W pewnej szkole trwała lekcja polskiego. Nauczycielka wezwała Kazia do odpowiedzi. Chłopiec nic nie umiał.
- Dlaczego się nie nauczyłeś?
- Bo u mnie w domu non stop ktoś chałasuje i nie mogę się skupić.
- Kaziu, powiedziałeś hałasować przez „ch”. To jawny błąd ortograficzny. Wystawiam ci palę.
- A pani zapomniała o kresce przy „l”. To ja pani powinienem wystawić pałę i bynajmniej nie do dziennika.
- Jak ty się wyrażasz, gnojku?
- Proszę pana! Proszę pana! Pani mnie przezywa – zawołał Kaziu, bo zobaczył dyrektora, przechodzącego korytarzem.
- Jak pani może? Za demoralizację młodzieży powinienem panią zwolnić - rzekł zdenerwowany dyrektor.
- Ale on…
- Biedny przestraszony pani agresją chłopczyk, któremu zniszczyła pani życie.
Akurat korytarzem przechodził policjant, zapewne wezwany w sprawie podejrzenia palenia papierosów w szkolnej toalecie. Dyrektor go zawołał.
- Panie policjancie, mamy tu pewną sprawę do rozwiązania. Co mówi litera prawa w sprawie psychicznego znęcania się nad nieletnimi?
- A któż popełnił ten karygodny czyn?
- Pani od polskiego.
- Co się stało?
- Ona uraziła moją cześć i godność osobistą – powiedział Kaziu.
- Nieprawda. Ja tylko…
- Tłumaczyć to się pani będzie w sądzie – przerwał policjant. – Widzę, jak mnie pani próbuje zgwałcić wzrokiem. To prawie napaść na funkcjonariusza.
- Nieprawda.
- I jeszcze składanie nieprawdziwych zeznań. Zawsze nienawidziłem nauczycielek od polskiego, bo one wiedzą, jak napisać rzeżucha i gżegżółka. Panie sędzio! Proszę o wyrok!
Postać w peruce i todze weszła do klasy i rozejrzała się czujnie.
- Mój wyrok jest następujący: zamykam tę szkołę, dyrektora za zaniedbanie obowiązków, panią od polskiego za gwałt mową i wzrokiem, policjanta za przekupstwo, a siebie za przekręty i malwersacje.
- Nie może pan!
- Oczywiście, że nie, bo nawet nie jestem sędzią. Biorę udział w szkolnym przedstawieniu.
- Ja też – dodał policjant.
- No, ja również. Przebrałem się za dyrektora. Jestem jego bratem bliźniakiem.
- A ja nawet nie skonczyłam pedagogiki – dodała nauczycielka.
- Zapomniała pani kreseczki nad „n”.
- Zamknij się, gnojku. A teraz wracajmy do zajęć.
Lekcja polskiego
2Pewnego razu...fanthomas212 pisze:W pewnej szkole
W połowie już miałem dość. Zmusiłem się i doczytałem do końca.
fanthomas212, pracowałeś nad tym tekstem, czy wrzuciłeś zaraz jak wyszedł spod pióra?
Lekcja polskiego
3Pomysł mi się podoba i poczucie humoru też. Niektóre fragmenty tekstu do poprawki.
Chyba powinien powiedzieć "Panie dyrektorze"?
".. bo one zawsze wiedzą..."
Trochę niezręcznie.
Zbyt banalne.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda
Lekcja polskiego
5Wydaje się trochę niedopracowane, ale sam pomysł bardzo mi się podoba i widział bym to jako krótki skecz wystawiany na scenie.
Lekcja polskiego
6Skecz. To dobre określenie - wygłup napisany od ręki. W związku z tym trudno doszukiwać się tutaj logiki i trudno poważnie wskazywać, skąd wiadomo, że policjanta wezwano do papierosów palonych w toalecie (to teraz policję się wzywa do papierosów?). Jako groteska - ma akurat taką długość, by nie zacząć nużyć. Dłuższego tekstu tak pisanego bym nie zniósł. Nie jest źle, genialności się nie spodziewałem, wprawdzie się nie uśmiechnąłem nawet - ale mnie nie tak łatwo rozśmieszyć.
Niemniej brakuje tutaj płynności. Przechodzą korytarzem dwukrotnie: dyrektor i policjant. Tekst jest tak krótki, że to od razu się rzuca w oczy (przynajmniej mi). Mamy "rzekł zdenerwowany dyrektor", gdzie ja bym zdenerwowany wyrzucił (bo po co?), albo wstawił po przecinku ("rzekł dyrektor, wyraźnie zdenerwowany"). Mamy "zawołał Kazio, bo zobaczył" - raczej zawołał widząc dyrektora. Zaimki, które dałoby się wyrzucić. I znowu, w krótkim tekście to nie razi aż tak bardzo, ale w czymś dłuższym na pewno by to przeszkadzało w odbiorze. Podkreślam to, ponieważ tutaj jest głównie dialog, a rzeczy pisane dialogiem zwykle czyta się szybciej i lepiej niż, dajmy na to, opisy. Jeżeli więc masz dużo dialogów, a ja mimo tego wychwytuję potknięcia, to znaczyć może tylko jedno: przydałoby się trochę szlifu.
Niemniej brakuje tutaj płynności. Przechodzą korytarzem dwukrotnie: dyrektor i policjant. Tekst jest tak krótki, że to od razu się rzuca w oczy (przynajmniej mi). Mamy "rzekł zdenerwowany dyrektor", gdzie ja bym zdenerwowany wyrzucił (bo po co?), albo wstawił po przecinku ("rzekł dyrektor, wyraźnie zdenerwowany"). Mamy "zawołał Kazio, bo zobaczył" - raczej zawołał widząc dyrektora. Zaimki, które dałoby się wyrzucić. I znowu, w krótkim tekście to nie razi aż tak bardzo, ale w czymś dłuższym na pewno by to przeszkadzało w odbiorze. Podkreślam to, ponieważ tutaj jest głównie dialog, a rzeczy pisane dialogiem zwykle czyta się szybciej i lepiej niż, dajmy na to, opisy. Jeżeli więc masz dużo dialogów, a ja mimo tego wychwytuję potknięcia, to znaczyć może tylko jedno: przydałoby się trochę szlifu.
Lekcja polskiego
7Zaczyna się jak dowcip i kończy jak dowcip. Niestety, spalony. Może po prostu nie trafia w moje poczucie humoru. Nie podobało mi się. Ani jako jakiś sposób literacki, ani jako przejaw zabawowości. Wybacz.
Ciężko właściwie mi cokolwiek poradzić czy rzetelniej się odnieść do "Lekcji polskiego". Może, gdyby składał się wyłącznie z dialogów byłby jakiś wyczynem? I role postaci wynikałyby z kwestii? A może byłoby gorzej.
Ciężko właściwie mi cokolwiek poradzić czy rzetelniej się odnieść do "Lekcji polskiego". Może, gdyby składał się wyłącznie z dialogów byłby jakiś wyczynem? I role postaci wynikałyby z kwestii? A może byłoby gorzej.
Lekcja polskiego
8Szczerze się uśmiechnąłem na koniec. Bardzo lubię taki abstrakcyjny humor, taki literacki Monty Python. Mówię tu o formie, bo treść można by dopracować. Sprawia wrażenie pisanego na kolanie. Chętnie zobaczyłbym coś więcej w tym stylu.