Jeśli przegapiłem jakieś formatowanie czy cokolwiek zmieniłem, proszę autorów o szybki kontakt.
Tekst E
Brzdęk
WWW- Cisza! – Donośny głos piętnastolatka zagłuszył podekscytowane szmery. Grupa blisko trzydziestu dzieci, siedzących po turecku na dużym placu zabaw, momentalnie zamilkła. Każde z nich miało na piersi przyczepioną karteczkę z numerkiem. Oczy wszystkich skierowały się na twarz szczupłego chłopca w okularach, który bezceremonialnie usadowił się na huśtawce i spojrzeniem zbyt poważnym jak na jego wiek zlustrował przestraszoną gromadkę.
WWWNie mogły mieć więcej niż dziesięć lat. Chłopcy starali się przybrać dziarskie pozy, mrużyli oczy i zaciskali wargi w wąskie szparki, by nadać sobie pozorów dorosłości. Dziewczynkom trudniej było udawać. Niektóre pociągały nosami i kiedy myślały, że nikt nie patrzy, ocierały wilgotne oczy w rękawy brudnych koszulek. Część z nich miała lekko uchylone usta, jakby siedziały przed telewizorem i oglądały właśnie bardzo interesującą kreskówkę.
WWWCzas bajek się skończył, pomyślał smutno okularnik.
WWW- Nazywam się Anomen. Jestem szefem Sekcji Wychowawczej i będę miał przyjemność poprowadzić wasz PWD, czyli Proces Wymuszonego Dorastania. Dziś zajmiemy się teorią i sprawami organizacyjnymi. Kto był waszym Opiekunem?
WWWOdpowiedziało mu milczenie. Normalnie jak w szkole, westchnął w duchu Anomen.
WWWWskazał palcem numer siedem - krótko ostrzyżonego chłopaka w bluzie rockowego zespołu, którego ten w życiu pewnie nie słyszał. Nie miał okazji słyszeć.
WWW- Kto był twoim Opiekunem?
WWWChłopak zamrugał i zrobił głupią minę, chcąc się upewnić, czy na pewno o niego chodzi.
WWW- Black Lotus – powiedział po chwili.
WWWAnomen uśmiechnął się. Lubił Black Lotus, podobała mu się. W nielicznych wolnych chwilach, kiedy każdy miał czas dla siebie, grał z nią w Magic: The Gathering i opowiadał o fabularnych grach komputerowych, których nie znała i których już nie pozna. Właśnie z jednej z takich gier zaczerpnął imię.
WWW„Ciekawe, czy dzieciaki dożyją swojego Dnia Tożsamości… I ciekawe, czy zdążę pocałować Black Lotus, zanim…”
WWW- Więc pewnie co nieco już wiecie, ale dla zasady przypomnę. – Porzucił ponure rozmyślania i odruchowo poprawił oprawkę okularów. – Zostaliście przydzieleni do Sekcji Wychowawczej. Będziecie zajmować się Dużymi Dziećmi. To bardzo odpowiedzialne i ważne zadanie.
WWWChciał jeszcze dodać „niewdzięczne”, ale to nie poprawiłoby sytuacji.
WWW- Moja mamusia zjadła braciszka.
WWWAnomen wzdrygnął się i szybko odszukał wśród zgromadzonych autorki ponurego wyznania. Dziewiętnastka. Chudziutka dziewczynka o włosach koloru więdnącej pszenicy patrzyła pustym wzrokiem w przestrzeń, brutalnie głaszcząc trzymaną na kolanach wypłowiałą lalę. Lalka, regularnie męczona podobnymi pieszczotami, prawie wyłysiała.
WWW- Mamusia rozkroiła mu brzuszek i włożyła buzię do środka. Śmiała się, że je flaczki.
WWWPozostałe dzieci ją zignorowały. Widać nie pierwszy raz słyszały tę historię.
WWWNie do Anomena należała decyzja, czy umieścić dziewczynkę w Wesołym Domku. Skoro przysłano ją na szkolenie, koledzy z Sekcji Medycznej uznali, że jest wystarczająco sprawna intelektualnie. W takim razie zrobi wszystko, by pomyślnie przeszła PWD.
WWWKiedy Brzdęknęło, dzieciaki przeżywały gorsze koszmary. I podniosły się, czego sam był najlepszym przykładem.
WWW- Na początek trochę historii. – Anomen chrząknął i powiódł oczyma po twarzach podopiecznych. – Jesteście już chyba wystarczająco duzi, by zrozumieć to, co zaszło trzy lata temu. Co Black Lotus mówiła wam o Brzdęku? Proszę się zgłaszać.
WWWDo góry uniosło się kilka par rąk. Szef Sekcji Wychowawczej wybrał niepozorną dziewczynkę.
WWW- Trzynastego maja dwa tysiące dwunastego roku o godzinie piętnastej zero osiem rozległ się Brzdęk – wyrecytowała formułkę, jakby czytała ją z podręcznika. - Mówi się na to Brzdęk, bo coś strasznie zabrzęczało. Wszyscy dorośli zachorowali.
WWWZachorowali to bardzo łagodne określenie, pomyślał Anomen. Sam doskonale pamiętał ten moment, ten przerażający dźwięk, jakby Ziemia zamieniła się w gigantyczną blachę, na którą jakaś niewidzialna siła cisnęła równie ogromny stos monet. Brzdęk! Brzdęk! Brzdęk! Do teraz śni mu się to po nocach.
WWW- Bardzo dobrze. Jak masz… - Już chciał zapytać dziewczynkę o imię, ale dostrzegł przymocowaną do koszulki cyferkę. „To jeszcze nie twój Dzień Tożsamości, Dwunastko.”
WWW- Brzdęk działał różnie – kontynuował. – W przeważającej liczbie przypadków obniżył dorosłym inteligencję, cofając ich do poziomu kilkuletnich dzieci. Właśnie takimi przypadkami będziecie się zajmować. Znacznie poważniejsze jest Zdziczenie. – Nie mógł powstrzymać się od rzutu okiem w stronę Dziewiętnastki, w dalszym ciągu maltretującej Bogu ducha winną lalkę. – Dorośli dotknięci Zdziczeniem nie różnią się od zwierząt. Widzieliście pewnie zdjęcie wilków w jakiejś książce, prawda? – Rządki głów przytaknęły skwapliwie. – Zdziczali zachowują się podobnie. Poruszają się na czterech kończynach, łączą w stada, polują, urządzają zasadzki na ofiary. I do tego posiadają rozum drapieżcy. Potrafią się maskować. Będą z wami rozmawiać, przekonywać, mamić, ale nigdy, przenigdy im nie wierzcie.
WWWDzieciaki zapewne słyszały już to wiele razy, ale Anomen wychodził z założenia, że lepiej ostrzegać przy każdej nadarzającej się okazji niż potem ściągać z latarni zmasakrowane, obdarte ze skóry małe ciała, przywiązane za kostki i kołyszące się na wietrze niczym karykaturalne wahadełka.
WWW– Jeśli wam się poszczęści, nigdy nie spotkacie żadnego Zdziczałego. Tym problemem zajmuje się GUB.
WWWGrupa Uderzeniowa „Berserk” pod dowództwem Conana (Anomen uważał, że imię idealnie odzwierciedla posturę jego wyrośniętego rówieśnika) chroniła tę i jeszcze dwie inne dzielnice przed najazdami Zdziczałych. Tato Conana był gliniarzem i miłośnikiem broni, dlatego chłopak od najmłodszych lat był zaznajomiony z obsługą pistoletów. Na całe szczęście Zdziczali walczyli pazurami i zębami, więc przewaga techniczna była po stronie nastolatków. Obecnie siedziba GUBu, II Komisariat Policji na ulicy Północnej, stanowiła chlubę miasta i wzór dla innych formacji obronnych.
WWW- Więc co będziemy dokładnie robić? – Rudy chłopczyk, o policzkach upstrzonych piegami, głośno zasmarkał.
WWW- Uczyć Duże Dzieci. Sami zobaczcie. – Anomen wolno wstał z huśtawki i ruszył przodem.
WWWDonald Tusk w najśmielszych snach nie spodziewał się, że jego Orliki zostaną zaadaptowane do całkiem innego celu niż przewidywał. Odgrodzone boisko zamieniło się w specyficzne przedszkole. Po całej powierzchni murawy biegali, chodzili na czworakach lub smacznie spali ludzie w różnym wieku, a wśród nich przechadzały się starsze dzieci z białymi opaskami przewiązanymi przez ramię. Pięćdziesięciu dorosłych zostało powierzonych tuzinowi wykwalifikowanych Wychowawców, którzy doglądali, czy nie dzieje im się krzywda, karmili, kiedy tamci wzywali ich płaczem i uczyli chodzić, jeśli dorosły był jeszcze w fazie raczkowania.
WWWAnomen starał się nie okazywać emocji, choć chciało mu się płakać, kiedy przyglądał się, jak dwunastoletnia dziewczynka nabiera łyżkę zupy i słodkim głosikiem mówi „Brum brum, samochód chce wjechać do garażu”, starając się skłonić śliniącą się trzydziestolatkę do otwarcia ust. Powinien się do tego przyzwyczaić, ale w dalszym ciągu łamało mu się serce na widok szerokiego, głupawego uśmiechu siwego mężczyzny, który grał z jednym z Wychowawców w „kosi kosi łapki”.
WWWJakiś grubasek we flanelowej koszuli upadł podczas zabawy w ganianego i przełykał łzy, trzymając się kurczowo za kolano. Zaraz podbiegł chłopak z białą opaską i pochylił się nad biedakiem, głaszcząc go po głowie.
WWW-Pociałuj - zachlipał grubasek.
WWWSmutek w oczach Wychowawcy, gdy przykładał spierzchnięte wargi do zadrapania, był przerażający.
WWW- Jesteśmy w piekle.
WWWDziewiętnastka postawiła zaskakująco trafną diagnozę.
WWW- Nie chcę was okłamywać, że będzie lekko. – Okularnik kurczowo zacisnął palce na kratce ogrodzenia i obserwował groteskowe wydarzenia toczące się w środku. – Dorosłych jest dużo więcej od nas, w dzielnicy mamy dziewięć takich przytułków a Sekcja Poszukiwaczy ciągle sprowadza nowych uczniów. Brakuje rąk do pomocy, a przecież nie możemy skupić się tylko na tym. Każdy ma swoją rolę. Hipermarkeci zdobywają jedzenie, Opiekunowie zajmują się najmłodszymi dziećmi, chłopaki z GUBu narażają życie, więc ciągle trzeba zasilać ich szeregi, bo inaczej staniemy się łatwym celem dla Zdziczałych. A zauważcie, że od Brzdęku i tak nastąpił niesamowity postęp, mamy już wszystko zorganizowane. Na początku to był prawdziwy koszmar… - Westchnął i porzucił wątek. Nie będzie dołował dzieciaków, nie w pierwszym dniu PWD. – Jeśli ciekawi was reszta świata, jeśli chcielibyście sprawdzić, czy może jest tam lepiej, darujcie sobie. Tu jest wasz dom. Nie wiemy, jak radzą sobie gdzie indziej i czy w ogóle sobie radzą - zbyt niebezpiecznie zapuszczać się poza miasto. Nikt nie przyszedł po nas przez trzy lata, więc przypuszczalnie wszędzie jest tak samo.
WWWZapanowała głucha cisza, przerywana tylko spontanicznymi wybuchami radości i nieskładnym gaworzeniem dobiegającym z Orlika.
WWW- Jak długo będziemy zajmować się dorosłymi? – W końcu ktoś odważył się zapytać.
WWW- Tyle, ile będzie trzeba. Jesteśmy ludźmi. Trzeba się o siebie troszczyć.
WWWMógł im dokładnie powiedzieć, ile to zajmie. „Dziewczynko, masz osiem lat? Połowa życia za tobą. A ty, chłopcze? Dziesięć? Więc jeszcze sześć lat harówki.” Stanowczo za wcześnie na odbieranie nadziei.
WWWNajstarsi znali zasadę. Młodziki z czasem też ją poznają. Brzdęk nie ucichł. Anomen z każdym dniem wyraźniej słyszał nabierający na sile łomot rozsypujących się monet, grzechoczący złowieszczo z tyłu czaszki. Kończysz szesnastkę i finito, the end, game over. Brzdęk się o ciebie upomni.
WWWJak długo dadzą radę to ciągnąć? Dziesięć lat? Dwadzieścia? Czy nastoletnie Rodzicielki będą w stanie utrzymać odpowiedni przyrost naturalny, potrzebny do przetrwania, zanim zasilą szeregi Dużych Dzieci lub Zdziczałych?
Czy w ogóle warto próbować?
WWWAnomen poprowadził podopiecznych do sali szkoleniowej, solennie przysięgając sobie, że dziś wieczorem skradnie buziaka Black Lotusowi. Nawet jeśli mieszkasz w piekle, przystrajasz pokój kwiatami. To chyba definicja człowieczeństwa.
---------------------------------------------------
Tekst G
W GÓRĘ MIECZE
WWW Dzień 514
WWW Dzisiejszej nocy zdecydowałem zniszczyć ten przeklęty dziennik. Nie powinnaś poznać ani jednego zapisanego w nim słowa, choć wiem doskonale, jak wielkie masz do tego prawo. Raiu, jeżeli to szaleństwo się skończy, jeżeli dane mi będzie wrócić do domu, dziennik spłonie. Lecz jeśli kiedykolwiek zapytasz mnie o to, kim... czym uczyniła mnie ta parszywa wojna – powiem prawdę.
WWW Jestem mordercą. Wcale nie dlatego, że niezliczoną ilość razy pociągałem za spust, ale dlatego, iż nie żałuję ani jednego oddanego strzału. Więcej. Gdybym usłyszał o ocalałym ostatnim Gothonie, tropiłbym szczura do śmierci. Włóżcie mi tylko w dłonie broń, wskażcie cel, a zrobię z niej użytek; podajcie mi gardło wroga, a zadam cios i obliżę brzytwę.
WWW M o r d e r c a.
WWW Z chwilą, w której pojąłem tę prawdę, przedarłem tchórzliwie księgę na pół, lecz – o ironio! – myśl o tobie powstrzymała mnie przed ostatecznym posłaniem jej w ogień. Wiem już, iż odtąd zapisywać będę karty po to tylko, aby kiedyś je zniszczyć, lecz wciąż potrzebuję tego niczym ostatniej nici łączącej mnie z twoją osobą.
WWW Tęsknię, Raiu.
WWW – Wojownicy Tajonu! Wojna wygrana!
WWW Dzień 604
WWW Wracamy do domu. Boże mój, do domu!
WWW – Śmierć Gothonom! Śmierć szczurom! Nie będziemy spoglądać w przyszłość z lękiem! Nigdy więcej! Budowany dzień po dniu każdym strzałem, pchnięciem noża i ciosem bagnetu świat, teraz jest na wyciągnięcie ręki. Stworzymy go do końca! Do nas należeć będzie ostatnie słowo, a tym jest śmierć!
WWW – Śmierć!
WWW – Czego pragniecie, wojownicy Tajonu?!
WWW – Śmierć Gothonom! Śmierć szczurom! Śmierć, śmierć, śmierć!
WWW – Na rzeeeeeeeeeeeź!
WWW Dzień 612
WWW Jednak idziemy na północ. Mimo złożenia przez wroga broni przed kilkoma dniami, nasi żołnierze nie zamierzają się zatrzymać. Droga Raiu, gdybyś ich słyszała! Niegdyś zaszczuci mężczyźni i siłą wcieleni do armii, kulący się ze strachu chłopcy, teraz z oczami płonącymi gniewem i nienawiścią, której nic już nie zdoła ugasić, ruszają na rzeź.
WWW Poprowadzimy wojnę do końca, do przelania ostatniej kropli nienawistnej krwi. Myśl, iż przekleństwo chwili, gdy armia wojowników Gothonu za najwyższy cel postawiła sobie jednemu po drugim poderżnąć nam gardła, wyciąć nas w pień!, mogłoby się w przyszłości powtórzyć, dodaje naszym nogom sił.
WWW Koniec strachu, Raiu. Koniec czujnego wpatrywania się w horyzont. Zupełnie nowy, lepszy świat. Nie wrócimy do domu z pustymi rękoma.
WWW Dzień 631
WWW Minęliśmy Wzgórza Milnn. Żaden człowiek Tajonu nie dotarł dotąd tak daleko. Logan płonie za naszymi plecami, posyłając niebu słupy smrodu z trawionych ogniem budynków, śmieci i trupów. Przed nami horyzont wciąż jeszcze błękitny, to jednak nie potrwa długo. Za dwa dni dotrzemy do Rott. Potem Harna, Sell i wreszcie Harotha.
WWW Najdroższa Raiu, wkrótce wracam do domu.
WWW Już wkrótce.
WWW – Pomóż mi. Ppproszę.
WWW – Głupcze! Dlaczego miałbym to uczynić?
WWW – Jestem człowiekiem. Jak ty.
WWW – Jesteś ścierwem. A teraz to powtórz.
WWW – Proszę...
WWW – Powtórz to!
WWW – Jestem ścierwem.
WWW – Dobrze. Pomogę ci.
WWW Dzień 664
WWW Za leżącym w gruzach Sell natknąłem się na wojownika Gothonu. Niewiarygodne, że zdołał dotrzeć aż tutaj, wlokąc za sobą nogę rozprutą gradem pocisków. Nie wiem, czy bardziej był kretynem, ponieważ nie rozumiał, że najlepszą w tej chwili dla niego rzeczą jest szybka śmierć z własnej ręki, czy też tchórzem, gdyż nie potrafił przełożyć przez głowę pętli. Pomogłem mu strzałem w skroń.
WWW Przed nami w niebo wznoszą się wieże Harothy, lśniące srebrem i złamaną bielą kości. Ostatnim, równie pięknym widokiem dla moich oczu byłaś ty. Sześćset sześćdziesiąt cztery dni, czerwone jak krew i pełne krzyków dudniących pod czaszką nieprzerwanym echem.
WWW Jeszcze tylko jeden raz.
WWW Ostatni.
WWW Za dwa dni ruszamy na Harothę.
WWW – Odwrót! Odwrót! Na miłość Boską! Wycofać się!
WWW Dzień 666
WWW Miasto zniszczone. Nie, nie my obróciliśmy je w gruzy. Kiedy o świcie przekroczyliśmy białe niczym śnieg mury Harothy, ta okazała się pusta. Nie wierzyliśmy, jednak zwiadowcy mieli rację. Puste domy, martwe ulice pełne śmieci i obezwładniająca cisza. Żołnierze oraz mieszkańcy, których mieli chronić, najwyraźniej umknęli niczym psy z podkulonymi ogonami, jednak nie ruszyliśmy w pościg.
WWW Wkrótce mieliśmy poznać prawdę.
WWW Nie wszyscy Gothoni to tchórzliwe szczury.
WWW Czekali na nas w jednej z opustoszałych wież, otoczeni sięgającymi stropu regałami ksiąg. Dzieci. Siedmioro siedzących rzędem pod ścianą chłopców, o oczach bijących spokojem i siłą tak wielką, iż przez długie chwile staliśmy tam niczym zaczarowani, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.
WWW – Trzeba poderżnąć im gardła – odezwał się wreszcie ktoś za moimi plecami, wyrywając z odrętwienia. – Będą śniły o zemście.
WWW Kiwnąłem głową i wydobyłem nóż.
WWW Ja jeden się nie zawahałem.
WWW – Morderca – powiedziało nagle jedno z dzieci, zatrzymując mnie w pół kroku słowami jak wymierzonym policzkiem.
WWW Przełknąłem ślinę.
WWW – M o r d e r c a – powtórzył chłopiec powoli.
WWW A potem się uśmiechnął. Nagle, zjadliwie. Uśmiech poszerzał się na jego wargach, jeden po drugim stawiając mi włosy na karku, wlewając w gardło strach niczym gorący ołów. Strach, który sprawił, że długimi, ciężkimi krokami ruszyłem naprzód, by jednym cięciem rozerwać te parszywe usta, wepchnąć znienawidzone słowo z powrotem do gardła bestii. Chwyciłem chłopca za włosy, szarpnąłem w tył, odsłaniając bladą, gładką skórę szyi.
WWW Wtedy zaczął się śmiać.
WWW – Gadaj! – wrzasnąłem, potrząsając nim jak szmacianą lalką, bardziej przerażony niż wściekły. – Skąd wiedziałeś?
WWW Zamknął usta i oblizał wargi.
WWW – Głupcze – odpowiedział ledwie słyszalnym szeptem. – Wiem wszystko.
WWW Przełknąłem ślinę.
WWW – Gdzie są żołnierze Harothy? – wychrypiałem przez suche nagle gardło.
WWW Znowu się uśmiechnął.
WWW – Przecież wiesz. Są tutaj.
WWW – Odwrót! – na dziedzińcu ktoś wrzasnął rozdzierająco. – Odwrót! Na miłość Boską! Wycofać się!
WWW W powietrzu, bardzo blisko, rozległ się cichy brzęk upuszczonego noża.
WWW Nie doceniliśmy ich. Siedmioro gothońskich dzieci o umysłach tak czystych i jasnych, że bledły przy nich gwiazdy, ukręciło sobie pętlę. Drugą, równie mocną, podarowało nam. Ponad sześciuset żołnierzy armii Tajonu spłonęło żywcem w murach stanowiących pułapkę. Nie jestem pewien, co spotkało pozostałych na zewnątrz, sądzę jednak, iż znam odpowiedź na pytanie, dokąd udali się żołnierze Harothy.
WWW Droga Raiu. Widzę cię ze swojej izby, w jednej ze szkolnych wież, przez okno ze stłuczoną szybą. Minuta po minucie trwa noc. Siatka pęknięć zniekształca twarz, ale wiem, że to ty. Masz na sobie tę samą suknię, którą założyłaś w dniu mojego wyjazdu.
WWW Chcę się pożegnać. To ostatni wpis.
WWW Noc po nocy, w niewiarygodnym tempie moje ciało staje się ciałem starca. Skóra marszczy się i blednie, wzrok traci na ostrości, ręce poczynają trząść się tak bardzo, że z coraz większą trudnością utrzymuję pióro w palcach. Chociaż już jestem martwy, wiedza, którą chłonę powoli mnie zabija. Niemal nie ma już we mnie człowieka, którego poślubiłaś. Tylko nędzne resztki, nie warte nawet, by na nie splunąć.
WWW Wkrótce narodzę się na nowo.
WWW Właśnie wybija gong. Mistrz wzywa swoich uczniów. Trzeba iść.
WWW Niesprawiedliwość, głód, odtrącenie, dzieci topione przez matki w beczkach, zdrada, głód, szaleństwo, rozpacz. Noc po nocy chłoniemy wiedzę od samego Diabła.
WWW Niedługo będziemy gotowi. Armia sześciuset sześćdziesięciu sześciu upiorów powróci do świata żywych.
WWW – Do szeregu! – grzmi Mistrz. – Miecze w górę – zaczynać!
WWW Droga Raiu, wkrótce wracam do domu.
---------------------------------------------------
Zawodników ADFH zapraszam do recenzowania. Punktacje i recenzje proszę wysyłać w odpowiedzi na maila, którego jeszcze dziś ode mnie dostaniecie wraz z przypomnieniem reguł. Ostateczny termin przysłania ocen: 21 kwietnia 2012r. godz. 21.00.