613
autor: Escort
Umysł pisarza
To nie rewanż, ale moja osobista ocena „Pierwszy krok”. Bo uważam, że jest lepsze od „Adepta”, którego przeczytałem. Co do Adepta to chciałbym krótko: rosyjski klimat mnie odrzucał, zachęcająco i okazale wyglądały fragmenty z tej zakazanej ogrodzonej strefy, dobrze zbudowana tajemnica i klimat miejsca. Ale nie chciałbym się nad tym rozwodzić, bo czytałem kilka miesięcy temu i męczyłem się, czym było bliżej (postać kobiety-demona miała okazać się ciekawa, zapowiadało się, ale z czasem mnie znudziła i niczym nie zaskoczyła).
Mówiłem często, że jestem innym człowiekiem, więc i recenzja przyjmuje u mnie inną formę, formę wrażeń w trakcie czytania.
Wrażenia będą spisywane na bieżąco, więc może być tak, że o czymś wspomnę w trakcie czytania na 50 str., a będzie wyjaśnienie albo zmiana pewnej rzeczy 50 stron dalej.
1. Natłok postaci w początkowej fazie może być denerwujący, ale dobrze ich kolejno przedstawiasz, z dobrym zarysem, który dla skrupulatnego czytelnika może być jasny, ale mnie trochę spowalniało, chociaż miałem ten typowy problem rozpoznania kto jest kim (stosowane synonimy do poszczególnych osób, czyli marine, pułkownik itp., ale wiem, że ciężko te elementy pominąć, bo przecież nikt nie chce nadziać się na powtórzenia – w Twoim fachu zapewne podstawy piramidy pisania). Na szczęście z czasem można sobie przyswoić kto jest kto.
2. Z czasem sporo relacji budujesz na dialogach. Są przejrzyste, widać, że postacie żyją. Czasami w literaturze można spotkać bardzo oczywiste zwroty, zniechęcające do dalszego czytania. Uważam, że dialogi to jest z lepszych stron tej książki, ale z drugiej strony wszystko jest spokojne, opanowane, a niektóre wybuchy emocjonalne czuję, jakby były wymuszone. Trudno zestawiać narratora do dialogów, wiadomo, bo w zdaniach budujących sceny nie ma żadnych błędów, wszystko dopięte na mocno przyszyty guzik.
3. Duże przeskoki scen, a ze względu na to, że są dość krótkie (strona, albo do dwóch, trzech <przeczytałem do 60/507 strony> już się kilka razy pogubiłem. Możesz zrzucić na ograniczenie czytelnika, mi to nie przeszkadza.
4. Magia, zjawiska ogólnie fantasy, podobnie jak w Adepcie, budujesz jako niebanalne, niepowtarzalne, mimo że znana jest magia i występowanie demonów jako motywu wykorzystywanego, jest przedstawiona w inny sposób niż płytki i prostolinijny.
5. Nie zrozumiałem przekazu sceny z uciętym warkoczem i wrzuconym do ogniska, tzn. mam swoje podejrzenia, ale kilka scen jest dla mnie takich niedopowiedzianych. Nie mówię, że trzeba łopatologicznie wszystko wykładać na stół, ale te skoki scen i niedopowiedzenia trochę mi zgrzytają, momentami.
Rozdział drugi:
6. Niektóre elementy nie były pojmowane przez moją wyobraźnię ze względu na kiepskie przedstawienie jak „magiczne sfery”, kiedy spoglądali na de Sarnaca po tekście „czekać na rozkazy”. Początek drugiego rozdziału, kiedy nadpływały wrogie okręty. Co do zagrożenia, zanim się zaczęło to szybko się skończyło. Może taki był też cel, by zaprezentować skuteczność defensywy i ofensywy (a może ma dalsze konsekwencje, who knows).
7. Scena z ozdrowieniem Chinki... Miałem mieszane uczucia, są różne sceny i można je akceptować ze względu na tok wydarzeń. Jednak kiedy drugi raz przebudził się de Sarnac i krzyknął „możesz iść i tańczyć!” to zwątpiłem. Bo w wyobraźni z opisu i przebiegu przypominało to kabaret, jakby nagle wytrzeszczył oczy i wykrzyknął z ożywieniem (mina Jasia Fasoli).
8. Dobrze zarysowany konflikt na linii kurtyzana – żona senatora.
9. Czym sobie zasłużyła Julia Paula, by otrzymać ziemie od de Sarnaca? Nie doczytałem, żeby się znali, bo przecież nie znał zbytnio jej historii (opowiedziała mu o wymordowanej rodzinie). Krótka znajomość, a on taki naiwny? Moje pytanie może być głupie, bo wynikać z oczywistości, ale nie zauważyłem jej, a muszę czytać dalej, by się nie rozwodzić.
10. Julia Paula była fajną, intrygującą postacią w tym rozdziale, ale nie wiem czym tłumaczyć zachowanie de Sarnaca. Naiwny? Dał się uwieść?
Rozdział trzeci:
11. Kompozycja krótkich scen przestała mi tak doskwierać i teraz pasują idealnie. Przeskoki wydają się być bardziej naturalne, ciężko mi to wytłumaczyć, ale jednak może przyzwyczaiłem się do takiej kompozycji i nie wygląda ona źle, wręcz przeciwnie.
12. Wydaje mi się, że wypowiedzi z „?!” jest zbyt wiele. Nie wiem, może odnoszę mylne wrażenie, ale często na siebie tak wykrzykują. Była scena w drugim rozdziale, kiedy rozmawiał de Sarnac z Julią i najpierw jedno się oburzało w ten sposób, zaraz zrobiony został przerzut i drugie. Ale jestem czepliwy. Za dużo takich nadużyć w krótkich scenkach, bo tu w trzecim znów się pojawiają. Odnoszę wrażenie, że oni wszyscy są jacyś nieopanowani, a myślałem, że de Sarnac będzie ich przewyższał pod tym względem, na takiego jest przynajmniej kreowany. (Pewnie sobie pomyślisz, że na siłę coś wynajduję, ale uprzedzę Twoją barierę ochronną i na wszelki wypadek dopiszę tu swoją).
13. Rozwiązania magiczne rzeczywiście są oryginalne i wyróżniają się na tle literatury, pisałem już – niebanalnie rozwiązane. Z drugiej strony, zastanawiam się, gdzie jest granica możliwości tych, którzy potrafią panować nad magią?
14. Zawsze się zastanawiałem, czy forma magini jest prawidłowa. Chyba jest, skoro używasz. Od razu się czegoś nauczyłem...
15. Nie wszystko jest jasne w dialogach, nie chcę się rozwodzić, czy to wina didaskaliów czy czegoś innego. Ale kiedy Montbason pyta „co o tym myślisz, Arno?”, pada odpowiedź rycerza „myślę, że jesteś głupcem, panie! (przy okazji bije sztuczność z tego dialogu) to się trochę pogubiłem kto jest kto, może ze względu na imiona i nazwiska postaci Montbason ~Morency i nagle zgłupiałem kto jest stary, a kto prosi o zarzut demencji starczej ;).
16. Szybkie sceny przekładają się na dynamikę akcji, chyba za to jest chwalona ta pozycja. Za dynamikę, podoba mi się ten cały zarys i konstrukcja przebiegu wydarzeń, choćby takie drobne elementy jak problem, który widzi imperator z umieszczeniem Luizy i ludzi z którymi przybędzie do Rzymu (drobny szczegół, ale lubię takie elementy).
17. Są i fajne elementy humorystyczne jak klepnięcie w tyłek i potem lekka szydera z de Sarnaca. Sympatyczne i całkiem podobne do Ciebie (to poczucie humoru).
18. Ta powieść jest konkretna pod względem bohaterów. Bo wyłania się ich dość spora liczba, więc mi się podoba, tak myślałem zresztą, że mi się spodoba. Choćby kreacja Picarda – bardzo ciekawa, mimo że tak wiele o nim nie jest wiadomo, a autor też nie daje go poznać, bo „są ważniejsze rzeczy” (czyli fabuła).
19. Kolejna ciekawa scena walki, tym razem z uchwyceniem tego poparzonego. Było w tekście trochę chaosu, ale takiego, który wpisywał się w tę scenę, co mi się bardzo podobało.
Rozdział czwarty:
20. Znów są inne sceny niż de Sarnaca, więc świat nie kręci się tylko wokół jednej osoby, a wokół kilka postaci, co bardzo mi się podoba (i to miałem na myśli w tych długich wiązankach na sb). Na dodatek są przedstawiane w bardzo ciekawy sposób jak już wcześniej wspomniany Picard (scena z Oktawianem i dalej).
21. Te wyzwania na pojedynki to też fajne, znane, ale ciekawe rozwiązanie (Gajusz Rustiusz i jego uwagi względem Picarda, co prowadzi do wyznaczenia reprezentanta pojedynku – to odnośnie tego).
22. Narrator sugeruje, że de Sarnac ma grupę przyjaciół, wrogów i obojętnych. I można się z tym zgodzić, że swoich traktuje jak swoich. Ale czemu Julia Paula tak szybko wpisała się w jego „łaski”? Powinienem to przeanalizować, ale nie mogę do tego dojść nadal, bo wspominałem o tym jak podróżowali w drugim rozdziale.
23. Czy kobieca rozgrzana skóra ma zapach? ”De Sarnac poczuł zapach nardu oraz rozgrzanej kobiecej skóry”.
24. Tak wielką różnicę stanowi de Sarnac, że Irole przychodzą do Francji (co jak co, kreowana na jedną z potęg globu?) i domagają się podwyższenia stawki na nabrzeżu, kiedy nie ma de Sarnaca na czele wojsk, a gdy dochodzi wieść o jego zabiciu, zamierzają podbić stawkę. Czyli tak wiele znaczy de Sarnac na czele wojsk francuskich? Jeden Cień robi AŻ taką różnicę? Czy są po prostu tak zaślepieni i zuchwali?
25. Zwrot akcji w czwartym rozdziale bardzo ciekawy z walką de Sarnaca, kiedy przechyla się walka na jego korzyść, potem wplątane inne sceny, przetrzymujące napięcie i na końcu rozstrzygnięcie.
Rozdział piąty
26. Po walce de Sarnaca interesuje mnie, osobiście, skąd on się nagle dowiedział, że wroga magia nadchodzi? Po tej walce, w której ledwo uszedł z życiem. Znów magia?
27. Wątek z Irlandczykami jako poboczny jest bardzo ciekawy i przypomina mi taką rozgrywkę historyczną w alternatywnej rzeczywistości.
28. Podczas natarcia demonów, nikt nie martwi się życiem społeczności, a wręcz cieszą się, że walki trwają w kilku punktach. Dla mnie bardziej to walczą zjawy ze zjawami. Bo Rzym jest ogromny, a przy czytaniu opisu walk i starć (wiadomo, w jednym miejscu) odnoszę wrażenie, że Rzym to jakaś prowincja :P. I tak naprawdę liczy się tylko cesarz (prawda), ale miasto z opisów składa się w sumie ze zbrojnych i ludzi rządzących (nieprawda). Przewinęło się słowo cywile, ale jakoś tak bez emocji to wszystko. Tylko De Sarnac wydaje się zorganizowany. Myślę sobie, że chce poprowadzić kontratak, ale w ogóle nie ma w tym krzty zaskoczenia przeciwnika, bo wychodzi na wolne pole (parter), patrzą sobie, a tam Hrabina się tłucze, dostaje w udo, więc de Sarnac wkracza do akcji. Okrzyk Oriflamme zabrzmiał jak hipnoza dla innych, ale ok., magia, niech będzie, mi ten wątek nie podszedł :P. Pewnie z tego względu, że odparto atak, a tu nagle w jednym zdaniu „wrogowie zostali odparci. W innych dzielnicach (...) także sobie poradzili”.
29. Taka drobnostka, że Arno staje w starciu z Ashurą, a kiedy zostaje mianowany, nagle ci z zakonu zaczynają klękać, a wróg zaatakował znienacka, jednak czy oni nie mogli tego przewidzieć, tylko mianowali swojego człowieka bez względu na zagrożenie, które przed chwilą zabiło tego starszego ich mistrza?
Rozdział szósty:
30. De Sarnac podobno był wykończony po odparciu ataku, a cytuję „ciął potężnie”. Po śniadaniu tak szybko odbudował siły? W takim wypadku wyczerpanie traci na znaczeniu.
31. Podoba mi się wplątanie postaci Riny, która pojawia się w powieści kilkanaście/dziesiąt stron później. Właściwie to z drugi elementów, o którym kiedyś pisałem, że dla mnie jest bardzo pociągający, czyli wplątanie postaci jakiejś tam – i ona się potem pojawia (taaa, wiem, nic odkrywczego, ale bardzo ciekawe rozwiązanie czy w literaturze, czy w filmie).
32. Nie wiem czemu, ale ta kobieta, która pojawiła się w tym rozdziale, od początku wiedziałem, że to Tancerka. „Idąc za nią, de Sarnac miał odczucie deja vu.” Jako, że była jedna wspominka na wcześniejszych stronach, nie pamiętam kto o niej mówił, czy kuzynka, czy Picard, ktoś wspominał, to nie przestałem o niej pamiętać. Ale dobrze, że się pojawiła.
33. Wydawało mi się, że Paula Julia będzie charakterystyczną postacią, zdawała się mieć cechę roztrzepanej troszkę, kokietki, ale kiedy dowiedzieli się o ogłoszeniu tym na sekretarkę dla de Sarnaca, przeczytała zza ramienia i schowała twarz w rękach czy jakoś tak – na tym traci postać swoje nieobliczalne zachowanie i staje się postać obliczalna, trochę szara. Traci pierwiastek wykreowany wcześniej, a teraz staje się całkiem normalna, życiowa, no i przewidywalna. Może dla ciebie to stek bzdur, ale jednak tak to widzę, kiedy wykreowana postać jest ciekawa, pociągająca z początkiem powieści, a w środku powieści autor jednak skupił się na samych wydarzeniach, nie do końca kontrolując postaci.
Siódmy rozdział:
34. Dziwnie przebiega ten siódmy rozdział, bo de Sarnac pojechał do nowej baby Picarda, do tej Marcji i nagle kładzie się u niej spać? Chyba, że to wino które u niej wypił miało tak podziałać. Bo na przestrzeni powieści nie pamiętam, żeby de Sarnac poznał Marci. To dla mnie jedna ze scen dziwolągów, wbija do kobiety (a ona nie wie nawet kim jest) koleś i idzie sobie spać u niej w najlepsze, na dodatek zniknął, a ona sobie żyje jakby nigdy nic. Strasznie naiwnie beztroskie zachowanie względem poprzednich naturalnych postaw innych bohaterów.
35. Uwaga odnośnie krótkich scen i ich natłoku, szczególnie z początku – nie bierz ich jako mojego rygorystycznego podejścia, ponieważ to nie było moim zamiarem. Wiadomo, że to jak z wybieraniem i powoływaniem piłkarzy. Mówi się, że mamy 40 mln selekcjonerów w kraju, bo każdy by inaczej wybierał. Podobnie jest tutaj, więc moja uwaga była delikatna. Poza tym, sceny teraz występują te dłuższe, przeplatają się i o wiele lepiej to się teraz czyta. Choć czasem irytuje mnie to, że ktoś wyjdzie, coś powie, zaraz ktoś wyjdzie. Wiele dzieje się na tej zasadzie, na takiej prostocie, czasem ktoś znika, a to dlatego, że sobie poszedł (jedno słowo).
36. Długo kazałeś sobie czekać na jakieś przeżycia bohatera i nie chodzi mi o rozterki, bo dopiero przy wejściu do Otchłani jest jakiś opis uczuć. Natomiast pamięcią wracam do momentu, gdy walczył na wpół żywy, tam z flagą, to zachowywał się... W sumie nie wiem jak. Brakuje mi opisów przeżyć bohaterów, nie mówię o tasiemcach, a tutaj przy wejściu do Otchłani jest to ładnie ujęte, co mu towarzyszyło. Jakoś przy innych sytuacjach uczucia mi umykały.
37. Przechodzenie do Otchłani, czyli do innego świata, też już się przewijało jak nie wątpię, w literaturze, ale zrobiłeś to na swój oryginalny sposób, co mi się spodobało. Nie można tego zestawić z niczym innym, ale porywa w swoim opisie wyobraźnię.
Rozdział ósmy:
38. Dla mnie nastąpiło lekkie rozmycie fabuły, kiedy do akcji wkroczyli Chinole, nie sądziłem, że będą odgrywać role, ale jeśli by mieli jej nie odegrać, ich pojawienie się w pierwszej części powieści byłoby zbędne, ale tutaj całkowicie o nich zapomniałem. I zapomniałem o dziewczynce tej utalentowanej. Jednak to rozmycie mi całkowicie nie przeszkadza, bo lubię takie rozlazłe powieści. Ta konsekwencja wydarzeń jest w porządku.
39. Nawet imię Kulka dla chomika, jak sądzę, nie jest bez przypadku (wcześniejsza opowieść dla Alijah)
Rozdział dziesiąty:
40. Bardzo pomysłowe rozwiązanie, jeśli chodzi o posunięcie Luizy i ukaranie Rustiusza i Licynii. Bardzo ciekawa scena z zejściem do cel.
Bardziej mi się podobało, niż nie podobało. No bo dlaczego? Bo dialogi były ciekawe, była dawka humoru, taka nawet porządna jak na literaturę (w literaturze strasznie ciężko rozbawić, ale to moje zdanie, to jest trudne zadanie, jak człowiek siedzi i czemu od tekstu ma zacząć się śmiać? A tutaj bywały momenty, że drobny uśmiech iskrzył na mej twarzy :P). Do tego ta wielowątkowość (bardzo upraszczam definicję), ponieważ obok wątku głównego, przewodniego, który jest ładnie skomponowany, przewija się masa wątków pobocznych, a przy okazji wiele postaci rośnie (dziewczynka od de Sarnac, Oktawian i kilka innych). O to mi chodziło i tak myślałem, że ta pozycja mi się spodoba.
Podobał mi się wstęp, biorąc pod uwagę rozwinięcie, w środku czasami się nudziłem momentami, ale większość scen pozytywnie do mnie przemawiały.
Pytałem i wydaje mi się, że pod kilkoma względami Adam de Sarnac jest trochę Twoim odzwierciedleniem, a trochę niespełnionym marzeniem (jak chęć bycia klepanym po tyłku ;p, a tak bardziej serio: poczucie humoru i zgryźliwość (np. względem Adrienne).
Smaczki niektóre były całkiem smakowite, choćby militarne na przestrzeni całej powieści.
Sporo, sporo scen romansidłowych i to całkiem udanych, chociaż na początku zdawało mi się, że te uczucie Tancerka (powrót) – de Sarnac są wymuszone, ale powiedzmy, że kupiłem ich miłość i uczucie.
Nie będę zwracał uwagi na takie elementy jak Cesarstwo Rzymskie osadzone w tej rzeczywistości, prawdopodobnie średniowiecznej jako zarzut, bo to nie może być zarzutem, a ciekawym smaczkiem.
Miałem porównać Twoje pisanie bardziej do kobiecego stylu – bo językowo wiadomo, wzorowo, można pozazdrościć, tam się prawie nie ma do czego przyczepić. Widziałem w 1 lub 2 rozdziale zdanie z trzema „się”, co było totalnym wyjątkiem, inne mi umknęły możliwe ze względu na płynność językową, a może ich nie było. Czasami sobie tak myślałem, że spod delikatnego pióra wyszły te zdania (może taki wkład redaktorki Karoliny K.?). Jednak przeciwko kobiecemu stylowi staje brak przekazywania uczuciowości. Zdaje mi się (powtarzam znów to stwierdzenie w całej mojej opinii, wybacz), że kobiety bardzo przywiązują uwagę do uczuć i te, które czują swoich bohaterów, przynajmniej starają się przekazać co im towarzyszy w danej chwili. Boję się, że znów dojdzie do nieporozumień, więc nie ciągnę akurat tego wątku.
Co do takich rzeczy jak zaśnięcie de Sarnaca u jakiejś baby (tej Picarda) to się pocieszyłem. Bo i ja miałem (mam) czasem głupie rozwiązania zawiązania akcji, jednej sceny, ale trochę mnie pocieszyło, że prześmiewcze sceny (otrzymanie chomika, co za absurd), takie absurdalne właśnie, to nic złego jednak.
Co jeszcze mi trochę przeszkadzało, temu wyjątkowemu czytelnikowi, to opadnięcie emocji w związku z wieloma rozwijającymi się postaciami. Że one się pojawiły, narobiły nadziei, a potem nagle stają się szarą rzeczywistością. Oczywiście idzie to wytłumaczyć tym, że wspominałem – trzymasz postaci drugoplanowe na dystans, nie dajesz ich do końca poznać, pozostawiasz wielkie pole czytelnikowi (co raczej na plus w moim przypadku). Jednak na drobny minus, że te wszystkie postaci nagle stają się spokojne, ustabilizowane, subtelne... Brak im iskry, dynamitu. Chyba brakowało mi takiej porywczej postaci (podobnie jak w Adepcie nie uświadczyłem nikogo, kto by zapadł mi w pamięć na długo), nadającej czasami ton rozgrywce. Można się bronić np. de Sarnacem, który walczył z Irlandczykami, ale jednak mam na myśli inną postać, która krzyżuje plany. Może trochę Tancerka wpisuje się w ten rys, ale przez dłuższą część powieści jej nie ma. Potem, w dziewiątym rozdziale, okazuje się być łagodna. Brakowało mi u kogoś porywczych cech, de Sarnac okazywał się być opanowanym człowiekiem (przy okazji – fajny wątek z tym, że lubi się z dziećmi, naprawdę fajnie zarysowane relacje i wykrystalizowanie tej cechy u niego), taki dobry Hero, ale czy coś poza tym? Nie zaskoczył mi w niczym. Czułem, że trochę wyidealizowany.
Co do spokojnych bohaterów – z czasem odnoszę wrażenie, że dialogi są takie schematyczne, razem z didaskaliami. Wiele rzeczy leci według schematu, co trochę nudzi na przestrzeni tak długiej powieści (ile ma znaków, na oko albo z tego co pamiętasz? 600k?)
Wieże, nici... Te wszystkie magiczne fanaberie z czasem zaczęły mnie przerastać. Naprawdę powieść dobrze wyglądała w pierwszej części ze szczyptą magii, a ja się zastanawiałem tylko, gdzie jest granica magii. Od czasu treningu w Otchłani i tego budowania wież przez Budowniczego, pojawia się szybkiego nowych postaci, jednobarwnych trzeba zaznaczyć, zacząłem trochę nudzić się i błąkać przede wszystkim po powieści. Od momentu dziewiątego rozdziału zacząłem się trochę męczyć z powieścią, bo straciłem grunt pod nogami: sens fabuły, tj. np. sens wyprawy do Chin. Nie było to jakoś klarownie zaznaczone, ale jak podejrzewam, nie chciałeś tego wykładać łopatologicznie tylko dawać czytelnikowi ruszyć głową. Sądzę, że ilość pomysłów przerosła jakość, krótko mówiąc o elementach fantasy.
Masz inne spojrzenie na literaturę, stąd moje opinie na temat danych scen (szczególnie uwagi negatywne) mogą być, pewnie są, całkiem odmienne ze względu na pogląd. Na stworzenie fabuły i poszczególnych scen, na zawiązanie akcji.
Moja opinia może Cię tak naprawdę niewiele obchodzić (głównie z tego względu, że widziałeś co ja „piszę” i możesz mieć teraz odmienny stosunek względem mnie, traktując mnie jako nieudolnego czytelnika, który kiepsko panuje nad językiem, więc „co on tam może wiedzieć?”), nawet nie wiem czy jest sens, byś się odnosił do moich uwag typowo technicznych, bo na pytania fabularne możesz odpowiedzieć (wolałbym bez docinek, że czegoś nie zauważyłem, bo jestem tępy), chętnie przeczytam. W ten sposób analizuję książki czytane, zaglądam w różne sfery. Tu na dodatek mam możliwy kontakt z pisarzem. Opinie typu: „książka była o tym i o tym, podobała mi się, bo... Nie podobało mi się to i to” są miałkie, mam trochę inną formę opinii.
PS Książka z biblioteki ładnie pachniała hmmm... takim zapachem (niewspomnianym w powieści, a było ich kilka) trochę truskawkowym. Przyjemnie.
PS2 Teraz już nie wiem po co się tyle produkowałem, skoro odpierasz wszystko, co napiszę. Nawet jeśli przyznaję się do swojego błędu to i tak dostaję następną argumentacyjną wiązankę, jakbym nie rozumiał, co się do mnie pisze. Na wszystko masz odpowiedź, ale wątpię, żeby fiolet sprawiał, że jesteś nieomylny. Różnica zdań zapewne wynika też z różnicy pokoleń, tak sobie wydumałem. Mogłem też to wszystko napisać przed wysłaniem Ci tekstu, żebyś nie był jakoś uprzedzony do mojego pisania (bo jest tragiczne, więc teraz teoretycznie się nie znam za bardzo na literaturze w Twoim spojrzeniu - ocena zostanie odebrana inaczej, choćbyś tego nie chciał, vide psychologia), jednak pisałem na bieżąco, dziś doczytałem do końca. Tak czy siak, miłego czytania. Amen.