46

Latest post of the previous page:

Tadku, życzę Ci zatem wytrwałości i sukcesu wydawniczego :)

W kwestii terminologicznej: używam konsekwentnie określenia płacenie za wydanie książki, bo rzeczywiste współfinansowanie zdarza się bardzo rzadko (zwykle autor, który się na to decyduje, pokrywa całość kosztów, ze sporą nadwyżką kasowaną przed "wydawcę"). Unikam zwrotu print on demand (POD), gdyż określa on wyłącznie metodę druku i nie musi się wiązać z ponoszeniem kosztów przez autora. Nie chcę pisać self-publishing, bo to zjawisko jest w Polsce bardzo rzadkie (pozytywnym przykładem osoby "samopublikującej" jest Władysław Zdanowicz).

Starałem się pokazać, że ocena zjawiska płacenia za wydanie książki jest niejednoznaczna, a moralne potępianie autorów, którzy w ten sposób publikują, jest przesadzone.
Wielu naukowców nie tylko nie widzi niczego złego w fakcie dopłacenia do wydania rezultatów swoich prac, wręcz przeciwnie, takie osoby są cenione. W środowisku literackim - przeciwnie. Wartościowe byłoby zatem znalezienie złotego środka (ten złoty nie musi znajdować się pośrodku :D ).

[ Dodano: Wto 02 Gru, 2014 ]
To, co chciałem w tej sprawie napisać, napisałem. Wystarczy.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

47
Marcin Dolecki pisze:Wielu naukowców nie tylko nie widzi niczego złego w fakcie dopłacenia do wydania rezultatów swoich prac, wręcz przeciwnie, takie osoby są cenione. W środowisku literackim - przeciwnie. Wartościowe byłoby zatem znalezienie złotego środka (ten złoty nie musi znajdować się pośrodku :D ).
To są dwie różne rzeczy. Tekst naukowy różni się od literatury pięknej i wymaga innych talentów. I cele w jakich się je tworzy, także są inne. Stad nie ma nijakiego złotego środka i być nie może. O wartości prac naukowych decydują argumenty merytoryczne i warsztat naukowy, co do literackich, tu liczą się głownie język i wyobraźnia. Stąd wartość pracy naukowej nie zależy od ilości czytelników, natomiast literackiej i owszem, bo literatura od początku swego istnienia bazuje na fascynacji czytelnika przedstawioną historią. I nie wiem kto tu potępia "moralnie" samofinansujących się autorów? Niby dlaczego samizdat ma być naganny moralnie? Każdy może wydać swoje pieniądze jak chce. Ja tylko zaznaczam, że takie osoby nie mogą się uważać za pisarzy. I to nie jest osąd, a zwykłe stwierdzenie faktu. Bo pisarz to nie ten kto pisze i sam się wydaje, a człowiek którego teksty są wydawane i który na tym zarabia.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

48
Navajero pisze:Bo pisarz to nie ten kto pisze i sam się wydaje, a człowiek którego teksty są wydawane i który na tym zarabia.
Definicja klarowna. Pojawia się jednak pytanie, kto, jeśli nie pisarz, pisuje DOBRE samizdaty? Amator pisania?
A może dobre samizdaty nie istnieją?
Ta definicja stawia sprawy na ostrzu noża i przecina dyskusję w niewłaściwym miejscu. Samizdaty się produkują w wielkich ilościach, zdecydowana większość to literacki chłam, ale nie wyklucza to istnienia pozycji interesujących i nieźle napisanych - patrz Leniwiec.
http://ryszardrychlicki.art.pl

49
Navajero pisze:Ja tylko zaznaczam, że takie osoby nie mogą się uważać za pisarzy. I to nie jest osąd, a zwykłe stwierdzenie faktu. Bo pisarz to nie ten kto pisze i sam się wydaje, a człowiek którego teksty są wydawane i który na tym zarabia.
No to Kafka i najwybitniejsza poetka amerykańska, Emily Dickinson, odpadają. On się zaczął sprzedawać jakieś 20 lat po śmierci, jej wiersze wydano 70 lat po zgonie.

Nie wiem też, co z tymi, którzy sami się wydawali i zarabiali. Kiedyś to był Mark Twain, a dzisiaj ta pani od "Klątwy tygrysa".
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

50
Ha! Kamiko,
Kafka i Dickinson to dobry przykład: dopiero wydanie uczyniło z nich pisarzy, wpisano ich na listą, tak?

mierzmy współczesność współczesnością.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

51
Natasza pisze:dopiero wydanie uczyniło z nich pisarzy,
Czytałaś "Martina Edena"? Pamiętasz, co go doprowadziło do samobójstwa? "Praca dokonana". Wartość dzieła istnieje obiektywnie czy dopiero wtedy, kiedy ktoś (kto i dlaczego akurat on?) ją uzna? A jeśli to dopiero uznanie czyni dzieło, to dlaczego odmawiasz wartości aktowi uznania dokonanemu przez "miliony much"?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

52
Odkryłem ten fragment wczoraj i uderzył mnie swoją trafnością. Mimo, że Mistrz napisał go niemal 50 lat temu...

Inflacja słowa drukowanego spowodowana jest, zapewne, wykładniczym wzrostem liczby piszących, ale w równej mierze – polityką edytorską. Dziecięctwem naszej cywilizacji był stan, w którym czytać i pisać umiały tylko osoby wybrane, rzetelnie wykształcone, i podobne kryterium działało też po wynalezieniu druku, a jeśli nawet wydawano dzieła głupców (czego uniknąć całkowicie chyba niepodobna), to ich ogólna liczba nie była astronomiczna jak dzisiaj. Obecnie w zalewie tandety tonąć muszą publikacje cenne, ponieważ łatwiej jest odnaleźć książkę wartościową wśród dziesięciu kiepskich aniżeli ich tysiąc w milionie.
Stanisław Lem, Głos Pana

Wyobrażacie sobie, nikt wtedy jeszcze nie słyszał o druku cyfrowym, a Lem już przewidział zagrożenie selfów. Mistrz i tyle. Ciekawi mnie, czy w dalszych rozdziałach książki znajdę również nawiązania do nierzetelnych krytyków. Zobaczymy.
Jaki jednak morał dla nas współczesnych z tej lemowskiej przypowieści? Niezbyt budujący, obawiam się. Rozwój techniki i społeczeństwa zdaje się przebiegać poza kontrolą, jedyne co możemy robić to kłaść coraz grubsze pokłady makijażu na szpetniejące oblicze kultury. Czyli dyskutować o wyższości pisarza nad krytykiem, lub wprost przeciwnie. Sprawiać wrażenie, że nam zależy, chociaż w głębi wiemy, że walka jest przegrana, bo po prostu nie ma z kim walczyć. Chyba, że wyrzucimy kserokopiarki przez okna wydawnictw ze współfinansowaniem. Skądś to już znamy, taki rodzaj protestu. Bunt, który tak naprawdę jest tylko strachem przed przyszłością.
http://ryszardrychlicki.art.pl

53
Kamiko pisze:No to Kafka i najwybitniejsza poetka amerykańska, Emily Dickinson, odpadają. On się zaczął sprzedawać jakieś 20 lat po śmierci, jej wiersze wydano 70 lat po zgonie.
Nie zawracaj kontrafałdy :) Wyjątki są niczym innym jak właśnie wyjątkami, a my tu uogólniamy. Rozpatrujemy kwestie samizdatu en masse. A argumentacja typu, że kiedyś, ktoś wydał coś cennego w samizdacie, albo został doceniony po śmierci prowadzi do absurdu. Bo przecież nikt nie przeczy, że czasem autor może wydać za własne pieniądze coś wartościowego. Tylko co z tego? Proponujesz, aby zmienić z tego powodu definicję pisarstwa? I prowincjonalną grafomankę Mariolę Brzęczyszczykiewicz nazywać pisarką tak jak Dostojewskiego czy Lema? Nb. wszystkie podane przez Ciebie przykłady pochodzą z przeszłości, kiedy sytuacja wydawnicza była zupełnie inna. Nie mówiąc o tym, że Twain od początku był publikowany, więc to, że coś wydał na własny koszt nie ma znaczenia, bo był to jego wybór. Obecnie tak robi np. Kosik i paru innych polskich pisarzy, którzy jednak zanim zaczęli się sami wydawać, byli wydawani w normalnym trybie. Ich decyzja spowodowana była kwestiami finansowo - organizacyjnymi, a nie niemożnością wydania swoich tekstów w normalnym trybie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

54
W sumie gdzie jest napisana oficjalna definicja, że pisarz to autor publikujący teksty o jakiejś wartości?
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

55
kfk, dla mnie rozwiniecie tego, co napisał Lem, jest bardzo budujące. Coraz więcej osób może uczestniczyć w kulturze - nie jest to już domena garstki wybranych (którzy też nie byli wszyscy idealni).

Zgoda, że liczba możliwych do przeczytania pozycji urosła do astronomicznych rozmiarów. Ale to znak czasów. Nie da się już być człowiekiem renesansu, bo cały czas poszerzamy granice naszego poznania. Można za to czytać wartościowe pozycje z wybranej przez siebie specjalizacji, albo nawet kilku.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

56
Navajero pisze:Ich decyzja spowodowana była kwestiami finansowo - organizacyjnymi, a nie niemożnością wydania swoich tekstów w normalnym trybie.
Otóż to! Taka decyzja (także u debiutanta) może mieć różne przyczyny, a nie tylko i wyłącznie fakt, że "nikt go nie chciał". Może jest alterglobalistą i kontestuje tradycyjne wydawnictwa? Może jest śmiertelnie chory i mu się spieszy, więc nie chce czekać miesiącami na odpowiedzi od wydawców? Może jest skąpy i nie chce się dzielić kasą z nikim? Może jest chorobliwie nieśmiały i wstydzi się gadać z wydawcami? Może ma fantazję, żeby przeżyć przygodę w stylu "sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem"? Diabli wiedzą. Ludzie są dziwni, mają dziwne życia i podejmują dziwne decyzje. A twórcy to już w ogóle dziwacy nad dziwakami, ale co im się dziwić - w końcu pół życia spędzają w urojonym świecie. ;)
Osądzanie z góry: "nikt go nie chciał i dopóki nie udowodni, że tak nie było, jest zerem" to wygodne uproszczenie, nic więcej. Dopóki nie przeczytamy, nic tak naprawdę o dziele nie wiemy. A nasze osądy to zwykłe domysły.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

59
Nav chyba ma na myśli pisarza zawodowego. Wtedy taka definicja pasuje idealnie, również do osób uznanych po śmierci (za życia nie byli pisarzami zawodowymi).
kfk pisze:Jason, Kilka akapitów dalej Lem pastwi się nad specjalizacją właśnie ;)
Ja, powiedzmy, w tej materii jestem optymistą umiarkowanym... niby fajnie z tą wolnością, ale jak braknie niewolników, to wolność ma już inny smak ;)
Wszystko ma swoje plusy dodatnie i ujemnie ;) Specjalizacja to pożyteczna konieczność, a nie cud nad cudy.
Ja się wolności nie boję, przywykłem do pracy :)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

60
Jason pisze:Nav chyba ma na myśli pisarza zawodowego. Wtedy taka definicja pasuje idealnie, również do osób uznanych po śmierci (za życia nie byli pisarzami zawodowymi).
Jeśli tak, to grupa owych zbyt duża nie jest. Bo rozumiem, że zawód służy do tego, żeby się z niego utrzymywać a nie tylko dorabiać. Przy takiej definicji, to nawet chyba Nav nie jest pisarzem ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

61
Thana pisze:Osądzanie z góry: "nikt go nie chciał i dopóki nie udowodni, że tak nie było, jest zerem" to wygodne uproszczenie, nic więcej. Dopóki nie przeczytamy, nic tak naprawdę o dziele nie wiemy. A nasze osądy to zwykłe domysły.
Nasze życie składa się z wygodnych uproszczeń: teoretycznie facet spod budki z piwem może okazać się lepszym diagnostą od Twojego lekarza ( kto wie, może to ordynator szpitala wojewódzkiego na urlopie?), ale jak Ci coś dolega to podrepczesz do przychodni, a nie pod budkę z piwem, prawda?

Nb. odnoszę wrażenie, że ta dyskusja staje się coraz bardziej jałowa, a argumenty coraz bardziej odjechane, tak, że chyba sobie odpuszczę, bo nie widzę się w roli obrońcy okopów Świętej Trójcy. Jeśli ktoś nie widzi różnic między samizdatem, a wydawaniem w normalnym trybie, to ma problem. Ale to wyłącznie jego problem. Mnie nic do tego.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron