blackgrzywa pisze:
Może to dlatego, że z pisarstwa w Polsce nie da się utrzymać?
w tym problem że juz powoli da się. Rynek fantastyki wstaje. Jesli utrzyma sie tendencja to za kilka lat nie będzie już z tym żadnych problemów.
rośnie zamożność spoleczenstwa, spada bezrobocie, emigracja też jest złakniona kultury i kupuje duuużo a ma za co poszaleć.
Tak przynajmniej wnioskuję ze stawek jakie przewijały się na tej stronie.
stawka za niska - więc trzeba to nadrobić nakładem. Nakład za niski - mnożymy liczbę tytułów.
Generalnie nie jest to zawód z którego da sie zyć od razu. Trzeba zacząc w liceum od publikacji pierwszych opowiadań. Na studiach puścić pierwsze książki. Nie racić czasu - nie ma chwilowo zbytu pisać dobre rzeczy i odkladać do suflady. Jak sie człoweik załapie będa jak znalazł.
Mi sie udało żyć z pisania już trzy lata po debiucie - gdy załapałem się do pisania kontynuacji samochodzików. 4 tomy rocznie po kilka tysiączków na rękę. i do wydatków rodzinnytch sie dokładałem i ksiązki sobie kupowałem i na wypad do norwegii udało mi się uciułać.
Ludzie żeby nie zdechnąć z głodu tracą czas na jakąś głupia pracę i przez to nie mają czasu na pisanie, choćby nawet bardzo chcieli i mieli milion ciekawych pomysłow.
ale w tych warunkach powstałą cala fantastyka lat 90-tych. w dodatku wtedy jak ktos wziął za ksiażkę 3 tyś zł to wszyscy przecierali ze zdumienia oczy.
Nie jest tak?
na szczeście już nie.
nasze spoleczeństwo musiałoby coś czytać, a nie czyta.
o tym że społeczenstwo nić nie czyta słyszalem już w 1985 roku :wink:
Ludzie nie kupują książek bo są drogie, a książki są drogie, bo ludzie ich nie kupują i lepiej sprzedać mniej książek za większą cenę i koło się zamyka. Nie widzę tutaj przyszłości dla zawodowcow.
zacznijmy po kolei.
1) książki są tanie. Dziś książka sf czy fantasy to wydatek rzędu 27-35 zł/szt. I dostajmy za to powiedzmy 600 stron. Za czasów hegemonii supernovej przed 2001 rokiem za 30 zł było przeważnie 270-300 stron. A realna inflacja od tamtej pory poleciała ze 40%
widze tu odrotną tendencję: udaje sie utrzymać ceny ksiązekj w ryzach bo ludzie kupują ich duuużo.
2) na naklady też już nie można narzekać - juz minęły czasu gdy 2 tyś to był nakład niezły a 3 tyś to był nakład oszałanmiający
3) przed 2001 rokiem nie było zawodowców. (poza sapkowskim). a nawet jakby ktoś napisał 3 ksiażki rocznie to by mu nie wydali. A nawet jakby wytdali to by mu zapłacili max 6-9 tyś.
4) Rynek wstaje. Jestem zawodowcem i ni szukam innego zawodu.
Boże! To jakaś katastroficzna wizja. Niech mi ktoś powie, że tak nie jest

to nie wizja tylko opis sutuacji polskiewj fantastyki w latach 1987-2001. Na szczeście tę epokę zdołaliśmy wspólnym wysiłkiem pogrzebać a teraz radośnie tańczymy wokół osikowego kołka na jej mogile.
Dodane po 5 minutach:
Hairoth pisze:[
No niestety.... masz wybór albo chcesz mieć kupe kasy i pracujesz w jakieś dobrej firmie, choć nienawidzisz tej roboty.....albo idziesz do jakiejś lżejszej roboty, gdzie masz dużo wolnego czasu (zawód nauczyciela jest chyba optymalny ) i zajmujesz sie pisaniem.....
sorry - głupoty piszesz.
to nie jest żadne poświecenie. po prostu dajesz z siebie odpowiednio duzo i los odpowiednio dużo z inwestycji wypłaca.
nie ma wiekszego znaczenia czy zostaniesz kowalem artystycznym, pisarzem czy bankierem. Jesli będziesz odpowienio tyrał a przy tym wykażesz sie zdrowym pomyślunkiem to sie dorobisz i tyle.
Powtórzenie brutalnego sukcesu pani Rowling jest raczej mało prawdopodobne.....
raczej mało - nie ten kraj i nie w tym języku piszemy. Polaków jest może ok 80 milionów, tubylców dla ktorych angielski jest podstawowym jezykiem około 500 milinoów. Na dzień dobry mamy wiec do podbicia rynek 6-7 razy głębszy.
ale ja ie zamierzam na psianiu dorobić.