Colt .45
: sob 14 maja 2011, 14:41
WWW
WWW- Bądź grzeczny, Patryk.
WWW- Tak, tato.
WWW- Baw się ładnie, nigdzie nie chodź ani niczego nie dotykaj. Niedługo będę z powrotem.
WWW- Mhm.
WWWTrzepnięcie otwartą dłonią odrzuciło mu głowę w bok. Krawędź szafki śmignęła przed lewym okiem. Patryk przez ułamek sekundy widział poszczerbiony kant, a potem drewno ustąpiło bieli ściany, w którą grzmotnął.
WWW- Słyszałeś, smarku?
WWWUsiadł z huczącym dzwonieniem w uchu. Uniósł rękę do policzka i potarł lekko.
WWW- Lepiej, żeby nie przyszło ci do głowy kombinować! Inaczej wiesz, co cię spotka?
WWWPokiwał głową. Wiedział.
WWW- I pilnuj brata.
WWWTomaszek spał w pokoju na drugim końcu korytarza. Poprzez dwie pary uchylonych drzwi Patryk dostrzegał wystającą spod kołdry małą przybrudzoną stopę.
WWW- Głupie bachory.
WWWEdward Borowski wyszedł. Chłopiec usłyszał dudnienie nóg po schodach, plaśnięcia podeszew butów w holu i skrzypnięcie otwieranych drzwi. Ciche przekleństwo, potem trzask, na końcu zgrzyt przekręcanego klucza.
WWWZawlókł kosz z zabawkami na deski korytarzyka na piętrze. Miał swój własny pokój, ale ten był za mały dla Bandy Parszywych Rewolwerowców, szykujących się do bitwy z plemieniem ołowianych Indian. Apacze mieli łuki i zatrute strzały, ale kowboje mieli kule i Patryk był pewien, że zwyciężą.
WWWRozstawił mozolnie figurki na stanowiskach, czując jak krople potu spływają mu po karku w potwornej duchocie korytarzyka bez okien, jednak na gorących pustyniach Dzikiego Zachodu kowboje nie mają lekko.
WWW- Nie macie prawa mieszkać na tej siemi, czerwone twarze - wyrecytował przesadnie grubym głosem. Lekko seplenił, bo z przodu brakowało mu dwóch zębów.
WWWJohnny Bardzo Zły sięgnął do kabury i wydobył rewolwer. Rozległ się strzał, śmignął pocisk i w koszuli wodza Apaczów wykwitła dziura. Płonąca Strzała zachybotał, a potem runął z konia (Patryk posadził trzy ogromne susy, żeby osobiście go zrzucić).
WWW- Semsta! - pisnął. - Semsta! Ło-ło-ło-ło!
WWWPaaaaaaatryk!
WWWWojenny okrzyk umilkł jak nożem uciął, cofając się do gardła chłopca i omal go nie dławiąc. Zabawka wypadła z rąk i pojechała po schodach, stukając cichutko na wytartych stopniach.
WWWStuk. Stuk. Stuk. Stuk.
WWWOtworzył szeroko oczy i rozejrzał się podejrzliwie. Zobaczył tylko puste deski holu i kurz tańczący w powietrzu.
WWW- Tatusiu? - niepewnym szeptem, ale zaraz już głośniej: - Tato?!
WWWOdpowiedział mu ryk ciężarówki z niedalekiej szosy wiodącej do miasteczka i kapanie wody z niedokręconego kranu.
WWWTomasz zakaszlał i przekręcił się na drugi bok, łóżko pod nim skrzypnęło cicho. Na zewnątrz Barki zaczął ujadać wściekle. Patryk usłyszał metaliczny brzęk szarpanego łańcucha.
WWWTutaj, Patryk!
WWWPoderwał głowę, aż zatrzeszczały mu ścięgna szyi. Klapa na strych odcinała się brudnym prostokątem na tle sufitu. Wytrzeszczył na nią oczy, czując, jak kręgosłup powoli sztywnieje mu z zimna, a nerwy napinają jak liny na statku, kiedy wzbiera sztorm.
WWW- Kto tam? - Oblizał wargi. - Jest tam ktoś?
WWWZapomniał, że ponad sufitem, cokolwiek jeszcze istnieje. Dawno temu ojciec zabronił mu wchodzić na strych. „Możesz spaść z drabinki i złamać nogę albo obie ręce - powiedział mu tamtego dnia. Stał oparty o barierkę, palec wyciągał ku górze, wskazując brudną klapę. - Możesz nawet skręcić kark! Nie to, żebym miał płakać po takim smarku, Bóg mi świadkiem! Ale nienawidzę pogrzebów, nienawidzę! Lepiej, żebyś to sobie zapamiętał."
WWW- Kto tam? - zapytał niepewnie raz jeszcze. Głośno przełknął ślinę.
WWWCisza. Tylko kap... kap... kap... I wycie psa za oknem.
WWWA potem przeciągle i ponuro:
WWWChooooooooodź, Patryk!
WWWPotrząsnął głową. Spokojnie, tylko spokojnie! Tylko ci się wydaje!
WWWPaaaaaatryk! Chcesz się pobawić?
WWWI w tej samej chwili poczuł, jak coś pęka w nim niczym krucha skorupka. Ze środka wypływa kipiąca bielą czysta panika i zalewa go - ohydna, pulsująca i lepka. Rzucił się w tył, odpychając od podłogi piętami. Nadepnął na figurkę, która skaleczyła mu stopę, ale ledwie zwrócił na to uwagę. Plecami natrafił na ścianę.
WWWChodź, Patryk! No choooooodź!
WWW- Odejdź! - zapiszczał.
WWWW domu wszyscy śpią, laj-laj.
WWWNikt nie zamknął drzwi.
WWWHej, mały! Czemu nie śpisz?
WWWCicho, cicho, ciiiiii...
WWW- Taaatooo!
WWWAle taty nie było. Mama nie mogła odpowiedzieć, gdyby przyszło mu do głowy ją wołać, bo martwi nie wydają dźwięków. Tylko ryk ciężarówek za oknem i kapanie wody z popsutego kranu.
WWWI ten lodowaty głos, przymilny szept, który po brzegi wypełniał czaszkę:
WWWWięc cicho, mały, ciii, laj-laj.
WWWZa oknem idzie noc.
WWWI zionie szeptem w twoją skroń
WWWdobranoc, dobranoc, dobranoc.
WWWSkoczył na równe nogi i pognał korytarzem, łomocząc gołymi piętami o drewno. Łup! Łup! Łup! Łup! - dwanaście razy, zakończone głuchym trzaśnięciem drzwi.
WWW- Wchodziłeś na strych? - Edward nasypał cukru do herbaty i począł zapamiętale mieszać. Łyżeczka dźwięczała o ścianki kubka. Siedzieli przy wielkim stole w kuchni. Światło zachodzącego słońca wpadało przez okno i kładło na podłodze skomplikowanymi smugami; padało na blat, odbijało złotym refleksem od krążącego aluminium łyżeczki, która dźwięczała, dźwięczała, dźwięczała.
WWWPatryk oblizał usta, uwiedziony hipnotyzującym widokiem. Na języku poczuł smak krwi. Cieniutką strużką spływała mu z nosa, omijała wargę z lewej strony i gromadziła na brodzie.
WWWNiedużo krwi, tylko troszeczkę.
WWW- Nie.
WWW- Nie kłam! - Pięść huknęła w stół, naczynia podskoczyły z brzękiem.
WWWTomaszek zamarł z widelcem w talerzu. Lśniące oczy sześciolatka z lękiem powędrowały od ojca do brata.
WWW- Co wywalasz gały? Jedz!
WWWChłopczyk zabrał się za jajecznicę z takim entuzjazmem, jakby od tego zależało jego życie.
WWWEdward Borowski otarł ślinę, która prysnęła mu na brodę i wlepił spojrzenie w Patryka. Dłoń ujęła łyżeczkę; kuchnię znowu wypełniło mechaniczne, zapamiętałe dzyń, dzyń, dzyń.
WWW- Pytałem, czy wchodziłeś na strych. I masz powiedzieć prawdę.
WWWPatryk przygryzł wargę. Byłeś tam! No myśl, musisz sobie przypomnieć! Ale zamiast strychu widział tylko wielką, pustą dziurę. Pamiętał, że leżał pod kołdrą i zatykał uszy. W duchocie pod pościelą nie mógł oddychać. Pot spływał mu po czole i wsiąkał w biel prześcieradła. Potem usnął - usnął albo zemdlał - nie mógł sobie przypomnieć. Tylko ta wielka, pełna duszącego powietrza dziura i...
WWWChoooooodź do mnie!
WWW- Chy-chyba nie - wyszeptał. - N-nie pamiętam. Sasnąłem i...
WWWNad lewym uchem świsnął talerz, robiąc chłopcu przedziałek we włosach i szeroko otwierając mu oczy. Wyrżnął w ścianę za plecami i z chrzęstem drobnych kawałków upadł na podłogę.
WWWWielkie ręce sięgnęły nad stołem, złapały Patryka za koszulkę, na której widniało kilka czerwonych plamek, szarpnęły i chłopiec poczuł, że już nie siedzi na krześle. Usłyszał zduszony jęk. Kątem oka zobaczył Tomaszka, jak z dłońmi na uszach zsuwa się ze stołka i znika pod blatem stołu.
WWWW pierwszej chwili uderzyła go miłość do tego małego człowieka z wiecznie rozwichrzonymi włosami i guzikami koszulki niezapiętymi jak trzeba; ze sznurówkami butów, których nie potrafił zawiązać, przez co wszędzie się za nim wlokły. To była miłość, mająca coś wspólnego z żalem, i w tej jednej sekundzie Patryk nienawidził ojca bardziej niż kiedykolwiek. A potem twarz zawisła nad nim nisko i gorący gniew ustąpił miejsca lodowatemu przerażeniu. Siateczka zmarszczek wokół wykrzywionych ust Edwarda wydała mu się rysami na popękanym lodzie, siwe brwi wyglądały jak pokryte szronem. Najgorsze były oczy - wyblakłe i szkliste.
WWW- Nie lubię, jak ktoś bezczelnie kłamie - powiedział Edward Borowski. Krople śliny opadły chłopcu na twarz. - Zwłaszcza, kiedy kłamie taki smarkacz jak ty.
WWWRęce wyszarpnęły go zza stołu, przewracając krzesło, które upadło z hukiem, i powlokły schodami na piętro. Patryk szorował brzuchem po stopniach. Ściskana na karku koszulka boleśnie wrzynała się w szyję. Próbował jej sięgnąć, ale nie mógł i tylko młócił rękami powietrze.
WWW- Co to jest?! - ryknął ojciec. Pchnięcie posłało chłopca na deski korytarzyka. Upadł z łomotem, zdzierając skórę na łokciu i obijając nos o twarde drewno. - Kto to zrobił, pytam!?
WWWUniósł powoli twarz, łapiąc z rzężeniem oddech i spojrzał przed siebie. Krew, która całkiem przestała już cieknąć, popłynęła teraz na nowo.
Walające się po korytarzu ubrania były brudne. Czarny, kowbojski kapelusz z oblepionym pajęczyną rondem leżał najbliżej. Za nim spoczywała wytarta, zamszowa kurtka z rozrzuconymi rękawami na boki, a nieco dalej wysokie buty z podrdzewiałymi ostrogami.
WWWKlapa na strych była otwarta. Za nią czyhała czerń, zalatująca kurzem i zgnilizną, jak paszcza gotowego pożreć potwora. Metalowa drabinka niczym język wynurzała się z zatęchłej ciemności i opuszczała do samej ziemi. Patryk zobaczył na szczeblach brud wymieszany z piaskiem, a w piasku ślady palców.
WWWJego palców?
WWWWyciągniesz do mnie dłoń, laj-laj.
WWWDo domu mnie przywołasz.
WWWI wszystkie światła zgasną
WWWnocy nie odwołasz...
WWW- Ja - wydusił, czując, jak coś monstrualnego podchodzi mu do gardła, wargi zaczęły drżeć. Zacisnął je z całych sił. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nie chciał teraz płakać. - Ja to srobiłem.
WWW- Wynocha - powiedział powoli nad nim Edward. Nie wrzasnął, nie syknął przez zaciśnięte zęby, tylko spokojnie szepnął i Patryk wiedział, że jeśli się nie pospieszy, może go spotkać coś bardzo złego.
WWWWstał ostrożnie i na sztywnych nogach ruszył korytarzykiem, czując na plecach dzikie spojrzenie ojca i zdając sobie sprawę, że ojciec resztką sił próbuje nad sobą panować. Musiał, inaczej nic by go już nie zatrzymało, jak tamtej nocy przed rokiem, kiedy Patryk kazał mu iść do diabła i za to przestępstwo Edward Borowski wybił mu dwa zęby. Ale dobrze też wiedział, że w szafie, w swojej sypialni, pod warstwą zalatujących pleśnią koców, w podgniłym, ubabranym smarem pudełku po butach, tato trzyma rewolwer.
WWW- Tomaszek posprząta za ciebie - powiedział ojciec z niekłamaną radością. Głos był cichy i brzydki, brzmiał jak syczenie węża, który podpełza i podpełza z wijącym się w paszczy różowym językiem. - Będzie szorował, aż podłoga zaświeci czystością. Zedrze sobie paznokcie do krwi, wydłubując ten kurz z rowków. Przez ciebie, Patryk. Wszysssstko przez ciebie!
WWWPatryk pociągnął nosem, ale nie się nie odwrócił. Kiedy podrośnie - ucieknie. Zabierze ze sobą Tomaszka, kupi dwa bilety na autobus i wyruszą na północ. Nikt nie zwróci uwagi na starszego chłopca podróżującego z bratem. Dojadą do farmy wujka Wiktora i zapytają, czy nie mogliby mu trochę pomóc. Jeszcze kilka lat, tylko kilka lat - chłopiec pociągnął nosem.
WWWWyminął zakurzonego, kowbojskiego buta, usiłując na niego nie patrzeć i nie wyobrażać sobie, jak znosi go ze strychu. Kiedy to zrobił - mniej więcej wiedział. Krokiem lunatyka minął uchylone drzwi do pokoju i zamknął je za sobą. Położył się na łóżku, naciągając kołdrę po uszy.
WWW- Do roboty, głupi smarku! - zagrzmiało za drzwiami. - Za pół godziny wszystko ma lśnić!
WWWPatryk usłyszał stukot blaszanego wiaderka, plusk wody i odgłos szorowania szmaty po podłodze. A także pojękującego Tomaszka. Za oknem ujadał Barki.
WWW- Wszystko przez ciebie, Patryk! - Ojciec kopnął w drzwi, aż zadygotały w zawiasach. - Słyszysz?!
WWWZacisnął oczy. Łzy popłynęły gładko, choć miał wrażenie, że jest zbyt wstrząśnięty, żeby w ogóle płakać.
WWWRozchylił powieki i pierwszym, co zobaczył, była ciemność. W domu panowała cisza. Tylko wiatr szumiał głośno na zewnątrz.
WWWPowędrował wzrokiem do okna. Firanka falowała lekko w podmuchach sierpniowego powietrza. Dzyń-dzyń - dźwięczało za cienkimi zasłonami z naderwaną koronką.
WWWDobrze znał ten dźwięk.
WWWW wyobraźni zobaczył ojca, siedzącego na ławce przed polanką z butelką piwa w ręce i kilkoma pustymi, walającymi się koło stóp. Noc jest ciepła, wiatr kołysze leniwie trawą i od czasu do czasu przeczesuje mu włosy. Edward ma na sobie znoszone dżinsy i koszulę. Kieszonka na piersi jest nadpruta i lekko odstaje; nogawki spodni są wytarte i paskudnie wystrzępione przy piętach. Unosi piwo do ust. Pod paznokciami i na kostkach palców ma brud, bo kiedy sięgał po szkło, musiał się porządnie podeprzeć, a tam, gdzie siedzi, trawa jest wydeptana niemal do gołej ziemi. Pociąga wesoło łyk za łykiem. Nie zawsze trafia i czasem piwo lepką strużką spływa mu po brodzie, a czasem ochlapuje koszulę i buty.
WWWUpuszcza pustą butelkę i zamaszystym kopniakiem posyła ją w diabły; ubłocone sznurowadła, które już zdążyły się rozwiązać, fruną radośnie w powietrze i z mokrym plaśnięciem owijają wokół kostek. Butelka upada nieco dalej, toczy się jeszcze kawałek po ubitej ziemi. Ale od ławki na skraju polanki jest sporo pod górkę i w końcu nieruchomieje i zaczyna wędrówkę powrotną - najpierw z wahaniem, potem coraz bardziej śmiało, chrzęszcząc po sterczących tu i ówdzie kamyczkach, wreszcie z cichym brzękiem dołącza do innych.
WWWDzyń-dzyń.
WWWZamknął z wolna oczy, czując, jak coś ciężkiego ściąga go z powrotem; że zaczyna opadać i opadać po gładkiej stromiźnie w sen.
WWWPrzyśniła mu się krew. Cieniutką strużką spływała z czyjejś dłoni, nieruchomej i odwróconej wnętrzem do góry. Na czubku małego palca zbierała się w kroplę, która zaczynała rosnąć jak z wolna nadmuchiwany, czerwony balonik, a potem odlepiała nagle i skapywała w mrok.
WWWZadygotał. Pomimo snu, zdał sobie sprawę, że do pokoju - do tej małej klitki, gdzie latem powietrze jest duszące i lepkie, gdzie zwykle niemal nie można oddychać - nagle wtargnęło zimno. Ziąb zaszczypał go w skórę na rękach, stawiając wszystkie włoski do pionu i jakimś sposobem Patryk zdołał otworzyć oczy. Może się
obudził, a może nie.
WWW
WWW- Bądź grzeczny, Patryk.
WWW- Tak, tato.
WWW- Baw się ładnie, nigdzie nie chodź ani niczego nie dotykaj. Niedługo będę z powrotem.
WWW- Mhm.
WWWTrzepnięcie otwartą dłonią odrzuciło mu głowę w bok. Krawędź szafki śmignęła przed lewym okiem. Patryk przez ułamek sekundy widział poszczerbiony kant, a potem drewno ustąpiło bieli ściany, w którą grzmotnął.
WWW- Słyszałeś, smarku?
WWWUsiadł z huczącym dzwonieniem w uchu. Uniósł rękę do policzka i potarł lekko.
WWW- Lepiej, żeby nie przyszło ci do głowy kombinować! Inaczej wiesz, co cię spotka?
WWWPokiwał głową. Wiedział.
WWW- I pilnuj brata.
WWWTomaszek spał w pokoju na drugim końcu korytarza. Poprzez dwie pary uchylonych drzwi Patryk dostrzegał wystającą spod kołdry małą przybrudzoną stopę.
WWW- Głupie bachory.
WWWEdward Borowski wyszedł. Chłopiec usłyszał dudnienie nóg po schodach, plaśnięcia podeszew butów w holu i skrzypnięcie otwieranych drzwi. Ciche przekleństwo, potem trzask, na końcu zgrzyt przekręcanego klucza.
WWWZawlókł kosz z zabawkami na deski korytarzyka na piętrze. Miał swój własny pokój, ale ten był za mały dla Bandy Parszywych Rewolwerowców, szykujących się do bitwy z plemieniem ołowianych Indian. Apacze mieli łuki i zatrute strzały, ale kowboje mieli kule i Patryk był pewien, że zwyciężą.
WWWRozstawił mozolnie figurki na stanowiskach, czując jak krople potu spływają mu po karku w potwornej duchocie korytarzyka bez okien, jednak na gorących pustyniach Dzikiego Zachodu kowboje nie mają lekko.
WWW- Nie macie prawa mieszkać na tej siemi, czerwone twarze - wyrecytował przesadnie grubym głosem. Lekko seplenił, bo z przodu brakowało mu dwóch zębów.
WWWJohnny Bardzo Zły sięgnął do kabury i wydobył rewolwer. Rozległ się strzał, śmignął pocisk i w koszuli wodza Apaczów wykwitła dziura. Płonąca Strzała zachybotał, a potem runął z konia (Patryk posadził trzy ogromne susy, żeby osobiście go zrzucić).
WWW- Semsta! - pisnął. - Semsta! Ło-ło-ło-ło!
WWWPaaaaaaatryk!
WWWWojenny okrzyk umilkł jak nożem uciął, cofając się do gardła chłopca i omal go nie dławiąc. Zabawka wypadła z rąk i pojechała po schodach, stukając cichutko na wytartych stopniach.
WWWStuk. Stuk. Stuk. Stuk.
WWWOtworzył szeroko oczy i rozejrzał się podejrzliwie. Zobaczył tylko puste deski holu i kurz tańczący w powietrzu.
WWW- Tatusiu? - niepewnym szeptem, ale zaraz już głośniej: - Tato?!
WWWOdpowiedział mu ryk ciężarówki z niedalekiej szosy wiodącej do miasteczka i kapanie wody z niedokręconego kranu.
WWWTomasz zakaszlał i przekręcił się na drugi bok, łóżko pod nim skrzypnęło cicho. Na zewnątrz Barki zaczął ujadać wściekle. Patryk usłyszał metaliczny brzęk szarpanego łańcucha.
WWWTutaj, Patryk!
WWWPoderwał głowę, aż zatrzeszczały mu ścięgna szyi. Klapa na strych odcinała się brudnym prostokątem na tle sufitu. Wytrzeszczył na nią oczy, czując, jak kręgosłup powoli sztywnieje mu z zimna, a nerwy napinają jak liny na statku, kiedy wzbiera sztorm.
WWW- Kto tam? - Oblizał wargi. - Jest tam ktoś?
WWWZapomniał, że ponad sufitem, cokolwiek jeszcze istnieje. Dawno temu ojciec zabronił mu wchodzić na strych. „Możesz spaść z drabinki i złamać nogę albo obie ręce - powiedział mu tamtego dnia. Stał oparty o barierkę, palec wyciągał ku górze, wskazując brudną klapę. - Możesz nawet skręcić kark! Nie to, żebym miał płakać po takim smarku, Bóg mi świadkiem! Ale nienawidzę pogrzebów, nienawidzę! Lepiej, żebyś to sobie zapamiętał."
WWW- Kto tam? - zapytał niepewnie raz jeszcze. Głośno przełknął ślinę.
WWWCisza. Tylko kap... kap... kap... I wycie psa za oknem.
WWWA potem przeciągle i ponuro:
WWWChooooooooodź, Patryk!
WWWPotrząsnął głową. Spokojnie, tylko spokojnie! Tylko ci się wydaje!
WWWPaaaaaatryk! Chcesz się pobawić?
WWWI w tej samej chwili poczuł, jak coś pęka w nim niczym krucha skorupka. Ze środka wypływa kipiąca bielą czysta panika i zalewa go - ohydna, pulsująca i lepka. Rzucił się w tył, odpychając od podłogi piętami. Nadepnął na figurkę, która skaleczyła mu stopę, ale ledwie zwrócił na to uwagę. Plecami natrafił na ścianę.
WWWChodź, Patryk! No choooooodź!
WWW- Odejdź! - zapiszczał.
WWWW domu wszyscy śpią, laj-laj.
WWWNikt nie zamknął drzwi.
WWWHej, mały! Czemu nie śpisz?
WWWCicho, cicho, ciiiiii...
WWW- Taaatooo!
WWWAle taty nie było. Mama nie mogła odpowiedzieć, gdyby przyszło mu do głowy ją wołać, bo martwi nie wydają dźwięków. Tylko ryk ciężarówek za oknem i kapanie wody z popsutego kranu.
WWWI ten lodowaty głos, przymilny szept, który po brzegi wypełniał czaszkę:
WWWWięc cicho, mały, ciii, laj-laj.
WWWZa oknem idzie noc.
WWWI zionie szeptem w twoją skroń
WWWdobranoc, dobranoc, dobranoc.
WWWSkoczył na równe nogi i pognał korytarzem, łomocząc gołymi piętami o drewno. Łup! Łup! Łup! Łup! - dwanaście razy, zakończone głuchym trzaśnięciem drzwi.
WWW- Wchodziłeś na strych? - Edward nasypał cukru do herbaty i począł zapamiętale mieszać. Łyżeczka dźwięczała o ścianki kubka. Siedzieli przy wielkim stole w kuchni. Światło zachodzącego słońca wpadało przez okno i kładło na podłodze skomplikowanymi smugami; padało na blat, odbijało złotym refleksem od krążącego aluminium łyżeczki, która dźwięczała, dźwięczała, dźwięczała.
WWWPatryk oblizał usta, uwiedziony hipnotyzującym widokiem. Na języku poczuł smak krwi. Cieniutką strużką spływała mu z nosa, omijała wargę z lewej strony i gromadziła na brodzie.
WWWNiedużo krwi, tylko troszeczkę.
WWW- Nie.
WWW- Nie kłam! - Pięść huknęła w stół, naczynia podskoczyły z brzękiem.
WWWTomaszek zamarł z widelcem w talerzu. Lśniące oczy sześciolatka z lękiem powędrowały od ojca do brata.
WWW- Co wywalasz gały? Jedz!
WWWChłopczyk zabrał się za jajecznicę z takim entuzjazmem, jakby od tego zależało jego życie.
WWWEdward Borowski otarł ślinę, która prysnęła mu na brodę i wlepił spojrzenie w Patryka. Dłoń ujęła łyżeczkę; kuchnię znowu wypełniło mechaniczne, zapamiętałe dzyń, dzyń, dzyń.
WWW- Pytałem, czy wchodziłeś na strych. I masz powiedzieć prawdę.
WWWPatryk przygryzł wargę. Byłeś tam! No myśl, musisz sobie przypomnieć! Ale zamiast strychu widział tylko wielką, pustą dziurę. Pamiętał, że leżał pod kołdrą i zatykał uszy. W duchocie pod pościelą nie mógł oddychać. Pot spływał mu po czole i wsiąkał w biel prześcieradła. Potem usnął - usnął albo zemdlał - nie mógł sobie przypomnieć. Tylko ta wielka, pełna duszącego powietrza dziura i...
WWWChoooooodź do mnie!
WWW- Chy-chyba nie - wyszeptał. - N-nie pamiętam. Sasnąłem i...
WWWNad lewym uchem świsnął talerz, robiąc chłopcu przedziałek we włosach i szeroko otwierając mu oczy. Wyrżnął w ścianę za plecami i z chrzęstem drobnych kawałków upadł na podłogę.
WWWWielkie ręce sięgnęły nad stołem, złapały Patryka za koszulkę, na której widniało kilka czerwonych plamek, szarpnęły i chłopiec poczuł, że już nie siedzi na krześle. Usłyszał zduszony jęk. Kątem oka zobaczył Tomaszka, jak z dłońmi na uszach zsuwa się ze stołka i znika pod blatem stołu.
WWWW pierwszej chwili uderzyła go miłość do tego małego człowieka z wiecznie rozwichrzonymi włosami i guzikami koszulki niezapiętymi jak trzeba; ze sznurówkami butów, których nie potrafił zawiązać, przez co wszędzie się za nim wlokły. To była miłość, mająca coś wspólnego z żalem, i w tej jednej sekundzie Patryk nienawidził ojca bardziej niż kiedykolwiek. A potem twarz zawisła nad nim nisko i gorący gniew ustąpił miejsca lodowatemu przerażeniu. Siateczka zmarszczek wokół wykrzywionych ust Edwarda wydała mu się rysami na popękanym lodzie, siwe brwi wyglądały jak pokryte szronem. Najgorsze były oczy - wyblakłe i szkliste.
WWW- Nie lubię, jak ktoś bezczelnie kłamie - powiedział Edward Borowski. Krople śliny opadły chłopcu na twarz. - Zwłaszcza, kiedy kłamie taki smarkacz jak ty.
WWWRęce wyszarpnęły go zza stołu, przewracając krzesło, które upadło z hukiem, i powlokły schodami na piętro. Patryk szorował brzuchem po stopniach. Ściskana na karku koszulka boleśnie wrzynała się w szyję. Próbował jej sięgnąć, ale nie mógł i tylko młócił rękami powietrze.
WWW- Co to jest?! - ryknął ojciec. Pchnięcie posłało chłopca na deski korytarzyka. Upadł z łomotem, zdzierając skórę na łokciu i obijając nos o twarde drewno. - Kto to zrobił, pytam!?
WWWUniósł powoli twarz, łapiąc z rzężeniem oddech i spojrzał przed siebie. Krew, która całkiem przestała już cieknąć, popłynęła teraz na nowo.
Walające się po korytarzu ubrania były brudne. Czarny, kowbojski kapelusz z oblepionym pajęczyną rondem leżał najbliżej. Za nim spoczywała wytarta, zamszowa kurtka z rozrzuconymi rękawami na boki, a nieco dalej wysokie buty z podrdzewiałymi ostrogami.
WWWKlapa na strych była otwarta. Za nią czyhała czerń, zalatująca kurzem i zgnilizną, jak paszcza gotowego pożreć potwora. Metalowa drabinka niczym język wynurzała się z zatęchłej ciemności i opuszczała do samej ziemi. Patryk zobaczył na szczeblach brud wymieszany z piaskiem, a w piasku ślady palców.
WWWJego palców?
WWWWyciągniesz do mnie dłoń, laj-laj.
WWWDo domu mnie przywołasz.
WWWI wszystkie światła zgasną
WWWnocy nie odwołasz...
WWW- Ja - wydusił, czując, jak coś monstrualnego podchodzi mu do gardła, wargi zaczęły drżeć. Zacisnął je z całych sił. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nie chciał teraz płakać. - Ja to srobiłem.
WWW- Wynocha - powiedział powoli nad nim Edward. Nie wrzasnął, nie syknął przez zaciśnięte zęby, tylko spokojnie szepnął i Patryk wiedział, że jeśli się nie pospieszy, może go spotkać coś bardzo złego.
WWWWstał ostrożnie i na sztywnych nogach ruszył korytarzykiem, czując na plecach dzikie spojrzenie ojca i zdając sobie sprawę, że ojciec resztką sił próbuje nad sobą panować. Musiał, inaczej nic by go już nie zatrzymało, jak tamtej nocy przed rokiem, kiedy Patryk kazał mu iść do diabła i za to przestępstwo Edward Borowski wybił mu dwa zęby. Ale dobrze też wiedział, że w szafie, w swojej sypialni, pod warstwą zalatujących pleśnią koców, w podgniłym, ubabranym smarem pudełku po butach, tato trzyma rewolwer.
WWW- Tomaszek posprząta za ciebie - powiedział ojciec z niekłamaną radością. Głos był cichy i brzydki, brzmiał jak syczenie węża, który podpełza i podpełza z wijącym się w paszczy różowym językiem. - Będzie szorował, aż podłoga zaświeci czystością. Zedrze sobie paznokcie do krwi, wydłubując ten kurz z rowków. Przez ciebie, Patryk. Wszysssstko przez ciebie!
