Wejdę kiedyś do środka –
do siebie.
Marszem żałobnym
wypełnię żyły strachem skażone;
utknę gdzieś tam
w piekielnym niebie
z Nimi i Im podobnym.
.
Wstanę potem jak Feniks –
złamane skrzydło złote.
Pieśnią straceńców
obudzę powieki zbrukane;
zliżę mózgowia wymioty
martwe już,
a jakby zaspane.
.
Jak żyletki są oczy -
tępe, choć błyszczą;
w słońcu,
w księżycu,
w sekcyjnej lampie.
Jak konary są palce –
twarde, choć w słodkim śluzie;
w końcu,
w mokrej głębi -
jak Harpie.
.
Spływa ślina
do rury bezdusznej;
krew płonie
w koronie drucianej;
starzec bez oczodołów
umarł na złotym tronie.
.
Wydziobię jak czarne kruki
z ran ciętych
słodkie mięso.
Wygryzę jak głodne wilki
z padliny
resztki mdłego szpiku -
kęs za kęsem,
kęs za kęsem,
powoli –
od zmierzchu aż do świtu.
.
Odpłynie łajba.
Samotnie przysiądę na brzegu;
jak zawsze,
jak tu tęskno,
jak cicho.
Czy pokoje wolne?
Jak co dzień
szukam noclegu.
W ŚRODKU
1"Być może pewnego dnia doznam nagle objawienia
I zobaczę drugą stronę tego monumentalnego, groteskowego żartu.
I zaśmieję się wtedy.
I zrozumiem, czym jest życie."
Sylvia Plath
www.bartoszmikolajczyk.pl
I zobaczę drugą stronę tego monumentalnego, groteskowego żartu.
I zaśmieję się wtedy.
I zrozumiem, czym jest życie."
Sylvia Plath
www.bartoszmikolajczyk.pl