16

Latest post of the previous page:

Dziękuję Ci bardzo Naturszczyk.
Nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że jego osiągnięcie wymaga czasu. Czas i tak upłynie.

17
Naturszczyk pisze:Jeśli mogę coś radzić, to najpierw trzeba znaleźć agenta literackiego mieszkającego za granicą i przekonać go, że Twoja książka na prawdę jest dobra.
Bez sprzedania pięcio-sześciocyfowego nakładu w "kraju pochodzenia" przekonanie to uważam za baaardzo trudne. Przez grzeczność i aby Was nie dobijać nie piszę "niemożliwe".

Ujmę to tak: ja mając na koncie 20 wydanych książek, pięciocyfrowe nakłady niektorych pozycji, regularne wizyty na listach bestselerów, majac przekłady na czeski i rosyjski, znając osobiście M.Kandela uważam podbój dalszych rynków za niemoż... tzn. bardzo trudny.

Ludziska kochane - przestańce w kółko teoretyzować o gruszkach na wierzbie tylko najpierw spróbujcie coś wydać w Polsce. Cokolwiek.

Zanim zaczniecie marudzić o braku możliwości "w tym wrednym kraju" najpierw spróbujcie wycisnąć co się da tutaj.

A zacznijcie od napisania.
Albo od próby napisania.

20
ja to widzę tak: te wszystkie dyskusje o wydawaniu za granicą sprawdzają się do jednego:

siada sobie gostek lub koleżanka i zaczyna biadać pt. "jak mi potwornie źle że mieszkam w Polsce", "A jakbym się urodziła w USA to wtedy..." tak jak nasze aktoreczki co nie umieją zagrać, a chcą do holywood.

Mnie to wkurza bo najczęściej ci co najgłośniej skamlają mają zerowe sukcesy zawodowe. I wyjazd do USA w niczym by im nie pomógł.

całe to pieprzenie o USA to samousprawiedliwianie się i nic więcej. Marudzicie zamiast pracować. a ja tracę czas by próbować Wami trochę potrząsnąć. Był tu wątek zatytułowany "parę groszy" czy jakoś tak. Dawałem radę jak zacząć zarabiać arykułami. Minęły ze dwa miesiące chyba albo i lepiej. Czy ktoś z wielbicieli amerykańskiego rynku wydawniczego może mi podesłać skan pierwszej zarobionej pisaniem stówki?

Kupa Polaków pojechała pracować na zachodzie. Kto coś umiał w Polsce jakoś się tam zaczepił, porobił za połowę stawki tubylca i wraca z kasą. Większość nie umiała nic, porobiła byle co, albo nie znalazła żadnej roboty, i wraca marudząc że kapitalizm jest zły. Kupa pojechła do Anglii nie znając nawet angielskiego pomieszkała pod mostem i wraca na koszt konsulatu.

Ludzie to jak z biznesem. Siedzi banda idiotów i marudzi że nie ma pieniędzy na początek. Ale jakby przypadkiem je dostali to by je rozpieprzyli. (vide mój kumpel co jak sie wreszcie dorwał to kasy to wtopił 40 tyś bo mu się wydawało że da sie na czymś zarobić a tu się okazalo że jednak się nie da).

Jeśli ktoś się do czegoś nadaje to pieniądze ma. Pracuje odkłada, inwestuje, pomnaża, w międzyczasie zdobywa doświadczenia które pozwalają zrobić krok do przodu. Czasem ma za mało by rozkręcić interes od razu - ale stopniowo w kilka lat dochodzi tam gdzie chciał, albo bierze kredyt i robi duzy skok do przodu - bo wie jak coś zrobić i na ile może zaryzykować. Jak ktoś zaczyna od kredytu to zostanie z długami. Sorry. Życie.

Na szczęście większość wiecznych malkontentów kredytu nie dostanie. Banki chroniąc swój interes przy okazji ratują różnych frajerów przed upadkiem...

