Krąg światła (krótkie opowiadanie)

1
„Normalność to tylko krąg światła dookoła ogniska”. Ładne, puste słowa, pomyślałam, przerzucając kolejną kartkę książki. Zapach druku nasycony ciepłem biurowej lampki. Ostatni łyk kawy, ostatni akapit rozdziału. Lecz z jakiegoś powodu nie mogę czytać dalej.

Buch! Już dość gorąca, czas odwrócić twarz od ogniska. Chłodna ciemność owiewa policzki, gdy biegnę po wilgotnej trawie. Dookoła faluje śpiew świerszczy. Droga przy moim domu lśni blado w mroku, szorstki beton wydaje się promieniować jeszcze ciepłem zachodu słońca. Kładę na nim rękę, lecz razi mnie niespodziewane zimno kamienia.

Dziecko z wahaniem przeszło na drugą stronę drogi. To już inna noc, kilka lat wcześniej, gdy odległa część ogrodu była jeszcze obcą, tajemniczą krainą. Łąka pachnie miętą, a pień ściętej wierzby zaprasza, by na nim na chwilę usiąść. To niezwykły pień – zawsze można na nim znaleźć coś ciekawego. Raz nawet nowy, lśniący grosz.

Idę przez mrok z zapaloną w płomieniu pochodnią, zrobioną z worka owiniętego wokół patyka. Krople ognistej folii upadają ze świstem na betonową drogę. Tak spadają gwiazdy. Kiedyś je oswoję i poznam ich nazwy, a błękitna Capella daleko na północy zawoła mnie, gdy usiądę na wzgórzu nad miastem. Lecz to Wzgórze odkryję przecież wiele lat później, a teraz...

Teraz dziecko siada na płaskim kamieniu, pochylając się nad lustrem wody. Zastyga w bezruchu. Widzi w ogrodowym oczku ogromne jezioro wypełnione kumkaniem żab. Małe, oślizgłe stworzenia, jak fantazyjne kształty zakrzepłego wosku - między gwiazdami w niebie a gwiazdami w stawie, wypełniające późny wieczór swoją muzyką.

Na brzegu jeziora, na skalnej Przystani siedziała wtedy dwójka Małych Ludzi, pamiętasz? A po czarnej tafli wody przemykały miniaturowe łódki z płatków kwiatów, oświetlone lampionami. Wszyscy pozostali zgromadzili się w drugiej Przystani, świętując Środek Lata, ale Bard i Nadia siedzieli tu w ciemności, zupełnie szczęśliwi. Wybudowali już swój domek na stepie, a Nadia utkała nową sukienkę z pajęczej nitki. Najbanalniejsza historia świata w kolejnej odsłonie, lecz jedenastolatce wydawała się wspaniała. Nadia była piękna, oczywiście, a Pazyfae, jej największy wróg, ruda i złośliwa. Ale byli też inni, państwo Hagen na wrzosowisku gdzie pracował Bard, Gizela z Brzozowego Dworu, rybacy Jan i Matylda, wszyscy mili, zwykli mieszkańcy obu Przystani. Było też piaszczyste zagłębienie pozostałe po chatce na Wrzosowisku i jej niewyjaśniona historia... były Irgi Północe i Południowe, a w Irgach mieszkała Anna o smutnych oczach, której życie odeszło wraz z Leonem, na Ugory, wypaloną słońcem ziemię na wschodnim brzegu Rzeki, gdzie mieszkał stary przewoźnik Andariasz, którego od lat nikt nie poprosił o przeprawę. Był wreszcie Kanał po drugiej stronie Gościńca, za dawnych czasów bogaty ośrodek handlu, później – biedna osada wśród trzcin, z domami pokrytymi cuchnącym błotem.
Lecz wszystko to przytłaczał Step, wspaniały, pachnący trawą, słońcem i mchem, którym uszczelniano domy.
Każdy zakątek ogrodu miał swoich mieszkańców.

Dziecko siedziało nadal nad stawem i zastanawiało się, co teraz zrobią Bard i Nadia? Wieczór był piękny, zabawa na Jeziorze się kończyła, rybacy rozchodzili się do chat...
Bard jeszcze raz ucałował Nadię w policzek i poszli razem przez step do swojego małego domku z odłamków cegieł, a dziecko troskliwie przysłoniło jego wejście kawałkiem kory. Wstało z trawy i spojrzało w stronę odległego ogniska. Zza ciemnej kępy krzewów chmura iskier strzelała ze świeżego drewna.
Dziewczynka wróciła w krąg światła i siadła przy ogniu, tak blisko, że czuła, jak żar łaskocze jej policzki.

W ciemnym pokoju pali się tylko mała lampka na biurku. Kobieta siedzi z głową opartą o rękę. Nadal patrzy na pewne zdanie w książce, lecz lekko wzrusza ramionami i prycha z irytacją. Przed chwilą niemal na poważnie zatroskała się, jak radzą sobie teraz Nadia i Bard, skoro od lat nie wybudowała im żadnego domku.
Ostatnio zmieniony ndz 21 kwie 2013, 15:55 przez Galla, łącznie zmieniany 1 raz.

2
B. sprawnie napisany tekst, naprawdę - czytałem z dużą przyjemnością. Przejścia między czasami, opisy, klimat - świetne!

Drażni mnie natomiast to pierwsze zdanie z Pratchetta - wprowadza trochę niepotrzebnej tandety (z czego jednak potem ładnie wybrnęłaś ;)). I trochę zmęczyła mnie wyliczanka w końcówce - ja wiem, że to fajny zabieg (ładnie wypełnia tekst, dodaje bohaterce jakąś historię), ale miałem wrażenie nadmiaru (zaburzonych proporcji w tak krótkim tekściku).
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

3
Zdanie z Pratchetta stało się kiedyś impulsem do wspomnień, stąd - gdyby nie ono, opowiadanie by nie zaistniało. Więc niestety, na sentymentalny początek nie ma rady. Wyliczankę rzeczywiście powinnam skrócić (albo ubogacić) - może kiedyś ten krótki tekst wyrośnie w coś większego. Dziękuję za opinię, Pilif! :)

4
Galla pisze: Dookoła faluje śpiew świerszczy.
To wtracenie zburzyło mi obraz, nie wiem czy to zdanie jest potrzebne.
Galla pisze:zawsze można na nim znaleźć coś ciekawego
dlaczego na nim? pod nim, koło niego - to dla mnie naturalne, ale "na nim", to tak jakby ktoś coś specjalnie tam układał...
Galla pisze:Idę przez mrok z zapaloną w płomieniu pochodnią, zrobioną z worka owiniętego wokół patyka
nie będę sie kłócić, ale czy na pewno w praktyce to wykonalne? tworzywa szybko się spalają
Galla pisze:Widzi w ogrodowym oczku ogromne jezioro wypełnione kumkaniem żab
tak mysle, że widzi to oczyma wyobraźni - jednak tak zapisane zdanie tego nie sugeruje
Galla pisze:Przystani, świętując Środek Lata, ale Bard i Nadia siedzieli tu w ciemności, zupełnie szczęśliwi. Wybudowali już swój domek na stepie, a Nadia utkała nową sukienkę z pajęczej nitki. Najbanalniejsza historia świata w kolejnej odsłonie, lecz jedenastolatce wydawała się wspaniała. Nadia była piękna, oczywiście, a Pazyfae, jej największy wróg, ruda i złośliwa. Ale byli też inni, państwo Hagen na wrzosowisku gdzie pracował Bard, Gizela z Brzozowego Dworu, rybacy Jan i Matylda, wszyscy mili, zwykli mieszkańcy obu Przystani. Było też piaszczyste zagłębienie pozostałe po chatce na Wrzosowisku i jej niewyjaśniona historia.
w tym fragmencie troche się pogubiłam :( kto z kim i dlaczego?
Galla pisze: a dziecko troskliwie przysłoniło jego wejście kawałkiem kory.
a tego nie rozumiem w ogóle
Nastrojowe, ale jak na mój gust mało wyraziste- zbyt wiele rzeczy próbowałam sobie w głowie ułożyć, by otrzymać logiczny obraz - żeby mnie to zachwyciło. I sposób zapisu - może to staroświeckie, ale lubię wyraźne oddzielenie realnego świata od wyobraźni - tu jedno z drugim mi się zlewało.
Ale ogólnie nie jest złe.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Początek mnie nie porwał (przytaknę Pilifowi w kwestii Pratchetta, ogólnie pierwszy akapit jest lekko tandetny i znacząco odstaje od reszty; ale rozumiem sentyment!) , ale za to ostatnie zdanie... Ostatnie zdanie! Ostatnie zdanie jest prześliczne. :)

Ogólnie bardzo ładną budowę ma ten tekst, takie schodzenie coraz głębiej i głębiej, schodami pamięci, wyobraźni, zamyślenia. Fajnie w tekście uchwyciłaś ten proces. Pierwsze migawki wprowadzały niezłą dynamikę, potem trochę zacząłem się gubić przy Przystaniach i Nadiach. To ogółem ładna wizja, tylko zastanawiam się, czy nie przedstawiłaś jej nieco zbyt chaotycznie - czytelnik po wcześniejszych chaotycznych migawkach trafia na takie spiętrzenie wątków, wchodzi w jeszcze jeden level chaosu i nie wiem, czy to w pewnym momencie nie za dużo. Tak negatywnie. Dla mnie trochę było.

Ale potem to wyjście... i ostatnie zdanie... Naprawdę bomba! Dawno nie czytałem tak zgrabnej puenty! Ona "robi" cały ten tekst. Brawo.

Stylistycznie było spokojnie, chaotycznie i słodkomagicznie, czyli chyba tak jak miało być, prawda? Fajnie ta narracja, hm, falowała. Zanurzenie, wynurzenie. Ogółem tekst ma w sobie coś charakterystycznego i to jest najważniejsze. Nie urwał mi głowy, nie wzruszył, ale na pewno zainteresował i za poświęcony czas w nagrodę dał owiniętą błyszczącą, czerwoną wstążeczką puentę. ;) Dzięki!

Pozdrawiam,
Patryś
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Już, już wracam po kilku dniach przerwy!

Dzięki Wam uczę się patrzeć na tekst oczami czytelnika, a zawsze miałam z tym trudność (mimo „leżakowania” opowiadań). Zdania uzupełniają się w mojej wyobraźni o konkretny obraz – odbiorca musi go sobie stworzyć od podstaw. Cenna lekcja. No i świetnie wyłapujecie „zgrzytające” ustępy, które rzeczywiście były dodane później, lub zmienione.

Gebilis, włączę obronę tylko pod względem merytorycznym:
dlaczego na nim? pod nim, koło niego - to dla mnie naturalne, ale "na nim", to tak jakby ktoś coś specjalnie tam układał...
Pień był ścięty, kora wierzby jest pełna guzów i nierówności; stąd znaleziska na jej powierzchni. Grosz mógł wylecieć z kieszeni siedzącego.
nie będę sie kłócić, ale czy na pewno w praktyce to wykonalne? tworzywa szybko się spalają
Zwinięty worek foliowy spala się (dość długo) właśnie w taki sposób, dając efekt kapiących płomieni. Sprawdzone w praktyce.
tak mysle, że widzi to oczyma wyobraźni - jednak tak zapisane zdanie tego nie sugeruje
Nie napisałam o „wyobraźni”, bo małe dziecko nad ogrodowym stawkiem rzeczywiście „widzi” jezioro. Proporcje są inne. Nie chciałam tłumaczyć łopatologicznie.

Dziecko sądziło, że ogród jest krainą zaludnioną przez miniaturowych ludzi. Nadało im imiona, zbudowało „ich” domki w trawie, puszczało łódki, w których mieli pływać. Dlatego wieczorem, siedząc nad stawem, wymyślało na bieżąco historię tego, co dzieje się dookoła.
Kiedy uznało, że wymyślona para udała się spać, zamknęło drzwi ich domku korą.

Co do sposobu zapisu - niestety, to zlewanie się było moim zamysłem. Gdy kobieta była dzieckiem, żyła głównie w wyobraźni, wychodząc poza „krąg światła“ normalności. Jako dorosła niemal o tym zapomniała, ale zdanie z książki wywołało wspomnienie i poczucie stapiania się tych dwóch światów.

Oczywiście, jeśli muszę tłumaczyć cały zamysł oznacza to, że tekst jest niejasny i nie broni się sam. Podejrzewam, że gdy jedno skojarzenie czytelnika pójdzie w złą stronę (na przykłąd nie dostrzeże,że chodzi o miniaturowy świat w ogrodzie), całość traci sens. Dziękuję za wszystkie cenne uwagi!

Patren, bardzo dziękuję za opinię! To opowiadanie bardzo się różni nastrojem od tego, co zwykle próbuję pisać. Okruch, który wpadł do głowy, zaś późniejsze zmiany w nim wprowadziły już lekki dysonans. Będę ćwiczyć dalej.

7
Ładne, puste słowa, pomyślałam, przerzucając kolejną kartkę książki.
ostatni akapit rozdziału. Lecz z jakiegoś powodu nie mogę czytać dalej.
Nadal patrzy na pewne zdanie w książce
Mam wrażenie, że to trochę się wyklucza, a przynajmniej robi wrażenie niedopracowania.

Podoba mi się pomysł, cytat jak magdalenka, nie podoba mi się jedna rzecz - ten drugi akapit. Za krótki i za mało powiązany z dalszą częścią. Nie schodzisz schodami pamięci tylko zbiegasz na złamanie karku. Za to ładne jest jak zimny kamień przenosi ją dalej poza krąg. Wszystko to jest bardzo zmyślne i subtelne, brakuje mi tylko równowagi w kompozycji. Wymagałbym jej również z powodu Twojego stylu, nieśpiesznego i eleganckiego. Czasem tylko trochę się zapędziłaś jak dla mnie jak tu:
wypełnione kumkaniem żab. Małe, oślizgłe stworzenia, jak fantazyjne kształty zakrzepłego wosku - między gwiazdami w niebie a gwiazdami w stawie, wypełniające późny wieczór swoją muzyką.
Po pierwsze wypełnienie się powtarza, po drugie wypełnione jest i jezioro i wieczór, no i w ogóle mam wrażenie lekkiej sztuczności metafory.

A tak - przyjemna drobnostka.

8
Dziękuję, barneym! Co do cytatu - w zamyśle bohaterka najpierw przemknęła po nim wzrokiem, dopiero po chwili zaczęła się zastanawiać. Coraz bardziej mam wrażenie, że takie miniatury należy pisać jednym tchem i jednym rytmem - bo późniejsze zmiany, zamiast pomóc, tylko zgrzytają.
Teraz, czytając moje "większe" utwory, mam wrażenie, że lepiej wyłapuję niedociągnięcia i nieścisłości. Czas zakasać rękawy i wziąć się za porządną korektę!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”