Jedno przekleństwo.
Ubogie sierotki i wiedźmy
abcW czasie ostatniej wichury z dachu starej komórki spadło kilkanaście dachówek, więc zadzwoniła do Jaśka.
abc- Ratuj! Bądź brat! Dachówki pospadały, sama nie dam rady tego naprawić.
abc- Marta, nie mogę! Naprawdę teraz nie dam rady, za kilka dni to i owszem, ale nie teraz.
abcWyraźnie słyszała, że mu przykro, więc rozgrzeszyła go i skończyła rozmowę. Zastanawiała się, gdzie znaleźć kogoś do pomocy, kiedy zadzwonił telefon. Odruchowo odebrała, a usłyszawszy w słuchawce głos Marka zamarła. Serce jej stanęło. Szalała za nim, ale od pewnego czasu nie czuła się pewnie w jego obecności.
abc- Jasiek powiedział, że coś jest nie tak z dachem na tym „zabytku” za domem. Może pomogę? - zaproponował.
abc- Nie, już dzwoniłam do majstra - skłamała.
abc- Przecież nie masz pieniędzy… Przyjadę, akurat jestem sam, matka pojechała do ciotki, wróci za dwa dni, to mogę ci pomóc. Porozmawiamy…
abcPrzez chwilę gotowa była przyjąć jego ofertę, ale znowu z pamięci wypłynęła podsłuchana rozmowa…
abcW niedzielę Marek i Jasiek byli u niej na obiedzie. Matka Marka zadeklarowała się ich odebrać i podwieźć Jaśka do akademika. Przyjechała o wyznaczonej porze, zadzwoniła i czekała pod drzwiami. Nigdy nie wchodziła… Marek pożegnał się i czekał na Jaśka przed domem. Marta stwierdziła wtedy, że nie wypada tak ostentacyjnie lekceważyć obecności tej kobiety, więc z pojemnikiem pełnym ulubionego ciasta brata, ruszyła do sieni.
abc- … rycerz! - usłyszała ironiczny głos pani Saleckiej. - Istny opiekun ubogich sierotek.
abcMarek milczał.
abcNie wyszła do nich z tym głupim ciastem. Została w sieni oparta o ścianę, a w jej głowie huczało „ubogich sierotek”, „ubogich sierotek”…
abcWieczorem długo leżała w łóżku, przewracając się z boku na bok. Wreszcie włączyła komputer i godzinami grała w Morrowinda, mordując wszystko, co się ruszało. Po czwartej zwaliła się na łóżko i usnęła. Spała niespokojnie i śniły się jej głupoty. Uciekała, goniła, walczyła w jakimś lesie, domu… Potem biegła drogą między dwoma kamiennymi ścianami. Za zakrętem stał, zagradzając całkiem przejście, potężny rycerz w zbroi lśniącej niczym lustro. Kiedy podeszła bliżej, w wypolerowany metalu dojrzała swoją twarz.
abc- Nie bój się, jestem obrońcą sierot i ubogich - powiedział rycerz głosem Marka.
abcMiał opuszczoną przyłbicę, więc nie widziała jego twarzy. Podeszła, wspięła się na palce i uniosła przyłbicę. Chwilę stała nieruchomo, by wreszcie odsunąć się z lękiem.
abcZbroja w środku była pusta. Nie było w niej Marka. Zaskoczona wyciągnęła dłoń i powoli, wsunęła ją do środka. Czuła, jak palce toną w pustce. Szarpnęła się ze wstrętem i już siedziała w sieni domu. Wokół brzmiał rechotliwy śmiech, wzmocniony metalowa puszką zbroi. Śmiech trwał i trwał, aż przykryła uszy dłoniami i zacisnęła palce na głowie. Huśtała się na piętach, coraz mocniej i mocniej, aż uderzyła potylicą w ścianę. Zabolało.
abcObudziła się.
abcWiele dni ten sen tkwił w niej jak zadzior… Wreszcie postanowiła, że Marek nie jest dla niej. W ogóle do siebie nie pasowali. On zamożny, student, ona… Lepiej nie mówić. Wiele ją to kosztowało, ale trzymała się od niego z daleka.
abc- Coś się stało - mówił i przyglądał się jej uważnie.
abc- Dlaczego mnie unikasz? - pytał i znowu tylko patrzył.
abcTchórzyła i odpowiadała wymijająco. Może ciągle miała nadzieję? Jednak teraz klamka zapadła.
abc- Ale z ciebie rycerz - powiedziała ironicznie, wpadając mu w słowo. - Mama wyjechała, to proponujesz pomoc. Jesteś śmieszny! - krzyknęła i przerwała połączenie.
abcW ciągu godziny dzwonił jeszcze kilka razy, ale nie odebrała. Potem na wyświetlaczu zamrugała wiadomość od Jaśka. Nawet jej nie przeczytała. Pewnie się wstawiał za przyjacielem.
abcNie wiedziała, jak się zabrać do łatania dziury w dachu, więc kiedy potłukła trzecią dachówkę, zrezygnowała. Zlazła z drabiny i wyniosła skorupy na stertę za komórką. Zbierała je tam, bo obiecała sobie kiedyś, że zrobi z takich ułomków drenaż przy rynnie.
abcBezsilna usiadła obok pieńka do rąbania drewna. Dłoń zacisnęła się na leżącej tu od zawsze starej siekierce.
abc- Nie jestem ubogą sierotką! - zaszlochała nagle i walnęła obuchem w skorupy.
abcCoś w niej pękło. Płakała i tłukła dachówki, a fragmenty ceramiki latały wokół. Im wyżej leciały, tym mocniej w nie tłukła. Bolało ją ramię, bolała dusza, ale nie ustępowała, z furią młóciła w ceglaste okruchy.
abc- Do kurwy nędzy, nie jestem! - krzyknęła.
abc- Kim nie jesteś?
abcPytanie wyrwało ją z amoku. Ramię znieruchomiało. Podniosła głowę.
abcMarek stał obok ze zmarszczonym czołem.
abc- Ubogą sierotką! - wrzasnęła ostatkiem sił.
abc- Cóż… - mruknął, patrząc na nią z góry. - Na dobrą sprawę to jesteś i sierota, i uboga - dodał, kiwając głową, całkiem jakby nagle coś zrozumiał. - A ja… - Nie skończył zdania. Zabrał jej siekierkę i wbił ją w pieniek. Usiadł obok. - A co do mojej matki… Okropna z niej wiedźma, ale od pewnego czasu mam ochotę pogonić jej kota. Tyle że… Trochę się boję jej złych czarów. Taki ze mnie rycerz - westchnął. - Herbu Trzęsące Portki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf