Od centrum do peryferii i z powrotem

1
W centrum wyobraźni Niny świeci między innymi torebka przewieszona przez krzesło w kontrapunkcie do niezasłanego łóżka. Gdzieś na peryferiach tego obrazu są setki innych elementów kobiecej garderoby, na przykład urastające do rangi jakiegoś fenomenu niemalże intelektualnego pończochy i pas do nich. Słucha się czyichś słów, gdzieś w głowie brzmi Irving Yalom. Stworzyć siebie na nowo – cóż za fraza nie z tej ziemi. Ale z drugiej strony, jakież to teoretycznie proste, wystarczy narzucić na siebie skórzaną kurtkę i już jest jakiś element poszukiwanej definicji. Nachalny i nawet nie klasyczny, zwyczajnie stereotypowy, ale lepsze to niż brak jakiegokolwiek gestu.

Przymierzę cię teraz, droga koleżanko, masz bardzo interesująco zarysowaną linię podbródka oraz jakże nienagannie naganne makijaż oraz manicure. Być może to chwilowe, być może to mniej krótkotrwałe zwrócenie uwagi, jednak chciałabym dotknąć trochę tego typu sensualności. Sama nie mogę, brakuje mi pewnego rodzaju zakotwiczenia, jednak przy odrobinie twojej nieświadomej pomocy…

Gdzieś z tyłu sączy się muzyka, która teoretycznie powinna prowadzić do r o z p i e p r z e n i a, ale Nina trzyma się dzielnie i już, już obmyśla plan. Włosy mogą zostać, w słońcu przybierają charakterystyczny, bliski miedzianemu poblask, tutaj niewiele trzeba się nakombinować, żeby nie stracić w pięć minut braku skupienia wokół swojej zewnętrznej tożsamości. Ale to tylko włosy, można w drugie pięć minut iść do najbliższego fryzjera i zaprzestać robienia z nich emblematu kobiecego jestestwa. Ani włosy, ani manicure, ale za to…

Na pewnym etapie każdego mężczyzny staje się centrum wszechświata. Nina wyczytała taki nośny fragment w „Próbie rekonstrukcji” Tadeusza Różewicza, w prozie ostatniego pisarza, po którym spodziewałaby się tego typu przemyśleń. Centrum wszechświata… I oczywiście oś drugiego wszechświata. W pewnych momentach nakładające się na siebie. Bez tego to wszystko nie mogłoby się kręcić. Właściwie taka koncepcja byłaby całkiem dobra, gdyby nie fakt, że Nina tak naprawdę chciałaby uciec od tego rodzaju pierwotności.

Run, Nina, run!!! Biegnij, dziewczątko, na pewno nie dopadnie cię twój własny cień, kiedy nałożysz odpowiednie buty, najlepiej nuuude na wysokim czerwonym obcasie – co jako powinność jest wdrukowaniem w mentalność każdej kobiety. W pewnym sensie możesz nie czuć się samotna z tym całym swoim własnym niezdefiniowaniem. Inne centra mają podobnie przepieprzone.

Nina odwieszając torebkę z krzesła i przewieszając ją sobie przez ramię wybiegła z mieszkania prawie przez zamknięte drzwi.

Od centrum do peryferii i z powrotem

6
Jest potencjał, ale widzę więcej, niż jeden problem.

Komunikację już zauważono. Nie byłoby źle, gdybyś nie postanowiła z najważniejszego fragmentu, stanowiącego klucz do zrozumienia całego tekstu wyciąć najważniejszego wyrazu zakładając, że każdy na wyrywki zna Różewicza.
Na pewnym etapie każdego mężczyzny (co?) staje się centrum wszechświata. Nina wyczytała taki nośny fragment w „Próbie rekonstrukcji” Tadeusza Różewicza, w prozie ostatniego pisarza, po którym spodziewałaby się tego typu przemyśleń. Centrum wszechświata… I oczywiście oś drugiego wszechświata. W pewnych momentach nakładające się na siebie. Bez tego to wszystko nie mogłoby się kręcić. Właściwie taka koncepcja byłaby całkiem dobra, gdyby nie fakt, że Nina tak naprawdę chciałaby uciec od tego rodzaju pierwotności.
Domyślam się, że może chodzić o seksualność, kobietę, ale pewności nie mam, a byłoby fajnie, gdyby tym czymś okazało się jednak coś innego, bo jeśli w centrum wszechświata wciśniemy seks to z całej miniatury zrobi się narzekanie, że kobietom nie wypada nosić trampek, a to mało świeży pomysł.

Drugi problem to język. Jak już pisałam - jest potencjał, ale momentami przeginasz i gubi Cię własny pęd ku oryginalności. W takim pisaniu po pierwsze łatwo przedobrzyć i z oryginalnego, intrygującego stylu zrobić napuszoną parodię, a po drugie musisz być absolutnie pewna, że rozumiesz te wszystkie trudne słówka, którymi operujesz. Tutaj zmaściłaś "kontrapunkt" i "tożsamość", bo "odwieszanie torebki z krzesła" wygląda raczej na usterkę techniczną, a nie efekt przekombinowania. Mimo wszystko dwa byki na tak krótki tekst, z czego jeden w pierwszym zdaniu, to i tak sporo.

Od centrum do peryferii i z powrotem

7
falstart... bo za wcześnie... 7 dni między tekstami.
Też mi się podoba :)

Added in 43 minutes 56 seconds:
No dobra, aż tak, to mi się nie podoba...
Molly pisze: między innymi
Molly pisze: torebka przewieszona przez krzesło w kontrapunkcie do niezasłanego łóżka
Was is das???
Molly pisze: do rangi jakiegoś fenomenu niemalże intelektualnego pończochy
WHAT IS THIS?
Molly pisze: cóż za fraza nie z tej ziemi.
Molly pisze: wystarczy narzucić na siebie skórzaną kurtkę i już jest jakiś element poszukiwanej definicji. Nachalny i nawet nie klasyczny, zwyczajnie stereotypowy, ale lepsze to niż brak jakiegokolwiek gestu.
Ble, ble, ble... banalne jak moja minitura o żalu synka do tatusia
Molly pisze: nienagannie naganne makijaż oraz manicure
perfekcyjnie zjeb***ny, bardziej dotarł by do czytelnika
Molly pisze: jednak chciałabym dotknąć trochę tego typu sensualności.
( chrapiem)
wystarczy... tej pompy, nadymania i sensu tekstu, którego bez garści pigułek, to za .... nie rozgryziesz. Coś o lesbijkach? znaczy o uczuciu między dwoma kobitkami?

Od centrum do peryferii i z powrotem

8
MargotNoir pisze: Jest potencjał, ale widzę więcej, niż jeden problem.
A jakie są zalety mojej pisaniny?
MargotNoir pisze: Domyślam się, że może chodzić o seksualność, kobietę, ale pewności nie mam, a byłoby fajnie, gdyby tym czymś okazało się jednak coś innego, bo jeśli w centrum wszechświata wciśniemy seks to z całej miniatury zrobi się narzekanie, że kobietom nie wypada nosić trampek, a to mało świeży pomysł.
Tu chodzi o proces stawania się kobietą, to trochę inna sprawa niż emancypacja.
MargotNoir pisze: Drugi problem to język. Jak już pisałam - jest potencjał, ale momentami przeginasz i gubi Cię własny pęd ku oryginalności. W takim pisaniu po pierwsze łatwo przedobrzyć i z oryginalnego, intrygującego stylu zrobić napuszoną parodię, a po drugie musisz być absolutnie pewna, że rozumiesz te wszystkie trudne słówka, którymi operujesz. Tutaj zmaściłaś "kontrapunkt" i "tożsamość", bo "odwieszanie torebki z krzesła" wygląda raczej na usterkę techniczną, a nie efekt przekombinowania. Mimo wszystko dwa byki na tak krótki tekst, z czego jeden w pierwszym zdaniu, to i tak sporo.
Hmmm... co jest nie tak z "tożsamością"? "Kontrapunkt", cóż... interesuję się muzyką i w tym, co piszę, jest jej dużo. Mam w ogóle skłonność do używania słów, które interpretuję po swojemu, np. "agorafobię" uznawałam zawsze za lęk przed przemówieniami publicznymi, a "dyzartrię" za niezdolność do tworzenia sztuki. Muszę się wyzbyć tego przeklętego przyzwyczajenia.

Od centrum do peryferii i z powrotem

9
Molly pisze: Kontrapunkt", cóż... interesuję się muzyką i w tym, co piszę, jest jej dużo.
Tym bardziej powinnaś wiedzieć, co znaczy "kontrapunkt" i że tutaj nie pasuje - niemuzyczne znaczenie tego słowa zresztą też się nie nadaje.

Tożsamość z kolei ma się jedną, można ją przez swój wygląd uzewnętrzniać lub nie, można udawać, ale nie ma czegoś takiego, jak zewnętrzna tożsamość.

A za zalety uważam głównie poszukiwanie oryginalności i chęć dotarcia do czytelnika na poziomie emocjonalnym.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”