Deszcz

1
Szara, za żaluzjami ściska mury, galareta,
Pojmuję wieczność chwili. I chmury jak laweta
Taszczą moje drętwe znużenie do pól, kareta
Zdławiła moje słońce, grad tryska spod kół.

Szarostalowe ciecze wciąż tak śpią, wylane
W eterze w środku dziur. I chmury jak pijane
Dławią ospale, nużą zardzewiale, mijane
Przez świsty mych wydechów, aromaty pól.

Wdychając ową stalową pokrywę, kipiącego
Nade mną świata bzdur, tłamszę się tak jak kraty
U kół rzuconych w smętne polany, niebo jest

Nad nimi zawsze świetliste od pszczół, co brzęczą.
Oh, przylećcie dziś do mnie, wykrzesajcie błysk spod kół
Karety dławiącej moje słońce.
Kopyt stratujących mój ból.

2
Sama nie wiem, odbiór dla mnie jest nieco ociężały, i choć pasuje to do ołowianego klimatu, który czuł podmiot, to wydaje się to przekładać na zniechęcenie do całości utworu. Nie działa w zamierzony sposób. Przerzucenia wprowadzają nieco chaosu. Zwykle lubię je w tekście, ponieważ wytrącają nie z zbyt szybkiego rytmu, nieuważnego, ale tutaj są w nadmiernej ilości. Troszeczkę nie potrafiłam sobie wyobrazić tej sceny. Radziłabym też nie stosować takich słów jak "ciecze", choć jak zauważyłam, w drugiej strofie pojawiło się dużo takiego słownictwa, które mnie przywodzą na myśl chemiczne - eter, zardzewiały, aromaty (właśnie zebrane razem nasuwają mi takie skojarzenie).
Nie rozumiem też, gdzie w dwóch ostatnich strofach zapodziały się rymy poza kół-ból. Odszedłeś od ich wcześniejszego ułożenia i w dodatku mamy pojedynczą strofę 3-wersową. Dlaczego? Nie jestem zorientowana w jakiś schematach budowy wierszy i nawet jeśli, nie sądzę byś w tym przypadku na jakimś się wzorował.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”

cron