą musiał zajmować się sam z żoną - gdyby "Kod" nie okazał się sukcesem - to byłby prawdopodobnie koniec kariery pisarskiej.

Przy pierwszej powieści Brown pracował na 2 etatach w szkołach i żeby pisać wstawał o 4:00 rano.



Więc to nie jest tak, że takiego "gniota" to się macha na kolanie i inkasuje czeki - wtedy wiekszość zamiast chodzić do pracy pisałaby gnioty-bestsellery.



Ponadto w swojej klasie/gatunku bestseller nie może być gniotem - bo nie byłby bestsellerem - co nie oznacza automatycznie, że podoba się wszystkim.

Zresztą wszystkie bestellery - i to również czysto popularne wytyczają jakieś nowe ścieżki. Mają to "coś", co potem kopiują liczni epigonii - wystarczy spojrzeć na 2 fenomeny XXI w.: "HP" i "Kod".



Co ciakawe Rowling bardzo lubię a Brown mi do tej pory nie podchodził.



W USA sprawa bycia pisarzem jest chyba dość prosta:



Jeśli jesteś wydawany - jesteś pisarzem.

Jeśli żyjesz tylko i wyłącznie / ew. głównie z pisarstwa - jesteś zawodowym pisarzem.

Jeśli piszesz do szuflady dla hobby / bezskutecznie zabiegasz o publikację - ewentualnie żyjesz życiem pisarza

Jeśli piszesz często i gęsto - ale każda próba weryfikacji wartości jest negatywna - bardziej od tego, ze jesteś niedocenionym talentem, jest pewne że jesteś grafomanem.

Dodane po 21 minutach:
Manta pisze:Hehe :) Ja i tak uwazam, ze szczescia nie ma. Wszystko jest skladowa jakichs tam poszczegolnych czynnikow, w okreslony sposob oddzialywujacych na ludzi :) Jezeli mowimy o takiej skladowej jako o szczesciu, to wtedy sie zgodze :)


Taka korzystna dla Ciebie składowa jest właśnie szczęściem.



Szczęście miał Janusz Głowacki - kiedy będąc na jakimś komunistycznym stypendium w USA - poszedł na jakieś spotkanie stypendystów - chociaż z reguły wolał w tym czasie zwiedzać okolice i zalał tam pałkę z jakimś kolesiem, który go polubił i przedstawił Arthurowi Millerowi.



Po latach kiedy wyemigrował do USA tenże Arthur Miller, który zapamiętał go ciepło - zaprowadził go do producenta z Broadway'u, któremu spodobała się jego chyba jedyna sztuka i postanowił ją wystawić.



Gdyby nie szczęście nie byłoby potem "Antygony w Nowym Yorku" a Głowacki nie byłby zadowolonym z życia pisarzem, tylko być może menelem z Central Park, których portretuje w swoich szukach.

24
Późno dołączam do tematu, ale czemu nie.



Ja tam nazwę się pisarzem dopiero po pierwszym prawdziwym wydaniu za które, owszem, zainkasuję brzdęk.

"Piszący" to jest każdy, każdy gdzieś "coś-tam" sobie pisze. Byle majster na budowie cos barzgrze. Napisać coś, co spodoba się na tyle, żeby się sprzedało - dla mnie to jest pisarstwo.



Poeci... Cóż. Nie kapuję poezji, więc nie będe się wypowiadał. Ale też uważam pisanie wierszy dla siebie za bezsens. Pisze się dla kogoś.



Zgadzam sie z Kingiem, Rowling i Ziemkiewiczem. ;)



A co do Twojej wypowiedzi Nefayuki...


Nefayuki w swej śmiałości pisze: Ksiazka ma byc prosta i przyjemna, spojna, ma nie wprowadzac w blad itd. A ja tam wole odwrotnie i koniec...


...Czyli lubisz książki trudne w czytaniu [czyli źle napisane], nieprzyjemne [czyli kiepskie po prostu], niespójne [czyli coś w stylu strumienia świadomości schizofrenika] i jeszcze na dodatek książka ma wprowadzić Ciebie, naiwnego w błąd..?



To muszę z radością zacytować coś, co kiedys powiedział jeden z polskich, znanych autorów:



"Tylko krytycy i masochiści czytają książki, żeby zrobić sobie przykrość."



Dobrze dobrze, wiem, że to żarty. ;) łapię o co Ci chodziło. Ale zauważ, jak to zabawnie wygląda. :P
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

26
1) z pisania w Polsce oczywiście da się żyć. Ja w każdym razie żyję z tego od 1999 roku (czyli zaczłąem juz 3 lata po debiucie).



przez 5 lat pisałem fuchy, zanim moja oryginalna proza zaczęła przynosić zyski pozwalające z tego wyżyć.



zawód jest trudny i wymaga potwornej samokontroli i samodyscypliny.



*



inna kwestią jest czy można się na pisaniu dorobić. Jestem w trakcie dogłębnej analizy tego zagadnienia - po wyniki zgłoście się za jakieś 9 lat.



2) jestem jednym z może kilkunastu zawodowych pisarzy - tzn. to co napiszę generuje dochody pozwalające na utrzymanie się przy życiu.



nie uważam za zawodowych pisarzy ludzi żyjących z dotacji ministerialnych, stypendiów, nagród oraz chałtur w dotowanych przez władzę lub organizacje pisemkach.



3) do związku literatów należy ok 40 tyś ludzi - czyli tylu mamy w Polsce kolesi i koleżanek którzy uważają się za pisarzy :wink:



4) jestem rzemieślnikiem :wink: . machnąłem o tym obszerny artykuł na Poltergeiscie :wink:



http://ksiazki.polter.pl/Disco-polo-pol ... tyki-c8095

27
zaraza, gdzieś tu wiekszośc skrzydlatych koncepcji "cudownego odnalezienia w tłumie twórców" zdechła zadeptana buciorami rzemieślników.



czytam artykuł, do którego już się nikt nie odniósł (andrzej, masz talent do ukręcania łba topicom albo oni się ciebie naprawde boją - nie, nie udowadniam, ze ja się nie boję - jasna sprawa, ze też sie boje :sleep: - tylko dyskusja wydaje sie ciekawa, więc moze warto ją reanimowac), a przecież nie jest to doktorat z logiki.

więc po kolei:
andrzej w 'disco-polo' pisze:Dobra inwestycja to pisarz, który przez całe lata dostarcza z morderczą regularnością kolejne maszynopisy. Optymalne rozwiązanie to przyniesienie jednej książki do wydania od razu i drugiej nie dopisanej jeszcze do końca, ale dobrej i zaawansowanej w 75% i konspektu dwu kolejnych. Optymalne rozwiązanie to posiadanie dodatkowo na koncie 10 opowiadań puszczonych w gazetach.
parafrazując - zanim COKOLWIEK się zaniesie trzeba udowodnic, ze to nie przypadek, i ze tak mozna latami.

to orka jest.

znaczy - jesli ktoś chce pisać naprawdę, nie jedno, jedyne opko, ksiązke, etc., musi zdecydować sie na harówkę nic nie mająca wspólnego z chwilowym napadem weny po rozstaniu z ukochaną/nym.
andrzej w disco polo pisze:W znacznej mierze jest to problem sztuczny i wymyślony przez artystów, którzy są tak genialni i wrażliwi, że rozprasza ich bębnienie kropli po parapecie.
czyli co - siadamy i na zimno knujemy co będzie i jak? żadnej weny, błysku? olsnienia ad. bohaterowie i scena rozstania tragiczna do bolu?



nie masz tak, ze jednak coś tam iskrzy, ze pomysł spływa jka objawienie, etc., tylko siedzisz i kombinujesz jak komandos, gdzie podlożyc ładunki, zeby wybuchły w odpowiednim czasie?
andrzej pisze:Fantastyka mnie nie lubi i udaje, że mnie nie ma. Na dwanaście wydanych książek raczyli zauważyć trzy. Science Fiction - podobnie - udaje, że nie istnieję. Lampa zamieszcza paszkwile na moją prozę(...)
grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr :evil:

teraz toś mnie zagotował.

artykuł pisany był prawie równo rok temu - lepiej powiedz, ze coś sie zmienilo na plus, bo naczelnych pod kilem przeciągnę (w maju już, bo wtedy czas wypłynąc, o ile wszytsko pójdzie zgodnie z planem :d )



bez wazeliny, serio - we łbie mi się nie mieści, ze to prawda.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

28
ravva pisze:
andrzej pisze:Fantastyka mnie nie lubi i udaje, że mnie nie ma. Na dwanaście wydanych książek raczyli zauważyć trzy. Science Fiction - podobnie - udaje, że nie istnieję. Lampa zamieszcza paszkwile na moją prozę(...)
grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr :evil:

teraz toś mnie zagotował.

artykuł pisany był prawie równo rok temu - lepiej powiedz, ze coś sie zmienilo na plus, bo naczelnych pod kilem przeciągnę (w maju już, bo wtedy czas wypłynąc, o ile wszytsko pójdzie zgodnie z planem :d )

bez wazeliny, serio - we łbie mi się nie mieści, ze to prawda.


Andrzej cokolwiek przesadza, przynajmniej z tą Nowa Fantastyką. Jest tam od czasu do czasu drukowany( niedawno chyba w "Czasie Fantastyki"?), omawiany itp. Może nie zawsze tyle ile by chciał jako autor, ale IMO, nie ma mowy o ignorowaniu. Oczywiście jest atakowany przez różne środowiska - to fakt. Jest to typowa , polska rozrywka - gnojenie wszystkich, którzy wybili się ponad przeciętność, ale w mniejszym czy większym stopniu spotyka to każdego autora, któremu udało się cokolwiek wydrukować. Fora zapełniają się wtedy gnojącymi komentarzami genialnych mistrzów na których nikt się nie poznał, no bo tu takiego %$#@^% drukują! Mamusiu, mamusiu dlaczego jego?! Dlaczego nie mnie?! :twisted:



Wracając do NF, cytat z ostatniego numeru;



Recenzja "Pocztu dziwów miejskich" Piskorskiego pod wymownym tytułem " Być jak Andrzej Pilipiuk" ( uwaga, tylko w tytule już raz wymówiono to nazwisko!)



" Andrzej Pilipiuk jest prawdopodobnie największym nieszczęściem, jakie spotkało polską fantastykę w ciągu ostatnich lat. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze, twórca postaci Jakuba Wędrowycza jest dobrym pisarzem. Po drugie, jest pisarzem bardzo pracowitym. Po trzecie odniósł sukces. Skutek tego jest taki, że teraz połowa, jak nie więcej młodych i zdolnych chce pisać jak on. Nieszczęście polega na tym ,że mało komu to się udaje."



To ma być udawanie, że Andrzeja nie ma? LOL z fikołkiem, saltem i półśrubą... :D
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

29
Czy można zarobić na pisaniu i się z tego utrzymać? To zależy gdzie, i czym. Na pewno trudno się wybić. Pierwszą książkę wydałam papierową, następne dwie w wersji elektronicznej. Ciężko jest mówić tutaj o kwestiach finansowych, gdy autorowi przypada tak małe honorarium w porównaniu z sumami, jakie zbiera wydawca. Jakieś tam kieszonkowe co jakiś czas wpada na moje konto, ale nie można tego nazwać ptasim mleczkiem. Czy można się z tego utrzymać? Nie wiem, dotąd nie próbowałam, ale niebawem się o tym przekonam. Pisanie traktowałam wcześniej jako dodatkowe zajęcie. Mieszkałam w wielkim mieście, i pisywałam w wolnych chwilach, a trudno o natchnienie po dwunastogodzinnym dniu pracy, i domowych obowiązkach. Ktoś mi kiedyś powiedział, że prawdziwy pisarz żyje z pisania, i nie powinien marnować swojego talentu na etatach. Niecałe dwa miesiące temu porzuciłam wielkie miasto i przeniosłam się na drugi koniec Polski na Zamojszczyznę, do maleńkiej wsi, gdzie mam nadzieję rozwijać swój talencik. Czy jest na forum ktoś, kto wydał ebooka na własną rękę, sam zrobił korektę, reklamę i sam sprzedaje swoje dzieło w sieci? Zastanawiam się nad programem partnerskim. Czy komuś się udało odnieść sukces w taki sposób? Nie chodzi mi o przysłowiowe kokosy, lecz o przyzwoite, namacalne wpływy na konto bankowe. :lol:
Pisanie to moje powietrze.

30
Pisarka777 pisze:Czy komuś się udało odnieść sukces w taki sposób? Nie chodzi mi o przysłowiowe kokosy, lecz o przyzwoite, namacalne wpływy na konto bankowe. :lol:
Znaczy wydając sumptem własnym lub współfinansując? Bardzo wątpię. W miarę przyzwoite pieniądze przychodzą w tej branży po latach pracy i w sytuacji, kiedy to wydawnictwa płacą autorowi za druk. I wspierają marketingowo, dają dobrego redaktora, korektę itp. Temat był tu już sto razy wałkowany.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

31
oj staaaaary wątek odgrzano... No to jedziemy:

1) Nazywam się Andrzej Pilipiuk jestem pisarzem, żyję z pisania utrzymuję rodzinę, spłacam mieszkanie, bywam czasem za granicą, a w zeszłym roku to nawet dwie noce w zagranicznym hotelu z żoną spędziłem - takie ze mnie dziane panisko - a co! ;>

2) problem w tym że mam na rynki 28 książek i wypracowane przez 18 lat grono fanów... Zatem mój przypadek jest niemiarodajny. Jest kompletnie ni przypiął ni przyłatał dla kogoś kto wydał 3 książki.

3) Tendencja jest spadkowa - rynek książki przeżywa ostry kryzys - 7 lat temu gdy poprzednio pisałem w tym wątku można było być znacznie większym optymistą.

4) legalne e-booki to nadal towar niszowy. Idea że da się na tym cokolwiek zarobić to kompletne nieporozumienie. ja mam z tego obecnie kilka stówek miesięcznie - ale znowu weźcie poprawkę że jestem znany i że jest tego ponad 20 tytułów w ofercie.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron