Moje Beskidy, niczym dziecięce puzzle, rozsypują się tu i tam i tak trudno jest je odnaleźć, złączyć w całość.
Dzisiaj odkryłem w Górkach coś interesującego, naprawdę, aż sam się zdziwiłem. Przeszedłem trasę, której jeszcze nie znałem, ha, ja nie znałem, choć trudno jest mi w to uwierzyć. Do tej pory sądziłem, że przemierzyłem każdy metr wsi, w której mieszkam. I oto okazało się, jak bardzo się myliłem.
Przypomniałem sobie przy tej okazji o tym, że dzisiejszą trasę kiedyś już pokonałem, zaraz po tym, jak parę lat temu przeprowadziłem się do Górek Wielkich. Przeszedłem ją wówczas z moim kolegą, z którym przyjaźnimy się po dziś dzień. Czyżbym odkrył więc jakiś „Szlak Wspominkowy”?
Generalnie: to, o czym piszę, sprowadza się do paru fenomenów i kilku zaledwie słów, zdań, które postaram się sklecić.
A więc, dzisiejszego dnia, szedłem trawersem myśliwskim, który do niedawna wydawał mi się ślepą dróżką i wiódł do polanki, o której wiedziałem wcześniej, że istnieje. Ciekawa sprawa z tą polanką. Przez dłuższy czas nie potrafiłem za Chiny Ludowe na nią natrafić. Dziś trafiłem. Trawers doprowadził mnie ostatecznie do nieznanej mi części miejscowości. Dziwne uczucie – znaleźć się nieoczekiwanie w zupełnie obcym świecie.
Naprzód wałęsałem się po lesie, a gdy las się skończył – pojawiły się pierwsze domostwa, stare, drewniane albo też murowane o sypiącym się, zszarzałym tynku, biedne i jeszcze bardziej biedne.
A ja szedłem i zastanawiałem się nad tym, jacy ludzie tu mieszkają. Kim są tubylcy? Rolnikami? Łowczymi? Zbieraczami? Dzikusami? Prymitywami? Kanibalami? I dlaczego w oknach ich domostw żarzą się te krwistoczerwone lampki? Czy powinienem się może czegoś obawiać? I dlaczego w powietrzu unosi się zapach juchy zaszlachtowanych – dałbym głowę, że czarnych – kogutów?
W jednym domu duchy siedziały przy stole i grały w karty, w drugim – podejrzałem przez okno – kanibale rozwalili się przed telewizorem. Wcinali płaty soczystego mięcha, dudniąc bimber z gwinta. Ech!
Ile jest Beskidów w Beskidach? Dziesięć procent, trzy, a może dwa?
Beskidy to klimat, który ginie w cywilizacji mozaikowej, gdzie nowe miesza się ze starym, ładne z brzydkim, biedne z bogatym, tradycyjne z nowoczesnym, niepowtarzalne z szablonowym, ludowe z napływowym, swojskie z obcym.
A ów klimat? Czymże on jest, ten klimat? Wydaje się, że: to starzy ludzie, stare drzewa i stare domy.
Z początku brnąłem więc w ten ekstrakt góralsko-ludowy, w swe Beskidy, w polskość i słowiańskość, w duchy, południce, chochliki i chochoły. Potem skończył się las, przeszedłem wrota miejscowości, minąłem stare zabudowania i góreckie, gospodarskie opłotki, a wszedłem w nowe, brzydkie i nijakie światy. I wtenczas wycieczka dobiegła nagle końca.
Zabili mnie? Dorwali pośród mgieł? A jeszcze wcześniej... no co, gonili mnie? Ale kto? Duchy? Pijani, krewcy kanibale?
Co dziś zapamiętałem? Co warto utrwalić na piśmie? Dwie, trzy drewniane chatki ze stromym dachem, pokryte strzechą, parę limb na zakręcie ścieżyny, którą się przechadzałem, jakąś kapliczkę na rozstaju wijącej się zamaszyście dróżki, pofałdowany mocno i jakby niechlujnie teren, zdziczałe stare sady, parę tarasów widokowych, na których kiedyś może znajdował się ogród albo poletko. Może, bo i co, i jak kiedyś było, a któż to wie?
