StanislawKarolewski pisze:
Nie jest możliwe powtarzanie losów Piaseckiego - nawet w II RP to nie miałoby sensu. Natomiast jego przykład dowodzi, że szkoła nie jest konieczna by klecić dobre powieści.
To Twoim zdaniem. Moim dowodzi tylko, że w jego akurat przypadku, w jego czasach - było to możliwe, zdarzyło się ( i tak jako wyjątek, nie reguła). Tylko tu nasuwa się inna kwestia - o ile lepiej pisałby Piasecki gdyby jednak zdobył bardziej klasyczne wykształcenie? Tym bardziej, że w jego czasach stało ono na dużo wyższym poziomie?
StanislawKarolewski pisze:
Navajero pisze:
Zależy. Jeśli rodzić uważa, że jego dziecko nie powinno chodzić do szkoły bo zetknie się ze "zgnilizną moralną" innych dzieci, a swoją rodzinę/ sektę uważa za "lepszą" od reszty ludzkości, to dla mnie to zgrzyta. A takie motywy nauczania domowego podał spory procent rodziców w USA.
Też podałbym taki argument! Dlaczego? Bo jeżeli napiszę w podaniu do dyrektora szkoły, że uważam go za niekompetentnego bałwana, to nie pozwoli mi na uczenie dziecka w domu. Jeżeli napiszę, że moja religia na to nie pozwala - nie będzie miał pola do dyskusji.
No tak, tylko, że ja pisałem o USA ( u nas jest tych przypadków zbyt mało by uogólniać), a tam nauczanie domowe jest łatwiej dostępne, nie trzeba kombinować. Stąd mnie to wygladało na atentyczne poglądy tych rodziców.
StanislawKarolewski pisze:
Navajero pisze:
Coś takiego na poziomie gimnazjum jest niemożliwe. Chyba, że mam do czynienia z prawdziwym człowiekiem renesansu...
Może. Co istotne edukacja domowa polega także na tworzeniu grup rodziców.
Wiem o tym

Jednak mimo wszystko sądzę, że szkoła to lepsza alternatywa. Aby dobrze uczyć, trzeba mieć nie tylko wiadomości z danej dziedziny, ale i znać podstawy pedagogiki. Naprawdę nie znajdziesz takiej obsady jak w szkole ( chyba, że porównywana szkoła to totalne dno, bywa i tak). Oczywiście nie neguję, że bez problemu można znaleźć kogoś kto więcej wie, a nawet lepiej uczy niż jakiś - nienadzwyczajny - nauczyciel. Ale generalnie wydaje mi się, że poziom w takich grupach jest niższy ( przyznaję, że osobiście zetknąłem się tylko z paroma takimi przypadkami). Łatwiej chyba zmienić szkołę na lepszą, poprosić o przeniesienie dziecka do innej, lepszej klasy itp.
StanislawKarolewski pisze:
Navajero pisze:
Znaczy taki, który sądzi, że są to czynniki utrudniające mocno normalną naukę? Bo trudno jednocześnie pacyfikować agresywnego narkomana i prowadzić lekcję?
Niczewo... Na pewno znajdziesz takiego, który da radę

Nie, to znaczy takiego który mówi wyłącznie o agresywnym narkomanie a nie o przestraszonym dziecku, któremu wydaje się, że dorosło.
Wyciągasz pochopne wnioski, stwierdziłem tylko, że obecność przedwcześnie dojrzałych dziewcząt czy narkomanów utrudnia prowadzenie zajęć. Tylko tyle. Bo utrudnia. I wierz mi, że bynajmniej nie wszystkie takie dziewczęta są przestraszone czy niepewne. Niektóre stanowią wręcz zagrożenie dla innych dzieci. W takiej sytuacji możliwość zainteresowania uczniów przedmiotem drastycznie spada, bo czas trzeba wykorzystywać na zupełnie inne czynności: dyscyplinowanie takich osób, pedagogizowanie, czynności terapeutyczne... Tylko o to mi chodziło, i mam nadzieję, że tym razem zostanę właściwie zrozumiany.
StanislawKarolewski pisze:
Nie zrozumieliśmy się. Nimfetka/narkoman/ etc. nie nauczy się niczego nawet od najlepszego nauczyciela jeżeli nie będzie chciało się uczyć. Nauczyciel stoi z boku i pokazuje, każdy sam wspina się na wyższy poziom.
Nie wiem czy Cię do końca dobrze zrozumiałem ( w razie czego proszę o korektę). Takiemu dziecku trudno cokolwiek pokazać bo ono żyje w innym świecie. Narkoman albo jest naćpany, albo na głodzie - tak czy owak ma lekcje gdzieś, większość dziewcząt z doświadczeniami erotycznymi ma również gdzieś szkołę, bo one myślą zupełnie o czym innym. Rzadko do której udaje się dotrzeć. Rodzice takich dzieci w 99% unikają wszelkiej odpowiedzialności, tam nie ma z kim gadać. Przeciętny, nawet dobry w swojej dziedzinie nauczyciel, uzdolniony pedagogicznie - nie ma możliwości zmiany sytuacji. Bo tu trzeba by odwyku/ psychiatry itp. A to z kolei rozbija się o niechęć rodziców ( oni muszą wysłać dziecko na odwyk, zgodzić się na badania psychiatryczne i terapię czy choćby rozmowę ze szkolnym psychologiem).
StanislawKarolewski pisze:
Tak i tego dotyczy właśnie ta dyskusja. Szkoła nie pomaga w zostaniu pisarzem. Może dostarczyć garść informacji dostępnych i gdzie indziej w zamian kradnąc masę rzeczy o których Andrzej często pisze.
Dostarcza informacji dostępnych dorosłemu, wykształconemu człowiekowi ( a czasem i niedostępnych dla niego, ja np. takie podaję na swoich lekcjach i kółku historycznym jako ciekawostki), niedostępnych dla dziecka. A Andrzej ma złe doświadczenia ze szkołą. Nie każdy je podziela, ja np. nie.
StanislawKarolewski pisze:
Ależ o tym cały czas pisze - nie o zostaniu analfabetą by zostać pisarzem

Potrzebna jest nauka, bardzo dużo nauki, całe życie nauk - ale niekoniecznie w szkole.
IMO szkoła to podstawa, później oczywiście trzeba samemu, ale to akurat jest dość oczywiste. Nawet naukowiec z tytułem profesorskim musi czytać fachowe książki, czasopisma itp. Bo inaczej zamiast się rozwijać zacznie się zwijać

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson