Współczesnej modlitwa dla starożytnych (Cycero)

1
Tym razem coś zupełnie innego.
Dziwny taki twór, sama nie bardzo wiem, jak go sklasyfikować. Pomysł pojawił się w środku nocy i bardzo usilnie wyrywał się na świat. Będzie dotyczył 6 osób i tyle powstanie części

Zwracam się do Ciebie Boże z prośbą nietypową
Modlitwą w imieniu Wielkich antyku, intencją całkiem nową

(I chociaż ostatnie moje staranie
To było nad losem Syna Twego łkanie
Byś Go więcej za nas nie ranił
Gdy po "Pasji", w nocnej ciszy
Płacząc i wierząc, że mnie Bóg usłyszy)

Tak teraz, choć bez mała pół roku
Od tej ostatniej minęło
Chciałabym raz jeszcze głowę Ci zawrócić
Do wielkich Twych planów własną nić dorzucić

Gdyż mną targnęła nagła potrzeba
By się upewnić, czy Wielkich uniosłeś do nieba

I jak za bliskich zmarłych często się modlimy
By żarliwym swym słowem odkupić ich winy
Tak, czując więź dziwną, młodym sercem proszę
I w godzinie duchów tę prośbę zanoszę:

Najpierw Cycerona; tak mówcę wielkiego
Jak i właściciela serca szlachetnego

I choć sama z początku nie bardzo Go lubiłam
Wnet jednak swe zdanie niesłuszne zmieniłam
Gdy "Pierwszej Katylinarki" niezwykłość odkryłam

I tak, chociaż wcześniej jawił się człek słaby
Gdy o Gnejuszu pisząc, własne odsłaniał wady
Czytając to dzieło odkryłam dosyć szybko
Że zły sąd powziąwszy, sięgałam zbyt płytko

Bo nie dla zaszczytów zgromił spisek podły
Lecz dla republiki, jako jej syn godny

Tak więc i szacunku warte uczucie nim kierowało
I gniew targał nim słuszny; a bardzo bolało
Na dodatek, że omal ojczyzny
Nie zniszczył taki człowiek - nic nie wart i pyszny

Co do senatu wkroczył z kogucią godnością
I usiadł, i rozglądał się wokół z olbrzymią pewnością
Własnej bezkarności; na co Cycero prawy
Wszedł wnet na mównicę; i, niepomny sławy
Złej, co miała wrogów mu wynaleźć
Za to pomówienie; rozpoczął swe ogniste przemówienie

Słowa nie oddadzą wspaniałości dzieła
Bogactwa tej mowy, która dech zapiera

Bo najczulsze struny duszy muska delikatnie
Tak, że i najzimniejsze serce się nie zatnie
I niechęcią nie przesiąknie; gdyż słowa Wielkiego
Roztopią każde, z lodu nawet ego

Pisane z tak wielkim kunsztem i staraniem
Artyzmem przedziwnym - jest ponadczasowym wołaniem
O sprawiedliwość; przeciw złu i knowaniom
Przeciw krzywym ambicjom i ich niecnym planom

A formę przybrało niby pajęczyna:
Co serca muzykę w własny rytm zaklina

Tak więc, jeśli nie czyny
Niech zaświadczy dzieło
Jak wspaniałym człowiekiem
Był dzielny Cycero
"I learned to listen.
In my dark, my heart heard music."

2
Ciekawy pomysł. Można w ten sposób przybliżyć sylwetki owych "Wielkich" a przy okazji może komuś nasunąć temat do rozważań nad ich losem pod kątem wiary. Bo ostatni krąg piekła dla "dobrych niewiernych" jak to zrobił Dante pewnie nie jest satysfakcjonujący ;) Ale to już kto chce będzie dumał, dla kogoś innego w ogóle tematu nie ma ale tak jak napisałem pomysł mi się spodobał.

Wykonanie mi się nie spodobało. Forma nieregularna (jeśli ma być nieregularna to musi być jakiś tego powód - tutaj go nie widzę... no chyba, że powodem odstępstw były trudności z rymem ale to nie jest usprawiedliwienie), nierytmiczna. Rymy są tak tylko dla rymów, nie dodają uroku a wymuszają pewne słownictwo. Bardziej bym widział taki temat w prozie o ile Cię on interesuje. Raczej nie miałbym ochoty czytać następnych części w innym celu niż poznanie danej postaci (o ile bym jej nie znał wcześniej).
Te nie pachnące żadnym nozdrzom -
cudowne, purpurowe kwiaty;
ta woda, której nikt nie pije,
ten wiatr nad pustką mgieł skrzydlaty...

...och! tam jedynie dusza żyje!

3
Aj, zabolało ;)

Rzeczywiście, pod względem formy wiele niestety temu tworowi brakuje.
Ale to taka trochę zabawa - wiersz ma raczej charakter informacyjny i po prostu postanowiłam ubrać treść w mniej lub bardziej udane rymy (jak widać jednak mniej ;) ), żeby była bardziej przyswajalna.

Gdzieś tam w międzyczasie powstała jeszcze część druga - umieszczę ją tutaj, niech sobie siedzi, skoro już jest ;) Kolejne jednak już chyba sobie daruję, bo może faktycznie nie ma sensu ich męczyć :P

Współczesnej modlitwa dla starożytnych (Spartacus)

„Rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba - dać zwycięstwo”

Jakże też można zapomnieć Traka dzielnego
Co prawie dobiegłszy kresu życia swego
W ostatniej chwili z egipskiej kopalni odratowany
I przez Batiatusa do szkoły gladiatorów dany

Z początku biernie znosił ciężkie ciosy
Po czasie jednak zapragnął zmienić niewolników losy

I tak bunt wywołany przez jednego
Przyniósł niemal klęskę niezwyciężonego ludu rzymskiego
Gdyż u boku Traka wnet setki stanęły
Ludzi, w których pragnienia wolności górę wzięły

Zadrżał Rzym Wielki w posadach, gdy wojska tych słabych
"mówiących narzędzi", bez praw żadnych, niby kundli bladych
Miast zaraz na wstępie klęskę ponieść srogą
Zwycięską ręką wyszli, legionów pożogą

Bowiem całą armię Spartacus zniszczył śmiały
Dla swej myśli bystrej zdobywszy zaś chwały

Rzymian lęk ogarnął, bo wnet urósł w siłę
Lecz wtedy Kriksos krzyknął: Ja Rzymian pobiję!
Sam ze swymi ludźmi pokonam łajdaków!
Skoro już liczyć nie mogę na tchórzliwych Traków!

Lecz mądry Spartacus, niezwiedziony glorii płochą chwałą
Wiedział, że to przeprawa na Sycylię jest nadzieją stałą
Że to tam jego ludzie będą żyć wolnością
Zaś marsz na Wieczne Miasto jest zbyt niebezpieczną ewentualnością

I zginął Kriksos butny ze swymi rodakami
Śmierć odnalazłszy między pychy zakusami

Spartacusa żal ogarnął, smutek serce ścisnął
Gdy przyjaciela zwłoki odnalazł; lecz gniew ledwie błysnął
I wnet zduszony został; gdyż wiedział Trak dzielny
Że plan marszu na miasto nadal jest daremny

Więc chciał na Sycylię ludzi swych wyprawić
By kresem niewoli nareszcie ich zbawić

I za całe złoto kupił wierność człeka
Co go za podłą zdradę niechaj ból wieczny czeka

(Sycylijski pirat bowiem, łajdak jakich mało
Tchórz najobrzydliwszy, by ujść z Rzymu cało
Złamał dane słowo, wydał tych bezbronnych
Wziął swoje srebrniki, kupił śmierć niewolnych)

Tak więc nieświadomie wnet w pułapkę weszli
Między dwóch silnych wodzów; na dodatek wieści
Ich dobiegły straszliwe - bo sam Gnejusz Pompejusz
Także ku nim bieżył, niosąc rychłą śmierć wielu

Miał on bowiem ludzi olbrzymie oddziały
I był przy tym w tym czasie pierwszym synem chwały
Zwycięzcą niepoślednim, każdej wojny panem
Stąd i Rzymian nadziei stał się szambelanem

Straszna była to walka; krwawa jatka prawych
Których jedyną zmazą było życia bez obawy
Pragnienie; i myśl o wolności
Tej słodkiej, tej najdroższej, tej od maleńkości
Danej każdej istocie z racji narodzenia
Co nie patrzy na klasę i nie liczy mienia

I tak wzdłuż Via Appia szereg krzyży stanął
Sześciu tysięcy powstańców, niepohamowaną
Nienawiścią i strachem okrutnie zabitych
W szorstkich drzewców powierzchnię ciężką ręką wbitych

Trak zaś zginął na polu; w samym sercu pożogi
Zamarł umysł i serca umarły ciche dialogi
Zgasły wszelkie nadzieje, marzenia i plany
Został jednak człek Wielki, bo - zapamiętany

Chociaż więc bez zwycięstwa
Niechaj przemówią czyny
I silnym głosem dowiodą
Że w Traku nie było winy
"I learned to listen.
In my dark, my heart heard music."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”