Zapamiętałem zabudowę kaskadową, ślepe wjazdy na poletka-tarasiki widokowe, upstrzone drzewami i krzakami, co potęgują wrażenie głębi, intymności i swojskości. Wryły mi się w pamięć stare drzewka owocowe, z kropelkami wody na gałązkach-kikutach, jak staruszki poskręcane, przygarbione i przez los sponiewierane. Weszła mi do głowy mgła, wpłynęła, wślizgnęła się… mgła – jako widmowy znak tego, że i las, i łąka oddychają i żyją sobie.
Zapamiętałem też drabinki i płotki, oparte o ściany szop niczym łęki przyporowe o mury katedr... i wysoki na metr lub dwa kamienny pas w miejscu podmurówki – element bardzo starego murowanego domu góreckiego; samotną limbę, rosnącą na poboczu dróżki w kształcie wąwozu, ze ścianami wyniesionymi na metr, półtora wysokości ponad poziom klepiska.
Zapamiętałem różne oblicza ciszy, co w uszach aż gwiżdże, wiele jej inkarnacji, bo zimą w lasie – to fakt znany – jest wyjątkowo spokojnie. Zapamiętałem beznadzieję i szarówkę, błoto i mokry, topiący się śnieg, mgłę i grudniową abnegację kolorów, brak konturów i mnóstwo zapomnianych zakamarków, które urzekają właśnie tym, iż zostały zapomniane i nikt o nich już nie myśli, nie zajmuje się nimi, nie dba o nie.
Beskidy, niczym dziecięce puzzle, rozsypują się tu i tam i tak trudno jest mi je odnaleźć, złączyć w jedną całość.
Porcje Beskidów (felieton)
2Ładna polszczyzna w felietonie i chyba interpunkcja poprawna, ale styl pisania nie wciąga, ledwo dobrnęłam do końca. Nie chciałabym szanownego Autora urazić, być może to z moją percepcją, jest coś nie tak 

Kiedyś traktowałem ludzi dobrze. Teraz - z wzajemnością.
Anthony Hopkins
Anthony Hopkins
Porcje Beskidów (felieton)
3Szanowny Yakamoz! Szczerość jest w cenie, więc nikogo nie urażasz. Cóż, na swoją obronę powiem tylko, że starałem się (jak mogłem) wciągnąć w swój własny świat i zarazić miłością do Beskidu (Śląskiego - w tym konkretnym przypadku). Dzięki!
Porcje Beskidów (felieton)
4Poprawiłem parę rzeczy:
1) "dudląc bimber" - zamiast "dudniąc bimber",
2) "dwie, trzy drewniane chatki ze stromymi dachami, krytymi strzechą" - zamiast "dwie, trzy drewniane chatki ze stromym dachem [jednym dachem]",
3) poprawiłem "widmowy" na "widomy": "mgła – jako widomy znak tego, że i las, i łąka oddychają i żyją sobie",
4) poprawiłem "pobocze dróżki" na "skraj dróżki",
5) poprawiłem to zdanie: "bo zimą w lasie" na "bo zimą w lesie" (literówka).
Więcej grzechów na sumieniu już chyba nie mam, za te i inne szczerze żałuję, proszę o rozgrzeszenie i umieszczenie mojego felietoniku w dziale "Zweryfikowane".
Dziękuję!
1) "dudląc bimber" - zamiast "dudniąc bimber",
2) "dwie, trzy drewniane chatki ze stromymi dachami, krytymi strzechą" - zamiast "dwie, trzy drewniane chatki ze stromym dachem [jednym dachem]",
3) poprawiłem "widmowy" na "widomy": "mgła – jako widomy znak tego, że i las, i łąka oddychają i żyją sobie",
4) poprawiłem "pobocze dróżki" na "skraj dróżki",
5) poprawiłem to zdanie: "bo zimą w lasie" na "bo zimą w lesie" (literówka).
Więcej grzechów na sumieniu już chyba nie mam, za te i inne szczerze żałuję, proszę o rozgrzeszenie i umieszczenie mojego felietoniku w dziale "Zweryfikowane".
Dziękuję!
Porcje Beskidów (felieton)
5To mi się trochę kłóci. Może, gdybyś trochę inaczej to napisałmaciekzolnowski pisze: Dzisiaj odkryłem w Górkach coś interesującego, naprawdę, aż sam się zdziwiłem. Przeszedłem trasę, której jeszcze nie znałem, ha, ja nie znałem, choć trudno jest mi w to uwierzyć. Do tej pory sądziłem, że przemierzyłem każdy metr wsi, w której mieszkam. I oto okazało się, jak bardzo się myliłem.
Przypomniałem sobie przy tej okazji o tym, że dzisiejszą trasę kiedyś już pokonałem, zaraz po tym, jak parę lat temu przeprowadziłem się do Górek Wielkich. Przeszedłem ją wówczas z moim kolegą, z którym przyjaźnimy się po dziś dzień. Czyżbym odkrył więc jakiś „Szlak Wspominkowy”?

I dużo czasowników w tej samej formie.
Dużo już sam wyłapałeś

Ogólnie przeczytałam z zainteresowaniem. Zaciekawiłeś Beskidami.
Byłam swego czasu w Tyliczu i Krynicy. Pamiętam wędrówkę na Jaworzynę

Porcje Beskidów (felieton)
6Wielkie dzięki! Ale jak to poprawić? Masz może, Gelsomina, jakieś sugestie? Łatwiej powiedzieć, aniżeli zrobić i naprawić, he! 
Added in 1 minute 39 seconds:
Dziś moja WENA mnie opuszcza. Limit na korzystanie z jej konta pomocowego został wyczerpany! Niestety! Może jutro się uda...

Added in 1 minute 39 seconds:
Dziś moja WENA mnie opuszcza. Limit na korzystanie z jej konta pomocowego został wyczerpany! Niestety! Może jutro się uda...
Porcje Beskidów (felieton)
7Nie dawaj odejść wenie.
Muszę Ci powiedzieć, że od dłuższego czasu zauważam Twoje teksty jako coś unikatowego i wyjątkowego. Za każdym razem zabieram się do nich ochoczo i... nie wiem. Coś mnie powstrzymuje.
Widzę oryginalność pomysłu, widzę, ile pracy i pomysłowości wkładasz w stylizację. To, że każdy z tych tekstów jest wyjątkowy, choć oparte są na dość podobnym pomyśle wkroplenia delikatnej domieszki horroru w tekst o zupełnie nietypowym jak na horror charakterze i o nietypowej formie. Zwłaszcza Muzeum instrumentów i Kronika samobójstw się wyróżniają.
Ja to doceniam, dostrzegam... ale czytanie nie jest łatwe. Zazwyczaj mam wrażenie, że grzęznę w tekście, że forma jednak mimo wszystko przytłacza, że można by trochę pociąć zdania albo te teksty troszkę odchudzić, chociażby stosując zasadę 10% nikogo innego, jak tylko Stephena Kinga.
Ten tekst jest chyba pierwszym, którego czytanie naprawdę sprawiało mi przyjemność. Z początku chciałam się przyczepić do krwi - założę się, że czarnego - koguta, ale jednak zrezygnowałam, bo doszłam do wniosku, że ta uwaga jest jednak na swoim miejscu. Świetnie Ci się udało wsączać horror bardzo powoli i niepostrzeżenie, wykorzystując obojętność narratora, dla którego zombie jest widokiem pewnie tak samo interesującym, jak dla młodego człowieka przemierzającego prawdziwy świat widok traktora-samoróbki. Z jednej strony akceptuje się to naturalnie, jako element lokalnego kolorytu, a z drugiej przecież ten koloryt kochamy, doceniamy, a więc nie możemy przejść całkiem obojętnie obok silnika od kosiarki na ramie spawanej z podpierniczonego gdzieś trzepaka. Udało Ci się pokazać właśnie ten przedział emocji, który pojawia się między "ech, normalka, nic ciekawego" a "o rany, w życiu czegoś takiego nie widziałem", mieszaninę sentymentu i zdziwienia. Mam wrażenie, że mimo domieszki dreszczowca chciałeś tym tekstem Beskidy przytulić, pokazać, jakie są wspaniałe właśnie dlatego, że czasami można zbłądzić do wioski, w której nieumarli grzmocą gorzałkę. Nie ukrywam, że takie podejście jest mi bardzo bliskie i może stąd tak wyjątkowo dobry odbiór tekstu.
Muszę Ci powiedzieć, że od dłuższego czasu zauważam Twoje teksty jako coś unikatowego i wyjątkowego. Za każdym razem zabieram się do nich ochoczo i... nie wiem. Coś mnie powstrzymuje.
Widzę oryginalność pomysłu, widzę, ile pracy i pomysłowości wkładasz w stylizację. To, że każdy z tych tekstów jest wyjątkowy, choć oparte są na dość podobnym pomyśle wkroplenia delikatnej domieszki horroru w tekst o zupełnie nietypowym jak na horror charakterze i o nietypowej formie. Zwłaszcza Muzeum instrumentów i Kronika samobójstw się wyróżniają.
Ja to doceniam, dostrzegam... ale czytanie nie jest łatwe. Zazwyczaj mam wrażenie, że grzęznę w tekście, że forma jednak mimo wszystko przytłacza, że można by trochę pociąć zdania albo te teksty troszkę odchudzić, chociażby stosując zasadę 10% nikogo innego, jak tylko Stephena Kinga.
Ten tekst jest chyba pierwszym, którego czytanie naprawdę sprawiało mi przyjemność. Z początku chciałam się przyczepić do krwi - założę się, że czarnego - koguta, ale jednak zrezygnowałam, bo doszłam do wniosku, że ta uwaga jest jednak na swoim miejscu. Świetnie Ci się udało wsączać horror bardzo powoli i niepostrzeżenie, wykorzystując obojętność narratora, dla którego zombie jest widokiem pewnie tak samo interesującym, jak dla młodego człowieka przemierzającego prawdziwy świat widok traktora-samoróbki. Z jednej strony akceptuje się to naturalnie, jako element lokalnego kolorytu, a z drugiej przecież ten koloryt kochamy, doceniamy, a więc nie możemy przejść całkiem obojętnie obok silnika od kosiarki na ramie spawanej z podpierniczonego gdzieś trzepaka. Udało Ci się pokazać właśnie ten przedział emocji, który pojawia się między "ech, normalka, nic ciekawego" a "o rany, w życiu czegoś takiego nie widziałem", mieszaninę sentymentu i zdziwienia. Mam wrażenie, że mimo domieszki dreszczowca chciałeś tym tekstem Beskidy przytulić, pokazać, jakie są wspaniałe właśnie dlatego, że czasami można zbłądzić do wioski, w której nieumarli grzmocą gorzałkę. Nie ukrywam, że takie podejście jest mi bardzo bliskie i może stąd tak wyjątkowo dobry odbiór tekstu.
Porcje Beskidów (felieton)
8Droga MargotNoir,
Bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe i motywujące mnie słowa, za kapitalną, wyczerpującą wprost analizę zarówno mojego tekstu, jak i intencji, które gdzieś tam we mnie drzemią. Rzeczywiście: wpadłem ostatnio i nieustannie eksploruję taką oto formułę, co usiłuje spajać horror z obyczajem, komedią, absurdem i tekstem poetyckim. Zresztą Twoja recenzja, mam wrażenie, jest o wiele lepiej i barwniej napisana, aniżeli sam analizowany tekścik.
)
Pozdrawiam serdecznie!
Maćko
Bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe i motywujące mnie słowa, za kapitalną, wyczerpującą wprost analizę zarówno mojego tekstu, jak i intencji, które gdzieś tam we mnie drzemią. Rzeczywiście: wpadłem ostatnio i nieustannie eksploruję taką oto formułę, co usiłuje spajać horror z obyczajem, komedią, absurdem i tekstem poetyckim. Zresztą Twoja recenzja, mam wrażenie, jest o wiele lepiej i barwniej napisana, aniżeli sam analizowany tekścik.

Pozdrawiam serdecznie!
Maćko