Maszynopisy to Wasz kapitał. Przy odrobnie szcześcia wymienice je na pieniądze. Może kiedyś wymienicie je na dolary.

Jak ktoś umie pisać to pisze i wydaje. Tu w Polsce. Sprawdza się. Uczy się nowych technik. Zdobywa doświadczenie. Zdobywa umiejętności. I z czasem jest gotów zrobić krok dalej. Albo tu albo gdzie indziej.

Na naszym forum siedzi banda i skamle "jest nam źle bo nie mieszkamy w USA". Dobra. ja też nie mieszkam w USA. I...? Ok. W USa może zarobiłbym dziesięć-dwadzieścia razy więcej. Albo by przyszła wściekła feministka z karabinem i wywaliła mi dziurę w czole za łamanie zasad politycznej poprawności.

Przyjmimy że za pięć-dziesięć-piętnaście lat otworzy się możliwość wydawania w USA. Z moich 20-30-40 książek będe mógł wybrać 2-3-4 najlepsze i sprzedać im prawa. Przyjmijmy że na gwałt zechcą wydawać Polaków. Co wtedy zrobią? popatrzą co się w Polsce najepiej sprzedaje. Jest szansa że moje książki będą na tyle wysoko w rankingach że zostaną zauważone.

A wasze? Czy bedą już w ogóle napisane?

w przypadku wielu użytkowników tego forum będzie to wygladało inaczej: jest szansa - w USa zaczęli pubikować Polaków hurrra. To ja siadam i piszę... Eeee... Tak właściwie jak sie to robi? Ok. już po dwu latach mam napisaną powieść. Hurra. o jak to już moda minęła? I pojaiw sie kolejne samousprawiedliwienie: "to wszystko wina tych wrednych Pilipiuka-Sapkowsiego-Dardy to przez ich wypociny nie miałem szansy z moim dziełem..."

Sądzicie że z amerykańcami będzie łatwo? Czy sami przyjdą (wątpię). czy do nich się pójdzie trzeba mieć argument. Jakikolwiek argument. 10 wydanych tytułów. Wysoki nakład. Tłumaczenie na języki krajów regionu. etc.

Może być inna możliwość. Może szansa wydania w USA nie pojawi się nigdy. Co wtedy? Ja będę sobie wydawał książki w Poslce, Czechach, Rosji, może i Bułgarii. Będę z tego żył, kiedyś postawię dom, jak zechcę popływać jachtem to sobie kupię lub wyczarteruję.

90% użytkowników tego forum będzie w tym czasie siedzieć na kasie w biedronce i pielęgnować w sobie poczucie straszliwej krzywdy spowodowane tym że nie zostali pisarzami bo nie mieszkają w USA. Potem będzie to już tylko poczucie krzydy spowodowane tym że nie siedzą na kasie w USA. A potem zestarzeją się i umrą zostawiajac wnukom teczkę z wydrukiem kawałka powieści której nigdy nie skończyli bo wredny świat nie pozwolił im rozwinąc skrzydeł...

Miejsce zamieszkania niewiele zmienia. Tzn. jak sie mieszka w Somalii to ma się przechlapane - ale pobudka - żyjemy w Polsce w najlepszym okresie historii naszego kraju. Żyjemy w świecie o ktorym 25 lat temu mołem sobie pomarzyć. Rozumiecie? Rynek wydawniczy też mamy taki że 10 lat temu mogłem sobie o czymś podobnym pomarzyć.

Gdzie tam... Nie rozumiecie. Większość z Was ma naście - dwadzieścia parę lat.
Okres komuny to dla Was w najlepszym razie przedszkole. Nie wiecie jakie to uczucie nie mieć paszportu, i oglądac w Pewexie radiomagnetofon za 120 dolarów ze świadomością że taką Kwotę wasz Ojciec zarabia przez pół roku, albo zestaw klocków lego za 40 zielonych czyli dwa miesiące harówy z nadgodzinami i dyżurami. Jak potrzebujecie telefonu to go kupujecie w kiosku. bez czekania 20 lat i pisania podań do urzędasów. etc.

Część z Was zaczęła czytać książki już po rewolucji którą zorbiła Fabryka Słów.
Od dekady mamy normalny rynek. Ja korzystam, wy marzycie o USA.

Janusz A. Zajdel czekał 3-4 lata od napisania ksiażki do jej wydania. dziś czeka się 3 miesiące. Nienacki - za komumny autor topbestselerów multimilioner miał na koncie ze 3 miliony złotych czyli w walucie wolnego świata jakieś - bu ha ha ha ...sześć tysięcy dolarów. I był faciarzem, władza wiedziała że nie ucieknie, dawała mu paszport na kraje kapitalistyczne więc sobie parę razy jeździł do Francji i RFN.

Dziś żyjemy w wolnym kraju. A jak nam sie nie podoba mamy paszporty w szufladach. I możemy napisać co chcemy i wydać gdzie chcemy bez konieczności kiwania smutnych panow z ulicy Mysiej i bez czekania latami na przydział papieru. Możemy napisać wszystko, dostać za to prawdziwe pieniądze, kupić co chcemy i pojechać gdzie chcemy.

a wy marudzicie jakbyście mieszkali w jakiejś Somalii.

USa daje wieksze możliwości? ok. A Polska daje wieksze możliwości niż Somalia. Ale jak ktoś jest cienias to czy w Somlaii, czy w Polsce czy w USA będzie podobnie wegetował. A jak ktoś jest dobry to sobie poradzi i tu i tam a czasem jednocześnie i tu i tam.

w Holywood pełno jest ludzi którzy przyjechali zostać aktorami i im się nie udało. Mieszkają w kanałach i wynajmują się do sprzątania ulic by zarobć na bilet z powrotem do domu. A przecież żyją w USA - w tym uSA ktore Wam się śni po nocach.

Ktoś tu chciał promować polską prozę na zachodzie? pisałem już o tym: żeby móc rozmawiać z zachodem trzeba mieć argumenty. Pokazać czarno na białym że maszynopis który się przyniosło to bestseler w pięciu karajach Europy Środkowej. a lepiej przynieść pulę bestselerów dziesięciu top-autorów.

Jak się idzie do polskiego wydawcy to trzeba pokazać że ma się 15 opowiadań wydanych w czasopismach. Tak jest wszedzie. W każdej robocie. Tak działa świat. Jak się idzie pracować w stolarni to pokazuje się dyplom ukończenia zawodówki stolarskiej, opinie rzemieślnika u którego odbyło się staż, zdjęcia z własych realizacji etc. jak się chce zostac piratem w Somalii też trzeba pokazać ze umie się walić z kałacha.

Niedocenieni geniusze? Nie ma niedocenionych geniuszy. Sorry. no dobra może są - 1% pechowców potwierdzających regułę. Ale - z całym szacunkiem - to raczej nie Wy. Czasm trzeba obejść 15 wydawnictw jak Rowling. Czasem mieszka się parę lat w przyczepie kempingowej jak St.King. Ale wysiłek się akumuluje.

London, King czy Dick się nie załamywali odmowami tylko pisali nowe rzeczy. Gdy pojawiły się opcje na druk po postu składali opowiadania w zbiory i puszczali. A wy? Jesli zapali się światełko ile zbiorów opowiadań złozycie z tego co macie w szufladach?

Gdy przyszli do mnie z Fabryki Słów miałem 1200 stron maszynopisu gotowe.

12 lat temu robiłem awanturę w Fenixie bo spóźniali się z wypłatą honorarium a ja akurat podarłem ostatnie spodnie i potrzebowałem dwie dychy żeby kupić nowe u chińczyka. I nie byló wówczas żadnych szans wydania książki. Ale pisałem na zapas. I gdy pojawiła się szansa capnąłem ją jak rotweiler. Bo miałem zęby. Wy w większości tracicie czas na dywagacje o straconych szansach. A macie w ogóle zęby by w razie czego szansę chapnąć?

Przestańcie zatem pieprzyć farmazony tylko weźcie się do roboty. Wtedy jest szansa ze za 10 lat wydacie coś i w USA. A na razie spróbujcie coś opublikować "w tym małym parszywym kraiku gdzie mieszkamy". I cieszcie się ze nie jesteście pisarzami w Somalii.

21
Rzeczywiście w pełni się zgadzam z A.Pilipiukiem - by wygrać na loterii należy kupić los, czyli cały czas pisać.
Nie do końca się zgodzę z tezą, że ilość sprzedanych egz. w Polsce przekłada się na szansę zauważenia pisarza za granicą.
Powtarzam, nie tędy droga, jest zbyt siermiężna. Są prostsze i efektywniejsze możliwości. Tzn. zacznijcie tak samo jak w Polsce - czasopisma.
Twierdzę, że jedynym problemem jest dobre tłumaczenie.
skazany na potępienie...

22
Andrzej treściwie napisał to, co wałkuje z uporem maniaka od dawna - jak ktoś tego nie pojął, trudno. Ci co pojęli, podzielą się na dwie grupy: jedni przysiądą, żeby coś skrobnąć, drudzy odpuszczą, zniechęceni rzeczywistością. Ci pierwsi podzielą się na dwie grupy: kilku dokończy jakąś powieść, parę opowiadań, pozostali stwierdzą, że to za ciężkie. I znowu, ci pierwsi z tej drugiej grupy się podzielą: na tych, którzy zrezygnują po pierwszej odmowie, i na tych co podejmą walkę...

Siadać i pisać. Napisać jedną książkę, kilkanaście (lub więcej opowiadań) a dopiero później myśleć, co dalej!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

23
Ooooo... Widać, że Andrzejowi ktoś wszedł na odcisk i się lekko zdenerwował. Andrzej, prawda jest taka, że możesz to powtarzać z częstotliwością raz na kwartał a i tak większość osób będzie wiedziała swoje, więc szkoda twoich nerwów.
Każdy, sorry, większość z nas jest tego świadoma, ale młodzi są pewni że takie stare "pryki" jak my, specjalnie to piszemy aby ich zniechęcić i nie dopuścić do "koryta" ha ha ha. Dotyczy to nie tylko tego forum, ale każdego podobnego.

24
Ja uważam, że wszystko ma swoje dobre strony, nawet to, że ciężko co u nas wydać. A jakie?

Na zachodzie gwiazdka X wpada na pomysł aby wydać bajki dla dzieci. Wydaje. Ludzie kupują, bo są fanami, ale nikt nie uważa ich za zbyt interesujące. Znudzona gwiazdka się poddaje. Tak samo słabi autorzy, których wypociny ktoś jednak tam kupił, ale też niezbyt.

U nas: gwiazdka Y piszę książkę o sławie. Przechodzi bez echa, no może kilku fanów, jeśli takowych ma, to kupi. Słaby autor - nie dziękujemy.

Wydają tylko ci, co napisali coś dobrego, chwytającego lub na co akurat jest popyt. Śmiejemy się z Grocholi, ale chyba przez łzy, bo ona wydaje i nawet sporo ma z tego kasy, ludzie kupują, lubią jej książki, a my tylko zgrzytamy zębami - nasze pomysły, przecież nie takie obciachowe i bardziej wybitne - jakoś nie bardzo ktoś je chce.

I dzięki temu u nas widać, kto NAPRAWDĘ CHCE i będzie pisał, nawet przez wiele lat, choćby dla siebie, jako hobby, i może kiedyś się doczeka wydania. Ci którzy mieli taki kaprys pt. zostanę pisarzem, muszą sobie po prostu darować i zmienić dziedzinę, może tam uda się szybciej zabłysnąć.

Czasami jak przeglądam posty niektórych użytkowników to widzę, że z ich wypowiedzi co myślą o pisaniu i wydawaniu dałoby się złożyć książkę ,,Kiedy będę wielkim pisarzem..." i zastanawiam się ile zdołaliby napisać tekstów w tym czasie.

Zamiast
narzekajmy, narzekajmy, narzekajmy, piszmy, narzekajmy, narzekajmy

niech będzie:

piszmy, piszmy, piszmy, narzekajmy, piszmy, piszmy.

25
Naturszczyk pisze:, ale młodzi są pewni że takie stare "pryki" jak my, specjalnie to piszemy aby ich zniechęcić i nie dopuścić do "koryta" ha ha ha.
koryto jest szerokie ale nadal pustawe. Za to wokół ogromna puszcza do wykarczowania pod uprawy...

nazwijmy to umownie korytem częściowo samoobsługowym - tzn. zanim sie dobrze nażremy trzeba jeszcze trochę odbudować rynek.

za to gałęzi fantastyki do zagospodarowania jest tyle że trzydziestu takich Pilipiuków będzie mialo co robić do końca życia...

26
Andrzej Pilipiuk pisze:za to gałęzi fantastyki do zagospodarowania jest tyle że trzydziestu takich Pilipiuków będzie mialo co robić do końca życia...
Wiesz aAndrzej co mnie martwi? Że chyba w Polsce z tą fantastyką nie jest dobrze, a dokładnie gałęzią SF. Co napisze opko, to albo nikt niechce czytać, albo po prostu zbyje je krótkim komentarzemn typu "Fajne" - a ja, kurde, lubię SF i mam kilkanaście światów stworzonych w głowie: przyszłość alternatywna, postnuklaryzm, kolonizacja planet itd - jest tego troche i raz na kilka tygodni skrobne opko w takim świecie. Może jednak nie będzie mi dane doczekać się popularności tego gatunku...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

27
moffiss pisze: Nie do końca się zgodzę z tezą, że ilość sprzedanych egz. w Polsce przekłada się na szansę zauważenia pisarza za granicą.
Powtarzam, nie tędy droga, jest zbyt siermiężna. Są prostsze i efektywniejsze możliwości.
Dobra. Podaj mi przykład JEDNEGO pisarza niedocenionego w Polsce ktory zrobił karierę na zachodzie. Albo takiego który mieszkająć tu najpierw wydał na zachodzie a potem w Polsce. (wydaje mi isę znawet wśród autorów "Kultury" takiego dziwa nie znajdzie...).

(ok J.Piekara pod pseudonimem wydał w Czechach dwa "Conany")

Joseph Conrad-Korzeniowski? deboutował po 20 latach spędzonych za granicą.
Wczesniej nie pisal - byl marynarzem

J.Kosiński? khm... nieszczególnie Polak - ale przyjmijmy.
Wyjechał do USA w 1957, pierwszą ksiazkę (marną) wydał w 1961, drugą po 3 latach przerwy, w ósmą rocznicę pobytu machnłą "Malowanego ptaka" - bo byli ludzie ktorzy zamówili o dali kasę na promocję.

28
albo weźmy Nabokowa

20 lat na emigracji.

Przez pierwsze 20 pisał i wydawał po rosyjsku w Berliniei Paryżu - dla emigrantów. Naklady takie sobie, powieści do historii literatury szczególnie nie przeszły.
Zdaje się nikt z wydawców zachodnich specjalnie się tym nie zainteresował.

Nabokow znał niemiecki i francuski biegle (nie wiem jak z angielskim). Mieszkał w Berlinie, Paryżu i Cabridge. Wykładał tam na uniwesytetach. Był znanym specem od motyli i szachistą.

miał kogo zapytać o radę, znał biegle jezyki tubylców, wydawnictwa miał o rzut kamieniem. I... I nic.

Nie próbował czy nie brali? Przyznam - nie wiem.

Potem (1941) trafił do USA. Tam sobie conieco powydawał - szło mu raczej kiepsko, dopiero powieść dla pedofili dała mu kasę i "sławę". Potem napisał jeszcze parę książek ale też nie są szczególnie znane.

niemniej nim wydał pierwszą książkę w obcym jezyku 15 lat wydawał po rosyjsku.

*

a za Conradem - Korzeniowskim mogłby teczkę nosić.

29
No to spytałam i mam istną wojnę dyskusyjną. Nie uważam, że USA jest jakimś krajem mlekiem i miodem płynącym i dobrze wiem, że wydanie czegokolwiek dobrego to cholernie ciężka praca. Pisanie byle czego, ot by napisać. Liczenie, że zdobędzie się sukces nieocenionym we własnym mniemaniu talentem, jest bez sensu.
Nie mogę się jednak zgodzić, że nie warto. Bo pomijając kwestię pieniężną, czy wszystkim nam nie chodzi o swego rodzaju zapisanie się w pamięci? Nie mówię, że mają nas wielbić pokolenia, bo często niedorastamy prawdziwym pisarzom do pięt, ale przecież piszemy po to, by inni mieli z tego uciechę. By nas rozpoznawali. Nie na ulicy, ale w naszym małym książkowym świecie.
Osobiście marzę o tym, że kiedyś będę rozpoznawana także poza krajem. Doskonale jednak wiem, że jeszcze dużo ciężkiej pracy przede mną, by publikować w Polsce.
Nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że jego osiągnięcie wymaga czasu. Czas i tak upłynie.

30
Martinius pisze:
Andrzej Pilipiuk pisze:za to gałęzi fantastyki do zagospodarowania jest tyle że trzydziestu takich Pilipiuków będzie mialo co robić do końca życia...
Wiesz Andrzej co mnie martwi? Że chyba w Polsce z tą fantastyką nie jest dobrze, a dokładnie gałęzią SF.
teraz to jest i tak miodzio.
gdy ja zaczynałem siedziało się jak w studni...
znikąd nadziei.

i wszędzie watachy miłośników fantasy...

Jedno opowiadanie na kilka tygodni? Ok. Po roku masz na dwa zbiorki.
Tak trzymać i nie zwalniać.

Dobra zmykam na parę dni rąbać te lasy i napełniać koryto.


Ps. Spłynęły liczne podania o instrukcje rąbania lasu - felietony porozsyłam wieczorem jak je wygrzebię w odchłaniach dysku i się na pocztę zaloguję.

31
jeszcze pomarudzę:

ludzie - ja nikogo nie odwodzę od marzeń. Trzeba mieć marzenia.
To pożytecznie. Chcecie być pisarzami znanymi w USA - życzę z całego serca.
Jak bedziecie milionerami to też fajnie - będziemy się spotykać naszymi jachtami w egzotycznych portach.

Tylko usiłuję Wam wytłumaczyć że życie jest wredne więc trzeba nie tylko marzyć ale konsekwentnie i z uporem dążyć do realizacji tych marzeń.

Chciałem być pisarzem. 24 lata szedłem pod górę - od zera do bohatera.

Macie cel - publikacja w USA. TO GO ZACZNIJCIE REALIZOWAĆ. Jam mawiali żydzi - po łyżeczce. Jednym z etapów wędrówki jest publikacja w Polsce. Następnym gdzieś za granicą. Sorry. Publikacja w USA to Mount Everest.

Przed nami było tam zaledwie kilku Polaków. Z nich tylko Lem poczuł sie na szczycie jak u siebie w domu. Inni zaraz schodzili lub zlatywali w dół. 95% z Was tam nie dojdzie. Ale czekany w dłoń i w górę. Trekingowe podejście z Katmandu do obozów z których wyrusza się na szczyt też będzie sukcesem.

Tylko pamietajcie o plecachkach, butach, rakach i czekanach - to moja przyjacielska rada.
Bo na razie to mi wygląda jabyście liczyli że wejdzieicie tam w klapkach i szortach.
ODPOWIEDZ

Wróć do „...za granicą?”