76

Latest post of the previous page:

ravva pisze:
dżizass, to cały czas nie dowodzi, ze szkola jest ZłEM.


jest jest. jest to tak widoczne że nie trzeba żadnych dowodów.




tak, tak, tylko zapominacie, moi mili, ze to nie szkoła ma wychowywać, ale rodzina, i nawet gdy szkola nie nauczy, od rodziców zależy kim dziecko będzie i jakie wartości z domu wyniesie.


tu jest problem.



jesli dobrze pamiętam na pocża lat 90-tych ktoś z MEN oficjalnie ogłosił że szkoła wycofuje się z miisji wychowaczej.



z jednej strony to doskonale - bo nauczyciele w wiekszości przypadków nie posiadają kwalifikacji moralnych ani intelektualnych by kogokolwiek wychowywać.



Z drugiej strony biorą dzieciaka z domu na 8 godzin (czyli połowę czasu dobowej aktywności).

77
Andrzej Pilipiuk pisze:jesli dobrze pamiętam na pocża lat 90-tych ktoś z MEN oficjalnie ogłosił że szkoła wycofuje się z miisji wychowaczej.
Szkoła nadal prowadzi działalność wychowawczą, tyle, że w mocno ograniczonym zakresie. Szerszy jest po protu niemożliwy.
Andrzej Pilipiuk pisze:
z jednej strony to doskonale - bo nauczyciele w wiekszości przypadków nie posiadają kwalifikacji moralnych ani intelektualnych by kogokolwiek wychowywać.
Ty też nie posiadasz, do wychowywania cudzych dzieci :) Choćbyś spędzał z nimi kilka godzin w tygodniu. Bo wychowanie nie polega na gadaniu: Bądź grzeczny Zyziu. Polega na dawaniu przykładu własnym zachowaniem. A takowy moga dawać wychowankowi tylko i wyłącznie osoby dla niego znaczące. Tzn. przede wzystkim rodzice. Bardzo rzadko ktokolwiek więcej. Tak więc nauczyciele odpadają, bo w jaki niby sposób mieliby się stać dla cudzych dzieciaków "osobami znaczacymi"? Widząc je przeważnie 2 godziny w tygodniu? Zdarza się to co prawda, ale b. rzadko. Tak więc niestety wychowywać muszą rodzice. Nawet jak nie chcą i próbują to zwalić na szkołę...
Andrzej Pilipiuk pisze:
Z drugiej strony biorą dzieciaka z domu na 8 godzin (czyli połowę czasu dobowej aktywności).
Niestety wszystko Ci się miesza Andrzeju. Postrzegasz nauczycieli jako złowrogą zbiorowość, tymczasem wychowuje się pojedynczo, nie zbiorowo. Razem wychowują tylko rodzice, powiązani ze soba w sposób oczywisty, osób spoza rodziny, nie złączonych więzami pokrewieństwa to nie dotyczy. A każdy z nauczycieli ma do czynienia z uczniem, przeciętnie dwie godziny w tygodniu. Rzadko ( polski, matematyka) do 5. Wychowawca klasy ma dodatkową godzinę tygodniowo, czyli 3. Na każdej lekcji trzeba odpytać, przedstawic temat, na wychowawczej rozliczyć nieobecności, podać komunikaty dot. życia szkoły, itp. Wychowanie? A kiedy? Oczywiście, jeśli nauczyciel stał się dla ucznia osobą znaczącą, to trochę inaczej to wygląda, ale normalny uczeń nigdy tak nauczyciela nie potraktuje. Bo ma rodziców i nie będzie szukał na tym etapie nowych autorytetów. Szukał będzie uczeń z rodziny rozbitej, patologicznej itp.



Konkludując - jak zwykle teoretyzowanie + spora dawka jadu :) Nb. Powinieneś sam trochę pouczyć/ powychowywać w szkole. Ciekawe ile byś wytrzymał? :D Ale za to jakie doświadczenie byś zdobył...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

78
Tzn. przede wzystkim rodzice.


A mi się tak wydaje, że rodzice też coraz mniejsza rolę ogrywają w wychowaniu dziecka szczególnie jeśli się nie starają. Bo jak taki łepek przyjdzie ze szkoły, zje obiad czasem odrobi lekcje to idzie na dwór i siedzi z kumplami pod blokiem. I zachowuje się potem jak starsi kumple spod bloku oni stają się dla niego przykładem, pokazują jacy ci inni są źli i uczą nietolerancji.

Albo "uczą się" się jak się zachowywać z telewizyjnych seriali czy głupawych stron w necie. No i potem kończy się to jak w tamtej szkole z tymi łebkami i tą dziewczyną.


Bo ma rodziców i nie będzie szukał na tym etapie nowych autorytetów. Szukał będzie uczeń z rodziny rozbitej, patologicznej itp.


Wiesz nie zgodzę się z tobą, rodzice stanowią dla dzieci autorytet dopóki nie pójdą do szkoły. W szkole role tą bardzo często przejmują rówieśnicy bo taki chłopaczek czy dziewczynka chce być jak koledzy. I nawet jeśli rodzice, będą w porządku dzieci, zaczynają kłamać i kląć i ogólnie całkiem się zmieniają :P

Albo jeśli takie dziecko mimo wszytko się nie podporządkowuje, reszta się od niego odwraca lub co gorsza zaczyna go prześladować.



Do ravvy ;) Koniówka postu to jeden z dowodów że szkoła jest złem, zabija indywidualność.
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

79
Kristopher pisze:
Tzn. przede wzystkim rodzice.
A mi się tak wydaje, że rodzice też coraz mniejsza rolę ogrywają w wychowaniu dziecka szczególnie jeśli się nie starają.
Jak się nie starają, to nie wychowują. Przez pewien czas rodzice i tak pozostają dla dziecka osobami znaczącymi, nawet jak totalnie dzieciaka olewaja, potem te więzi się rwą. To normalne. To tak jak z ćwiczeniami: jeśli nie podnosisz ciężarów, to bicepsy Ci nie przyrastają ;D
Kristopher pisze:
Bo jak taki łepek przyjdzie ze szkoły, zje obiad czasem odrobi lekcje to idzie na dwór i siedzi z kumplami pod blokiem. I zachowuje się potem jak starsi kumple spod bloku oni stają się dla niego przykładem, pokazują jacy ci inni są źli i uczą nietolerancji.
Przy braku kontaktów z rodzicami.
Kristopher pisze:
Wiesz nie zgodzę się z tobą, rodzice stanowią dla dzieci autorytet dopóki nie pójdą do szkoły. W szkole role tą bardzo często przejmują rówieśnicy bo taki chłopaczek czy dziewczynka chce być jak koledzy. I nawet jeśli rodzice, będą w porządku dzieci, zaczynają kłamać i kląć i ogólnie całkiem się zmieniają :P

Albo jeśli takie dziecko mimo wszytko się nie podporządkowuje, reszta się od niego odwraca lub co gorsza zaczyna go prześladować.


Możesz mieć własne zdanie, ale zaczynasz w tym miejscu teoretyzować, być może na bazie własnych doświadczeń, ale wtedy niepotrzebnie uogólniasz. Ile dzieci wychowałeś? Ba ja dwóch synów. Jeden uczy się w gimnazjum, drugi w szkole średniej i bynajmniej żaden kumpel nie zajął mojego, czy mojej żony miejsca w ich życiu. Tylko, że my poświęcamy im czas, od maleńkości. Opowiadaliśmy im bajki, bawiliśmy się z nimi, czytaliśmy książki i dyskutowaliśmy. Nauczylem ich jak się bronić i jak rzucać nożem :) Do dzisiaj często rozmawiamy i chłopcy wyciągają mnie na ćwiczenia. Pewnie, że czasem wolałbym posiedzieć sobie w spokoju i coś poczytać, albo popisać, zamiast kopać z nimi w tarcze, ale jak się jest rodzicem, to ma się obowiązki :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

80
No dobra uogólniam, dopóki nie ma telewizora w rodzinie wszystko jest w porządku ;P



Czyli wszystko zależy od rodziców i podstawy (nauka i takie tam, chęć poznawania świata) i zachowanie :)
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

81
Kristopher pisze:Czyli wszystko zależy od rodziców i podstawy (nauka i takie tam, chęć poznawania świata) i zachowanie :)
Prawie wszystko :) Czasem zabraknie zwyczajnie szcześcia, a czasem dziecko od urodzenia jest ... dziwne. Wypaczone. Psychologia i psychiatria znają takie przypadki, wtedy najlepsi rodzice nie pomogą, najlepsze wychowanie na nic się nie zda, ale to tylko gwoli ścisłości. Takie przypadki trafiają się niezwykle rzadko.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

82
to jak na wsi: jak ksiądz probosz jeździ BMW to ludzie psioczą.

ale jakby jeździł małym fiatem nikt by go nie szanował.



*



czyli na dzień dobry nauczyciel powinien mieć najnowszy markowy dresik, złoty łancuch na szyi, wypasioną komórę, furę za stówaka, muskuły jak Rambo. Wskazane jest żeby jeździł po wsi z kałachem i żeby wszyscy się go bali. :twisted:

Dodane po 4 minutach:

tak czy inaczej szkoła to instytucja opresyjna i totalitarna.



a indywidualizm to nalepsza broń w dzisiejszym swiecie. np. gdybym pisał fatasy (jak wszyscy) to porównywano by mnie do Kresa i sapkowskiego oceniając ewntualnie na którym jestem miesjcu w czołówce.

Dodane po 3 minutach:

dziejsza szkoła nie zapewnia uczniowi już nic.



1) nie spotka nauczyciela który jest dla niego autorytetem



2) nie trafi do kolektywu który zapeni mu formację duchową



3) nie otrzma formacji intelektualnej opartej na rozwijaniu indywidualnych predyspozycji



4) wysoce prawdopodbnie jest że nauczyciele będą go tępić za próby samodzilnego myślenia i wnioskowania. Zetknie się też z realnym ryzykiem demoralizacji lub agresji fizycznej ze strony co bardziej zdegenerowanych rówieśników.

83
andrzej, mam czasem ochotę stuknąc cie w łeb :/

jakie ty masz TERAZ doswiadczenia dotyczace szkoły? siedzisz ciągle w dołku wspomnień, które wypaczają ci jakąkolwiek szanse na spojrzenie na szkołę pod innym katem.



szkola to nie tylko banda psychopatów-nauczycieli z banda psychopatów-dzieciaków z, dajmy na to, cieciem autorem podręcznika młodych sadystów i wuefistą-pedofilem!!



znakomita wiekszość dzieciaków idzie do szkoły i nie dośc, ze się swietnie tam bawi, uczy relacji społecznych, to jeszcze dowiadują sie o tym, ze mogą z kolegami zrobić coś fajnego- zapisac sie na szachy, dodatkowy angielski czy karate.



mało tego potem ida na studia, robią magistra, czasem dochtora i wychodza na ludzi, a jeszcze zdarza się, ze są szczęsliwi i wychowują dzieciaki, które wcale nie mają nasrane w głowie.



a niektóre z tych dzieciaków pisza potem ksiązki. 8)





hmm, czy to aby dobry argument?? ( :twisted: )
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

84
Wiele z najsilniejszych indywiduów powstaje w warunkach opresyjnych i totalitarnych, które z kolei u innych mogą te zalążki niezależności stłamsić. Wprawdzie nie jestem zwolennikiem paradowania w mundurkach czy haseł w stylu "zero tolerancji" itp., ale wspomniana wcześniej zależność pozwala i na to patrzeć ze szczyptą racjonalnego optymizmu. Jak by ta szkoła nie była, to i tak większość wyjdzie z niej przeciętnie wykolejona, a mniejszość wykolejona bardziej (w różnych kierunkach).- To moja opinia w ramach rozmów o wydawaniu:))
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

85
VV pisze:Wiele z najsilniejszych indywiduów powstaje w warunkach opresyjnych i totalitarnych, które z kolei u innych mogą te zalążki niezależności stłamsić.
tak, a najlepiej sie pisze, gdy człowiek właśnie przezywa pogięta miłośc albo owa miłośc go rzuciła dla nowszego modelu ;)


vv pisze: Wprawdzie nie jestem zwolennikiem paradowania w mundurkach
w anglii mundurki w szkołach nikomu jeszcze nie zaszkodziły :P
vv pisze:jak by ta szkoła nie była, to i tak większość wyjdzie z niej przeciętnie wykolejona, a mniejszość wykolejona bardziej (w różnych kierunkach).
"wiekszość" wyjdzie normalna.

część moze miec jakies kłopoty, ale "średnia statystyczna" sobie poradzi.
vv pisze:- To moja opinia w ramach rozmów o wydawaniu:))
moze by szkolną częśc topicu gdzieś wydzielić, co modzi?



