Dziennik maratończyka - Charm

1
A więc... "Nie zaczynaj zdania od >a więc<!" powtarzała mi kilka lat temu pewna pani nauczyciel, którą serdecznie pozdrawiam. Ale to chyba silniejsze ode mnie, bo często tak robię i zanim się obejrzę znowu stawiam po kropce bądź w nowym akapicie (tu częściej) te dwa okropne słowa:
A WIĘC...
A więc po tym niepotrzebnym wstępie i sprawieniu, że owe słowa choć trochę zbrzydły czytelnikom, maraton zaczynam i ja.
Właściwie, to zacząłem dokładnie tydzień temu, ale na początku nie wiedziałem jak się zabrać za prowadzenie tematu, a potem nie miałem dostępu do internetu... I tak oto zakładam swój dziennik dopiero dziś.
Na początek kilka słów o moim nietypowym(?) sposobie pisania. Piszę na papierze, prawie jak ten jaskiniowiec, tyle że jeszcze mi życie zbyt miłe, by rysować po ścianach. Moimi przyborami są: długopis i kartka z zeszytu. Piszę, skreślam, poprawiam, piszę dalej, wracam do początku, dopisuję, znowu skreślam, znowu idę dalej, popijam herbatkę, dodaję gdzieś kilka słów, idę obejrzeć film, biegnę do sklepu, wracam i dodaję kilka zdań... I tak trwam gdziekolwiek jestem. Jeden warunek - muszę zabrać ze sobą wenę. Papieru mam pod dostatkiem, długopis również zawsze się znajdzie.
Jedyny, jaki znalazłem (choć nigdy nie szukałem innych) problem takiej metody, to przepisywanie tekstu na kompa, bo tego się kompletnie nie chce przy 90% podejść. Na szczęście na razie tworzę formy krótkie i za dłuższe nie mam zamiaru się brać. Ale, jest dobra strona tego problemu - przepisując, dokonuję drugich, dużo dokładniejszych poprawek (pierwsze w trakcie, zaraz po pisaniu i co jakiś czas do momentu przepisywania, jeszcze na papierze). Tak więc wychodzi na plus. Jestem zadowolony.
Potem tekst leży i za jakiś czas zabieram się za czytanie, mając nadzieję, że czytać się da. No i poprawki. A przynajmniej tak myślę, bo do tego etapu jeszcze nie doszedłem.
Cele. Hmm. Jako że nie mam pojęcia co mógłbym sobie za nie na wstępie obrać, to napiszę ogólnie, a w trakcie się to pewnie rozdzieli na coś bardziej szczegółowego. Nauka. Jak już gdzieś wspomniałem - pragnę się podszkolić. Nie chcę nic wydawać (znaczy... no bez przesady - nie jest to celem tego maratonu, o), nie chcę pisać na żaden konkurs, nic publikować, a przynajmniej w tej chwili. Chyba że coś mi się zmieni. Chcę coś tworzyć, na razie krótkiego.
Czyli stan na dziś: celem tego maratonu jest nauka, wyrobienie i ćwiczenie warsztatu, poprzez tworzenie krótkich opowiadań. Liczę na motywację z Waszej strony! I zachęcam do pracy innych maratończyków, bo to Wasze tematy mnie dotychczas najbardziej zmotywowały. Dziękuję i proszę o więcej.
To chyba tyle słowem wstępu. Zaraz napiszę jak mi poszło do tej pory.

2
Dzień pierwszy - 27 XI 2012 r
Pierwsze opowiadanko bez śladów faktastyki, z nieco pesymistycznym zakończeniem. Na brudno (czyli na papierze) skończone, ale w stanie nieciekawym. Ponad strona zapisu (moje umiejętności kompresji danych i "lekarskie" pismo pozwalają na upchanie w jedną stronę A6 około 300 słów, co daje 1800 znaków). To, plus poprawki przy przepisywaniu małej części opowiadania: tutaj mogę podać już dokładnie - 183 słów, 1059 znaków tekstu. Mało się wydaje, więc żeby się dowartościować podam, że wszystkiego razem napisałem tego dnia jakieś 3k znaków tekstu. Yeah.

Dzień drugi - 28 XI 2012 r
Skończyłem poprawki swego pierwszego mikroopowiadania. Teraz sobie leży i na mnie czeka. Przyrosło o 2228 znaków, 331 słów. Razem posiada 3287 znaków, czyli 514 słów. Do liczby znaków wliczają się spacje, przecinki, kropki itp; do liczby słów pewnie zaliczają się też myślniki.

Dzień trzeci - 29 XI 2012 r
Nowy pomysł, nowa wena, nowe opowiadanie. Nieco inny rodzaj (fantastyczne), nieco inna długość, a bohater nieco bardziej... przyszłościowy (znaczy, że pewnie coś z niego jeszcze wycisnę). Tego dnia zacząłem, tego dnia skończyłem. Na brudno, oczywiście. Słów około 700, znaków pewnie coś ponad 4k. Nie przepisywałem, nie poprawiałem bardziej. A pewnie będzie sporo do usuwania i dopisywania.

Dzień czwarty - 30 XI 2012 r
Ha, tu było ciekawie. Do napisania nowego krótkiego opowiadanka zainspirował mnie, uwaga, program przyrodniczy! I bohaterami będzie jedno z leśnych stworzeń. Coś w stylu zobrazowania pewnego zwierzęcego zachowania, ubranego w ciekawy morał. Co z tego wyjdzie? Nie wiem. Dla mnie osobiście to wyzwanie. Napisana jedna strona. Wczorajsze opowiadanie nietknięte.

Dzień piąty, dzień szósty - 1, 2 XII 2012 r
Jako że w dniu szóstym nie wycisnąłem z siebie ani literki, pochłonięty lekturą książki Olgierda Budrewicza - Kierunek: Wszędzie, a potem zmęczeniem, to połącze go z dniem piątym, który zjawiskowy również nie był. Dopisałem jedynie ok. stu słów do zwierzęcego opowiadania.
I tak oto mam już małe co nieco na swoim koncie:
1. Krótki, czekający na poprawki szort.
2. Skończone na brudno opowiadanie fantastyczne.
3. Zaczęte zwierzęce.
Do każdego mam zupełne inne odczucia. Każde ma zupełnie inną formę. Wszystkie z osobna są dla mnie mniej lub bardziej eksperymentem. Dziś postaram się zabrać za 3.
Uff, to tyle na teraz. Nie jestem zadowolony spadkiem formy, która nawet nie zaczęła się jeszcze wykształcać. Ale, jak zawsze wszystkim powtarzam, damy radę!

3
Pomysły ci się rodzą, że aż miło :) Byle tak dalej - trzymaj formę :)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

4
Aj niu it :D
No, po prostu wiedziałam, że się w końcu na to zdecydujesz.

Powodzenia :)

5
Charm pisze:Do każdego mam zupełne inne odczucia. Każde ma zupełnie inną formę. Wszystkie z osobna są dla mnie mniej lub bardziej eksperymentem.
Bardzo dobrze! Czasami sam proces eksperymentowania ważniejszy niż efekt :)
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

6
Charm, super! Im nas więcej tym lepiej! :)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

7
Magic pisze:Pomysły ci się rodzą, że aż miło :) Byle tak dalej - trzymaj formę :)
Oj tak, dzięki, Magic. Aż sam się sobie dziwię ale chyba muszę się z Tobą zgodzić. Sporo ich mam. Dziś nawet coś nowego mi do głowy wpadło. Oby to nie był chwilowy szał na początek przygody. Zawsze narzekałem na brak pomysłu. Nie martwiłem się o samo pisanie, tylko o to, co mam pisać. O czym. Teraz mam odwrotnie. To ciekawe...
Caroll pisze:
Charm pisze:Do każdego mam zupełne inne odczucia. Każde ma zupełnie inną formę. Wszystkie z osobna są dla mnie mniej lub bardziej eksperymentem.
Bardzo dobrze! Czasami sam proces eksperymentowania ważniejszy niż efekt :)
Też tak uważam - nowe doświadczenie, umiejętności, sprawdzanie się w innych, niż normalnie sytuacjach... Ja dopiero zaczynam, więc mam jeszcze sporo wolnego miejsca pod czaszką na to. O ile można w ogóle mieć za mało. Jednak wiadomo - ćwiczę. Mogę się pobawić. Bo to dla mnie taka zabawa w naukę pisania. A jeśli ktoś chce stworzyć coś "na poważnie", to raczej powinien przestawić się na drogę po sprawdzonym gruncie. Z tym się chyba wszyscy zgodzą. Nie jestem pewien, ale chyba niektórzy od razu chcą tworzyć na poważnie, i tu powstaje pytanie: Po czym oni chcą chodzić? (ach... ależ mi to poetycko wyszło!)
anowi, dzięki. To była tylko kwestia czasu. Taki już jestem, że łatwo mnie zarazić jakimiś nietypowymi choróbskami przenoszonymi drogą internetową.
B.A.Urbański (dziwnie mi się tak zwracać do Ciebie). Wszyscy. Wy wiecie, że to przez Was. Będę miał na kogo zrzucić winę. Albo postawić kolej... ciasteczka.

8
Charm pisze:B.A.Urbański (dziwnie mi się tak zwracać do Ciebie)
Charm, to pisz po prostu B.A. :)
Urbański to część pseudonimu na cześć pewnego polskiego chemika zajmującego się materiałami wysokoenergetycznymi.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

9
A więc powodzenia ;) jeden z nielicznych, jak mi się wydaje, bo dziś coraz rzadziej pisze się w zeszycie, na papierze? Ciężko byłoby mi się przestawić po tych wielu latach pracy z komputerem... ;) długopisem niestety i nie napisze się tak wiele, bo czasem, przynajmniej ja tak mam :P, że bywają dni pełne motywacji i weny i piszę sporo, a od tylu stron na pewno ręka by mnie rozbolała ;). A więc (ah) jestem pełen podziwu :).
Pisarz miłości.

10
Nie wiem co powiedzieć...
Ręka od pisania mnie jeszcze tak poważnie nie rozbolała, bym musiał przerywać. A jakiś tam lekki ból - cena sukcesu! Bardziej boli szyja i plecy od tego ciągłego siedzenia i pochylania się nad kartką, heh. Ale równie dobrze można ponarzekać na oczy przy pracy na komputerze.
Jak przy każdej metodzie są plusy i minusy. Kolejnym minusem może być to, że papier jest podatny na zniszczenia. Ale i tak bardziej ufam kartce, niż plikowi, który czasem nie wiadomo jakim cudem zniknie z dysku. No i papier nie straci zawartości, gdy wyłączą na chwilę zasilanie. Ależ mi to nerwów zjadło, jak nad czymś pracowałem i mi wszystko zniknęło w mgnieniu oka. Grrr.
Tak, największy atut komputerów - wygoda. Jesteśmy leniami. Wielkiiimi leniami. Ja też. To ogromny plus.
Ale serio, nie ma się czemu dziwić. Znam kilka osób, które piszą na papierze i, wbrew pozorom, wcale nie jest to tak bardzo niespotykane. Powiem dlaczego w internecie wydaje się inaczej - bo to królestwo komputerów, nie papieru, hah.

11
Wow, dajesz czadu ;) Obyś wytrwał.
Widzę, że jesteś rok ode mnie starszy, wiec masz pewnie ta samą trudność (zwykle nazywaną szkołą) Nie daj się! ;)
Ja jestem 'zmuszana' do pisania na kartkach z powodu właśnie szkoły ( a dokładniej 2h dziennie spędzanych na dojazdach do niej) ale tak zupełnie to chyba bym nie dała rady... choć swego czasu (rok temu) pisałam na maszynie do pisania (ciekawie, nie powiem ;) )
I gratuluję pomysłów. :) I tego, że je realizujesz. A nie tak jak u niektórych (hmmm... u mnie) w folderze czekają szkice ze stycznia...) Wierz mi, są dziwniejsze inspiracje niż program przyrodniczy...
Powodzenia, trzymam kciuki ;)

12
Ja dojeżdżam godzinę dziennie, ale nie mam możliwości. Nigdy nie potrafiłem pisać w autobusie, heh. W jakimkolwiek środku komunikacji. To ponad moje siły.
Ale po szkole mam półtorej godziny wolnego i wtedy się realizuję jako pisarzyna. Trudno się wtedy dobrać do jakiegoś dobrego kompa z równie dobrym internetem (biblioteka... masakra - praca na nich jest niemożliwa). A tak - jest długopis, kartki są i jadziem. Nie powiem, że na komputerze mi się źle pisze, bo po co mam kłamać. Jest wygodniej, szybciej, czyściej, choć światło ekranu rozprasza. Ale jakoś tak się już wyrobiłem.
Co do maszyny. Jej, na oczy widziałem ale używać nie byłem godzien. Dla mnie to chyba historia.

Dzień siódmy - 3 XII 2012 r
Praca nad tekstem nr 3 poszła do przodu o więcej, niż jedną stronę (ok. 500 słów), więc nie jest źle. Zakończenie bardzo blisko. Razem mamy ponad tysiąc słów! 6 k znaków, to chyba mój mały rekordzik jak na razie. Na brudno, bez poprawek. Przy poprawkach pewnie więcej dojdzie, niż ujdzie, jak zawsze u mnie, toteż wygląda na to, iż jest progres długości. Ale czy jakości? Pewnie nie tak szybko, ale przynajmniej piszę! A patrząc na moją abstynencję przez kilka lat - to ogromny sukces!

13
Ładnie Ci idzie Charm. :) Grunt to utrzymać formę, a potem ją śrubować!
Ja zawsze jak mam zastój, to przerzucam się na pisanie na kartce. Wolę tę formę, chociaż z przyczyn czasowych/organizacyjnych zazwyczaj piszę od razu na kompie. Może to dlatego mam taką wenę na wykładach i w autobusach. Tam nie ma szans siąść do kompa, tylko pióro i papier :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

14
Charm, nie patrz na abstynencję - jak się rozpędzisz, to będziesz się już toczył ;)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

15
Adrianna, B.A. - dzięki za miłe słowa!
Nabieram więc pędu. Ale powoli, bardzo powoli i skromnie... Obym był jak ta kula śniegowa z przeciętnej kreskówki.
Dwa dni temu skończyłem zwierzęce co nieco, wczoraj znowu było wielkie 0 (jakoś nie znalazłem na pisanie chwili). Więc stosunek sukces-klęska: 1:1. Dziś biorę się za opowiadanko nr 2 i je udoskonalam, przepisując - takie postanowienie, żeby mieć wszystko ogarnięte. A nie, leży i kwiczy na papierze z mnóstwem niebieskich kreskowych plam. Tak nie może być.
Jakoś wieczorem (późniejszym) postaram się opublikować postęp.
Zablokowany

Wróć do „Maraton pisarski”

cron