WWWPatryk pociągnął nosem, ale nie się nie odwrócił. Kiedy podrośnie - ucieknie. Zabierze ze sobą Tomaszka, kupi dwa bilety na autobus i wyruszą na północ. Nikt nie zwróci uwagi na starszego chłopca podróżującego z bratem. Dojadą do farmy wujka Wiktora i zapytają, czy nie mogliby mu trochę pomóc. Jeszcze kilka lat, tylko kilka lat - chłopiec pociągnął nosem.
WWWWyminął zakurzonego, kowbojskiego buta, usiłując na niego nie patrzeć i nie wyobrażać sobie, jak znosi go ze strychu. Kiedy to zrobił - mniej więcej wiedział. Krokiem lunatyka minął uchylone drzwi do pokoju i zamknął je za sobą. Położył się na łóżku, naciągając kołdrę po uszy.
WWW- Do roboty, głupi smarku! - zagrzmiało za drzwiami. - Za pół godziny wszystko ma lśnić!
WWWPatryk usłyszał stukot blaszanego wiaderka, plusk wody i odgłos szorowania szmaty po podłodze. A także pojękującego Tomaszka. Za oknem ujadał Barki.
WWW- Wszystko przez ciebie, Patryk! - Ojciec kopnął w drzwi, aż zadygotały w zawiasach. - Słyszysz?!
WWWZacisnął oczy. Łzy popłynęły gładko, choć miał wrażenie, że jest zbyt wstrząśnięty, żeby w ogóle płakać.
WWWRozchylił powieki i pierwszym, co zobaczył, była ciemność. W domu panowała cisza. Tylko wiatr szumiał głośno na zewnątrz.
WWWPowędrował wzrokiem do okna. Firanka falowała lekko w podmuchach sierpniowego powietrza. Dzyń-dzyń - dźwięczało za cienkimi zasłonami z naderwaną koronką.
WWWDobrze znał ten dźwięk.
WWWW wyobraźni zobaczył ojca, siedzącego na ławce przed polanką z butelką piwa w ręce i kilkoma pustymi, walającymi się koło stóp. Noc jest ciepła, wiatr kołysze leniwie trawą i od czasu do czasu przeczesuje mu włosy. Edward ma na sobie znoszone dżinsy i koszulę. Kieszonka na piersi jest nadpruta i lekko odstaje; nogawki spodni są wytarte i paskudnie wystrzępione przy piętach. Unosi piwo do ust. Pod paznokciami i na kostkach palców ma brud, bo kiedy sięgał po szkło, musiał się porządnie podeprzeć, a tam, gdzie siedzi, trawa jest wydeptana niemal do gołej ziemi. Pociąga wesoło łyk za łykiem. Nie zawsze trafia i czasem piwo lepką strużką spływa mu po brodzie, a czasem ochlapuje koszulę i buty.
WWWUpuszcza pustą butelkę i zamaszystym kopniakiem posyła ją w diabły; ubłocone sznurowadła, które już zdążyły się rozwiązać, fruną radośnie w powietrze i z mokrym plaśnięciem owijają wokół kostek. Butelka upada nieco dalej, toczy się jeszcze kawałek po ubitej ziemi. Ale od ławki na skraju polanki jest sporo pod górkę i w końcu nieruchomieje i zaczyna wędrówkę powrotną - najpierw z wahaniem, potem coraz bardziej śmiało, chrzęszcząc po sterczących tu i ówdzie kamyczkach, wreszcie z cichym brzękiem dołącza do innych.
WWWDzyń-dzyń.
WWWZamknął z wolna oczy, czując, jak coś ciężkiego ściąga go z powrotem; że zaczyna opadać i opadać po gładkiej stromiźnie w sen.
WWWPrzyśniła mu się krew. Cieniutką strużką spływała z czyjejś dłoni, nieruchomej i odwróconej wnętrzem do góry. Na czubku małego palca zbierała się w kroplę, która zaczynała rosnąć jak z wolna nadmuchiwany, czerwony balonik, a potem odlepiała nagle i skapywała w mrok.
WWWZadygotał. Pomimo snu, zdał sobie sprawę, że do pokoju - do tej małej klitki, gdzie latem powietrze jest duszące i lepkie, gdzie zwykle niemal nie można oddychać - nagle wtargnęło zimno. Ziąb zaszczypał go w skórę na rękach, stawiając wszystkie włoski do pionu i jakimś sposobem Patryk zdołał otworzyć oczy. Może się
obudził, a może nie.
WWW