62
W końcu Straszyciel jestem :D

Spoko, sądzę, że kiedy Jacek napisze kolejna książkę szybko się o tym dowiemy.

Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

63
Moi drodzy, jak mało kiedy się tu wtrącam ze swoimi mądrościami, chciałam wam przypomnieć, że Jack na razie wydał jedną książkę :P A o pisaniu kolejnych na pewno opowie, jak wróci.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

64
Łasicu. Ja wiem doskonale że wydał jedną. Tłumaczyłem to już. Chodzi mi o to, czy po napisaniu pierwszej nie odczuwa się swego rodzaju presji pisząc kolejną (lub przymierzając sie do niej) - bo pierwsza już wyszła, więc druga powinna być co najmniej równie dobra. Sądze, że Jacek wie o co mi chodzi.

Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

65
Ok, ok, pomieszało się napisanie z wydaniem i tyle :) Padły oba wyrażenia. Nic nie dacie się powymądrzać! :P ;)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

66
Frank, oczywiście że odczuwam ogromną presję związaną z kolejną książką. I nie zmienia tego w najmniejszym stopniu ani fakt, że ona już jest napisana, ani że jedynej osobie, której ją pokazałem podoba się nawet bardziej, niż „Złodziej”. Choć to dodaje otuchy, nie powiem.

Myślę, że obawy i niepokój są stanem dość naturalnym nawet u pisarzy z największym dorobkiem, w końcu każdy twórca jest tak dobry jak jego ostatnie dzieło – na kredycie zaufania można kawałek zajechać, ale nie da się nim bez końca retuszować bubli. Pozytywne reakcje czytelnicze nie mogą usypiać czujności, a wydanie powieści nie oznacza automatycznie, że zatraciło się zdolność gadania bzdur, stawiania kleksów i płodzenia baboli. Bo właśnie teraz, tak naprawdę, zaczynają nam patrzeć na ręce…

67
Dziękuję Jacku za odpowiedź. Osobiście uważam bardzo podobnie. Cieszę się niezmiernie, że kolejna Twoja książka już jest napisana i zazdroszczę troszkę "tej jedynej", która miała okazję ją przeczytać. :D

Pozdrawiam.
Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

68
Mały apel jeśli można. Bardzo proszę wszystkie osoby, które przeczytały "Był sobie złodziej" o ocenę tej książki w Biblionetce, jeśli jesteście tam zarejestrowani http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=115982 Bardzo wiele osób przegląda Biblionetkę sortując wyniki po ocenach. Ewentualnie p. Piotr Michalik mógłby tam umieścić swoją niniejszsą recenzję http://www.qfant.pl/index.php?option=co ... &Itemid=50

Ja ze swojej strony jestem już pewien, iż książkę przeczytam, czekam tylko na większą ilość jesienno - zimowych wieczorów.

Aby być w zgodzie z tematem, pytanie do szanownego autora: wiemy już, że debiutancka książka pisana była głównie w weekendy, na działce w towarzystwie pająków :)

Co na to znikanie rodzina i znajomi? Weekendy jak wiadomo bywają czasem jedyną możliwością spotkania się z kimś poza zawodowo. Pytanie uzupełniające: czy oficjalnie informowałeś wszystkich, iż piszesz książkę, czy tylko najbliższych, a dalszym znajomym wykręcałeś się od odpowiedzi (bo pewnie dopytywali się, gdzie znikasz)? Generalnie czy powstawanie książki było tajemnicą, czy wręcz przeciwnie?

69
Cóż, rodzinka jest przyzwyczajona, że ma mnie z głowy w weekendy, ale to mniejszy problem, niżby się zdawało. Niemal nie piszę wieczorem lub w nocy, pod tym względem jestem raczej nietypowy, wstaję o świcie i w towarzystwie kawy, fajek i (brrr) pająków stukam kilka godzin. Kończę, gdy nawet huśtawka nie pomaga zebrać myśli. Jest wtedy młode południe, i praktycznie cały dzień na grilla, znajomych tudzież zadzierzganie więzów rodzinnych.

Powstawanie książki nie było tajemnicą, ale nie rozgłaszałem szeroko tego faktu, bo wolę gdy ludzie nie przymierzają mi w myślach kaftana bezpieczeństwa :P. A mówiąc poważnie, możecie mi wierzyć, że pisarze, niezależnie od budowanego na zewnętrzny użytek wizerunku, to ludzie pełni pokory, za każdym razem chcieliby stworzyć coś absolutnie najlepszego i zdecydowanie wolą pisać za zamkniętymi drzwiami. Na etapie tworzenia wszelkie uwagi życzliwych, pełne dobrej woli sugestie, podsuwane radośnie pomysły <grrr!!!>, tylko wytrącają z kolein, mącą obraz i sieją wątpliwości. Kiedyś Beksiński na pytanie znajomego o jakiś detal postaci kobiety w malowanym akurat dziele odpowiedział coś takiego: "A co ty mnie, k****, o kobietę pytasz?! Ja nie maluję kobiety, maluję obraz!".

Obojętnie czy ktoś wie, że coś piszę, nikt nigdy nie zobaczył ani kawałeczka, póki nie byłem całkowicie pewien, że skończyłem i jednego słowa nie umiem zmienić, by uczynić rzecz lepszą.
No, owszem, naprawdę fajnym doświadczeniem było pisanie we dwójkę, wtedy nie da się zgrywać tajemniczego Jamesa, ale da się z tym żyć :P

70
Jacek Skowroński pisze:nikt nigdy nie zobaczył ani kawałeczka, póki nie byłem całkowicie pewien, że skończyłem i jednego słowa nie umiem zmienić, by uczynić rzecz lepszą.
Wnioskuję z tego, że proces redakcji był szczególnie uciążliwy z powodu sugestii, że jednak jakieś słowa należy zmienić?

71
Ależ nie, jeśli już, to z powodu autosugestii. Z redaktorami mam raczej słodkie życie, bo poprawek jest (podobno) niewiele, twierdzą że moje teksty są dopracowane. No, sprawa wygląda tak, że z natury jestem raczej nieśmiałym obserwatorem, więc jeśli coś pokazuję, chciałbym, żeby to było najlepsze, na co mnie stać. Znam przyjemniejsze zajęcia, niż wielokrotne czytanie własnych słów, ale nie da się tego uniknąć. W końcu coś sprzedajemy, więc dołóżmy starań, by kupujący dostał coś strawialnego.

72
Jacek Skowroński pisze:Znam przyjemniejsze zajęcia, niż wielokrotne czytanie własnych słów, ale nie da się tego uniknąć. W końcu coś sprzedajemy, więc dołóżmy starań, by kupujący dostał coś strawialnego.
Jacku, ile czasu spędziłeś nad poprawianiem "Był sobie złodziej" po jej napisaniu?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

73
padaPada pisze:Jacku, ile czasu spędziłeś nad poprawianiem "Był sobie złodziej" po jej napisaniu?
O rany, nie pamiętam, ale spróbujmy policzyć:
Wydruk, czytanie z ołówkiem w łapie, nanoszenie poprawek: około dwóch miesięcy - oprócz spraw warsztatowych znalazło się trochę uchybień fabularnych, zaburzających związki przyczynowo-skutkowe, pamiętam, że musiałem mocno porzeźbić w zakończeniu. I wbrew pozorom chodzi zwykle o drobiazgi, tyle że, jeden szczegół lekko zmieniony pociąga konieczność cofnięcia się o kilkadziesiąt stron i uwzględnienia go, ale ten z kolei wymaga, żeby w innym miejscu coś wyciąć albo dokleić itd. Efekt domina. Takie grzebanie w tekście przypomina nieco konsekwencje podróży w czasie, gdy zechce nam się poingerować w przeszłość i okazuje się, iż wcale się nie urodziliśmy - słynny paradoks, który notabene, żadnym paradoksem nie jest, a jedynie tak wygląda pozornie. Ale odbiegam od tematu, kolejny wydruk i jakiś miesiąc szlifowania, potem ostatni i może tydzień lub dwa. Pamiętając, że pracuję też (mój szef niekoniecznie podziela takie stanowisko) zawodowo, myślę że były to dwa miesiące średniointensywnej roboty.

75
Jacek Skowroński pisze:Następnie wysłałem powieść równocześnie czterem wydawnictwom, sprawdzając przedtem ich profil. Trzy wyraziły wstępne zainteresowanie, w tym jedno bardzo konkretne
A czy odmowa dwóm pozostałym wydawnictwom nie doprowadziła potem do jakichś nieprzyjemnych sytuacji? Choć mówi się, że lepiej wysyłać do wielu na raz, to słyszałem, że nieraz prowadzi to do konfliktów z wydawnictwami. Czasem nawet z tym, na które ostatecznie się decydujemy, gdy dowiadują się o naszej "polityce". Jak to było w twoim przypadku?

76
Spokojnie, wydawcy doskonale zdają sobie sprawę, że debiutant składa propozycje wielu stronom. Kiedyś prezes wielkiego wydawnictwa zwyczajnie mnie obśmiał na pytanie, czy nie ma w tym żadnego faux pas. A odmowa (jednemu, bo drugi się więcej nie odezwał) była po prostu informacją, że jestem w trakcie podpisywania cyrografu. Możliwe, że wiele zależy od formy, jeśli do ostatniej chwili prowadzimy zaawansowane rozmowy z kilkoma równocześnie, upewniając każdego, że jest tym jedynym (nawiasem mówiąc, sytuacja mało prawdopodobna przy debiucie), to odrzucona narzeczona oczywiście poczuje się wystawiona do rufy, ale to nasze prawo. A nasz wydawca powinien być raczej mile połechtany faktem, że inni też byli zainteresowani i dostali kosza :P

Wróć do „Archiwum Pisarzy”