Jakoś wyjątkowo spodobało mi się pisanie krótkich scen. Ze dwie, trzy na rozdział. Wcześniej rzadko kiedy rozdzielałem rozdziały na części, a teraz mało jest takich, które zostawiam w całości. Nie wiem czy to dobrze, czy źle - ale zawsze coś nowego.
Ja to praktykuję, bo w moich powieściach albo jest kilku bohaterów, na których warto się skupić albo szereg sytuacji, które wolę zmieścić w jednym rozdziale jako 'odcinku' .
Uff. Skończyłem mały maraton w dużym maratonie - napisałem 70k znaków przez ostatni tydzień. Łącznie jest już ponad 175k, więc najwyższa pora, żeby zabrać się za czytanie od początku. Jutro spróbuję poszukać wszelakich błędów, przede wszystkim tych w fabule.
Nieco ponad dwie godziny. Myślę nad tekstem znacznie dłużej i najczęściej piszę na raty - teraz dziesięć minut, potem piętnaście, później dwadzieścia. Rzadko kiedy zdarza mi się przysiąść na dłużej.