I znów jestem na autostradzie; radio w samochodzie ciągle gra.
„Pogoda na jutro zapowiada się bez zmian”.
Pora zatem na dźwięki i głosy:
„Pusty korytarz podziemnego przejścia; na zewnątrz amerykański świt; facet z fotela oparty o ścianę, ze słuchawką automatu telefonicznego; w jego angielskim mieszkaniu dzwonek telefonu budzi żonę i jej kochanka; ręka faceta z fotela osuwa się po sznurze telefonu... Oczy niewidzące”.
Nie podlegasz już prawu. Już nie.
„Szeroka, pusta łąka; gdzieś w środku (trochę po lewej stronie) wystaje z ziemi kilkumetrowy pręt; jak cienkie, bezlistne drzewo; jak maszt nieistniejącej radiostacji”.
Chłopiec biegnie przez tę łąkę; wciąż kogoś szuka; gdzie jesteś tato?
Ta scena powraca wielokrotnie.
Wystarczy podkręcić potencjometr i huk pikującego bombowca wciska cię w siedzenie.
Z tyłu klakson. Drugi. Trzeci, najgłośniejszy.
Ruszysz wreszcie, kretynie?!
„Waląca się ściana; łoskot tysięcznych cegieł; zapach kurzu, rozsypującego się tynku; i ta cisza, jak po eksplozji; po dokonaniu się; i nagle dźwięk; jest hałasem powracającego do normalnego życia ulicznego tłumu; jak po terrorystycznej bombie; po interwencji policji; głosy kobiet; siatki z zakupami; chrzęst porozbijanych butelek; i mały chłopczyk do dziecinnego wózka zaczyna zbierać kawałki muru; coraz szybciej; szybciej; zapamiętale, pieczołowicie; on sobie tę ścianę odbuduje; to jego własna ściana; on jej nikomu nie odda”.
Napisy.
Jeden ruch dłoni i wszystko znika.
„Nie, to nie ten przycisk!...”.
A jednak Słowa, które pozostały, rozchodzą się po światach; dziewczyny z Montmarte rozpuszczają włosy; oczy pirata z Lego, który oślepł, wypełniają się łzami, a z labiryntu dwóch rzek wypływa szklanka ze śladem Twojej pomadki; milczący anioł z dzieciństwa siada tyłem do luster; w ukryciu sam przed sobą spływa smutek z bocznej ulicy; i boli.
Dlatego...
W moim magicznym, wstecznym lusterku znów zachodzi czerwone słońce.
Tonie na nitce autostrady.
„Nasza pełna strachu podróż skończona”.
Bęc.
*Cytaty: Piotr Kaczkowski z Nocnych Pogaduszek, bo "The Wall" jest najlepszejsza i oczywiście Walt Whitman z poezyji Kapitana, na to sobie pozwoliłem.
„O Kapitanie! Mój Kapitanie!”; z Piotrem Kaczkowskim krótka podróż na wschody lub zachody
1Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.