Polski rynek wydawniczy - luźna dyskusja.

1
Kontynuuję wątek z działu "Pytania do Andrzeja Pilipiuka". Ze względu na chęć uniknięcia offtopu, a także odciążenia Andrzeja z obowiązków tłumaczenia się, za cały nasz światek wydawniczy. Tutaj możecie kombinować, jak sprawić, aby dużo książek się czytało. Zapraszam do dyskusji.







Napiszę coś teraz bardzo niepopularnego. Pewnie mi się oberwie, pewnie od samego Andrzeja, jednak takie moje zdanie w tym temacie:



Polscy pisarze w Polsce, przez polskich czytelników są z (jakiś tam względów – których poruszać nie chcę) uważani za gorszych. I nie o osobowość mi chodzi, tylko o twórczość. Bo niby jak taki polski pisarz ma być dobry, jak nie robią w Hollywodzie filmów na podstawie jego książek? Pal to wszystko licho. Obserwując cyferki sprzedanej polskiej prozy a wszelkiej maści Coocków, Kingów, Ludlumów, Kontzów itd., itp., to niestety nie jest to najlepiej. Ale tez widzę pewną zależność, pomiędzy naszą, krajowa prozą a tamtą – (to jest ta niepopularna teza). Polacy piszą po prostu lepiej: i tak o pomysły mi chodzi jak i o wykonanie. Polscy redaktorzy stawiają poprzeczkę bardzo wysoko – oczekują dzieł i tak po trosze jest, bo większość książek to naprawdę perełki – ostatnio przez kilka tygodni zrobiłem sobie maraton ku polskiej prozie i jestem mile zaskoczony. Czego nie mogę powiedzieć o zamorskich tworach. Uważam, że polskim czytelnikom brakuje dwóch rzeczy:

1. Lekkich tematów, wręcz banalnych, na pokrój amerykańskich odmóżdżaczy (z kolei tam rynek większy, ale skądś się to wzięło.)

2. świadomości, że Polak potrafi.



Z ciekawością obserwuje pewne zjawisko – czytanie przez gospodynie (to termin ogólny) wszelkiej maści „Z życia wzięte” i tym podobnych – no jak spojrzę na stoliki w domach rodziny, to szczęka opada, ile kobiety tego przerabiają. A książek, już mnie – czyżby czuły, że ta literatura nie dla nich?
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

2
2. świadomości, że Polak potrafi


U mnie tę świadomość zabiły, o ile pamiętam, dwie rzeczy (książki):

1. "Achaja", która, owszem, fabułę miała zupełnie dobrą jak na nastoletnie, niewymagające refleksji, acz potrzebujące przelewu krwi gusta, za to zniszczyła mnie wykonaniem. Jako człowiek przewrażliwiony językowo dostawałem oczopląsu, widząc mnóstwo błędów edytorskich czy tzw. baboli.

2. "Zagadka Kuby Rozpruwacza", czyli tomik o Kubie Wędrowyczu, którego wszyscy mi polecali. Mnie opowiadania po prostu nudziły. Nie byłbym w stanie powiedzieć dlaczego - bo pomysły dobre i wykonanie dobre - ale po prostu przysypiałem. W wykonaniu Andrzeja bardziej podobała mi się "Operacja Dzień Wskrzeszenia".



Obecnie poczułem lekką iskierkę nadziei po "Domu na wyrębach" i zaczynam terapię przywracania świadomości, że Polak potrafi, nikim innym, tylko Lemem. Potem nacieram na Dukaja, a potem się zobaczy.



Odnoszę wrażenie, że prawie monopol na rynku polskiej fantastyki zdobyło wydawnictwo Fabryka Słów, a ja bidulek mam jakąś taką dziwną awersję do ich książek. Pamiętam, że czytałem "Nocarza" M. Kozak i "Diabła Łańcuckiego" J. Piekary i obydwie te książki wydały mi się... hm... nijakie? Ta, zdaję sobie sprawę, że to głupie, oceniać książki po wydawnictwie. W sumie należy im się pochwała za "Smokobójcę" T. Pacyńskiego, który jest, uważam, jedną z najlepiej wydanych książek w mojej kolekcji, a opowiadania wewnątrz są zacne.



Chyba już wiem. Dotąd żadna książka polskiego autora nie dała mi takiej satysfakcji, nie wciągnęła mnie tak, jak zrobił to np. krytykowany i tłamszony Harry Potter (którego zacząłem czytać, dziecięciem będąc, a skończyłem zupełnie niedawno. Wyobrażacie sobie, że zacząłem czytać książkę o dwudziestej, a skończyłem nad ranem?), którego podziwiam całym sercem za łatwość, z jaką wciąga młodego czytelnika.

Chociaż nie! Była Saga Wiedźmińska. Zaraz się zacznie, że nieambitny jestem, ale nie można czytelnikom wcisnąć czegoś tylko dlatego, że to jest ambitne, a "czytelnik musi być ambitny"



Muszę poszukać jeszcze polskich autorów. Może coś przegapiam

Re: Polski rynek wydawniczy - luźna dyskusja.

3
> Napiszę coś teraz bardzo niepopularnego. Pewnie mi się oberwie, pewnie od samego

> Andrzeja, jednak takie moje zdanie w tym temacie:



spoko, wolność słowa niby jest a moje pięści daleko ;)



> Polscy pisarze w Polsce, przez polskich czytelników są z (jakiś tam względów – których

> poruszać nie chcę) uważani za gorszych.



jak coś wiesz to o tym pisz - to proste ;)

uczymy się w końcu tutaj a ty chowasz świecę pod korzec. Nieładnie.



ok. oczywście. zagraniczni sa uważani za lepszych. Ale dlaczego? to proste. sięgnijmy najpierw do historii.



za komuny mieliśmy naszych tfu!rców. Była grupka takich co stawali okoniem - np Janusz A. Zajdel. takich ludzie chcieli czytać ale wladza ich sekowała. Byli też dyspozyyjni grafomani - których włądza lubiła, nagradzała publikacjami i nakładami.



Efekt? Wydawano sporo śmiecia - ale z braku laku stutysięczne nakłady gniotów spod znaku SF schodziły na pniu.



A obok mieliśmy tłumaczenia. Czy to z zachodu czy to ze wschodu reguła była jedna. Wydawcy mieli mało kasy na honoraria dla zagraniczniaków (bo była potrzebna waluta twarda...)(tak dzieic rubvel tranferowy też był "twardy") więc jak już coś brali to wyłącznie arcydziela.



od najlepszych autorów brali najlepsze pozycje.

wielokrotna selekcja.



efekt: polska książka - albo dobra albo gniot.

zagraniczna ksiązka - arcydzieło albo genialne arcydzieło.



początek lat 90-tych to byo wydawanie zagranicznych gniotow - np puszczono wszystkie jak leci pozycje Dicka. Ale polskich książek w ogóle wtedy nie drukowano.



Obecnie znowu - pisarzy anglosaskich jest na dzień dobry 8 może 10 razy więcej niż nas. statystyka działa tu na niekorzyść. Bo nawet jeśli jesteśmy od nich cztery razy madrzejsi i lepsi to i tak biją nas o dwie dlugości. Za tym idzie potężna machina medialna, holywood etc.



i jeszcze jedno. wiekszośc z nich to zawodowcy. piszą żyja z pisania maja czas - po 6-12 mieisecy na wycyzelowanie ksiązdje książki. A u nas większość pisze w chwilach wolnych. Amatorsko.



> Polacy piszą po prostu lepiej: i tak o pomysły mi chodzi jak i o wykonanie.



dyskusyjne.



> Polscy redaktorzy stawiają poprzeczkę bardzo wysoko



tu częściowo zgoda.



> Czego nie mogę powiedzieć o zamorskich tworach. Uważam, że polskim czytelnikom

> brakuje dwóch rzeczy:

> 1. Lekkich tematów, wręcz banalnych, na pokrój amerykańskich odmóżdżaczy



prawie cała moja proza to lekkie odmóżdżacze!!! czytadła wagonowe. tylko "oko jelenia" jest trochę bardizje na poważnie



> 2. świadomości, że Polak potrafi.



tu zgoda. ale to efekt naszej zasranej szkoły.



pisałem kiedyś (tutaj? nie pamiętam): miałem w ręce amerykański podręcznik, czytankę polskich szkół prafialnych w USA do klasy II



co w środku? czytnki o Lincolnie i Waszyngtonie- ok. ale obok też o Edisonie i jakichś przemysłowcach.



czyli: amerykański 8/9-ciolatek wie że amerykaniec potrafi.

a jego polski rówieśnik nie wie kto to był Szczepanik i nigdy sie nie dowie.



WIELOTOROWOŚĆ. Oszałamiajaca liczba czynników ktore skałdają się na ich sukces a naszą klęskę.



ciężko będzie ich "łydupcyć"...



> jak spojrzę na stoliki w domach rodziny, to szczęka opada, ile kobiety tego przerabiają.

> książek, już mnie – czyżby czuły, że ta literatura nie dla nich?



ciekawe.



a harlekiny? czytają?

4
Ale ta popularność wynika między innymi z reklamy, którą hollywood napędza. Jest film, jest głośno, wydawca uważa, że warto książkę wydać bo znajdzie nabywców... i ma rację.



To dotyczy praktycznie każdego aspektu kultury. Anglosaska jest w ofensywie i to od dawna. Przez całe lata praktycznie cała popkulturowa papka, która trafiała do kin, trafiała tam z USA. Dopiero od kilku lat, o ironio, produkujemy własny syf. Credits to miss Łebkowska.



Wcześniej większa kasa szła niemal tylko na ekranizacje lektur.



Co do jakości. Hm, tłumaczenie robi swoje, jak sądzę. A tłumaczy mamy lepszych i gorszych. A dwa, jest chyba coś w tych poprzeczkach.

To się chyba też kumuluje z reklamą. Z kupowaniem książek jest trochę jak z wyborami do parlamentu. Głosuje się na znane nazwiska. A zdecydowana większość Polaków nie umie wymienić, podejrzewam, nawet dziesięciu nazwisk tworzących teraz polskich autorów. Więc kiedy idą kupić prezent albo nawet coś dla siebie, biorą to, co znają.


Z ciekawością obserwuje pewne zjawisko – czytanie przez gospodynie (to termin ogólny) wszelkiej maści „Z życia wzięte” i tym podobnych – no jak spojrzę na stoliki w domach rodziny, to szczęka opada, ile kobiety tego przerabiają. A książek, już mnie – czyżby czuły, że ta literatura nie dla nich?
1. Bo to kolorowe i bazuje na instynktach, w stylu "120 sposobów na zrobienie facetowi laski tak, żeby oddał Ci dusze i portfel". Z tym może konkurować tylko bardzo niska literatura.

2. Nie do końca masz rację. Spójrz na autorki najwyższych nakładów w zestawieniu, które podałem. Wszak to obok Pottera i Cejrowskiego (ale to fenomen) literatura kobieca.



Moim skromnym zdaniem kluczem jest albo wstrzelenie się w gatunek (vide Krajewski) albo eklektyzm i sporo pracy. Napisać coś, co będzie czytelne na kilku płaszczyznach - zgrabnie napisane dla fanów literatury popularnej, z czymś głębiej dla bardziej refleksyjnych. Takie oszukanie czytelnika.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

Re: Polski rynek wydawniczy - luźna dyskusja.

5
Andrzej Pilipiuk pisze: czyli: amerykański 8/9-ciolatek wie że amerykaniec potrafi.

a jego polski rówieśnik nie wie kto to był Szczepanik i nigdy sie nie dowie.
Nie płacz Andrzeju, nie jest tak źle :) O Szczepaniku i jednym z jego wynalazków - teletroskopie, wspomniałem w swoim opowiadaniu "Wilczy Legion" ( poszło w NF), a w szykowanym teraz przez FS zbiorze opowiadań pod tym samym tytułem, zamieściłem notkę historyczną, w której także o nim napomknąłem.
TadekM pisze:Moim skromnym zdaniem kluczem jest albo wstrzelenie się w gatunek (vide Krajewski) albo eklektyzm i sporo pracy. Napisać coś, co będzie czytelne na kilku płaszczyznach - zgrabnie napisane dla fanów literatury popularnej, z czymś głębiej dla bardziej refleksyjnych. Takie oszukanie czytelnika.
To nie jest żadne oszukiwanie czytelnika, a wielopłaszczyznowość tekstu. Taką metodą pisał np. Lem: była warstwa fabularna zrozumiała dla młodzieży i starszych "niekumatych", a do tego smaczki dla elity. Nawiązania do historii, cybernetyki, wyższej matematyki. Tak powstała np. "Cyberiada", "Bajki robotów".



Edit; literówka.
Ostatnio zmieniony wt 30 cze 2009, 12:38 przez Navajero, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

6
> Jest film, jest głośno, wydawca uważa, że warto książkę wydać bo znajdzie

>nabywców... i ma rację.



owszem - tu trudno podskoczyć.

tzn jest metoda - nakręcić dobry fanfilm i puścić gratis w sieci ;)



nie da sie porwadzić walki twarza w twarz siega sie po sposoby niekonwencjonalne.



> To dotyczy praktycznie każdego aspektu kultury.

> Anglosaska jest w ofensywie i to od dawna.



ok. tylko pytanie na ile im straczy impetu.

i jesli go zabraknie czy skorzystamy z szansy.



zwróccie uwagę przez ostatnie 10 lat przeszliśmy w fantastyce od bezwzględnej dominacji angolsaskiej prozy do pozycji w której już nie leżymy w błocie ale szykujemy sie by powstać z kolan.



A rosyjscy pisarze nieobecni przez 15 lat wrócili i podgryzają nam boki.



> Co do jakości. Hm, tłumaczenie robi swoje, jak sądzę. A tłumaczy mamy lepszych i

> gorszych. A dwa, jest chyba coś w tych poprzeczkach.



ok.



> zdecydowana większość Polaków nie umie wymienić, podejrzewam, nawet dziesięciu

> nazwisk tworzących teraz polskich autorów. Więc kiedy idą kupić prezent albo nawet coś > dla siebie, biorą to, co znają.



i po to własnie robi się twarde wydania z ładnymi okładkami, złoceniami etc. ;)



dlaczego Wędrowycz odniósł sukces? bo zbiegły się 3 czynniki.



1) ok 20 tyś ludzi znałó tego bohatera z łamów Fenixa.

2) bo ok 2 yś bywalców konwentów wiedzialo że coś takiego proboję wydać

3) bo na okładce byla rewelacyjna grafika Andrzeja Łaskiego, w srodku zakapiorskie obrazki, a z tyłu odjechane "ogłoszenia drobne"



> Moim skromnym zdaniem kluczem jest albo wstrzelenie się w

> gatunek (vide Krajewski) albo eklektyzm i sporo pracy.



można reanimowac martwy/półmartwy gatunek albo stworzyć nowy.

Krajewski był pierwszy. Ale po nim doskonałego "komisarza Maciejewskiego" opublikował Wroński, a Lewandowski stworzył własny cykl (o ktorego jakości zmilczę bo mnie jeszcze pozwie) utrzymany w podobnych klimatach. Teraz jest coś kolejnego.



I moda się zrobiła. prekursor zgarnie najwięcej. ale jak ktoś chce na tym skorzystać to musi się sprężać.



> Napisać coś, co będzie czytelne na kilku płaszczyznach - zgrabnie napisane dla fanów

> literatury popularnej, z czymś głębiej dla bardziej refleksyjnych. Takie oszukanie

> czytelnika.



jak w heńku portierze gdzie jest ponoć sporo odniesień dla znawców angielskiej prozy...

[ Dodano: Wto 30 Cze, 2009 ]
> Jest film, jest głośno, wydawca uważa, że warto książkę wydać bo znajdzie

>nabywców... i ma rację.



owszem - tu trudno podskoczyć.

tzn jest metoda - nakręcić dobry fanfilm i puścić gratis w sieci ;)



nie da sie porwadzić walki twarza w twarz siega sie po sposoby niekonwencjonalne.



> To dotyczy praktycznie każdego aspektu kultury.

> Anglosaska jest w ofensywie i to od dawna.



ok. tylko pytanie na ile im straczy impetu.

i jesli go zabraknie czy skorzystamy z szansy.



zwróccie uwagę przez ostatnie 10 lat przeszliśmy w fantastyce od bezwzględnej dominacji angolsaskiej prozy do pozycji w której już nie leżymy w błocie ale szykujemy sie by powstać z kolan.



A rosyjscy pisarze nieobecni przez 15 lat wrócili i podgryzają nam boki.



> Co do jakości. Hm, tłumaczenie robi swoje, jak sądzę. A tłumaczy mamy lepszych i

> gorszych. A dwa, jest chyba coś w tych poprzeczkach.



ok.



> zdecydowana większość Polaków nie umie wymienić, podejrzewam, nawet dziesięciu

> nazwisk tworzących teraz polskich autorów. Więc kiedy idą kupić prezent albo nawet coś > dla siebie, biorą to, co znają.



i po to własnie robi się twarde wydania z ładnymi okładkami, złoceniami etc. ;)



dlaczego Wędrowycz odniósł sukces? bo zbiegły się 3 czynniki.



1) ok 20 tyś ludzi znałó tego bohatera z łamów Fenixa.

2) bo ok 2 yś bywalców konwentów wiedzialo że coś takiego proboję wydać

3) bo na okładce byla rewelacyjna grafika Andrzeja Łaskiego, w srodku zakapiorskie obrazki, a z tyłu odjechane "ogłoszenia drobne"



> Moim skromnym zdaniem kluczem jest albo wstrzelenie się w

> gatunek (vide Krajewski) albo eklektyzm i sporo pracy.



można reanimowac martwy/półmartwy gatunek albo stworzyć nowy.

Krajewski był pierwszy. Ale po nim doskonałego "komisarza Maciejewskiego" opublikował Wroński, a Lewandowski stworzył własny cykl (o ktorego jakości zmilczę bo mnie jeszcze pozwie) utrzymany w podobnych klimatach. Teraz jest coś kolejnego.



I moda się zrobiła. prekursor zgarnie najwięcej. ale jak ktoś chce na tym skorzystać to musi się sprężać.



> Napisać coś, co będzie czytelne na kilku płaszczyznach - zgrabnie napisane dla fanów

> literatury popularnej, z czymś głębiej dla bardziej refleksyjnych. Takie oszukanie

> czytelnika.



jak w heńku portierze gdzie jest ponoć sporo odniesień dla znawców angielskiej prozy...

7
TadekM pisze:Jest film, jest głośno, wydawca uważa, że warto książkę wydać bo znajdzie nabywców... i ma rację.


To chyba nie do końca tak. Książki w USA łatwiej wydać, niż zrobić film. Sprawa druga jest taka, że 99% ekranizacji bazuje na scenariuszach z książek. Osobiście nie znam przypadku aby to na bazie FILMU, napisano książkę. Raz tam słyszałem, że jakiś scenariusz posłużył za bazę ksiązki, ale to tyle.



Sprawa ma się tak - że tam marketing, faktycznie, jest wielki - promuje się debiutantów równie mocno, jak znanych pisarzy - mało tego, szuka się wręcz nowych nazwisk, bo Amerykańce lubią zmieniać modę i, o ile kilka nazwisk zawsze się utrzymuje na topie, to wiele tez ich się przewija corocznie przez księgarnie. niektórzy z nich, odsetek, zagoszczą na stałe w panteonie znanych. Reszta skończy marnie, chyba, ze stworzą na bazie książki film - wówczas taka osoba albo zostają ponownie "odkopana", albo pisze/przygotowuje scenariusz, jeżeli ekranizacja zyskała spory zarobek (co najmniej 20% więcej, niż wyniósł budżet).



U nas z rzadka reklamuje się debiutantów - nawet, jak są wspaniali. Na przykład przywołam Grocholę. Sprzedała ponad 100 tyś książek - ale i tak mało kto o niej pisał - ja osobiście, do czasu ekranizacji "Nigdy w życiu", nie wiedziałem o niej, a na pewno nikt w biurze. Żadna z 8 dziewczyn ani tez 3 koleżanek ode mnie z pracy. A teraz? (w sensie, zaraz po premierze filmu?) 3 książki "Nigdy w życiu" leżały na biurkach i każda z dziewczyn dokładnie wie, kto to jest Grochola i co napisała.



Paradoksem jest to - że to właśnie silny marketing napędza każdą branżę -mniemam na 99% , że w przypadku książek byłoby tak samo. Tylko z kolei - wydawcy diabelnie się boją, jakby nie znali rynku. Albo inaczej, znają rynek na wylot i nie chcą eksperymentować - wolą stabilny zysk (to samo w sobie mówi pewne rzeczy, ale co tam...)



Pracuje w branży, gdzie przeciętny człowiek jest równie przeciętnym konsumentem. Nie jest żadną tajemnica, że produkty reklamowane/opisywane/polecane w mediach sprzedają się o około 50-90% lepiej. I bywa tak, że partia LICHEGO, szajsowatego towaru (np 30 sztuk) sprzeda mi się w 3 dni, a ten primo, elegancki, dobry, tańszy, leży przez 2 lata na półce.. a ściągnąłem ledwie 3 sztuki. banał, porównywać te dwa odmienne rynki - ale patrzę na homo-medius, czyli człowieka siedzącego przed telewizorem (76% dorosłych polaków i około 82% młodzieży w wieku 14-18 lat). To do nich trafiają wszelkiej maści reklamy, polecanki itd. To tam trzeba uderzać.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
To nie jest żadne oszukiwanie czytelnika, a wielopłaszczyznowość tekstu.
Oczywiście. W tym stwierdzeniu chodzi mi raczej o to, że ktoś, kto nie lub ambitnej literatury (dopiero niedawno zrozumiałem, że wielu ludzi czyta tylko, by zabić czas i nie lubią przy tym angażować intelektu) sięga po książkę jako czytadło. Jak serial w telewizji. Jeśli człowiekowi powiesz, że to wielopłaszczyznowe, to splunie na okładkę i wyrzuci. Ale jak wysiądzie z pociągu, wróci do domu i za parę miesięcy przeczyta znowu, to może sam zauważy.


jak w heńku portierze gdzie jest ponoć sporo odniesień dla znawców angielskiej prozy...
Dodałbym jeszcze "Cień wiatru" jako przykład z innego nurtu ( i kraju).

Tam jest sporo takich chwycików, dzięki którym książka się broni. Inaczej, z zamiłowaniem Zafona do opisów i tendencją do wolnego budowania akcji, nie znalazłaby tylu fanów.

No i, na dobrą sprawę - z naszego podwórka - Wiedźmin też.


I moda się zrobiła. prekursor zgarnie najwięcej. ale jak ktoś chce na tym skorzystać to musi się sprężać.
To fakt. Tylko pytanie, czy prekursor faktycznie nie musi mieć największego kopa.

To chyba nie do końca tak. Książki w USA łatwiej wydać, niż zrobić film. Sprawa druga jest taka, że 99% ekranizacji bazuje na scenariuszach z książek. Osobiście nie znam przypadku aby to na bazie FILMU, napisano książkę. Raz tam słyszałem, że jakiś scenariusz posłużył za bazę ksiązki, ale to tyle.
Nie, nie. Ja mówię o polskim wydawcy, który sięga po książkę anglojęzyczną, na której podstawie powstał film.



Jeszcze Martinius. Widzisz, też chciałem podnieść argument o tym, że o polskich książkach się nie mówi w mediach. Tylko, że na dobrą sprawę trochę się mówi. Owszem, niedużo, ale były jakieśtam programy w tv (o tym Szczuki chyba słyszeli wszyscy, acz wątpię czy ktoś go oglądał - ja, by ocalić swoje zdrowie psychiczne, też nie), jest trochę recenzji w prasie. Jasne - to za mało, ale nikt nie tknie czegoś, co będzie stricte o książkach, bo ludzie mają to gdzieś.

Przykład:

Kumpel prowadzi biuletyn NZSowski. Gdy zrobił sobie burze mózgów z redakcją, by podzielić biuletyn na działy (a'la zwykłe pisemko) dział literacki przyszedł jako jeden z ostatnich i jako rzecz opcjonalna. Bo, z wyjątkiem paru wariatów, większość ludzi to omija. Trzeba jakoś to przeskoczyć.

Pamiętam, że swego czasu, którąś z książek kobiecych Prószyński reklamował krótkim filmikiem. Ale był to filmik fatalny. Mimo to podejrzewam, że zrobił swoje, bo co drugi portal trąbił o rewolucyjnym systemie promocji.





Jeszcze trochę liczb, z Uesej tym razem.

W roku 2004 wydano 1,200,000 tytułów.



* 10 tytułów sprzedało ponad 1,000,000 egzemplarzy każdy

* 22 tytuły sprzedały się w wysokości 500,000-999,999 egzemplarzy każdy

* 64 tytuły sprzedały się w wysokości 250,000-499,999 egzemplarzy każdy

* 324 tytuły sprzedały się w wysokości 100,000-249,999 egzemplarzy każdy

* 767 tytułów sprzedało się w wysokości 50,000-99,999 egzemplarzy każdy

* 23,047 tytułów sprzedało się w wysokości 5,000-49,999 egzemplarzy każdy

* 67,008 tytułów sprzedało się w wysokości 1,000-4,999 egzemplarzy każdy

* 202,938 tytułów sprzedało się w wysokości 100-999 egzemplarzy każdy

* 948,005 tytułów sprzedało się w wysokości 99 lub mniej egzemplarzy każdy



Rzecz ze strony kanadyjskiego autora ( Polaka) thrillerów szpiegowskich, Jacka Kinga.
Ostatnio zmieniony wt 30 cze 2009, 12:02 przez TadekM, łącznie zmieniany 1 raz.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

9
Dobra. To ja zrobię tak:



1) zakładam szkole pisania (jak sie trochę wygrzebie z kredytów czyli nie prędko). (kurcze jest mieszkanie na Kazimierzu - akurat pod taka działąność 350 tysiączków niestety...)



2) w ciągu 5-10 lat w wyniku przeszkolenia 500-600 chętnych uzyskujemy 20-30 nowych pisarzy. W latach 2015-2020 zaczynają stoponiowo wchodzić na rynek.



3) pojawia się 5 serii powieści fantastycznych dla łebków. Jedna bestselerowa, cztery przyzwoite ale zwyczajne. pojawia się też 10 nowych fantastycznych cykli powieściowych dla dorosłych.



4) 30 pisarzy pracując w tempie 2-3 książki rocznie w ciągu dekady produkuje 600 powieści i zbiorów opowiadań, w tym ok 150 dla łebków.



5) absolwenci mojej uczelni z wdzieczności dotują moje inne projekty. za część kasy którą zarobią zakładamy w 2025-tym wytwórnię filmową.



6) w 2030-tym USA dobite polityczną poprawnością, socjaizmem i cenzurą nie mają już własnej kinematografii ani literatury. to szansa dla Polaków, a tylko ja mam kadry ;)



7) w 2040-tym roku zarabiam pierwszy miliard czegośtam (byle nie dolarów) na szmuglu antygejowskiej i antyfeministycznej literatury fantastycznej do USA ;)



No dobra punkty 6 i 7 możmna skreślić.



czyli

a) muszę wygrzebać się z kredytów

b) muszę zaciagnąć nowe ;)

c) muszę opracować dobry program nauczania

d) muszę zacząć działalność



w 2015-tym pierwsze efekty?

10
Dobra. To ja zrobię tak:



1) zakładam szkole pisania (jak sie trochę wygrzebie z kredytów czyli nie prędko). (kurcze jest mieszkanie na Kazimierzu - akurat pod taka działąność 350 tysiączków niestety...)



2) w ciągu 5-10 lat w wyniku przeszkolenia 500-600 chętnych uzyskujemy 20-30 nowych pisarzy. W latach 2015-2020 zaczynają stoponiowo wchodzić na rynek.



3) pojawia się 5 serii powieści fantastycznych dla łebków. Jedna bestselerowa, cztery przyzwoite ale zwyczajne. pojawia się też 10 nowych fantastycznych cykli powieściowych dla dorosłych.



4) 30 pisarzy pracując w tempie 2-3 książki rocznie w ciągu dekady produkuje 600 powieści i zbiorów opowiadań, w tym ok 150 dla łebków.



5) absolwenci mojej uczelni z wdzieczności dotują moje inne projekty. za część kasy którą zarobią zakładamy w 2025-tym wytwórnię filmową.



6) w 2030-tym USA dobite polityczną poprawnością, socjaizmem i cenzurą nie mają już własnej kinematografii ani literatury. to szansa dla Polaków, a tylko ja mam kadry ;)



7) w 2040-tym roku zarabiam pierwszy miliard czegośtam (byle nie dolarów) na szmuglu antygejowskiej i antyfeministycznej literatury fantastycznej do USA ;)



No dobra punkty 6 i 7 możmna skreślić.



czyli

a) muszę wygrzebać się z kredytów

b) muszę zaciagnąć nowe ;)

c) muszę opracować dobry program nauczania

d) muszę zacząć działalność



w 2015-tym pierwsze efekty?

11
Eee. To naprawde genialny plan. Punkt 6 rządzi :)



Wchodzę w to!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

12
Eee... w 2030 świat będzie już chiński. Lepiej potrenować okrzyki w stylu : "Niech żyje Ludowa Armia Wyzwoleńcza" :P Po chińsku rzecz jasna :D
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

13
Coś w tym jest - w jednym z moich opowiadań Warszawa jest użwyana jako koncentrator wojsk Phen Yang :D

W 2034 rzecz jasna :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron