76

Latest post of the previous page:

Świetny wątek!
Rzeczywiście, rynek wydawniczy ebook'ów za granicą wygląda dosyć dobrze, ale ja się nie łudzę, że podbije on serca czytelników na naszym podwórku (bynajmniej nie w tej dekadzie)
Póki co obstaję przy wydawnictwach papierowych, sądząc, że profesjonalna redakcja odsieje g*wno od mięska i wyda "dzieło" inwestując w promocję, korektę, czy oprawę graficzną.

Faux_Edit: Wulgaryzmy cenzurujemy.

Takie kwiatki utwierdzają mnie mocno w powyższej opini - http://www.unibook.com/Jean-Desabre/Alfabet-Dżanka

A tu mały fragmencik, pierwsze słowa tego dzieła :
Agnieszka była z Krakowa,dzieliły nas więc setki kilometrów,poznaliśmy się na portalu
O.2.Czytając opis coś mnie zaintrygowało,nie pamiętam co to było,ale coś co wzbudziło moja
ciekawość,możliwe iż było to coś w rodzaju: „szukam kogoś na długą drogę w dal”.
Zaczepiłem zatem ją pisząc kilka ciepłych słów,odpisała i tak zaczęliśmy korespondować ze sobą.
Agnieszka pracowała w jakimś banku,była trenerką,miała sporo zainteresowań,pasje,no i świetnie
gotowała,a jej specjalnością były pierogi z grzybami.Z tymi pierogami była pewna historia, będąc w
Irlandii a już nie będąc z Agnieszką,utrzymywaliśmy ze sobą kontakt,poprosiła pewnego razu abym
załatwił prace dla jej przyjaciela,powiedziałem ze nie ma sprawy,ale stawiam warunek,ma
przywieźć pierogi!
Robiła całą noc te pierogi a ten biedak wiózł je,mając przy tym jeszcze problemy na granicy na
lotnisku.
Ale muszę wam przyznać ze pierogi robiła wyśmienite,nie tylko pierogi zresztą.
hahahahahahh masakra Obrazek - ide wszamać pierogi (lepsze niż Agnieszki)
Ostatnio zmieniony pn 20 cze 2011, 14:54 przez binary_slave, łącznie zmieniany 1 raz.
,,Tylko rzeczy święte są warte dotknięcia"

78
He, he... I ta cena - ok 40 zł:)))
Prawie osiągnęła pułap liczby stron hahahah. Swoją drogą, ciekaw jestem ile sprzedanych
egzemplarzy ma na koncie.Obrazek
,,Tylko rzeczy święte są warte dotknięcia"

80
Cala ta polemika przypomniala mi drobna historie, ktora miala miejce kilka lat temu na portalu fotograficznym. Kazdy mogl tam opublikowac jakies zdjecia i oczekiwac komentarza i oceny. Oczywiscie innych uzytkownikow. Co mniej umiejetni byli w stanie napisac, ze im sie podoba albo nie. Ci majacy wieksze doswiadczenie albo parajacy sie tematem zawodowo pisali rzeczowo co jest nie tak z kadrem, ekspozycjia itp. Az pewnego dnia... pojawil sie osobnik, ktory kiedys podobno pracowal w labie, a teraz kupil sobie cyfraka i... No i strzelal co popadnie, a potem to ladowal na serwer. Spiewac kazdy moze (ale podobno nie kazdy moze tego sluchac). Jego fotografie nie zrewoalucjonizowaly spojrzenia na sztuke. Byly kiepskie, ale nic nadzwyczajnego, tak kiepskie jak wiele innych. Tylko, ze wielu innych korzystajac z umieszczonego miedzy uszami mozgu, analizowalo, poprawialo, rozwijalo sie. A ten z uporem maniaka twierdzil, ze to jego sprawa co i jak fotografuje. Jezeli ktos go krytykowal to byl stanowczo proszony, zeby wyp#@$% i nie komentowac tych zdjec. Jelsi to nie pomagalo to pojawialy sie bluzgui, a potem grozby karalne. Co oczywiscie skonczylo sie banem.
Z pisaniem jest chyba podobnie. Pisac tez kazdy moze. Tylko nie kazdy bedzie chcial to przeczytac. Wydac tez sie kazdy moze, tylko co z tego. Ja sie wydalem. I to nie ebookiem tylko papierowo. W jednym egzemplarzu. Lezy spokojnie w jakims pudle w pewnej piwnicy. Ale to juz nie moja sprawa ani nie moja piwnica.
Cale to pier^%$&#^% o daniu autorom szansy i o tym, ze "obiecujemy ze swojej strony szacunek" to tylko taki wydawniczy new age, na ktory ktos sie zlapie.
Ja zachecony opiniami znajomych po pstryknieciu pierwszego 1000 odwazylem sie na publikacje paru zdjec. No coz... nie okazalaem sie wyjatkowym talentem. Dostalem pare mniej czy bardziej szortskich porad. Czytalem, cwiczylem, pytalem, pstrykalem... ale wciaz nie bylem zadowolony ze swoich efektow. Moze gdybym byl wytrwaly po jakims czasie... moze... Nadal robie zdjecia. Dla siebie, dla znajomych. Ale widze wiele ich slabosci i nie wmawiam wszystkim, ze sa super.
Mozna sobie pisac i wsciekc sie, ze jest sie kolejnym talentem, ktorego nikt nie chce docenic. Wystawienie ebooka nic nie zmieni. Szajs pozostanie szajsem. Tylko tanszym w wyprodukowaniu i tanszym w zakupie. A to cos co nazywa siebie wydawnictwem w takich sytuacjach najczesciej oferuje tylko swoja strone i kreator. A wydawnictwem staje sie, jak sie wykupi jakis tam pakiet, za ktory bedzimey miec redakcje i korekte tekstu. To juz prosciej zalozyc bloga z dostepem za sms.
Sprawa z czytaniem kilku stron przed zalpaceniem za calosc jest bardzo fajna. Ale jak wybiore sie do kina na dajmy na to nowy film c.pazury i stwierdze, ze to kicha juz po pierszych 10 minutach to kto mi odda kase za bilet? A jak mi sie zakonczenie ksiazki papierowej czy elektronicznej nie spodoba bo zginie ulubiony bohater to do kogo mam leciec po kase? Sa recenzje, w ksiegarni mozna przekartkowac kawalek ksiazki, mozna zdac sie na instynkt, tarota, uklad gwiazd, ale ostatecznie zawsze to jakies ryzyko. Albo nam sie spodoba, albo nie. Ale mam troche wiekszy wewnetrzny spokoj kiedy siegam po ksiazke, ktora przeszla sito weryfikacyjne, korekte merytoryczna, korekte jezykowa i redakcje niz gdy siegam po ebooka jakiegos anonima wydanego w trybie SP.
Bo co wlasciwie dali nam Rzymianie?
Zloz sobie tekst sam, zweryfikuj sam, skoryguj sam. Brakuje jeszcze przeczytaj sam.
NA CH** mi taki wydawca? Za co chce kase? Nawet nie ma rynku na ktorym moze to sprzedac. Za iles lat sie to zmieni. Pozyjemy zobaczymy. Jutro moze mi spac na glowe cegla. planowanie przyszlych nakladow i obrotow przypomina mi doradce finansowego, ktory zbierze dzialke niezalezni od tego jak sie rozwinie sytuacja.
I mam nadzieje, ze nikogo nie uraze swoja szczeroscia (bo osoby zajmujace sie tworzeniem to czasem artysci, ale czesto osoby bardzo wrazliwe), ale wiekszosc osob podchodzacych do pisania, nie ma do tego talentu, iskry, predyspozycji. Nie sa niedocenianymi talentami. Wogole nie sa talentami. Naciagac ich na SP stoi u mnie w jednym szerego z wyludzaniem emerytury od samotnych staruszek. I pier^$#nie o mozliwosciach, szacunku, procentach. Bardziej wiarygodnie wypowiadaja te slowa pijaczki konczace butelke wina pod wiejskim sklepem.
Jesli kiedys napisze cos wartego wydania to moze to zostac wydane nawet na glinianych tabliczkach. Niech wydawca wywiarze sie tylko z zadania wydawcy. Forma jest w tym przypadku sprawa raczej mniej wazna. Niech czytelnik dostanie w miare profesjonalny produkt. Ksiazka, ktora sam napisze, skoryguje, zredakuje i wysle na czyjs serwer takiego poziomu raczej miec nie bedzie.
Ale pozwole sobie na maly eksperyment. Jak sie wyrobie do konca tygodnia to umieszcze cos z moich tzw. "dziel" w takich serwisach. Za darmo jak zosia samosia. I bezwstydnie zdam wam relacje z odwiedzin i zakupow. Jak cos wyjdzie nie tak zawsze bedzie mozna powiedziec, ze jestem slabym pisarzem. Mozliwe, ze to prawda, ale to chyba mozna smialo powiedziec o wielu osobach, ktore zdecydowaly sie na jakas forme SP. Bo na nic wiecej ich nie stac.
Pisarz i wydawca maja troche rozne cele do zrealizowania. To chyab jedna z glownych przyczyn "problemow", rowniez przy debiutach. Ale czy SP ebook jest tutaj rozwiazaniem? Tu i teraz w wiekszosci przypadkow nie.
Jest taki jeden pisarz co sie wydal sam jak mu sie nie opdobaly warunki wydawnictwa. Ale zrobil to profesjonalnie, a nie trzema kliknieciami na jakiejsc super-&uper stronie.
Najpierw przestancie oklamywac samych siebie, a potem przestancie wierzyc w klamstwa tych, ktorzy chca od was wyciagnac kase. Chcecie pisac to pracujcie nad tym.
A jesli macie material to pchajcie do wydawnictw. Ale tych prawdziwych, ktorej oferuja korekte, redakcje i maja dostep do runku. A nie gladkie slowka i wirtualne procenty.
Jedyne prawdziwe procenty sa na stoisku monopolowym i to jest prawda ostateczna!
Pozdrawiam
Chyba juz zaluje, ze to napisalem...

81
E, Seener, nie żałuj, całkiem sensownie napisałeś. Tylko wiesz, mnie ostatnio wciąż chodzi po głowie, że czasy się zmieniają, że coś się w powietrzu zmienia. Nie o książki już chodzi, tylko o celebrytyzm. W serialu zagrasz, parę głupich min na zdjęciach w necie zrobisz, majtki w centrum miasta zdejmiesz... no a potem "książkę" napiszesz jak to grałeś/miny robiłeś/majtki zdejmowałeś i ona, ta "książka" się sprzeda.
Czy te wszystkie analizy/redakcje/korekty w ogóle się liczą? Wśród ludu, który czyta tylko w necie i wszystko mu jedno (ludowi owemu) czy to po polsku napisane, czy po polskiemu? Z przedziwną ortografią, która zaraz będzie normą, bo net takie normy ustala? Nie jestem pewna. Czy dobra książka zawsze się obroni? Też nie jestem pewna. Czy taki e-book może być krokiem na drodze do dobrego pisania? Szczerze wątpię. Ale krokiem do "kariery" i do zarabiania może być. Bo czasy się zmieniają i już nie trzeba być dobrym, żeby się sprzedać. Żeby się sprzedać trzeba tylko... się sprzedać. Chcesz zrobić eksperyment? Weź tego swego eksperymentalnego e-booka zareklamuj natrętnie, wciśnij na wszelkie możliwe fora i portale jako absolutne must have. I wtedy dopiero sprawdź, czy on się sprzedaje. A napisać coś dobrego - to już całkiem inna bajka. Z każdym dniem coraz bardziej inna. Coraz bardziej rozjeżdżają się drogi tych, którzy chcą "zarabiać na pisaniu" i tych, którzy chcą po prostu pisać, dobrze pisać. To już dwie różne rzeczy są. Coraz bardziej różne - jak dwa różne zajęcia, dwie różne profesje.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

82
Rozbiadoliliście się (żeby nie było zbyt ogólnie: Seener i Thana) jakby ktoś nasikał wam do wanny, a dowiedzieliście się po fakcie.

A ja widzę to tak: z jednej strony jest firma, z drugiej pełnoletnia osoba (pomijam niepełnoletnie, jeśli się trafiają). Firma działa legalnie, a osoba jest w pełni władz umysłowych. Dogadują się w pewnej sprawie, warunki są jasne. Nikt nikogo nie oszukuje.

Twierdzicie, że autorzy powinni szlifować warsztat tak długo, aż wyda ich wydawnictwo tradycyjne. Podobnie jak wszyscy powinni dbać o zdrowie, nie pić i nie palić, dążyć do doskonałości, dbać o dzieci, o rodziców, ozwierzęta i o środowisko, nie marnować czasu przed telewizorem. O każdym z tych problemów można napisać dowolną ilość treści. Ale prawda jest taka, że tak samo jak osoba, która "nie powinna" palić (kto powinien?) kupuje papierosy i ma do tego prawo (a sprzedawca ma prawo sprzedać, aby zarobić), tak samo ktoś inny ma prawo wydać sobie ebooka jak tylko chce, a ktoś jeszcze inny ma prawo chcieć na tym zarobić. Biadolenie nad tym stanem rzeczy trochę mnie śmieszy, bo w tle za tym przebija rozżalenie, że świat nie jest doskonały. No nie jest. Są ludzie, którzy chcą iść na skróty. Jakbyście nigdy w Waszym życiu nie poszli.

Thana, "celebryctwo", telewizja, kolorowe gazety są dla mas. Powinnaś się cieszyć, że masz bardziej rozbudzoną wrażliwość i potrzeba Ci czegoś więceji że dostrzegasz płytkość książek celebrytów. Gdyby cała młodzież masowo słuchała Mozarta i Bacha, wśród tych nielicznych odmieńców modne byłoby słuchanie ambitnej Britney Spears, bo byłaby wtedy niszowa i być może w niej doszukiwalibyśmy się głębi i geniuszu. Więc może niech lepiej zostanie tak, jak jest, czyli najczęściej gdy masowe jest byle jakie (bo sprowadzone do średniego mianownika).

83
Tony, możemy sobie podyskutować, ale proszę: bez dziwnych nadinterpretacji. Bądź łaskaw czytać to, co jest napisane, a nie to, co sobie wyobrażasz, że jest.
Tony pisze:Rozbiadoliliście się
Gdzie konkretnie się "rozbiadoliłam"? Gdzie twierdzę, że to dramat, czarna rozpacz i łzami się należy zalewać z powodu pewnych faktów? Gdzie (poza Twoją wyobraźnią)?
Dlaczego zakładasz odgórnie, że fakt istnienia "książek" uważam za zły i karygodny? Gdzie zabraniam komukolwiek ich pisania, kupowania, czytania? Gdzie ubolewam?

Ja nie oceniam tego zjawiska, Tony, ja stwierdzam fakt jego zaistnienia i dostrzegam szanse na jego wykorzystanie. Mamy książki i "książki". I wcale nie uważam, że to źle. Przeciwnie - dla wielu jest to szansa na zarobek, jeśli tylko dotrą do klientów. Tu można zrobić biznes. Tylko tacy autorzy wcale nie muszą myśleć o tym, żeby napisać dobrą książkę - jak sobie tu, na Wery, wmawiamy - to by była strata czasu. Oni muszą pomyśleć o tym, żeby napisać coś, co się sprzeda. Najlepiej, żeby napisali tego dużo i żeby to było schematyczne (bo najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy). Muszą też pokombinować, jak tego swego e-booka (czy co tam stworzą) zaprezentować i sprzedać. To nie musi być rzecz dobra, nowatorska, nawet ciekawa. To musi być rzecz, na którą będą potrafili wykreować modę. Albo wyczuć trendy, które nadchodzą.
Dobra książka - to jedno. Biznes na książce - to drugie. Te rzeczy mogą iść w parze, ale nie muszą i, moim zdaniem, coraz częściej nie idą. To się rozjeżdża i o tym właśnie pisałam.

Przypuszczam, że niegłupio zrobiłby ten, kto by się świadomie wyspecjalizował: albo chcę pisać rzeczy dobre, pracuję nad warsztatem, redaguję się, koryguję i tak dalej, albo mam to w nosie i po prostu chcę się sprzedać, a wtedy mogę zacząć od e-booka czy nawet od majtek w centrum miasta. Bo liczy się medialne zjawisko, nie książka jako taka.
To są dwa różne rodzaje działalności. To drugie jest już bliższe happeningowi niż czystej literaturze - i dlatego trzeba przyjąć inne metody, bo i cele są inne.
Tony pisze:Powinnaś się cieszyć, że masz bardziej rozbudzoną wrażliwość
O, dzięki serdeczne za diagnozę i poradę, ale dlaczego sądzisz, że posiadłeś wiedzę o tym, co ja powinnam? :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

84
Mówiąc o biadoleniu miałem na myśli ten fragment:
Thana pisze:mnie ostatnio wciąż chodzi po głowie, że czasy się zmieniają, że coś się w powietrzu zmienia. Nie o książki już chodzi, tylko o celebrytyzm. W serialu zagrasz, parę głupich min na zdjęciach w necie zrobisz, majtki w centrum miasta zdejmiesz... no a potem "książkę" napiszesz jak to grałeś/miny robiłeś/majtki zdejmowałeś i ona, ta "książka" się sprzeda.
Czy te wszystkie analizy/redakcje/korekty w ogóle się liczą? Wśród ludu, który czyta tylko w necie i wszystko mu jedno (ludowi owemu) czy to po polsku napisane, czy po polskiemu? Z przedziwną ortografią, która zaraz będzie normą, bo net takie normy ustala?
Rozwijając swoją wypowiedź, dookreśliłaś co nieco, stawiając ją w innym świetle.

Ja rzeczywiście pisałem o biadoleniu, natomiast Ty co najmniej o dramatyzowaniu:
Thana pisze:Gdzie twierdzę, że to dramat, czarna rozpacz i łzami się należy zalewać z powodu pewnych faktów?
więc
Thana pisze:możemy sobie podyskutować, ale proszę: bez dziwnych nadinterpretacji. Bądź łaskaw czytać to, co jest napisane, a nie to, co sobie wyobrażasz, że jest.

85
Miło, że się zgadzamy. :) Wróćmy zatem do meritum: co sądzisz o tym, co napisałam wyżej? Dobra książka - to jedno. Biznes na książce - to drugie i niekoniecznie obie te rzeczy idą w parze. Zgadzasz się czy nie?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

86
Wtrącę się, ponieważ temat jest dla mnie jak najbardziej na czasie. Wydałem powieść w virtualo.pl parę miesięcy temu i nadal myślę współpracować z virtualnymi wydawnictwami. Dlaczego? Ponieważ uważam, że e-book może być tak samo dobrą książką jak powieść wydana na papierze. Medium jest istotne, ale to, co się liczy - to jakość tekstu plus jakość jego redakcji oraz ukoronowanie dzieła czyli promocja.
Wydawnictwa e-bookowe są bardzo nierówne - jedne pozwalają wkleić pdf z byle czym, inne proponują odpłatną redakcję, jeszcze inne pracują jak "normalne" wydawnictwa - różni je jedynie taka a nie inna forma wydania. Byłoby więc dobrze nie generalizować i potępiać e-booki tylko z tego powodu, że są e-bookami właśnie.
Myślę, że wraz z przybywaniem dobrych wydawnictw e-bookowych, odczuwalna niechęć do nich zacznie powoli znikać. Tym bardziej, że jej źródłem są, jak mi się wydaje, osoby, które czytnika na oczy jeszcze nie widziały...
http://ryszardrychlicki.art.pl

87
Nie sądzę, żebyśmy tu generalnie, dla zasady, byli przeciwni e-bookom, jako zaciekli tradycjonaliści. Wątpliwości dotyczą głównie dwóch kwestii: ograniczonej liczby odbiorców oraz oraz poziomu samych publikacji, które często (chociaż nie zawsze, oczywiście) nie zostały poddane żadnej obróbce redakcyjnej.
Ja już jakieś 10 lat temu pisałam teksty, które, wraz z wieloma innymi, zostały wydane na płytce jako suplement do któregoś z wydań 6-tomowej encyklopedii PWN. To miała być taka wirtualna galeria sztuki różnych epok. Dziś z rozbawieniem myślę o ówczesnych możliwościach technicznych, ale te nasze prezentacje przeszły w redacji wszystkie etapy obróbki, tak samo, jak teksty na papierze. Redaktorki nie przymknęły oczu na żadne nasze błędy i ja teraz nie muszę się wstydzić, że w czymś takim brałam udział.
Ale te tradycyjne wydawnictwa z renomą nie wykazują na razie jakiegoś żywszego zainteresowania wydawaniem e-booków. A szkoda. Bo gdyby impuls wyszedł ze strony tychże wydawnictw, to na pewno i grono odbiorców znacznie by się powiększyło, i zostałyby narzucone pewne standardy wydawnicze. Choćby w postaci tego minimalnego wymagania, że nie wydaje się bez korekty. A przestrzeganie standardów byłoby korzystne również dla tych, którzy mają zamiar publikować metodą POD.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

88
Zgadzam się, oczywiście. Staram się tylko polemizować z odrobinę wyczuwalną pogardą do wszelkich przedsięwzięc "niepapierowych". Jeśli to tylko mylne przeczucie -tym lepiej.
Spotkałem niedawno w necie wydawnictwo GONETA - ktoś z was o nim słyszał? Ponoć i korekta i redakcja a nawet i promocja są zapewniane przez wydawnictwo.
http://ryszardrychlicki.art.pl

89
smtk69 pisze:GONETA - ktoś z was o nim słyszał?
Ja nie.
smtk69 pisze:Ponoć i korekta i redakcja a nawet i promocja są zapewniane przez wydawnictwo.
A znasz jakiekolwiek książki tego wydawnictwa? Ja nie. Żadnego autora z ich stajni też nie znam. I to może służyć za odpowiedź skuteczności ich promocji. ;)

btw: na drugi dzień po wysłaniu moich wypocin wydawnictwu Nowy Świat miałem od nich ofertę wydania e-booka, ale się nie zgodziłem, bo wiem, że byłoby to spalenie książki. Nie wiem, czy taką propozycję składają każdemu, czy tylko autorom sensownych książek, ale jeśli książka jest sensowna, to dlaczego nie wydać jej na papierze? I tu już mamy pierwsze stopnie wartościowania - jeśli książka jest za słaba na papier, trafia do sieci jako e-book. Tak więc w sieci są rzeczy słabsze niż na papierze.
Napisałem wydawnictwu, że zgadzam się na e-booka, ale jako dodatek do papieru. Zobaczymy, czy zechcą w ogóle przeczytać i odpowiedzieć. ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

90
padaPada pisze:A znasz jakiekolwiek książki tego wydawnictwa?
A może wydawnictwo jest jeszcze zbyt młode?
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

91
BMF pisze:
padaPada pisze:A znasz jakiekolwiek książki tego wydawnictwa?
A może wydawnictwo jest jeszcze zbyt młode?
Oczywiście, też tak może być. Ale zapewne jest już na rynku kilka starszych. Znasz jakieś, razem z ich pozycjami?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”