Upiła drinka i powiodła wzrokiem dookoła – różowy niczym nieusmażony kotlet osobnik prezentował grupce gapiów futerał pełen giwer; mocno owłosiony chudzielec przy barze zsuwał się powoli ze stołka.
- Niezłe, co? – Spocony gość położył dłoń na jej ramieniu.
- Co niezłe? – Wzdrygnęła się.
Zabrał.
- Te spluwy. Ludzie z miasta są bez szans. Ty pierwszy raz tutaj?
- Mhm.
- Skąd jesteś?
- Znad kanałów.
- W czym robisz?
- Drogi oddechowe.
- Pięknie. Ja jestem od układu nerwowego. Zamówić ci coś do jedzenia?
- Poczekaj, umyję ręce.
Oniemiał.
- Niezłe, co? – Spocony gość położył dłoń na jej ramieniu.
- Co niezłe? – Wzdrygnęła się.
Zabrał.
- Te spluwy. Ludzie z miasta są bez szans. Ty pierwszy raz tutaj?
- Mhm.
- Skąd jesteś?
- Znad kanałów.
- W czym robisz?
- Drogi oddechowe.
- Pięknie. Ja jestem od układu nerwowego. Zamówić ci coś do jedzenia?
- Poczekaj, umyję ręce.
Oniemiał.
Minęła go, schyliła głowę, żeby nie zawadzić o zwisający krzywo transparent „Witamy na dorocznym balu wirusów i bakterii”, i zniknęła w łazience.