Jeszcze ja, jeszcze ja!
Wybacz, Mich'Ael, że tak długo musiałeś czekać, ale opinia już idzie.
Na początek może tak - w tematyce Cthulhu (Lovecrafta ogólnie) nie jestem zupełną laiczką. Na pewno nie jestem tak ogarnięta, jak autor, ale dwa czy trzy zbiory opowiadań przeczytane, jakaś tam biografia, jakieś tam omówienie czy coś... Tak zaznaczam, bo to na pewno wpłynęło na odbiór.
Aha, jakby ktoś chciał opko jeszcze czytać, to ostrzegę: spojlery
1. Narracja. Ucieszyłam się, że narratorem jest Watson - dobrze, że od tego nie odszedłeś. Ogólnie sposób opowieści podobał mi się. Zachowałeś klimat i ładnie połączyłeś miejscami atmosferę narracji lovecraftwoską (złe, niewypowiedziane itd. - ogólnie "przesadzony" styl) z racjonalnym Watsonem.
Holmes jest ładnie oddany. Co prawda twórczość Doyle'a ostatni raz czytałam szmat czasu temu, ale mam wrażenie, że nieźle się zgrywa z kanonem. Watson czasem mi "uciekał". Ot, chociażby gdy w scenie z kultystami rzuca jakiś komentarz: "Widać, że nie są organizacją charytatywną" (hue, hue, ale żarcik).
Niemniej podobało mi się.
2. Fabuła. No i tutaj ma chyba wpływ to, że z Cthulhu już trochę wspólnego miałam. Mniej więcej od moment gdy wyciągnięto obrazy i figurkę (albo może kiedy Klara wspomniała pierwszy raz o koszmarach? - nie pamiętam, co było pierwsze, wybacz) już wiedziałam, o co chodzi w całej sprawie. I dalej tylko kolejne sceny rozwiewały wątpliwości. Tutaj lekki zawód, ale o tyle lekki, że fabuła jest fajnie poprowadzona.
Nie przeszkadzały mi natomiast te elementy wprowadzenia potworów "bez większej roli" i fakt, że Cthulhu się pojawił, oni zwiali i niby tylko wycieczka w te i nazad. Jakoś mi to gra z Lovecraftem - przed Wielkimi Przedwiecznymi się spieprza. Po prostu spieprza i nie patrzy. Tyle. Jak one cię "sponiewierają" to do widzenia. Sam fakt ich istnienia ma być przerażający. one są plugawe z definicji i już. Nie ma tu być dramatycznych scen walk i pogoni (jeśli już chcieć dodać, to w rzeczywiście w scenie z kapłanem i kradzieżą, chociaż średnio widzę ich zwiewających przed kultem, a w szczególności tamtymi potworkami).
Dlatego, jak dla mnie, zakończenie jak najbardziej pasuje i zmieniałabym ewentualnie tylko trochę językowo (ewentualnie rozwinąć sceny z kultystami na pokładzie - jeszcze przed pojawieniem się Cthulhu).
Nie zauważyłam, żeby informacje się powtarzały, czy coś w tym stylu. Tutaj tekst się broni, przynajmniej w moich oczach. Fakt, rozmowa o świadomości mogłaby się odbywać w jakiś innych okolicznościach.
3. Językowo.
Sporo do dopracowania, ale nie pochylałam się za bardzo nad tym, zgodnie z życzeniem autora. Do pracy nie tylko literówki i powtórzenia, ale także miejscami szerzej stylistyka.
Co mnie nieco drażniło, to powtarzalność opisów - mgła za każdym razem (poza tą na statku) oddawana prawie w ten sam sposób, podobnymi słowami. A trochę tej mgły tam jest.
Miejscami trochę przebiegnięte niektóre sceny, ale to już autor musi sobie wyczuć.
Ogólnie fajna lektura. Podobało mi się to połączenie i wyszło stylowo całkiem zgrabnie. Małe rozczarowanie w fabule - zabrakło mi czegoś nowszego - trzymającego się kanonu, ale bardziej "od Ciebie".
Tyle ode mnie.