Latest post of the previous page:
Mich'Ael, dawaj18
Ja wiem, mnie też się bardziej podobała pierwsza wersja, ale jeden kumpel wytknął mi pewną mą skłonność, z którą walczę.
Chodzi o Większocałościowość.
Zawsze, gdy uda mi się napisać coś fajnego albo gdy jestem w połowie pisania czegoś takiego, nagle przychodzi mi do głowy myśl dot. tego, jak uczynić tę historię częścią większej całości (w tym przypadku mojej powieści). To źle, bo czasem trzeba odpuścić i pozwolić fajnemu bohaterowi szczeznąć, co ja właśnie w tym opowiadaniu zrobiłem (choć, rzecz oczywista, zachowałem sobie tez optymistyczną wersję opowiadania - na wszelki wypadek).
Staram się jednak uczyć pisać historie całkowicie niezależne - jak ta napisana wczoraj - bo taka wszechstronność jest po prostu potrzebna, gdy chce się pisać dobrze.
Heh, a przynajmniej tak mi się wydaje.
No i zarzut wobec pozytywnego zakończenia - jest trochę łzawe i melodramatyczne, czyż nie? Takie przewidywalne, że i tak wszystko będzie dobrze. A czasem nie jest tak wesoło - czasem flaki sobie wyprujesz, byle tylko coś zrobić, a i tak nic z tego.
Właśnie siadam nad wydrukowaną wersją wczorajszego opowiadania i zaczynam wprowadzać poprawki. Jeżeli uznam, że już się nadaje do przedstawienia ogółowi (to raczej mało prawdopodobne), prześlę je wam na maile już dzisiaj w nocy.
Może tu napiszę swoje ogólne wątpliwości i pytania, na które szukam odpowiedzi:
1. Potwór w tym opowiadaniu jest wyjątkowo skrótowo opisany i waham się, czy to dobrze, czy też może źle. Sami zobaczycie. Chodzi mi o to, czy powinienem jego opis rozrzeszyć (bo wiem dokładnie jak wygląda - ba, nawet zrobiłem sobie szkic poglądowy, i to całkiem ładny) czy zostawić tak, jak jest.
2. Potrzebny mi synonim (albo i kilka synonimów) słów "Marcin" (imię głównego bohatera) i "mężczyzna" - strasznie często się one powtarzają, a nie wiedziałem wczoraj co z tym zrobić. Nadal nie wiem.
3. Mam tendencję do pisania w sposób nieco rozwlekły i przegadany, co widać choćby we wstępie. Dość długaśny, ale mam problemy z pisaniem wstępów w inny sposób. Które, waszym zdaniem, fragmenty opowiadania są zbędne i do ewentualnego wycięcia/przeredagowania?
4. Chyba tyle. Na koniec ciekawostka natury źródłowo-inspiracyjnej: tym razem pomysł zaczął się od piosenki Suzanne Vega pt. Luka (do wczoraj nie wiedziałem, ze to tytuł). Rozmyślania zaczęły się od zadania sobie pytania "A co by było, gdyby tym sąsiadem z góry było coś naprawdę paskudnego?". To tak w kwestii osobliwych i dziwacznych źródeł inspiracji.
Chodzi o Większocałościowość.
Zawsze, gdy uda mi się napisać coś fajnego albo gdy jestem w połowie pisania czegoś takiego, nagle przychodzi mi do głowy myśl dot. tego, jak uczynić tę historię częścią większej całości (w tym przypadku mojej powieści). To źle, bo czasem trzeba odpuścić i pozwolić fajnemu bohaterowi szczeznąć, co ja właśnie w tym opowiadaniu zrobiłem (choć, rzecz oczywista, zachowałem sobie tez optymistyczną wersję opowiadania - na wszelki wypadek).
Staram się jednak uczyć pisać historie całkowicie niezależne - jak ta napisana wczoraj - bo taka wszechstronność jest po prostu potrzebna, gdy chce się pisać dobrze.
Heh, a przynajmniej tak mi się wydaje.
No i zarzut wobec pozytywnego zakończenia - jest trochę łzawe i melodramatyczne, czyż nie? Takie przewidywalne, że i tak wszystko będzie dobrze. A czasem nie jest tak wesoło - czasem flaki sobie wyprujesz, byle tylko coś zrobić, a i tak nic z tego.
Właśnie siadam nad wydrukowaną wersją wczorajszego opowiadania i zaczynam wprowadzać poprawki. Jeżeli uznam, że już się nadaje do przedstawienia ogółowi (to raczej mało prawdopodobne), prześlę je wam na maile już dzisiaj w nocy.
Może tu napiszę swoje ogólne wątpliwości i pytania, na które szukam odpowiedzi:
1. Potwór w tym opowiadaniu jest wyjątkowo skrótowo opisany i waham się, czy to dobrze, czy też może źle. Sami zobaczycie. Chodzi mi o to, czy powinienem jego opis rozrzeszyć (bo wiem dokładnie jak wygląda - ba, nawet zrobiłem sobie szkic poglądowy, i to całkiem ładny) czy zostawić tak, jak jest.
2. Potrzebny mi synonim (albo i kilka synonimów) słów "Marcin" (imię głównego bohatera) i "mężczyzna" - strasznie często się one powtarzają, a nie wiedziałem wczoraj co z tym zrobić. Nadal nie wiem.
3. Mam tendencję do pisania w sposób nieco rozwlekły i przegadany, co widać choćby we wstępie. Dość długaśny, ale mam problemy z pisaniem wstępów w inny sposób. Które, waszym zdaniem, fragmenty opowiadania są zbędne i do ewentualnego wycięcia/przeredagowania?
4. Chyba tyle. Na koniec ciekawostka natury źródłowo-inspiracyjnej: tym razem pomysł zaczął się od piosenki Suzanne Vega pt. Luka (do wczoraj nie wiedziałem, ze to tytuł). Rozmyślania zaczęły się od zadania sobie pytania "A co by było, gdyby tym sąsiadem z góry było coś naprawdę paskudnego?". To tak w kwestii osobliwych i dziwacznych źródeł inspiracji.

Don't you hate people who... well, don't you just hate people?