Pierwszego się nie zapomina.
Oczywiście, że się bałam i trudno zresztą, żeby było inaczej. A on... On miał więcej doświadczenia, niż w ogóle mogłam sobie wyobrazić. Na lęk pomogło jego zdecydowanie, stanowczość, świadomość tego, co za chwilę się wydarzy. Wystarczyło, że mnie objął, że poczułam siłę jego ręki na swojej dłoni – i poddałam mu się całkiem, zaufałam tak, jak nigdy wcześniej. Bez zaufania nie mogło się udać, zrozumiałam to wtedy, kiedy razem pokonywaliśmy kolejną granicę mojej niepewności i wstydu.
A już po wszystkim dotarło do mnie, że przecież wcale nie było czego się bać.
Tak.
Wciąż pamiętam swoje pierwsze tango.