
Rozgarnęłaś palcami strumyki siwizny.
Wytrząsnęłaś bemolle jak płatki łupieżu.
Mistralu mego zamku, mój Boże,
pomożesz?
Ten świat taki dziwny.
Tyle smutku mi mruga teraz na kołnierzu.
Kochany, piszesz listy na igłach sosnowych,
a w warstwach powietrza ukrywasz chmurności.
Dotykałeś mnie przecież w alejkach parkowych.
Że mało?
Za mało.
Czas nie znał litości
DNA masz straszne – zszarpane, rozwiane,
jak te źdźbła trawoziół zakręcone wiatrem.
Kiedyś będę z tobą – kiedyś - tak nad ranem
Włożę płaszcz...
Zostaniesz?
Kochany – zostanę.
To zostań. Spiję rosę z rzęs wrzosów liliowych,
tych co cię okryją w połoninach lata.
Ktoś szepce...
Kto kochany?
Czas lekcje odrobił
da nam siebie, lecz tylko w równoległych światach.
Jesteś?
Tak, traviata.
traviata - wł. zagubiona