Napisałam wczoraj w nocy bardzo brutalną scenę. Trudno mi szło, bo ja taka miętka jestem, że żadne brutalizmy w grę nie wchodzą, a jak mam opisywać gwałty i mordy, to mnie boli, jakbym tam była. Tak więc - nie było łatwo, ale efekt całkiem mnie zadowala.
Dzisiaj po południu (przed szampanem i tymi sprawami) poprawię dawniej napisaną część. Muszę w niej pewne rzeczy pozmieniać, pewne dopisać. Nie liczę na jakiś przyrost znaków. Powiedzmy, że dzisiaj pracujemy nad jakością, nie nad ilością, a w tym czasie Pan Mózg niech sobie przemieli kilka nierozwiązanych do tej pory problemów (jak choćby taniec jesiennych liści i pewien skradziony pocałunek, który wywoła rewolucję).
Ha, a przy śniadanku poczytałam sobie kawałek ze "Sztuki powieści" Kundery o polifoniczności w powieści i muzyce. Powinnam poczytać o tym więcej, ten temat jest niezwykle interesujący.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf