Biały Anioł

1
Biały Anioł





Zawitał do mnie dzisiaj...



Mój przyjaciel – powiedział: bywaj!



Uwierzę w Ciebie,



W mych myślach i we śnie.



Zaśnij, poprowadź mnie za rękę.



Ja za tobą pójdę wszędzie – gdzie tylko Ty będziesz...







Zawitał do mnie w nocy...



We śnie, w mej niemocy.



Odpowiedz na nurtujące mnie pytania:



Czym jest życie, sens księgi egzystencji czytania?



Tym. Powiedział duch,



Zaiskrzył,



Jego ciągły ruch,



Wskazał mi tą, którą kierować się mogę - drogę.



Teraz już mu pomogę.



Przyjacielowi oczywiście,



Bo czeka, aż mu odpowiem.



Na wołanie, jego rzeczywiste.







Zawitał do mnie jeszcze dzisiaj...



Zapytał, czymże jest sens życia.



Ja mu odpowiedziawszy,



Obudziłem się ze snu, na zawsze.



Odziałem się w me szaty,



I wybiegłem z mej komnaty.



Pobiegłem do niego,



Szukać życia bezcelowego...



Lecz jeszcze nie znalazłem.



Bom poeta, egzystencję zainspirowałem.







Nie zawitał do mnie dzisiejszej nocy,



Bom nie zasnął.



Siedział ja i czekał, pisząc wiersz kredką – pod kocem.



Nadaremne się me wiersze okazały,



Sensu życia nie odnalazły.



Bo ten mój przyjaciel już nie wróci,



Nie pożegnał się – odwrócił.



Nie będę już pisał wierszy nieudanych.



Bo to psuje drogi, mych słuchaczy.



żegnajcie, już na zawsze.



Ja tu tylko moje wiersze ostatnie pokażę.







Nie zawitam już jutrzejszej nocy,



Nie powrócę, znów natchniony,



Wyczerpało się to długotrwałe,



Nigdy nie było stałe.



Teraz nowe pieśni pleść zaczynam,



Wiersze białe – bez sensu życia.



Bo w końcu sam niech znajdzie cel bycia.



To zadanie, które wam dziś daje.



Byście je wypełnili,



Musze was do snu przytulić.



Może wtedy zrozumiecie...



Serca bicie mym natchnieniem.







Ulećcie w zapomnienie,



Me wiersze – w otchłań wielką nieskończenie.



Ja wam tego życzę,



Bo moi czytelnicy,



Już nie chcą mnie wysłuchać.



Może kto zrozumiał, me skruchy.



Teraz wam opowiem, krótką mą historię.







Był to dzień upalny,



Wszędzie było słychać odgłosy – był więc dzień ten gwarny.



Aż tu nagle – z nieba olśnienie,



Dawno nie było – deszczu, w mym sercu panowało zatęsknienie.



Kropla, o kroplę się ocierała,



Potem na dachy wpadała i topniała...



W kałużach licznych,



Na chodnikach ulicznych.



Jam był wesół – uradowany.



Wreszcie nadszedł – ten upragniony, deszcz, przeze mnie umiłowany.



Smutek się oddalił,



Już mnie nie trapił.



Jednak czyżby czegoś brakowało?



Tak. Natchnienie czekało.



A sięgnąłem po nie, przez przypadek.



Nieświadomie – to był wypadek.



Ale czy pech, czy dar z niebios,



Osądziliście wy – moi przyjaciele,



Drodzy czytelnicy, moich wierszopisów.



Zasiadłem przed stołem,



I pisać zacząłem.



A me pierwsze poczynania,



Były płodne – nie do poznania!



Pisałem, aż we krwi natchnienia nie wystarczyło.



Poszedłem na spacer – i natchnienie wróciło.



Kiedyś jeszcze wróci – ale kiedy?



Nie wiadomo. Bo to przecież tajemnicą wielką otoczono.



Niech mi Bóg da,



Aby wróciło – i bym spłodzić kolejny wiersz mógł. Tak!







... I znów uwierzę w to,



że kochać podołasz nie tylko go,



Ale również mnie, i wszystkich wokół.



Gdy mnie zoczysz – ja Cię uniosę,



Z radości me skrzydła Cię podniosą.



A gdy już będziemy w górze,



Będziesz patrzyć, jak wysoko jesteśmy.



I westchniesz: O Boże!



Wydostanę cię z niebytu,



Ze snu, koszmaru – w piekle pobytu.



I ten, kto to czyta.



Niech wreszcie uwierzy!



W czystą kwintesencję życia!



Niechaj wszyscy zrozumieją,



Jak ważne jest dążenie do celu!







Jeszcze kiedyś zawitam w dzień, lub w noc,



I zamoczę pióro w mych myślach – w natchnienia mocy.



Inspiracji nie będzie końca.



Napiszę powieść o radości i o miłości tańcach.



A moi przyjaciele, i wrogowie też.



Wszyscy do mnie wrócą i pogodzą się.



Ma muza, Moja luba,



Moi przyjaciele znienawidzeni.



Wszyscy, nieważne skąd i jakiej rasy – wszyscy się zjednoczmy – różnic wtedy nie dostrzeżemy. Czas się łączyć – czas zaczynać.



Kończyć tę pieśń życia.



Teraz wezmę mych przyjaciół pod swe skrzydła – odlecimy w dal.



Daleko, tam!



I już niech tak pozostanie, należy sobie nawzajem miłość dać – Ja dam.



Szczególnie dzisiaj, w święta.



Wiersz ten dedykuję wszystkim, Marcie, Karolinie, Maćkowi, Rafałowi,



Wszystkim moim przyjaciołom.



Nawet imion nie będę przypominał,



Bo głowa ich pełna.



Czas już kończyć, drodzy czytelnicy.



Każdy ma ten swój czas – mój się dopali... w Nas.



Jednak on powróci – nie zgaśnie na zawsze – Ach ten czas!



Teraz już natchnienie się wyczerpało.



Ja Was żegnam ciepło, ale muzykę już ze słów pleść skończę, bo się już wykazało...



To on, powrócił!



Ten anioł, co się odwrócił.



Teraz mnie zabierze,



Ulecę w zapomnienie.



Ale nie trapcie się – ja pozostanę przy waszym sercu,



Bo ja wrócę z workiem pełnym długiego, wersu.







Koniec, Kubek życzy Wam, moi drodzy...



Wszelkiej pomyślności i pogody.



Znajdźcie ten swój jeden cel,



Prawdziwego szczęścia wtedy zasmakujecie.



życzę wam tego z serca mego, całego!



Kocham Was, wszystkich Was!



Bo przecież ja też jestem pełnym wad,



Tak jak Wy, nie ukrywajmy prawdy.



Jednak pozwólcie mi, że je usunę.



Przeczytajcie ten wiersz – to poskutkuje!







Co o tym myślicie?
Sygnatura:

Obrazek



Wesołych świąt życzy Wasz Kubek

Do świąt pozostało: 355 Dni!

2
Myślę, że całkiem Ci się to udało. :) Gdyby to był wiersz sylabiczny, mogłaby to być dobra pieśń. Jedyne, co mi zgrzyta, to zakończenie. ,,Czas już kończyć, drodzy Czytelnicy" - trochę to banalne. Poza tym drobiazgiem nie mam zastrzeżeń. Najbardziej mi się podobał środek, ale już nie chce mi się szukać tego fragmentu. ;) Dobra robota.



Pozdrawiam!
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”