To ja sobie pozwolę zaopiniować "Najlepszy powód, by żyć".
Słodko nie będzie, ostrzegam

Po pierwsze - bardzo źle i tragicznie nie jest, ale rewelacji też nie ma. Z historii poparzonej Dominiki można było zrobić naprawdę fajną, poruszającą książkę - ale niestety, ten potencjał kompletnie nie został wykorzystany.
Uwaga! Spoiler!Z samego faktu poparzenia mało co tak naprawdę wynika, poza samym początkiem powieści tak naprawdę głównym i podstawowym tematem jest romans Dominiki i Marcela, a nie wypadek i leczenie dziewczyny... A szkoda, bo gdyby się skoncentrować na tej tematyce, na dochodzeniu Dominiki do siebie także psychicznym - to byłaby mocna rzecz.
Zresztą, jeśli chodzi o psychikę bohaterki -
Uwaga! Spoiler!z jednej strony przewijają się leki przeciwlękowe, a z drugiej - w ogóle nie widać u Dominiki tych lęków, nie ma żadnego odzwierciedlenia i poparcia tego faktu w fabule.
Nie mówiąc już o tym, że przy czytaniu odnosiłam wrażenie, że po dziewczynie cała ta jej tragedia jakoś spływa, nie widać, żeby jakoś szczególnie to przeżywała; zresztą, cała książka jest jakaś taka letnia, powierzchowna, niby dzieją się rzeczy emocjonujące - a przejąć się tym tak naprawdę nie szło... Marcel - niespójny niesamowicie.
Uwaga! Spoiler!Bardzo mało prawdopodobne mi się wydaje, że z takiego gnojka - pakera - imprezowca - wyrywacza laseczek jednocześnie będzie słodki misiu-pysiu i rozkochany w córci tatuś; no nie, nie gra to po prostu.
Realiowo - disneyland; te domy z basenem, te kupy forsy - mało ludzi tak żyje, raczej trudno się z tym identyfikować...
To ciągłe "jadę do Oliwy, byłem w Oliwie" - w wykonaniu człowieka ze Śląska zgrzyta jak nie wiem co. Tak się nie mówi o obcym, odległym mieście, sztuczne to jest, takie ciągłe operowanie nazwą dzielnicy - w prawdziwym życiu Marcel mówiłby po prostu, że jedzie do Gdańska. A już określenie Oliwy jako "wiochy, w której każdy wie wszystko o wszystkich" - ha ha ha, tyle powiem

Z błędów rzeczowych - raz, że albatrosy w Polsce nie występują, to ptaki oceaniczne, a dwa - w Gdańsku nie ma starówki.
No, a żeby nie było tak, że wszystko źle - bardzo fajna była scena z fibroblastami

Dobra architektura nie ma narodowości.
s