Rozumie oklaski i gwizdy, ale kiedy po jego zagraniu fani zaczynają coś skandować, wydaje mu się, że słyszy jakieś odgłosy marcujących się kotów. Ilekroć piłka jest jeszcze w grze, obiecuje sobie, że tego dnia po meczu będzie się uczył mandaryńskiego, a przynajmniej nauczy się w końcu prawidłowo wymawiać nazwę klubu, którego żółte barwy reprezentuje już od dwóch sezonów. Oczywiście nie każdy chiński klub gra w żółtych koszulkach, ale ten jego - akurat tak, jak na złość. Nauczył się za jeść pałeczkami.
Choć tu też oglądają go miliony kibiców, gwiazdor ligi chińskiej szczerze cieszy się tylko wtedy, kiedy raz na dwa lata jego piękne zagranie piętką wstawione na YouTube, zostanie dostrzeżone przez dziennikarzy, którzy pokażą je na Eurosporcie, jako egzotyczną ciekawostkę. Wtedy może któryś z jego byłych fanów westchnie ze zdziwieniem: „To on jeszcze gra...?” i zrobi się w domu fana sentymentalnie. U niego już jest - kiedy wspomina jak na prowizorycznie zorganizowanym, asfaltowym boisku, zdzierał skórę z kolan i jedyne trampki. Teraz nawet w meczu o punkty mógłby pokusić się o odrobinę tamtej radosnej finezji i wyobraźni. Ale już nie ma w nim ambicji, ani żądzy kolejnych zwycięstw – i tak wszyscy wiedzą z góry, że poszedł tam dla pieniędzy.
Nim został gwiazdorem ligi chińskiej, chciał grać w Barcelonie, ale był już na to za stary. Chciał też grać w Milanie, ale był na to za młody. Teraz myśli już tylko jak się na starość ustawić. Stoją przed nim otworem wszystkie kluby nocne, hotele, kasyna. Ma już po kilka kochanek w każdym chińskim mieście powyżej 3 milionów mieszkańców (a jest ich blisko 30).
W poprzedniej kolejce ustrzelił hat-tricka. I płakał.
Gwiazdor ligi chińskiej
1"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski
Robert Brylewski