Epilog
Idzie męczennik o świcie, kończy się jego bycie.
Ciało oddaje do złomu, ma błogosławieństwo łomu.
Stoi na świata szczycie, w dłoniach trzymając życie.
Robi krok do przodu, kończąc czasy wzwodu.
Leci rozum ku ziemi, wołać mogą już niemi.
A skoczył człowiek do grobu, poznawszy smak stron obu.
Skoczył z serca wiosną, skrzydła mu nie wyrosną.
Leci na śmierć pewną, i duszę ma taką zwiewną.
On wie, co robić musi, inaczej się udusi.
Skoczył z kajdan zwolniony, jak mąż od swojej żony.
Już ziemię widzi w dole, krzyczy „umrzeć wole”.
Dumny o stal uderza, do ciemni swojej zmierza.
On nigdy nie był pewien, liczba decyzji – jeden.
Z całą odpowiedzialnością, zrobił to z pewnością.
Ciało oddaje do złomu, ma błogosławieństwo łomu.
Stoi na świata szczycie, w dłoniach trzymając życie.
Robi krok do przodu, kończąc czasy wzwodu.
Leci rozum ku ziemi, wołać mogą już niemi.
A skoczył człowiek do grobu, poznawszy smak stron obu.
Skoczył z serca wiosną, skrzydła mu nie wyrosną.
Leci na śmierć pewną, i duszę ma taką zwiewną.
On wie, co robić musi, inaczej się udusi.
Skoczył z kajdan zwolniony, jak mąż od swojej żony.
Już ziemię widzi w dole, krzyczy „umrzeć wole”.
Dumny o stal uderza, do ciemni swojej zmierza.
On nigdy nie był pewien, liczba decyzji – jeden.
Z całą odpowiedzialnością, zrobił to z pewnością.
.