:wink:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

86
Anglia nigdy nie była dla mnie wzorcem- jakiś tam kraj na wyspie (jedyne czego im zazdroszczę jako Europejczyk to: W.Blake, A.Huxley i muzyka rockowa). "Normalność" to właśnie to co, nazwałem "przeciętnym wykolejeniem" (taka fiksacja językowa).
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

87
Ja spędziłam trzy lata swojego życia w najbardziej zakręconej szkole pod słońcem, gdzie chłopcy w ramach rozrywki na przerwach udawali ślimaki i pełzali po podłodze, a w Halloween koleś w czerwonym kasku prowadził miotłową taksówkę (i nie było to niczym dziwnym). I uważam, że nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Dostałam się pod opiekuńcze skrzydła pedagoga z prawdziwego zdarzenia, wyszczekanej kobiety o rudych włosach, która w ciągu tych trzech lat niemalże wytłukła z nas szczeniackie zachowania. A do tego jeszcze pokazała, że chociaż życie nie jest sielanką, trzeba walczyć o siebie, choćby nie miało to przynieść żadnego efektu, dla zasady, żeby zwyczajnie się nie poddawać. To dzięki Niej walczyliśmy długo o zmianę historyczki (z winy dyrektorki - bezskutecznie), na wszelkie możliwe sposoby. Dała nam przykład swoim postępowaniem, gdy dyrektorka przy Jej pomocy próbowała zatuszować sprawę. Powiedziała wtedy, że nie zrobi tego swoim dzieciom, bo uważa, że mamy rację. Naraziła w ten sposób swoje kontakty z dyrekcją i innymi nauczycielami. I dzięki Niej ciągle chce mi się wierzyć w ludzi. I w takie ideały, jak lojalność i uczciwość. Oczywiście, wielu jest nauczycieli, którzy w ogóle nie powinni mieć prawa do uczenia. Ale po co mamy się skupiać ciągle na szukaniu błędów i wytykaniu wszystkiego? Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Moje liceum było najcudowniejszym miejscem na świecie. M.in. dlatego, że nie było idealne i mogliśmy sami próbować walczyć o zmiany na lepsze. I byliśmy w tym wspierani.

Pewnie mi ktoś powie, że ta szkoła mnie wypaczyła, bo utonę w brutalnym świecie, a głowa napakowana ideałami pociągnie mnie na dno;) Ale wydaje mi się, że te trzy lata zrobiły ze mnie lepszego człowieka. Mam płakać z tego powodu?

Pozdrawiam

kognitywna

88
kognitywna pisze:Ja spędziłam trzy lata swojego życia w najbardziej zakręconej szkole pod słońcem(...) I uważam, że nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Dostałam się pod opiekuńcze skrzydła pedagoga z prawdziwego zdarzenia(...)te trzy lata zrobiły ze mnie lepszego człowieka.(...)
widzisz, andrzej?

da się w szkole ludzi robić, kogni jest niezłym przykładem.







...

chyba.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

89
ravva pisze:da się w szkole ludzi robić, kogni jest niezłym przykładem.


wyjątek potwierdza regułę.

ja też spotkałem 3-4 sensownych nauczycieli. :wink:



tv podało wczoraj że gnój który doprowadził kolegę z klasy do samobójstwa dostał po 5 latach procesu wyrok - 8 miesiecy w zawieszeniu a jego 4 pomagieów uniewinniono. Nauczyciele jeszcze za życia chłopca umyli od sprawy ręce.



takie są realia naszej szkoły.



1% nauczycieli entuzjastów nic nie zmiemi. W gułagu też czasem trafiali się strażnicy którzy trzymali sie regulaminu.

Dodane po 10 minutach:

system totalitarny pozwala przetrwac najsilniejszym jednostkom - ale czy naprawdę je hartuje?



"Mistrza i Małgorzatę" uważa się za arcydzieło. Podkresla że gdyby nie prześladowanie to Bułhakow by jej nie napisał. Ksiązka jest owszem ciekawa puki człowiek nie zrozumie o czym tak naprawdę opowiada.



To skamlanie zaszczutego pisarza do dobrego wujaszka stalina - stalina ukrytego pod postacią wszechwładnego Wolanda. (nie jak to wymyśliłem - E.Radziński stawia taką tezę, ale mi pasuje).



Mniej dziś pamięta się o Aleksandrze Grinie. Komunista i ateista odmówił przyłaczeia sie do nagonki na religię i ludzi wierzących. Objęty całkowitym zakazem druku bez mżliwości opuszczenia ZSRR polował na mewy z łuku aż wreszcie umarł z głodu. Do końca nieugięty.



Zostały nam po nich książki. Ale ja widzę też te książki ktorych nie napisali bo system totalitarny ich zarąbał... Tak jak widzę obok siebie kuzynki i kuzynów których nie mam bo szkopy wymordowali ich dziadków.

90
Myślę, że trzeba też pamiętać o drugiej stronie medalu. Szkołę tworzą nie sami nauczyciele. Tak jak wśród nauczycieli znajdzie się pewnie 1% pasjonatów (a znam takich, nie powiem), to i wśród uczniów jest ich nie więcej (takich, którzy pragną wiedzy i z tego powodu są z reguły wyśmiewani).

Bo dzisiejszemu pokoleniu uczniów po prostu "nie chce się chcieć". Dziś panuje moda na nieuczenie i nawet najdoskonalszy nauczyciel tu nie pomoże. Oczywiście są i od tego odstępstwa (osobiście znam nauczyciela, który ucząc w niewielkim wiejskim gimnazjum doprowadził swoje dziewczyny do tytułu wicemistrza Polski - ale to sport! ktoś powie). Moje pokolenie też specjalnie uczyć się nie chciało, ale czytać ze zrozumieniem przynajmniej potrafiło. W ogóle zresztą pokażcie mi takich, co czytają (właśnie przez przypadek dowiedziałem się, że im się już nawet napisów na filmach nie chce czytać - jest przecież Expressivo).

I tu dopiero wieje zgrozą.

A szkoła z natury rzeczy zawsze była instytucja represyjna (jak wojsko). To właśnie ostatnio dopiero zaczęła się fala liberalizacji (która zresztą poszła o wiele za daleko). A że nauczyciele próbują wszystko wcisnąć w pewien szablon, to też stare jak świat (nauczyciel historii w liceum wyrzucał mnie po prostu z lekcji, bo mu zakłócałem pytaniami tok lekcji)

A tak naprawdę zawsze najskuteczniejszą metodą nauczania i wychowania była metoda kija i marchewki.

91
W ogóle zresztą pokażcie mi takich, co czytają
<wypina dumnie pierś>

Hm? :P



Ale fakt, tłuszcza w szkołach się nie uczy. "Książki są złe i dla kujonów". Te dzieci chwalą się, że nie przeczytali nigdy z własnej woli książki. Z uśmiechem na gębie, dumni z siebie jak nigdy dotąd. Aż chce się strzelić w... Mniejsza, co się chce zrobić.


Dziś panuje moda na nieuczenie i nawet najdoskonalszy nauczyciel tu nie pomoże.
Hmm, nie jestem wyjątkiem... Nie uczę się. Wolę wziąć w łapsko książkę, albo włączyć Worda. Uczę się samemu.

Od początku roku nie nauczyłem się... Hm. Praktycznie nic. Nic mi nie powiedzieli. Na matematyce to samo co w szóstej, przerabiamy królów polskich, co już miałem w klasie czwartej, plastyka i muzyka - wolę nie wspominać. Od trzech lat tłukę to samo. Barok, renesans. Język polski? Nic. Przerabiamy parę lektur i piszemy rozprawki/dyktanda/charakterystyki. No świetnie.

W sumie...

Mógłbym chodzić do szkoły na fizykę, chemię i biologię. Lubię z tego tylko jeden przedmiot, ale tutaj mnie czegoś nauczyli.



Zdecydowanie wolałem podstawówkę ;)



A teraz może przejdziemy do głównego wątku tematu, bo taki się offtopic zrobił. Upraszam o przeniesienie rozmów o szkole gdzie indziej ;D
Are you man enough to hold the gun?

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”