Chcę... (maraton Nataszy)

1
No to... raz, dwa, trzy, trzy... pięć... start i już!

Temat. Trzynaście sekund błękitu .
- historie czasu inicjacji

Stan wyjściowy - burdel o objętości 80 - 100 k

1. deburdelizacja do końca marca
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

2
W trakcie czytania wpisu w głowie odzywał mi się tylko sztuczny głos syntezatora mowy. Brak emocji. Terminator i filmy z lat 80'.


Deburdelizacja rozpoczęta!


Trzymam kciuki i życzę powodzenia :). Kto wie? Może już niedługo z tego *ekhm* burdelu zrobisz całkiem przyjemny hotelik ;).

4
deburdelizacja - to jest bardzo dobre hasło! Wierzę, że wprowadzisz tyle porządku, ile trzeba. I zostawisz tyle chaosu, ile niezbędne. Baw się dobrze!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Dziecko zaraz po narodzinach ma w oczach mądrość całego wszechświata. Potem chyba powoli zapomina wszystko, żeby stawać się odrębnym bytem. Taka jest cena rozumienia grawitacji i siebie.
Początek jest ...
Stworzyłam ramy trzech historii: Agnieszki, Kamila i Maćka. Ale oni tylko poniosą błękity.
Wtedy przez okienko w dachu widać było, jak wstaje szarawy świt. Potem niebo zrobiło się błękitne, bo cząsteczki powietrza odbijały fale świetlne tej częstotliwości, a były zbyt małe, by ujawnić wszystkie kolory. Niebieskiego więc wokół było pełno
.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Natasza pisze:Cytat:
Dziecko zaraz po narodzinach ma w oczach mądrość całego wszechświata. Potem chyba powoli zapomina wszystko, żeby stawać się odrębnym bytem. Taka jest cena rozumienia grawitacji i siebie.

Początek jest ...
Dobry początek. Ma moc.
Natomiast wahanie w drugim zdaniu wydaje się zbyteczne. Wywaliłbym słowo "chyba".
Natasza pisze:Cytat:
Wtedy przez okienko w dachu widać było, jak wstaje szarawy świt. Potem niebo zrobiło się błękitne, bo cząsteczki powietrza odbijały fale świetlne tej częstotliwości, a były zbyt małe, by ujawnić wszystkie kolory. Niebieskiego więc wokół było pełno
Tu z kolei wywaliłbym słowo "potem".
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

8
Wtedy przez okienko w dachu widać było, jak wstaje szarawy świt. Potem niebo zrobiło się błękitne, bo cząsteczki powietrza odbijały fale świetlne tej częstotliwości, a były zbyt małe, by ujawnić wszystkie kolory. Niebieskiego więc wokół było pełno
To jest koniec! Opowiadam pomiędzy o dorastaniu i utracie niewinności.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
To z prób:

Kamil Deptała miał szesnaście lat i już tylko w i e d z i a ł, gdzie jest Wielki Wóz i dlaczego niebo wydaje się niebieskie. Ta wiedza zresztą go aktualnie nie zajmowała. O niebie opowiadała jednak od jakiegoś czasu pani Jola Bargieł, wolontariuszka w Poradni Rodzinnej w katedrze.
O Niebie! Że Kamil nie pójdzie do Nieba, mówiła, i patrzyła spod namalowanych na pucułowatej twarzy brwi na reprodukcję Memlinga. Rzęsy miała posklejane tuszem i wyglądały jak czułki żuka, tym bardziej, że ciemne, wypukłe oczka przypominały chitynowy, owadzi pancerzyk. Oczywiście, że nie pójdzie do Nieba, myślał, tak samo jak nie pójdzie do poprawczaka. Dostanie kuratora i będzie chodził na spotkania z panią Jolą, psycholożką z Katolickiej Poradni Rodzinnej, która martwi się wyrokami Sądu Ostatecznego. Ostateczność Kamil miał gdzieś. Jest takim samym mitem, jak kolor nieba.
To nie byłaby takie głupia myśli – fizyka błękitu i idea Nieba – ale Kamil tego nie rozumiał już. Nie odczuł sensu metafory, bowiem czuł gniew, którym obejmował konkrety: magister Jolantę Bargieł, podrabianego Memlinga i mamę, czekającą w ciemnawym i chłodnym korytarzu poradni z rumieńcami wstydu. I Ewelinę.
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 15:53 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
Natasza pisze:o dorastaniu i utracie niewinności.
W sumie to ciekawe, czy utrata niewinności jest rzeczywiście utratą czegoś, czy też może zyskaniem czegoś nadmiarowego - poczucia winy. Może dorastanie to tak naprawdę coś na kształt nauki machania sztucznym, doczepionym ogonem? Tak dla inspiracji rzucam myśl. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

11
Natasza pisze:Dziecko zaraz po narodzinach ma w oczach mądrość całego wszechświata. Potem chyba powoli zapomina wszystko, żeby stawać się odrębnym bytem. Taka jest cena rozumienia grawitacji i siebie.
Najpierw pomyślałem o "Odysei kosmicznej", a potem, że gdzieś już coś podobnego słyszałem bądź czytałem. Jeśli to parafraza lub to i owo pomyliłem, to mea culpa, wybacz, że o tym wspomniałem - moje niedociągnięcie.
Natasza pisze:Opowiadam pomiędzy o dorastaniu i utracie niewinności.
Ostatnio mam pecha i wszędzie natykam się na ten temat :P
Natasza pisze:Oczywiście, że nie pójdzie do Nieba, myślał, tak sami jak nie pójdzie do poprawczaka.
Podoba mi się!

Właściwie chciałem tylko życzyć miłej pracy. Przydałby się niebieski papier na notatki ;)

12
Matki (Kamil):

W ogóle matka traktowała go jak niedorozwiniętego małolata, nawet dziadkowie, u których pomieszkiwał większość dzieciństwa, dawali więcej luzu, tylko babcia była bardziej zafiksowana z kościołem.
W sprawach męsko-damskich mama była kompletnie beznadziejna.
Kamil uważał, że jego matka jest bardzo ładna, ładniejsza niż kobiety w jej wieku i wyglądała od nich znacznie młodziej, atrakcyjniej. I że powinna sobie ułożyć na nowo życie, a nie przez naście lat rozpamiętywać, że Piotr to, czy Piotr tamto. Znajdywała sobie jednak równie samotne koleżanki i z nimi na okrągło wyrzekała na byłego męża i w ogóle męską podłość. Czasami chyba kogoś znajdywała, wtedy Kamil „odjeżdżał” z tornistrem i zabawkami do babci, bo mama „pracuje” . Matka jednak rzetelnie i codziennie wtedy wpadała, sprawdzała zeszyty, czasami czekała aż uśnie i dopiero wtedy wychodziła. Wracał to domu po dwóch, trzech miesiącach, bo coś się jej jak zwykle nie udało.
Ale zawsze sporo pomieszkiwał u dziadków. Mama miała zawsze sto milionów zajęć, pracowała w szkole muzycznej i ogniskach, kończyła jakieś kursy ekonomii czy menadżerów, prowadziła chór kościelny, ciągle rozkręcała jakieś interesy, które miały przynieść im wymarzony dom z ogródkiem, a przeważnie kończyły się wyrzekaniami na głupotę i nieuczciwość wspólniczek czy w ogóle na los."
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

13
Thana
Thana pisze:W sumie to ciekawe, czy utrata niewinności jest rzeczywiście utratą czegoś, czy też może zyskaniem czegoś nadmiarowego - poczucia winy.
to tak:

«Uczynił Bóg człowieka na swój obraz i podobieństwo,
mężczyzną i niewiastą stworzył ich —
i widział Bóg, że było bardzo dobre,
oboje zaś byli nadzy i nie doznawali wstydu».
Czy to możliwe?

Karol Wojtyła, Tryptyk Rzymski (Medytacje)
Thana pisze: Może dorastanie to tak naprawdę coś na kształt nauki machania sztucznym, doczepionym ogonem?
ogonem rodziny, czasów... może przypadku?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

14
Dziecko jest bezwstydne i nie ma poczucia winy. Tego trzeba się dopiero nauczyć. A czego konkretnie będziesz się wstydzić - tak, to zależy od przypadku (chyba że przyjmujemy teorię reinkarnacji i uznajemy, że mamy wpływ na to, gdzie i kiedy przyjdzie nam się urodzić i wzrastać).

Taka śmieszna anegdota na boku: odświeżałam sobie ostatnio "Odyseję". I wiesz co? Ten bohaterski Odys ani razu sam się nie umył ani nie ubrał. Jeśli akurat nie było w okolicy kobiety, która by go umyła i ubrała, to on chodził brudny i śmierdzący jak zwierzę. I się nie wstydził! ;) Ja, chociaż rozumiem, że przecież inna kultura i tam bohater się do tak prozaicznej czynności jak umycie swej osoby zniżać nie mógł, to będąc wytworem kultury naszej, nie potrafię przez to na niego spojrzeć jak na bohatera, bo widzę jedynie dużą dzidzię! Wyobrażasz sobie Bonda, który się samodzielnie nie umyje ani nie ubierze? :)

I z "utratą niewinności" to samo: ona wynika z doczepienia ogona, z narzucenia informacji, czego się wstydzić należy, czyż nie? To jest nie tyle odjęcie, co dodanie. Nie tyle utrata, co przyczepienie ogona. Konieczne, żeby być istotą społeczną w konkretnym społeczeństwie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

15
Thana pisze:Nie tyle utrata, co przyczepienie ogona. Konieczne, żeby być istotą społeczną w konkretnym społeczeństwie.
Fajne... Od rana o tym myślę, Thana - że może zmienić paradygmat.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Maraton pisarski”