Disclaimer: Tekst jest autorstwa Leszka Pipki, zatem jemu jest należna wszelka chwała za jego poczynienie. Wklejam go w jego imieniu, gdyż, ze względu na problemy techniczne nie mógł tego uczynić samodzielnie.
Postanowiłem zabrać głos w tej sprawie. Nie jest moim zamiarem pouczanie kogokolwiek, jednakowoż flaki mi się przewracają, kiedy czytam te wypociny o konstruowaniu światów, ich map, słowniczkach postaci, wymyślaniu imion i nazewnictwie, analizach właściwej długości brody u krasnoluda - czy podobne pierdoły. I całkiem poważne dywagacje o sposobach na usidlenie wydawcy, żeby skusił się na te gówno warte opowieści dziwnej treści.
Jeśli ktoś zajmuje się pisaniem, to zawsze jest lepsze, niż gdyby tego nie robił, korzyści płynące z rzeźbienia w słowie niezależnie od jego poziomu nieraz były na Wery omawiane. Dopóki robi się to po cichutku, w kręgu rodziny, znajomych, czy podobnych sobie pasjonatów, nic się nie dzieje. Kiedy to pisanie wyłazi na światło dzienne i bez żadnego uzasadnienia w jakości, zawartości myślowej czy urodzie zaczyna się domagać uwagi i rościć sobie pretensje do multiplikacji w druku, u postronnego obserwatora rodzi się pytanie – o co chodzi jego autorom? Czy o to, żeby:
a) być sławnym i bogatym
b) realizować odczuwane głęboko powołanie
c) wydać książkę.
Mam nieustające wrażenie, że dla poważnej grupy obecnych na forum pisarzy in spe ta pierwsza możliwość jest priorytetem. Odkładam ją na bok, szkoda czasu.
Co do tej drugiej – człowiek z odrobiną oleju w głowie jest w stanie za pomocą własnego myślenia i reakcji innych w miarę szybko zweryfikować głębokość przywołanego w niej powołania. Ci najbardziej samokrytyczni zapewne mogą dojść do wniosku, że mają do czynienia z zakonspirowaną opcją niemiecką, czyli punktem a), albo przynajmniej zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń i wrzucić na luz. Na tych mniej – albo wcale - samokrytycznych też szkoda czasu.
Pozostają ci, którzy przeszli testy. Dla nich możliwość c) jest najistotniejsza. I bardzo często, za często idą jednokierunkową ulicą, z wysokim, niemożliwym do sforsowania murem na końcu. To się bierze z najprostszego spojrzenia na zajęcie, jakim jest pisarstwo, według równie najprostszego schematu – ja(pisarz), kartka, długopis (lub komputer oczywiście) i Muza nad głową.
Halo!!! Huston, mamy problem!
Płaszczenie rowa przed kompem, w którym dziubie się te swoje - pożal się Boże – światy, obciążone wszystkimi grzechami najgorszej gatunkowej sieczki, to robota głupiego. Jakie, do cholery, jest prawdopodobieństwo, że w dziedzinie tak beznadziejnie skonwencjonalizowanej, gdzie już wszystko wymyślono Wam akurat trafi się odkrywcza kombinacja powszechnie używanych archetypów? Podpowiem: żadne. Dobra: w zasadzie żadne. Szkoda wysiłku, który można lepiej spożytkować.
Jeśli Was rozpala casus Paoliniego, to poproszę popukać się w baniak i uświadomić sobie, kto za nim stał. Nie mówiąc już o tym, że on jest jeden, w dodatku patrząc z nieco szerszej perspektywy to, co napisał jest, jakby to powiedzieć... mało epokowe.
Zauważcie – wzorcowe egzemplarze, klasyki, piszą ludzie nietuzinkowi, doświadczeni, myślący, wcale nie młodzi, tak jest z Tolkienem, Pratchettem czy ukochanym Sapkowskim.
Weźmy na przykład Pratchetta. Jadąc Mistrzem – a niektórzy robią to na żywca – być może uda się wypichcić jedną, dwie myśli efektownością dorównujące oryginałowi. Pratchett w dowolnej książce zamieszcza takich kilka – kilkanaście, każda z nich to gotowy aforyzm, błyskotliwa uwaga człowieka głęboko mądrego, znającego życie. Podróby będą tylko podróbami – i tyle. Warto?
Przypadkiem znam redaktora, jedynego, a więc i najważniejszego w wydawnictwie. Zahaczony o nadsyłane rękopisy tylko wzdycha i przewraca oczami. Tak naprawdę – i to nie są wesołe wieści – nikt nie czyta tych stosów twórczości, no może czasem rzuci okiem w przerwie między innymi zajęciami. I nawet trudno podać klucz, z jakiego to rzucanie okiem się odbywa, na pewno obowiązuje reguła profilowania – wyśle ktoś fantasy do instytucji wydającej prozę obyczajową, to... nietrudno odgadnąć wynik. Trochę takie podchody pod wydawnictwo przypominają szukanie roboty – wyślesz trzysta CV z listem motywacyjnym wyprodukowanych taśmowo, według wzoru z podręcznika, którym posługują się wszyscy, to zapomnij o etacie.
Młodzi pisarze są uprzejmi czytać wskazówki Andrzeja w sposób szczególny, skupiając się na samych zagadnieniach technicznych, sposobie pracy, czy budowania kariery. Jakby zupełnie nieistotne były owe dotyczące niezbędnej ciekawości wobec świata, konieczności nabywania wiedzy i umiejętności, które poszerzają spektrum tego, co można przerobić na książkę.
Wokół Was jest świat, który dostarcza tematów i sposobów.
Zacznijmy od formy. Kto powiedział, że musi być beletrystyka?
Jest ciągłe zapotrzebowanie rynku na nietypowe monografie czy biografie. Stawiam dolary przeciw orzechom, że opowieść o Kabarecie Starszych Panów, mimo, że temat jest mocno wyeksploatowany, bez bólu dałaby się sprzedać w dużym wydawnictwie, zwłaszcza, gdyby jeszcze napisać ją z jakiegoś nietypowego punktu widzenia, na przykład dotrzeć do naocznych świadków wydarzeń.
To tylko przykład. Ale są konkrety. Łukasz Modelski „Fotobiografia PRL” - rozmowy z przedstawicielami polskiej fotografii reportażowej. Klasykiem gatunku jest „Karuzela z madonnami” Tomasza Raczka, portrety wyjątkowych kobiet, które – podobno – wpłynęły na życie autora. Agata Muszyńska, pisząca biografie ludzi takich jak Irena Krzywicka, Hilary Koprowski czy Wiera Gran. Popatrzcie, jak ważną, jak kultową książką jest „Oni” Torańskiej – w sumie zestaw prościutkich wywiadów, które zestawione do kupy dają ponury, porażający obraz czerwonej rzeczywistości.
Nie chodzi mi o bezmyślne kopiowanie pomysłów (bo tu i skala jest istotna), tylko o pokazanie możliwości.
Albo coś takiego: „Projekt-Miasto. Wspomnienia poznańskich architektów 1945-2005” Że nisza? To jak nazwać opłacony z własnej kieszeni pięćsetsztukowy nakład bredni o jednorożcach, z którego sprzedało się dwanaście egzemplarzy?! Bo wujek kupił i ciocia?
Popatrzcie na Marcina. Z pasji, punktowo tu i tam zaznaczonych w postach jego autorstwa – da się wykroić nie jedną, a dziesięć książek. Zgoda, są podparte zaawansowaną wiedzą, której nabycie nie jest dostępne każdemu, ale – mój Boże, pasje bywają różne, te poważne i mniej poważne też. Więc jeśli chce się wydać książkę, to pasja, zainteresowania są dobrym punktem wyjścia.
Mam przed sobą książkę Marzeny Filipczak „Lecę dalej”. Bardzo przyjemnie opisane podróżowanie tanimi liniami tu i tam, również z praktycznymi wskazówkami. Książki zaczynają wydawać bloggerzy kulinarni czy modowi (Mr Vintage „Rzeczowo o modzie męskiej”). Jest koleś z Łomży czy Pułtuska (nie pamiętam), który zainteresował się śladami po mieszkającej tam niegdyś społeczności żydowskiej, nakręcił film, przymierza się do książki. Jest, dajmy na to, niejaki Chaciński, który od lat żyje z analizowania języka ulicy i wirtualnej przestrzeni. Pewnie da się wydać książki o obejrzanych filmach, rodzajach drewna, z których buduje się instrumenty smyczkowe, robieniu na drutach czy hodowli kucyków. Pod warunkiem, że są dobrze napisane.
Można również - na przykład - opowiedzieć nietypowo, ciekawie, nowatorsko o tym, co wszyscy robią, bo muszą. Jest gość, który prowadził bloga o tacierzyństwie, na tyle interesująco, że wyszła z tego książka – i cała fanowska społeczność. Jest Dariusz Chętkowski, nauczyciel, który napisał o zawodzie, który wykonuje i o szkole w ogóle, na tyle ciekawie, że narobił niemałego szumu tu i ówdzie. Kasia Bosacka (albo ghostwriter) sprawozdała całkiem zajmująco o tym, co się znajduje w chlebie naszym powszednim. I tak dalej.
Jest Internet. Kopalnia możliwości dla przyszłego pisarza. Prowadzenie głupiego, najgłupszego bloga, o ile polega na pisaniu notek od siebie – wyrabia poczucie obowiązku, styl, zwiększa umiejętności. Ba, samo umieszczanie regularnych wypowiedzi w portalach tematycznych (jakie by nie były) ćwiczy warsztat, one zsumowane do kupy mogą dać zarówno pomysł, jak i materiał wyjściowy do całkiem poważnego dzieła.
Zwracam uwagę na to, jak wielu autorów ma w swoich „skrzydełkowych” biogramach dane typu: „dziennikarz”, „reporter”, „publicysta”. W rzeczywistości nowych mediów ten zawód nie jest zamknięty, można się do niego dostać bocznymi drzwiami. Nie każdy ma dane, by od razu zostać Kapuścińskim, to jasne, lecz w każdej gminie, mieście, ba, wspólnocie parafialnej jest strona internetowa z działem „Aktualności” czy „Komentarze”, bardzo często martwa, prosząca się o to, żeby się nią zaopiekować.
Są netowe gazety, tygodniki, miesięczniki, centralne – i bardzo lokalne. Co, nie ma? Nie da się? To można założyć swój periodyk, zebrać podobnych wariatów i jechać z koksem. „Huffington Post” to to może od razu nie będzie, ale jakie perspektywy! Przy obecnej dostępności technicznej i cenowej druku można nawet robić papierową gazetę na skalę wsi, gminy, osiedla.
Pukanie do drzwi wydawnictwa z jakimś dorobkiem w CV i wyćwiczonym warsztatem podnosi szansę na końcowy sukces. No i kontakty…takie, czy inne to też jest skarb nieoceniony.
Byłoby chyba nie od rzeczy zastanowić się nad drogami prowadzącymi do publikacji własnego dzieła jeszcze zanim zacznie się rozważać przebieg granicy między Królestwem Krasnoludów i Księstwem Trolli. Oraz - czy zapach gnijących jabłek rzeczywiście stymuluje wydzielanie literackich pomysłów. Co pozwalam sobie polecić uwadze miotających się w dziale Wydawnictwa (i innych również) Szanownych Autorów.
3
W sumie dużo słów mało treści. A już w szczególności bardzo mało treści odkrywczych. Praktycznie wszystko co zostało tu napisane było/jest wałkowane na forum wielokrotnie.
Dodatkowo użycie sformułowań o krok od wulgarnych (lub praktycznie wulgarnych) nie stanowi wartości dodatniej tego tekstu.
Dodatkowo użycie sformułowań o krok od wulgarnych (lub praktycznie wulgarnych) nie stanowi wartości dodatniej tego tekstu.
5
Proszę bardzo.Leszek Pipka pisze:Grimzon, ja Ci bardzo dziękuję za rzeczowy komentarz do posta.
A tego w sumie nie rozumiem, możesz mi przybliżyć ?Leszek Pipka pisze:W sumie - jakbym sobie przywiązał rapier do nogi, to byłbym równie dobrym szermierzem, jak... dobra, d'Artagnan. Powiedzmy.
A co do samego tekstu to odniosę się do tylko jednego fragmentu dokładnie.
A właściwie cały ten tekst to jedne wielkie pouczanie. I nie rozumiem dlaczego konstruowanie światów czy map, wymyślanie imion miało być cytuję pierdołą. Właśnie przez takie zainteresowanie zdobywa się największa wiedzę. Bo tworzenie czegoś wzbudza ciekawość. Ktoś buduje świat oparty na średniowieczu to jest szansa, że sięgnie po książkę uda się do muzeum lub pogada z grupami rekonstruktorskimi. Pomyśli o handlu i ustroju i też zacznie w tym grzebać. A może nawet przyjrzy się bardziej na sam proces budowania map. Oczywiście, że są też tacy, którzy nic z tego nie zrobią ale po twoim artykule także tego nie zrobią. W szczególności jeżeli ich pracę wartościujesz jako pierdołę, brednie lub gówno warte.Leszek Pipka pisze:Postanowiłem zabrać głos w tej sprawie. Nie jest moim zamiarem pouczanie kogokolwiek, jednakowoż flaki mi się przewracają, kiedy czytam te wypociny o konstruowaniu światów, ich map, słowniczkach postaci, wymyślaniu imion i nazewnictwie, analizach właściwej długości brody u krasnoluda - czy podobne pierdoły. I całkiem poważne dywagacje o sposobach na usidlenie wydawcy, żeby skusił się na te gówno warte opowieści dziwnej treści.
6
Refleksja dotycząca fabuły książek: dopóki człowiek (zwykle młody lub bardzo młody) jedynie powtarza myśli i słowa innych, dopóty nie jest interesujący dla szerszej grupy ludzi. Można się zżymać na takie stawianie sprawy, ale to prawda, tego się nie ominie. Wypowiedzi autora wówczas mają szansę stać się ciekawymi dla czytelników, gdy ma on oryginalne i przemyślane pomysły. Mało istotne jest, że ja (tutaj można wstawić własne imię) chcę się wypowiedzieć, ważniejsze jest, czy odbiorcy coś zostanie w pamięci po kilku minutach. A powtarzanie na piśmie tego, co wiedzą "wszyscy", jest po prostu jałowe.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words
Double-Edged (S)words
7
A tak na marginesie, ja robię mapy do rzeczy dziejących się współcześnie, realistycznie i na moim osiedlu 

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
9
Ja to robię, żeby pamiętać, gdzie stał transformator, a gdzie ZOM... pardon, gdzie był ogród pewnego starego człowieka.
Albo w której klatce mieszka kochanka, a w której żona, żeby się bohaterowi nie myliło, kiedy wraca zalany
Albo w której klatce mieszka kochanka, a w której żona, żeby się bohaterowi nie myliło, kiedy wraca zalany

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
10
A tuś sam sobie zaprzeczył, bo takie eksperymenty (dobrze opisane, rzecz jasna) złożyłyby się na bardzo interesującą książkę.Leszek Pipka pisze:Oraz - czy zapach gnijących jabłek rzeczywiście stymuluje wydzielanie literackich pomysłów.


Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
11
choć wielokrotnie miałem ochotę, nigdy nie odmówiłem nikomu prawa do pisania (wprost), Ty, Leszku zrobiłeś to hurtowo
całkowicie zgadzam się, ale nie stawiam sprawy na ostrzu noża; nie czytam w tu wrzuć niektórych tekstów, zasadniczo nie udzielam się w jak pisać/ kreatorium- z tej męki chleba nie będzie
Grimzon, nie zrozumiałeś; nie chodzi o to, że tworzenie nowych światów, map i innych pierdół jest złe.
chodzi o to, że gadanie (na takim poziomie jak na forum) o tym jest złe; bo zobacz, jeśli ktoś ma problem ze stworzeniem podobnej popierdółki, to niech się nie zabiera za pisanie, bo skoro nie umie najprostszej rzeczy, to reszta będzie wiadomo jaka.

całkowicie zgadzam się, ale nie stawiam sprawy na ostrzu noża; nie czytam w tu wrzuć niektórych tekstów, zasadniczo nie udzielam się w jak pisać/ kreatorium- z tej męki chleba nie będzie
Grimzon, nie zrozumiałeś; nie chodzi o to, że tworzenie nowych światów, map i innych pierdół jest złe.
chodzi o to, że gadanie (na takim poziomie jak na forum) o tym jest złe; bo zobacz, jeśli ktoś ma problem ze stworzeniem podobnej popierdółki, to niech się nie zabiera za pisanie, bo skoro nie umie najprostszej rzeczy, to reszta będzie wiadomo jaka.
12
Marcin :-)
B.A. Dzięki. To za nasze muski. Na zdrowie! :-P
Thano, oczywiście masz rację, to piękna książeczka by być mogła, wąchacze wszystkich krajów łączcie się! Tu w nieudolny sposób nawiązałem do przekonania, że jak sobie Pisarz zapewni stymulację zmysłów a la Proust, to natchnienie spłynie na niego bezwysiłkowo :-)
Romku, Ty z wysokości rangi i urzędu powinieneś mnie wspierać, a nie sabotować
Lecz jak zwykle "przekora" mode on. To silniejsze od Ciebie, nie? Nie da się zagnać do obórki. 
B.A. Dzięki. To za nasze muski. Na zdrowie! :-P
Thano, oczywiście masz rację, to piękna książeczka by być mogła, wąchacze wszystkich krajów łączcie się! Tu w nieudolny sposób nawiązałem do przekonania, że jak sobie Pisarz zapewni stymulację zmysłów a la Proust, to natchnienie spłynie na niego bezwysiłkowo :-)
Romku, Ty z wysokości rangi i urzędu powinieneś mnie wspierać, a nie sabotować


13
Bo z wyżyn swojego urzędu dostrzegam, że nie masz racji 
Więc to nie tyle sabotaż czy przekora (acz masz rację, bywam przekorny
), ile próba zwrócenia uwagi, że niektóre prawdy należy poddać weryfikacji 
Podyskutowałbym merytorycznie, ale to długa rozmowa, utkniemy w szczegółach

Więc to nie tyle sabotaż czy przekora (acz masz rację, bywam przekorny


Podyskutowałbym merytorycznie, ale to długa rozmowa, utkniemy w szczegółach

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak