Andreth, jeszcze nie przeczytałam do końca, jestem tak mniej więcej w trzech czwartych, i książka ogromnie mi się podoba. Liczyłam na to, że będzie ciekawa, gdyż taki wydawał mi się sam pomysł, lecz teraz jestem pod wrażeniem jej złożoności. Stworzyłaś wyrazistych bohaterów ze skomplikowanymi biografiami, bogatym zapleczem rodzinnym i bardzo zgrabnie osadziłaś ich w historii - tak, jakby praktykowanie najróżniejszych odmian magii było w XIX-wiecznej Anglii zjawiskiem może nie powszechnym, lecz jak najbardziej godnym szacunku i przydatnym społecznie

Sama magia też mnie zaskakuje stopniem skomplikowania; analizy zaklęć pełnych i tych, którym brakuje niektórych glyfów, są świetne, podobnie zresztą, jak cała "kuchnia" magiczna, np. sposoby usuwania następstw rzuconych zaklęć.
Wyraźnie widać, że dobrze się czujesz w historii, z jej obyczajowością i formami towarzyskimi, imponująca jest dbałość o detale (ci koledzy ze szkoły, którzy są ze sobą na "ty", lecz po nazwisku, nie zaś po imieniu; ta Alicja, która nie może się zmusić do sypiania w gorsecie albo zastanawia się, czy wypada jej pójść razem z koleżanką - wyłącznie dwie kobiety! - do sklepu, który jest równocześnie herbaciarnią), co tworzy sugestywną atmosferę miejsca i czasu, w jakich osadziłaś swoich bohaterów. Naprawdę mi to zaimponowało, gdyż jako historyk z zawodu wiem, że takie gruntowne "wejście w epokę" wymaga nie tylko solidnych nad nią studiów, ale też i predyspozycji, mam wrażenie, wrodzonych, nawet jeśli wybraliśmy sobie inną profesję

Historię albo się czuje, albo nie, a Ty ją czujesz i to przekłada się na wyrazistość i malowniczość świata przedstawionego w powieści.
A poza tym - podoba mi się lekkie podbarwienie narracji humorem - nic na siłę - oraz fakt, że trójka głównych bohaterów jest po prostu sympatyczna. Właściwość bardzo cenna w czasach, kiedy powieściowe śledztwa prowadzą przeważnie bohaterowie jakby żywcem wyjęci z podręczników psychopatologii.
Wystarczy chyba tych komplementów, wracam do lektury
