Cześć słońce

1
Cześć słońce - czyli ciężki przypadek pewnej uczennicy w jedynie słusznym systemie oświatowym
Z cyklu – grumpy cat

Nienawidziłam szkoły. Zawsze.
Za to, co nam ładowali do głowy - jakieś ohmy i ampery, gdy u nas w domu było jedno radyjko na baterie i telewizor, czarno-biały: „Ręce precz, bo popsujesz!” Na fizyce nauczycielka zapytała: „ile to Newtonów?” i przeszła się po klasie, pokazując nam jakąś rurkę z jasnymi i ciemnymi paskami. Trzymała ją kurczowo w rekach, bo miała taką tylko jedną: „Ręce precz!”

Na muzyce głównie teoria: Bachy, fugi, klucze wiolinowe, zeszyt z pięciolinią, by w nim zapisywać nuty. Z muzykowania mieliśmy tylko dzwonki (cymbały to wy jesteście), a raz miałam niezwykłe szczęście dostać do ręki trójkąt. Aż się trzęsłam z nerwów, taka to była odpowiedzialność. W klasie stało też małe pianino – „święta krowa”: „Ręce precz! Tylko dla wybrańców z kółka muzycznego!”

Plastyka wcale nie była lepsza. Kiedyś namalowałam pociąg składający się z pojedynczego długiego wagonu, a nie kilku oddzielnych (swoją drogą, to jakby wizja przyszłości), a wtedy nauczycielka wyśmiała mnie przed całą klasą, że nie mam pojęcia, jak takie coś wygląda.

Ale żeby nie było, nie przejmowałam się zbytnio takimi. Nie miałam czasu. Resztę godzin zawalano nam suchą teorią, którą trzeba było wykuć na blachę (ZZZ), jak narządy wewnętrzne pantofelka, imiona żon Henryka VIII (sposoby ich „odejścia” to akurat łatwo zapamiętać) czy ilość ton surowców kopalnych wydobywanych rocznie w Polsce. Rzeczywiście, informacje niezbędne w codziennym życiu.

Tak, nienawidziłam szkoły za te wszystkie cegły. A jeszcze bardziej za stracony czas.
Pół dnia siedzenia w klatkach, potem krótki spacerek powrotny – „cześć słońce”, i wreszcie w domu, przy lampie nad stołem zadania domowe, często do późnej nocy. Hurray! I tak przez cały tydzień, bo weekendy są przecież do nadrabiania zaległości, a zabawa to coś tylko dla dzieci, nie poważnych uczniów. Godzinka wiszenia na trzepaku to już góra szczęścia.
Nie mówię, jako dzieci byliśmy dość kreatywni w wymyślaniu zabaw. W tym czasie co go nam zostawało po szkole.

Kilkanaście straconych lat, tych, które powinny być najlepsze.

Jedno muszę jednak przyznać – dobrze przygotowano nas do życia w dorosłym świecie. Teraz całkiem nieźle znoszę osiem godzin siedzenia na tyłku przed komputerem i wgapiania się w ekran. Jestem w tym już przecież dobrze wyćwiczona.
A słońce niech sobie gdzieś tam świeci. Co mi do tego.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A wszystko powyższe drapnięte w czasie kiedy jadąc do pracy było jeszcze ciemno, a w drodze do domu, już ciemno. Wspominałam więc sobie jako to drzewiej bywało. Tak samo. Z jedną jednakowoż różnicą – teraz nie muszę odrabiać zadań domowych, uff. Dzięki temu mam więcej czasu i mogę się spokojnie wgapiać w ekran telewizora. Kolorowego tym razem. To się nazywa postęp.
Dream dancer

Cześć słońce

2
Wiem, że czasami trzeba coś opowiedzieć, aby zrobiło się jaśniej w pokoju lub za oknem.
Dlatego przeczytałem Twoje litery razy trzy.
Nie będę się mądrował - zagadało do mnie, i tyle. Nie od razu - lecz zagadało.
Pewnie, że można lepiej, bogaciej i inaczej - wszystko można.
Tylko po co?

Chyba podjąłem sens Twoich wspomnień. Taka nauczycielka plastyki to grzech.
Pozdrawiam.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Cześć słońce

3
Trudno trochę zweryfikować ten tekścik. Taki osobisty marudź - trudno polemizować, trudno szukać fabuły, no ogólnie trudno... Język ok, plastyczne obrazy rysujesz - fragmenty mogłyby zagrać w jakimś dłuższym tekście jako wspomnienia/przemyślenia bohatera.
Jako że na muzyce lubiłam teorię (taka trochę matematyczna), a uciekałam, jak kazali mi grać czy nie daj Boże śpiewać, to trudno, żeby mi "zagrało" ;) Ale rozumiem potrzebę wyrzucenia z siebie takich odczuć.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Cześć słońce

4
Bardzo osobisty ten tekst.
Trochę tu strumienia świadomości, trochę wspomnień - fabuły jako takiej dość mało.
Klamra ze słońcem bardzo mi się podobała, choć osobiście bym ją troszeczkę podkreśliła. A może taki był zamysł... Nie wiem.
Niemniej przyjemnie się to czytało. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Cześć słońce

5
Zimą czasem tak jest, ciemno, zimno i ponuro, że nic tylko gderać.
Zwłaszcza jak się uzmysłowi, że zawsze tak było, większość życia spędzamy w zamknięciu robiąc rzeczy, na które nie mamy najmniejszej ochoty.
Staliśmy się robotami.
Tak, ta klamra ze słońcem to właśnie o tym, to mój główny wątek gryzący jak robak we wnętrzu jabłka. Albo jak kropla, która przepełnia czarę.

I przydałoby się porządnie potrząsnąć tym skostniałym systemem oświatowym. Quincunx wiedziałam, że zrozumiesz, jakże łatwo jest zabić wyobraźnię u dziecka. Niektórzy nie powinni być nauczycielami. Choć może teraz wygląda to inaczej? :shock:
Oj, oby do wiosny :(
Dream dancer

Cześć słońce

7
Czytając tekst przypomniały mi się słowa kogoś mądrego: powinniśmy w życiu być tym, o czym marzyliśmy w wieku sześciu lat. Wtedy człowiek nie ma jeszcze spaczonego umysłu szkołą i nauką, ale ma wystarczająco dużo lat, by myśleć o tym, o czym się marzy.
O, albo coś w ten deseń. Nie wiem, jakoś tak mi się skojarzyło. Bo przecież szkoła narzuca pewne schematy. Nierzadko podcina nam skrzydła, każe myśleć w ten i w ten sposób.
Wiadomo - wiele przedmiotów nie przyda nam się w codziennym życiu. Trochę jak w piątej części HP, gdzie Dolores narzucała schematyczną naukę obrony przed czarną magią zupełnie bagatelizując, czego naprawdę powinna nauczać i w jaki sposób tych wszystkich młodych czarodziejów i czarownice.
Ale tak to już jest. Chcesz zostać inżynierem? Musisz wkuwać przedmioty ścisłe. Chcesz być artystą plastycznym? Musisz mieć dobre oceny z tego przedmiotu. No, ok. Może tutaj jest to na plus, gdyż każdy malarz, zanim zacznie tworzyć dzieła sztuki, powinien zapoznać się z pewnymi schematami, zasadami budowania brył, tworzenia światłocienia - ale pod jednym warunkiem. Że nauczyciel będzie na tyle kompetentny, że będzie nakierowywał uczniów na prawidłową drogę. Podobnie jest z j. polskim i pisaniem. No, ale poza pewnymi warunkami (w których belfer musi naprawdę czuć, iż to jego powołanie, że potrafi zaciekawić uczniaków), ale z reguły przedmioty nie nauczą nas życia. Ale cóż poradzić? Przyjęto schemat, że to stopnie z prac domowych kartkówek, odpowiadania na lekcji przesądzą o naszej przyszłości. Smutne, ale prawdziwe.

Co zaś tyczy się samego tekstu. Język jest dobry, prosty, masz lekkie pióro. No i podjęłaś temat z prawidłowej perspektywy. Dzięki temu czyta się przyjemnie, temat trafia od odbiorcy z łatwością (a przynajmniej ja tak to odczuwam).
Weny!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron