85
autor: Rubia
Szef Weryfikatorów
Ech... Wiecie, jeśli eksponaty van Hagensa umieszczać w przestrzeni kulturowej, to one mówią wprawdzie coś o naszym stosunku do śmierci, ale... mówią w gruncie rzeczy niewiele. Przecież to są mumie. Mieszczą się w tym samym ciągu, co zmumifikowane ciała Egipcjan albo Peruwiańczyków - w sensie materialnym. Bo w duchowym już nie. Mumifikacja w tamtych systemach religijnych miała swój sens i cel, gdyż trwanie materialnego ciała podtrzymywało egzystencję ducha gdzieś w zaświatach, zapewniało mu lepszy los. Ten związek między materią i duchem w aspekcie eschatologicznym uległ zerwaniu w religiach monoteistycznych: z prochu powstałeś, w proch się obrócisz, a ciało po zmartwychwstaniu będzie innym ciałem, przemienionym i chwalebnym. Dlatego nie jest potrzebne przeciwdziałanie jego rozkładowi. Mumifikacja staje się więc jedynie namiastką, substytutem nieśmiertelności w aspekcie czysto materialnym, przedłużeniem doczesnego trwania. O śmierci plastynaty van Hagensa mówią nam nie więcej, niż mumia Lenina czy Kim Ir Sena (nie jestem całkiem pewna, ale chyba go zmumifikowali). Pomijam aspekt kultu wielkich wodzów, bo nie o to tu chodzi. To jest zapewnienie trwania materii, bez kontekstu duchowo-religijnego.
Plastynaty mówią natomiast dużo o współczesnym stosunku do CIAŁA, do jego pokazywania oraz przetwarzania. Są bliższe takim zjawiskom, jak kobieta-kot czy kobieta-Barbie, te dobrowolne ofiary zabiegów chirurgicznych i innych, przekształcających ich ciała w jakiś twór wymyślony, wykoncypowany. Tyle, że żywe ciało narzuca duże ograniczenia, pewnych zabiegów na nim nie da się jednak przeprowadzić. Na przykład, nie da się go otworzyć i tak chodzić po ulicy (gdyby się dało, to przypuszczam, że natychmiast znaleźliby się chętni do prezentacji własnego wnętrza, w sensie najzupełniej dosłownym). A z ciałem martwym można zrobić wiele. Upozować je, pozbawić skóry całkiem czy częściowo, otworzyć. To jest w gruncie rzeczy skrajny ekshibicjonizm, do ekstremum doprowadzona manipulacja ciałem, tyle, że nie własnym.
To łamie pewne tabu kulturowe (ciałom zmarłych należy się szacunek i pochówek), ale nie normy religijne, gdyż dla pośmiertnych losów człowieka w gruncie rzeczy obojętne jest, co się stanie z jego ciałem. Może zostać pogrzebane, spopielone, a jeśli kogoś gdzieś na polu bitwy rozdziobią kruki i wrony, to też nie ma to znaczenia dla jego egzystencji w zaświatach.
Dlaczego o tym tu piszę? Bo moją uwagę zwrócił pierwszy tekst konkursowy. Tam wprawdzie Weronika wydaje się nieświadomą ofiarą manipulacji nieznajomego, poza tym zakończenie jest nazbyt pospiesznie dopisane, chyba ze względu na limit znaków (w gruncie rzeczy, gdyby nie konkurs, to trudno byłoby się domyślić, że nieznajomy przerobił ją na plastynat), lecz całość dotyka tych właśnie kwestii: pokazywania, przekształacania, otwierania ciała. Akt namalowany nie wystarcza, trzeba coś zrobić z prawdziwym ciałem. Bo jak szukać prawdy o nim, to już takiej ekstremalnej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.