Tadku, niektórych tajemnic wydawniczych nie zdradzę
Wiele razy na wery padało stwierdzenie: jeśli czyjaś twórczość jest naprawdę dobra, to wcześniej czy później uda mu się wydać książkę w tradycyjnym wydawnictwie. Zgadzam się, że zazwyczaj tak jest, ale prawdziwość tego zdania w każdym przypadku jest tylko i wyłącznie przedmiotem wiary. Jak daleko można posunąć się w potępianiu ludzi płacących za wydanie książek w imię tej wiary?
W literaturze pięknej, jak sama nazwa wskazuje, podstawowe kryterium oceny wartości dzieła jest subiektywne, trudno byłoby znaleźć prace, które podobają się wszystkim. A rozmawiamy nie o arcydziełach światowej literatury, a po książkach początkujących autorów. Sam przyzwoity warsztat nie wystarczy do tego, aby przyciągnąć czytelników. Książka, podobnie jak kobieta, musi mieć to "coś" nieuchwytnego a na różnych ludzi, w tym i decydentów wydawniczych, działają różne "cosie":)
Dla tradycyjnych wydawców obroty książkami debiutantów stanowią nieznaczny odsetek, dlatego jest więcej dobrych oraz przyzwoitych prac debiutantów niż "miejsc" przewidzianych dla nich przez tych wydawców.
Niektóre prace, również beletrystyczne, są skierowane do nielicznego grona odbiorców, niektóre są kontrowersyjne (podam przykład niebeletrystyczny, ale znamienny. Gdybym chciał rozwinąć do postaci książki rozważania w kwestii:
prawdziwość zdania "kontakt z jakąkolwiek ilością dymu tytoniowego jest zawsze szkodliwy dla organizmu ludzkiego" jest wyłącznie przedmiotem wiary,
to ilu znalazłbym wydawców na tyle odważnych, żeby opublikować taką pracę? Zwłaszcza gdybym zawarł w takiej pracy również opis machlojek koncernów tytoniowych i ich manipulacji wynikami badań, co byłoby niezbędne).
Nie dziwne zatem, że niektórzy autorzy zniechęcają się staraniami i decydują się zapłacić za wydanie. Nie zawsze jest to droga na skróty i chęć uniknięcia poddania się ocenom kompetentnych osób. Szukałem wydawcy ponad rok, skontaktowałem się z ok. setką wydawnictw, co zaowocowało dwiema propozycjami publikacji na koszt wydawców, poprosiłem o przeczytanie tekstu kilkanaście osób, w tym kilku profesorów i doktorów. A ostatecznie wybrałem wydawcę, któremu zapłaciłem i nie żałuję tej decyzji

Wiem, że mój przypadek jest specyficzny, bo napisałem pracę filozoficzną w beletrystycznej formie, a nie powieść jako taką.
Gdy ponad rok temu przyznałem się na wery, że zapłaciłem, to pojawiły się kpiące uwagi, że kolejny naiwniak dał się nabrać cwaniakowi. Wiedziałem, że to kompletna bzdura, bo miałem wszystkie stosowne rozliczenia kosztów, ale nie przejęto się wówczas moimi wyjaśnieniami, w imię zasady, że takie osoby jak ja traktuje się z lekceważeniem. Nie pamiętam już nawet osób biorących udział w dyskusji, zresztą to nie jest istotne, bo do nikogo z weryforumowiczów nie mam pretensji, przeciwnie, znalazłem tutaj wiele życzliwych osób, a nawet przyjaciół
Powracam do tej sprawy jako "fioletowy" z apelem, żeby nie osądzać innych zbyt łatwo, bo ludziom młodszym ode mnie można zrobić krzywdę. Nasz portal cieszy się dużą renomą i należy dbać, aby jej wzrost był stałą tendencją.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words