...
Srebrzysta usiadła w swoim pokoju, które zalewało jaskrawe słońce. Zapaliła papierosa i napiła się mrożonej herbaty, która miała cierpki smak problemów, z którymi w najbliższych dniach Srebrzysta musiała się jakoś uporać.
- Jakoś to będzie… - pomyślała – jakoś przecież musi się to wszystko ułożyć. Przecież wiecznie nie można żyć w środowisku, które każdego dnia niszczy się nawzajem, nie patrząc nawet jak trucizna zgorzkniałości rozlewa się w ich duszach.
Westchnęła cicho rozglądając się po domu w którym mieszkało zbyt wiele osób, które nie umiały sobie poradzić z własnym życiem. Ona też taka była, od kilku lat usilnie starała się doprowadzić swoje istnienie do jakiegoś ładu. Niestety, bezskutecznie. Owszem, były momenty, kiedy myślała, że znalazła swoją przystań, spokojną i jednocześnie trochę szaloną, ale przystań. Miejsce, w którym mogła czuć się bezpiecznie. Ale zazwyczaj wtedy, pojawiał się ktoś kto burzył tak ciężko wypracowany spokój. To nie musiała być nowa znajomość, to nawet nie musiała być jakakolwiek znajomość. Czasem po prostu wszystko się psuło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
...
może być?
