Śpiąca królewna
]...Elżbieta skończyła poranną koronkę różańca i wstawała z kolan, kolebiąc obfitym, niekształtnym już ciałem. Spojrzała na zegar, który od dnia ślubu z Karolem odmierzał niespiesznie czas. Zanim rozbrzmi kurantem – pomyślała – uwinę się z obiadem. Popatrzyła na męża, który spał poświstując rytmicznie. Szron zarostu pokrywał mu zapadłe policzki, nos się wyostrzył, a usta utraciły czerwień. Gdyby nie chapanie, wyglądałby zupełnie jak nieboszczyk.]...Bądź wola… ! – westchnęła pokornie.
]...Jej Karol, zaklęty przez złą wróżkę w noc poślubną, spał od stu nieprzerwanie. Tylko życia mu i urody ubywało, bywało... Wiedziała, że czar by prysł, gdyby nocą ujrzała męża nagiego. Ale prysłaby wieczność Elżbiety.
Czerwcowa noc
Upał doskwierał cały dzień i nawet teraz, w środku nocy, nadal czuć gorąco. Pewnie dlatego śpisz na prześcieradle, a nie jak co dzień zawinięty w kołdrę. Wstrząsasz głową, wiercisz się chwilę i ostatecznie rozkładasz na wznak, brzuchem do góry. Patrzę na rudawe pierścionki i delikatnie przeciągam po nich palcem. Mruczysz bezwiednie.Jesteś taki ufny. Mogłabym spróbować zdusić w tobie życie. Na pewno walczyłbyś zawzięcie, pazury i kły poszłyby w ruch.
Ale nie– śpij spokojnie. Rozwiała się moja złość o ślady łap na świeżym prześcieradle i sierść, którą zostawiłeś na poduszce. Jesteś bezpieczny na jednym posłaniu z człowiekiem.
Dobranoc, Panie Kocie.
*** (1)
Mężczyzna przechadzał się majestatycznym krokiem, patrząc z wyższością na zgromadzony wokół lud, który usłużnie gwizdał, wiwatował i się kłaniał. Obok niego kroczyła żona, za nim natomiast doradcy, doradcy doradców, błazen i żebrak. Jękom, zachwytom i dziwom nie było końca, jednak do czasu, gdy przed parę rządzącą wybiegło dziecko, które z wyciągniętym palcem oskarżycielskim tonem krzyknęło: „Przecież on jest nagi!”. Poprzednie dźwięki zostały zastąpione przez szepty. Król bez słowa podszedł do jednego ze swoich sług i sięgnął po ozdobioną ornamentami szablę. Świsnęło i na ziemię padło ciało oskarżyciela, a drobna głowa się potoczyła. Spytał król spokojnie: „Kto jeszcze myśli, żem nagi?” Michał zabija
Wpatrzony w monitor osiemnastolatek z beznamiętnym wyrazem twarzy przełączał przeglądarkę w tryb prywatny. Wpisał odpowiedni adres strony i włączył buforowanie filmiku; wolne łącze gwarantowało odpowiedni czas na pozbycie się ubrania oraz na małą rozgrzewkę. W końcu doczekał się załadowania nagrania, które uwieczniło zabawiającą się dziewczynę z figlarnym uśmieszkiem, sporym biustem oraz ładnie wydepilowanym ciałem. Widząc, że jest coraz bliżej szczytowego momentu licealista zdecydował, że również niedługo osiągnie upragniony stan. Po skończonej robocie wziął chusteczkę, która szybko stała się zużyta. Chłopak ubrał gacie i przeszedł do toalety, wrzucił zmięty papier i nacisnął spłuczkę. Ileż to życia codziennie w muszli się spuszcza!Michał zabija - ponownie
Twarz Michała jaśniała zadowoleniem – ileż można było szykować się przed wyjściem na imprezę, ćwiczyć taniec, gadki szmatki, pracować niewolniczo, by móc za co stawiać pannom drinki? Koniec końców się opłaciło, bowiem prowadził w miarę atrakcyjną pannę do toalety, która w tym klubie z pewnością stanowiła ostatnie miejsce, gdzie ludzie mogliby pozbyć się zbędnych płynów. Cieszył się, że mógł zanurzyć język w damskich ustach, że ręce miał wszędzie, gdzie tylko chciał. Dziewczyna po chwili przystąpiła do pozbywania się zbędnych ubrań, Michał postanowił wziąć z niej przykład, zostawiając dla niej jedynie bokserki. Na jego nieszczęście po ich zdjęciu nastąpił tylko niekontrolowany śmiech.***(2)
Szur, szur, jeden, dwa, trzy, pięć, dziesięć, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt trzy…Aaa…
Koniec. Stacza się ze mnie.
- Doszłaś?
- Tak – odpowiadam drżącym głosem.
- Nie! – myślę. – Jak miałam dojść?! Tysiąc razy mówiłam jak chcę: że ostro, że szybko, że gwałtownie, wytargane kłaki, sińce, maliny, ślady ukąszeń…
I wiecznie: nie mogę się przełamać, rybko tak cię kocham, to przecież brak szacunku dla kobiety…
Odwracam się na brzuch, ze złości gryzę haftowaną poduszkę.
- A masz!
Trzask!!! Uderzenie w pośladek! Boli! Piecze! Pali żywym ogniem! Krew huczy w uszach! Nareszcie???
Podnoszę głowę…
Siedzi: goły, wystraszony, uniesiona prawa dłoń.
- Zabiłem komara, przepraszam…
Plan amerykański
(Nagi mężczyzna zabija)
]...Rozbieram go. Spokojnie, niemal bez emocji.]...Krawat. Jedwab. Oliwkowy. Prążki o ton-dwa jaśniejsze, rozfalowane przy węźle.
]...Pasek. Niedawno pewnie przesunął o oczko. Tyje.
]...Odkrywam podwiązki do skarpet. To mnie śmieszy. Wsuwam palce pod elastyczne paski, poddają się z szelestem tarcia.
]...Przyklękam. On obserwuje moje ruchy, wiem, choć nie mogę pochwycić spojrzeń. W tym ujęciu – jak gdyby był niewidoczną resztą amerykańskiego planu – dostrzegam drgające, naprężone czujnie mięśnie ud. Porusza niespokojnymi dłońmi.
]...Znów wznoszę się ku biodrom, by językiem ostatecznie oddzielić nieznajomy, ostry zapach tego mężczyzny od skóry genitaliów. Wreszcie jest. Sterylnie nagi. Tak, jak potrzebowałam. Będzie zabijał moją miłość do męża.
*** (3)
Splątana gęstwina gwiazd rozświetlała nabrzmiałe upałem powietrze. Kręta ścieżka gęstej ropy powoli przecierała wilgotny szlak na wyschniętej skorupie krwi starego wrzodu obserwowanego. Hans splunął żółtozieloną flegmą i z zadowoleniem roztarł ją czubkiem buta na spękanej ziemi warszawskiego getta. Blady język wysunął się spomiędzy ostrych zębów, by pochwycić krople potu schnące nad górną wargą, a jeszcze jedno spojrzenie na owrzodzoną powiekę nieruchomego przywołało grymas satysfakcji. Żaden nie odważy się podnieść ręki na karzącą sprawiedliwość ucieleśnionej potęgi wyższej rasy. Żaden, dopóki swój zawszony dezabil okrywa niczym strzępami łachmanów wiarą w człowieczeństwo, równość i pieprzone przyszłe zbawienie.Wystrzał kradzionego pocisku.
Upadek.
Zabił nagi.
***(4)
Rzym, Wenecja, Florencja. Podróżowała sama, z Minoltą na szyi i niedużą różową walizką. Nie chciała jechać z wycieczką i nie, mamo, uspokój się, nikt mnie tam nie zabije!A jednak…
Absurdalna, tragiczna śmierć. Nikt nie mógł uwierzyć, jak mogło do niej dojść, w taki sposób i w takim miejscu. Ostatnim przystankiem była Florencja; tego feralnego dnia dziewczyna wypiła poranną kawę i poszła zwiedzać miasto. To z Piazza della Signoria, gdzie nie zdążyła zrobić nawet jednego zdjęcia, zabrano jej ciało z roztrzaskaną głową.
- Porca puttana – szeptali zdumieni mieszkańcy. Nie mogli bowiem pojąć, jakim cudem posąg Dawida runął nagle z cokołu.
Tytuł: BANG BANG
Nie trzymał moczu i fasonu. Nie pijał wódki, samogonu. Nie liczył dni, godzin i łat. Był taki sobie, pełen wad. Wszedł do melinki, zamówił drinki. Powiedział: „Ej, stary, kopę lat!”. Przesunął palcem po blacie pół-mat. Kleisty sok z opuszkiem się zwarł. Lecz on szybko z przeszłością go starł.BANG BANG!
Kuli błysk nad blatem padł. Połami płaszcz wierności spadł.
BANG BANG!!
Trucizną ołów wątrobę drze.
– Gdzie ona jest?! NO GDZIE?!
BANG BANG!!!
Ciszą zamarł rozmów szum. Za oknem tylko piski gum. Jak on, w nagości swej, pozwolił skrzywdzić się? Odpowiedź? Czy spowiedź? Ach, gdzie ona, gdzie? Na próżno szukać jej.
Ostatnia sztuczka
Otaczała go aura śmierci, wyczuwalna równie wyraźnie jak zapach drogiej wody kolońskiej. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę kim się stał.- To origami? - spytał patrząc jak zwijam gazetę.
Z jego twarzy spełzła brutalność, oczy straciły cyniczny wyraz. Przez chwilę znowu wyglądał jak sześciolatek któremu opowiadałem bajki.
- Nie - odparłem uśmiechając się smutno.
- Zawsze pokazywałeś mi sztuczki, pamiętasz? Byłem strasznie płaczliwym dzieciakiem.
- Pamiętam. To Hadaka Korosu.
- Co to znaczy?
Uderzyłem w punkt pod uchem twardym jak drewniana pałka rulonem. W gasnącym spojrzeniu nie było wrogości, tylko rozpacz dziecka które zdradził ktoś bliski.
- Nago Zabijać, braciszku.
***(5)
Jest piękny. Piękny urodą doskonałą, a równocześnie zmysłową, bardziej młodzieńczą, niż męską. Kiedy tak stoi całkowicie nagi, lekko pochylając głowę, rozproszone światło lampy podkreśla giętką linię nóg i bioder, łagodnie modeluje muskulaturę torsu, wydobywa z półmroku uniesioną rękę.I tę drugą, ugiętą w łokciu, gotową już do śmiertelnego ciosu.
Klęczę na posadzce jak niewolnica, wpatrując się w jego dłoń. A może jednak nie? Palce są rozchylone, niemożliwe, żeby nagle zamknęły się brutalnie. Dla okrutnego kaprysu?
Przecież chyba może istnieć piękno nie skażone śladem zła?
Trzask migawki, koniec rozmyślań. Spoglądam na ekranik nikona.
Doskonale.
Apollo zabijający jaszczurkę, zbliżenie dłoni. Ujęcie pierwsze.
Nagi mężczyzna zabija
Codziennie wracał do niej, wszak to było jego mieszkanie. Mamusia mu kupiła, kiedy zgłupiała dla tamtego. Podobno nadszedł czas, tak będzie lepiej. Jemu, Ryszardowi, było tylko gorzej. Nie potrafił żyć. Gotować, prać, myśleć, decydować, sprzątać, pamiętać o kluczach? Mamusia zakochała się, a Ryszard przecież znajdzie kogoś, nieźle zarabia i dobry taki, muchy nie skrzywdzi.Aż kiedyś przyszła, została i panoszy się, wredna. Nie znosi jej, nienawidzi! Chyba musi zabić. Niczym w filmie. Tak, zrobi to! Tylko ubranie zdejmie, jak zawsze po pracy, będzie czyste na jutro, gatki też, przecież ciepło. Jest! Siedzi w kuchni. Teraz! Machnął packą z całej siły.